Przystępowałem do lektury książki
Dom sióstr (
Link Charlotte)
z pozytywnym nastawieniem, zaintrygowany okładkowym opisem. Zresztą twórczość Charlotte Link od dawna chciałem poznać. Niestety to moje bodaj drugie (po Richardzie Paulu Evansie) gorzkie rozczarowanie w tym roku.
Niemiecka para z wieloletnim stażem - Ralph i Barbara - wyjeżdżają na święta do malowniczego, trochę mrocznego Yorkshire. Od dawna nie umieją się porozumieć i ta wyprawa właściwie jest ostatnią próbą ratowania ich małżeństwa. Jednak od początku nic się nie udaje. Z powodu śnieżycy Ralph i Barbara zostają odcięci od świata w wielkim, mrocznym domu. Nie ma prądu, dokucza chłód, a zapasy żywności powoli się wyczerpują. Małżonkowie próbują jakoś przetrwać. Nieoczekiwanie Barbara natrafia na autobiograficzną powieść poprzedniej właścicielki domu - zmarłej Frances Gray. Niebawem nie może się oderwać od lektury. Trzeba przyznać, że trudno oderwać się również czytelnikowi - zapiski Frances to pasjonująca, pełna namiętności saga rodzinna rozgrywająca się w latach 1907-1943. No bo właściwie jest to interesujące - rywalizacja sióstr o jednego mężczyznę, w tle walka o równouprawnienie kobiet i dwie wielkie wojny, pociągające za sobą ofiary, zmianę myślenia i potrzebę dostosowania się do nowych czasów.
Problem w tym, że cała książka pod względem technicznym wypada po prostu kiepsko. Czytając, miałem wrażenie, że autorka przeczytała najpierw "Przeminęło z wiatrem" i później próbowała stworzyć coś na podobieństwo wielkiej powieści Margaret Mitchell. Dwie kobiety i jeden mężczyzna to motyw powiedzmy dość ograny, ale takie kopie jak: odważna dziewczyna wracająca w wojennej zawierusze do domu, aby trafić prosto na pogrzeb matki (tak samo było ze Scarlett i Ellen!). Później oczywiście ta sama dziewczyna przejmie ster i pokieruje rodzinną posiadłością, budząc niekiedy zgorszenie wśród lokalnej społeczności. I przy okazji zniszczy sobie dłonie pracą (a jak pamiętamy to po zniszczonych dłoniach Rhett Butler poznał, że jego ukochana kłamie co do dobrego prosperowania Tary). No i jest jeszcze siostra, która swoją nierozwagą doprowadza pośrednio do śmierci ojca (jak Zuela, młodsza siostra Scarlett).
Być może dałoby się jeszcze ciut przymknąć oczy na te rażące podobieństwa, gdyby chociaż postaci dorównywały tym, które wyszły spod pióra Mitchell. Niestety żadna z nich nie jest aż tak wyrazista, każda pozostaje w pewnym sensie sztampowa. Jeśli do tego dodamy nieciekawą narrację, zbyt częste ocieranie się o pospolity harlekin, a także przewidywalność, okaże się, że lektura zapisków Frances Gray jest po prostu ciężkostrawna. Jeszcze gorzej wypada warstwa współczesna. Barbara i Ralph są niemożliwie papierowi, a ich historia zupełnie pozbawiona życia. Charlotte Link niepotrzebnie umieściła ich w ekstremalnych warunkach - kwestie głodu czy trudnego położenia zamyka w kilku nieciekawych akapitach. Można było to wszystko rozegrać mniej spektakularnie. A już zakończenie - które ma chyba uczynić z "Domu sióstr" mroczny thriller - ciągnie się i ciągnie, a wytworzone nagle napięcie opada... jak zachwyt czytelniczy.
Kiepska to książka, naprawdę kiepska. Postawiłem 3, bo mimo wszystko szybko się czytało. I całe szczęście. Nie wrócę już ani do Domu sióstr, ani do Charlotte Link.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.