Dodany: 04.08.2011 09:59|Autor: MELCIA

Książki i okolice> Książki w ogóle

3 osoby polecają ten tekst.

Autor i dzieło. Moralność?


Wyobraźcie sobie taką sytuację (a możliwe, że wielu z Was już się przytrafiła): czytacie jakąś książkę i bardzo Wam się podoba, uznajecie ją za arcydzieło. Stawiacie jej w BiblioNETce wysoką notę i przez ładnych parę dni nie możecie wyjść z podziwu. A potem dowiadujecie się, że autor ukochanej książki np. sympatyzował z faszyzmem, był rasistą, popierał totalitaryzm albo popełnił jakiś czyn, który uważacie za niedopuszczalny i niemoralny (aha, i nigdy nie okazał skruchy ani nie zmienił poglądów, choć miał okazję ku temu). Czy to, czego się dowiedzieliście, będzie miało JAKIKOLWIEK wpływ na Waszą ocenę książek tego pisarza?

Dla mnie jest to częsty powód rozterki. Niestety (albo też: na szczęście, jak wolicie), nie potrafię całkowicie oddzielić dzieła od osoby autora. Zawsze to, co wiem o życiu pisarza, towarzyszy mi podczas lektury jego dzieł. Z jednej strony to źle, bo przecież ocena książki powinna być bezstronna. Jeśli rzecz jest napisana genialnie, to co szkodzi, że jej "tatuś" bądź "mamusia" wiódł (wiodła) życie moralnie naganne? Ale zawsze istnieje odwrotna strona medalu. Poglądy autora często znajdują odbicie w tym, co napisał. Czasami powieść czy wiersz doskonały pod względem formy propaguje zło (albo coś, co WY uważacie za zło). Czy sztuka powinna być dla nas ważniejsza niż moralność?

Może podam konkretny przykład. Bardzo podobały mi się, i nadal podobają, wiersze Bruna Jasieńskiego. Uważam, że są naprawdę przepiękne i polecam je najszczerzej wszystkim miłośnikom dobrej poezji. Jednakowoż, przeczytałam ostatnio to i owo o życiu ich autora. Teraz, mimo chęci, nie mam już do "młodego, genialnego" takiej sympatii, jak wcześniej. I wcale nie chodzi o jego poglądy skrajnie lewicowe ani o emigrację do Kraju Rad. Rzecz w tym, że Jasieński akceptował istnienie łagrów i wszelkie metody walki z "wrogiem klasowym" (poświęcił nawet temu artykuł). Tym sposobem wiersze nadal są dla mnie godne podziwu, ale autor już nie. I dostały w BiblioNETce piątkę, a nie szóstkę. Nie twierdzę, że tak powinno być, ale nie mogłam się powstrzymać. Rzecz działa też w drugą stronę. Oceniając utwory Herberta, brałam pod uwagę przede wszystkim ich walory literackie, ale fakt, że niosą one ze sobą piękne Przesłanie i że ich autor był człowiekiem godnym szacunku, również miał pewien wpływ na tę ocenę (z założenia nie do końca obiektywną).

Oczywiście, nie nawołuję do stawiania jedynek autorom "niewłaściwym" ani broń Boże do żadnej cenzury. Jestem jak najbardziej przeciwko takim pomysłom. Według mnie, w BiblioNETce może być nawet "Mein Kampf" czy inne książki nawołujące do mordów, tylko, przebóg, nie oceniajmy ich za sam język i styl! Chyba w literaturze nie liczy się tylko sama literatura, ale również wartości (albo ich brak), jakie propaguje? A to ściśle łączy się z osobą autora i jego przekonaniami (lub też brakiem przekonań, skrajnym nihilizmem). Prawda?

Liczę na ożywioną dyskusję. Mam nadzieję, że nie pobijecie mnie za to, co naskrobałam o Jasieńskim. Mimo rozterek moralnych, nadal uważam tego pana za genialnego poetę i zachęcam do lektury jego wierszy.

