Dodany: 03.05.2007 10:48|Autor: dot59
Bon ton z myszką
Wśród swoich licznych słabości mogę wymienić i tę do lektur „z myszką”. Pociąga mnie sam fakt ich inności: niespotykany już dziś rodzaj oprawy, gatunek papieru, krój czcionki – ale także archaiczne słownictwo i stylistyka, i opisy zdezaktualizowanych realiów. Niestety, za późno zdałam sobie sprawę, że nie wszyscy podzielają te zainteresowania – i dlatego z babcinej biblioteczki udało mi się ocalić tylko jeden relikt z czasów II RP: niepowtarzalny poradnik savoir-vivre’u dla społeczeństwa „o ustroju szczerze demokratycznym”[1], mający służyć pomocą obywatelom, których rodzice „nie potrafią ich uzbroić w przepisowy rynsztunek salonowy”[2]. A do tego rynsztunku autorka najwyraźniej przywiązywała ogromną wagę, przekonywała bowiem czytelników, że „kulisy historii zanotowały niejedną klęskę międzynarodową, spowodowaną brakiem form towarzyskich u dygnitarzy”[3]; skoro zatem w Polsce, „którą dał nam Józef Piłsudski”[4], dygnitarzem mógł zostać – przynajmniej teoretycznie - syn sklepikarza albo fornala, postanowiła w swej książce wyłożyć podstawy zachowania się w sferach przynajmniej średnich.
Dla nas, którym zdarza się zobaczyć głowę państwa żującą gumę podczas oficjalnej uroczystości, albo parę nastolatków, obściskujących się na ulicy w pozie, która w latach 30. uchodziłaby za zbyt nieprzyzwoitą nawet w nocnym klubie, usłyszeć parlamentarzystów obrzucających się na sali sejmowej grubymi epitetami, czy też prezentera telewizyjnego zwracającego się do dwakroć starszego uczestnika teleturnieju per „ty”- czyż nie jest stratą czasu lektura podobnego podręcznika? Któż dzisiaj, idąc na przyjęcie, choćby i najbardziej wystawne, spodziewa się dostać „u wejścia bileciki z informacją: pan X proszony jest podać ramię pani Y?”[5], a goszcząc u przyjaciół oczekuje, że służba gospodarzy poda mu rano śniadanie na tacy i zabierze „ubranie i obuwie do czyszczenia”[6]? Kto jeszcze pisuje tradycyjne listy, a jeśli nawet pisuje, to czy i gdzie zamawia papier listowy „z umieszczoną u dołu własną jakąś dewizą”[7]? Kto – nawet w wolne dni – składa wizyty o dwunastej w południe? Która kobieta zechce podczas upałów gwoli elegancji „na lekką suknię narzucić lekki płaszcz”[8]? I tak by można bez końca.
Ale kiedy wgłębimy się w te dawno przebrzmiałe kanony, okazuje się, że wiele z nich może mieć zastosowanie i dziś. Nic nie straciła na aktualności porada, by w miejscu publicznym nie przyglądać się ludziom zbyt natarczywie, by w towarzystwie nie pozwalać sobie na złośliwe uwagi o jakiejś osobie (zwłaszcza jeśli nie zna się dokładnie relacji między obecnymi), czy też, by powstrzymać się od palenia w towarzystwie niepalących. Bo nawet w obliczu zmieniających się zwyczajów pozostaje aktualna odwieczna zasada grzeczności – by swoim zachowaniem nie krzywdzić, nie nękać i nie wprawiać w zakłopotanie innych...
A przy tym ileż staroświeckiego uroku mają te opisy polecanych przez autorkę strojów, te menu proszonych obiadów, te wzory zaproszeń i formułki korespondencyjne! Od razu staje przed oczyma sceneria „Nikodema Dyzmy”, „Granicy”, albo i „Trędowatej”...
---
[1] Maria Jehanne z Colonna-Walewskich Wielopolska, „Obyczaje towarzyskie”, [wydawca nieznany], Lwów 1938, s. 3.
[2] Tamże, s. 202.
[3] Tamże, s. 4.
[4] Tamże, s. 3.
[5] Tamże, s. 58.
[6] Tamże, s. 75.
[7] Tamże, s. 199.
[8] Tamże, s. 97.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.