Jeśli na forum był już taki temat (przeglądałam wątki, nie znalazłam), to proszę o surowe napomnienie i miłosierne podanie mi odpowiedniego linka :-)
Wyświetleń: 9249
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 22
Użytkownik: gowerus 04.08.2011 10:11 napisał(a):
Odpowiedź na: Wyobraźcie sobie taką syt... | MELCIA
Rozterki, o których napisałaś, zdarzają mi się również często. Myślę, że jeżeli pisarz nie świadczy swoim życiem tego, co pisze i o czym pisze, nie jest to wiele warte. Jeżeli był np. komunistą, pisał w duchu komunistycznym, to jest to do według mnie do zrozumienia i wybaczenia. Miałem np. ochotę wziąć się za prozę Andrzeja Kuśniewicza, dowiedziałem się jednak, iż był bardzo aktywnym współpracownikiem SB, niestety wielu ludziom szkodził, donosił nawet na umierającego Pawła Jasienicę. I szczerze mówiąc, odechciało mi się czytać jego książek. Ponoć pod koniec życia sumienie ruszyło, czy aby rzeczywiście?
Uważam, że biografia jest nie do oddzielenia od literatury. Nikt nie pisze przecież w próżni. Ta zależność literatura - biografia jest być może dwukierunkowa.
Użytkownik: gowerus 26.11.2012 11:10 napisał(a):
Odpowiedź na: Rozterki, o których napis... | gowerus
Mała poprawka, czy też rewizja mojego podejścia. Uważam, że nie sposób grzechami czy grzeszkami autora przekreślać jego dzieła, ostatecznie nikt nie jest przecież bez winy, jakkolwiek to nie zabrzmi naiwnie i banalnie. Druga rzecz: nie wiemy często, z jakim stanem świadomości ktoś umiera, a nuż dojrzał?
Użytkownik: exilvia 04.08.2011 11:11 napisał(a):
Odpowiedź na: Wyobraźcie sobie taką syt... | MELCIA
Ja się skłaniam ku poglądowi, że dzieła przerastają często swoich twórców. I nie skreśla wartości filozofii Heideggera jego epizod faszystowski. Jeśli da się dzieło czytać i interpretować bez mieszania do niego biografii (bo jest to TYLKO jeden ze sposobów interpretacji), a dzieło jest warte uwagi, to wydaje mi się to słuszne. Ale jest też druga strona medalu: emocje czytelnika. Np. po tym, jak się dowiedziałam o skłonności Lewisa Carrolla do małych 'alicji', odczuwam niechęć do arcydzieła, które napisał. Miałam zamiar przeczytać je po raz kolejny, ale nie mogę się przemóc.
Użytkownik: Zoana 04.08.2011 16:30 napisał(a):
Odpowiedź na: Ja się skłaniam ku pogląd... | exilvia
W zasadzie nie do końca wiadomo, jak to było z tym Carrollem... Niedawno trafiłam na ciekawy tekst na jego (i innych piszących książki dla dzieci) temat: http://www.kiedybylammala.art.pl/wszystko.html, może Cię zainteresuje i trochę zmieni nastawienie do autora "Alicji". :)

Użytkownik: exilvia 04.08.2011 16:34 napisał(a):
Odpowiedź na: W zasadzie nie do końca w... | Zoana
Z przyjemnością przeczytam - dziękuję! Uwielbiam "Alicję..", a teraz nie mogę jej czytać. Może po-może. :D
Użytkownik: aleutka 04.08.2011 14:32 napisał(a):
Odpowiedź na: Wyobraźcie sobie taką syt... | MELCIA
Dla mnie to nie jest problem. W przypadku powiesci oczywiscie, fikcji generalnie. Ksiazka zyje wlasnym zyciem, to troche tak jakby obwiniac dziecko za bledy czy winy rodzica. To, ze Milne mial trudne kontakty z wlasnym synem nie jest przeciez wina Puchatka ;)

Dodatkowo w bardzo podatnym wieku przeczytalam Zdradzone testamenty Kundery i Wyklady o literaturze Nabokova. Zgadzam sie z tezami tam zawartymi. Potem czytalam tez inne ksiazki "pisarze o czytaniu" i uderza mnie jak bardzo wszyscy oni sa zdumieni biograficzna interpretacja dziel, nieumiejetnoscia oddzielenia ksiazki od autora. Kundera pisze wrecz brutalnie ze wciskanie Kafki w kontekst autobiograficzny, jego fobie itd jest okradaniem ksiazek z tego co w nich najcenniejsze. Podobnie Faulks, w "Faulks on fiction".
Użytkownik: MELCIA 04.08.2011 15:58 napisał(a):
Odpowiedź na: Dla mnie to nie jest prob... | aleutka
Chyba czasem lepiej patrzeć na dzieło poprzez autora niż na autora poprzez dzieło. Nabokova mam tu na myśli, oraz pewne osoby, które po sukcesie "Lolity" zaczęły go niesłusznie podejrzewać o pedofilię. To też jest przykład nieumiejętności oddzielenia powieści (czy też jej narratora) od autora. W takich przypadkach ta nieumiejętność jest szkodliwa, a poza tym świadczy o naiwności czytającego. Jak wiadomo, pisarz nie zawsze powinien być utożsamiany z narratorem czy podmiotem lirycznym, to nam tłumaczą poloniści już od podstawówki :) Jednakowoż, autor często potrafi "sprzedać" swoje poglądy w książce nie za pośrednictwem swego alter ego, ale zgrabniej i subtelniej, bo poprzez propagandę. Wtedy pisarz SUGERUJE CI (a im lepszym jest pisarzem, tym lepiej to robi) co jest dobre, a co złe. A Ty możesz się z nim zgodzić albo nie. Ważne, żeby zdawać sobie sprawę z tejże propagandy. I odpowiedzieć na pytanie, od którego zaczęła się dyskusja: czy niemoralność autora ma wpływ na mój odbiór jego książki?

Fakt, Aleutko, książki żyją własnym życiem. To od nas zależy ich wybór, interpretacja, ocena. Ale autor też odgrywa tu jakąś rolę, bo to on powołał książkę do życia. I chyba pisarz ma większy wpływ na wymowę swego utworu, niźli matka na charakter rodzącego się dziecka. Przecież świadomie i twórczo je kształtuje.

A tak nawiasem mówiąc... Milne naprawdę miał trudne kontakty z Christopherem, czy to taki żart był? ;)

Użytkownik: exilvia 04.08.2011 16:07 napisał(a):
Odpowiedź na: Chyba czasem lepiej patrz... | MELCIA
Hehe, a co zrobić z autorem, który występuje we własnej książce, jak Houellebecque w swojej najnowszej (jeszcze w Polsce nie wydanej)? ;-) Chyba jednak nie ma wyjścia i trzeba się zdystansować, a literaturę wszelkiego typu czytać krytycznie. Autorzy zawsze coś tam propagują, ale czy to zaraz jest propaganda? ;-)
Użytkownik: aleutka 05.08.2011 14:22 napisał(a):
Odpowiedź na: Chyba czasem lepiej patrz... | MELCIA
W ogole nie nalezy patrzec na autora poprzez dzielo (fikcyjne). Gotowa jestem tu zaraz armaty wytaczac w obronie Nabokova wlasnie - ludzie ktorzy twierdza, ze Lolita "propaguje" pedofilie, albo ze autor jest pedofilem po prostu nie umieja czytac. Owszem skladaja litery w wyrazy i zdania, ale czytac nie umieja. Potem tacy wlasnie ludzie twierdza, ze Gatsby "propaguje" zgnile bogactwo, Hemingway albo Faulkner picie alkoholu, ze Dom na Placu Waszyngtona propaguje niemoralnosc, bo corka tam sprzeciwia sie ojcu, a "Bracia Lwie Serce" Astrid Lindgren to "obraza dla wszystkich ruchow narodowyzwolenczych na swiecie". (Wszystkie te zarzuty naprawde padly wobec tych ksiazek). Jesli ktos czyta ideologicznie to jego problem, ale nieuchronnie prowadzi to do takich wlasnie potworkow. Ja twierdze - dosc drastycznie chyba - ze naprawde dobra literatura nie propaguje zadnych idei. Jezeli literatura piekna powstaje w celu propagowania idei mamy potem urocze ramotki, w rodzaju nie wiem, Nad Niemnem (w najlepszym przypadku). Dobra literatura propaguje empatie, propaguje jedynie wizje, ze zycie jest bardziej tajemnicze i zlozone, niz sie wszystkim ideologom (zwlaszcza totalitarnym) wydaje i ze nie ma ostatecznych odpowiedzi. Po przeczytaniu Pani Bovary mozesz nadal potepiac cudzolostwo, ale nie bedziesz kamieniowal, trudniej ci bedzie tak latwo potepic osobe. Pelniej zdajesz sobie sprawe, ze sytuacje sa zlozone, choc trudno to ujac w slowa. Choc oczywiscie zawsze beda tacy, ktorzy odloza ksiazke z przekonaniem, ze Emmma to dziwka i koniec a klasyk odfajkowany.

Argument, ze autor powolal ksiazke do zycia i mial wplyw na wymowe utworu WIEKSZY niz rodzice na dziecko mnie nie przekonuje. Rownie dobrze mozna wlasnie twierdzic, ze rodzice-zbrodniarze wychowuja dziecko to maja na nie przepotezny wplyw i potepic dziecko rownie latwo. A to blad.

Niestety, niestety - kontakty Milne'a z Christopherem byly wrecz przeciwienstwem tych opisanych w ksiazce. Zionely chlodem i dystansem, ktory bardzo Christophera bolal. On zreszta potem twierdzil, ze ojciec w tej ksiazce opisal najprawdopodobniej swoje glebokie marzenie i tesknote, ale nie rzeczywistosc... Przykro mi jesli zatrulam ci Puchatka z tego powodu.
Użytkownik: MELCIA 05.08.2011 14:47 napisał(a):
Odpowiedź na: W ogole nie nalezy patrze... | aleutka
Ja sama broniłabym Nabokova przed pomówieniami, gdyby się jakaś okazja przytrafiła :) To oczywiste, że powinniśmy wystrzegać się pochopnych sądów, ale całkowita rezygnacja z oceniania i książek, i postępowania ich autorów, również jest skrajnością. Gdybyśmy nie mieli nigdy problemów ani rozterek związanych z literaturą, na cóż by się zdało nasze forum?

Cieszę się, że założyłam ten wątek, bo po pierwsze interesująca dyskusja już się rozwija, a po drugie dowiaduję się wielu ciekawych rzeczy na temat książek i ich autorów. Biedny Krzyś! Widocznie Milne miał cechy stereotypowego Anglika: chłód, dystans, nieumiejętność mówienia o uczuciach... Ale nawet jeśli nie potrafił na co dzień okazywać czułości synkowi, to przynajmniej umiał pięknie opisać swoją tęsknotę i marzenie o lepszych relacjach z Krzysiem. Dlatego, Aleutko, nie martw się: nie zatrułaś mi Puchatka :)
Użytkownik: aleutka 05.08.2011 23:00 napisał(a):
Odpowiedź na: Ja sama broniłabym Naboko... | MELCIA
Problemy i rozterki zwiazane z literatura - jak najbardziej. Z osoba autora - juz mniej albo wrecz wcale. Pisal o tym takze Baranczak na przyklad - wypowiadal sie gdzies o Chriscie Wolf - jako pisarka ktorej zarzucano wspolprace z rezimem miala w swoim czasie spore problemy.Baranczak powiedzial wtedy, ze jego problem z Wolf polega na tym, ze to sa kiepsko napisane ksiazki. Gdybyz byly dobre! "Zapewne nie chodzilbym na koktajle z jej udzialem, ale wielkosc jej dziela miejmy nadzieje potrafilbym docenic" I o to wlasnie chodzi - nalezy moim zdaniem absolutnie unikac oceniania ksiazek ze wzgledu na osobe autora.

Pisarze wiedza, jakie sa imponderabilia. Kiedy na Tuwima rozpetala sie nagonka z powodu jednego z wierszy (bo "niesluszne" tresci glosil) i przerazony Julian zamknal sie przed swiatem wyslano Staffa z negocjacja. On slynal z taktu i empatii wlasnie, z umiejetnosci negocjacji. Zamkneli sie w pokoju i strasznie dlugo rozmawiali a przyjaciele gryzli palce. W koncu Staff wyszedl. Ano pogadalismy sobie, pogadalismy, wyjasnilismy wiele rzeczy. Ja mu od poczatku mowilem, ze ten wiersz ma problem. Tam sa asonanse!! Asonansow nalezy unikac!!

Ot, co.
Użytkownik: Czajka 05.08.2011 20:18 napisał(a):
Odpowiedź na: W ogole nie nalezy patrze... | aleutka
Ale wiesz, po przeczytaniu biografii Milna, wcale nie jestem taka pewna tego chłodu. Co prawda biografia była niewątpliwie przyjazna ojcu Krzysia i Kubusia, ale ja nie mogłam po niej wrócić do wspomnień Christophera, brzmiały dla mnie zbyt rozliczeniowo.
Gdziekolwiek by nie leżała prawda, pewne jest jedno - Kubuś położył się głębokim cieniem zarówno na ojcu jak i na synu. Ojciec, wiadomo, nie mógł się pogodzić z tym, że wszyscy kojarzą go jedynie z Kubusiem, a syn po pierwsze zmagał się z popularnością ojca i jego sukcesem w literaturze jak i odbiorem własnej osoby przez innych ludzi. A inni ludzie oczywiście patrzyli na niego przez pryzmat Krzysia. Mógł więc być niesprawiedliwy we wspomnieniach. Nie twierdzę, że kłamał, ale wystarczy, że pewne rzeczy uwypuklił.

Nie wiem jak było, ale tak sobie tez myślałam, nie wszyscy potrafią kochać dzieci, a może nawet nie tyle kochać, co tę miłość okazać. Dla niektórych dzieci są po prostu istotami z innej planety.
W Kubusiu jest dużo miłości, ale bardzo zaprawionej ironicznym spojrzeniem. A co ciekawe, Krzyś tam przecież jest dorosły. I sam.
Użytkownik: aleutka 05.08.2011 23:06 napisał(a):
Odpowiedź na: Ale wiesz, po przeczytani... | Czajka
Niewatpliwie, ja tez mam zblizone odczucia - Christopher nie klamal, bron Boze. Opisywal rzeczy tak jak je zapamietal i czul, a emocje kieruja sie swoja logika. Wyczuwalam wlasnie gorycz, chec rozliczenia, kto wie. Wlasnie dlatego napisalam, ze ten dystans go bolal. Moim zdaniem ten bol nigdy do konca nie minal i decydujaco zabarwil jego wspomnienia.
Użytkownik: Annvina 04.08.2011 16:05 napisał(a):
Odpowiedź na: Wyobraźcie sobie taką syt... | MELCIA
Ja też często się nad tym zastanawiam. Staram się oddzielić autora od dzieła, ale czasem jest to trudne. Nie wpływa to na ocenę książki, ale z pewnością wzbudza jakieś refleksje czy wątpliwości.
Zauważyłam jeszcze, że łatwiej rozgrzeszam autorów z odległej przeszłości niż tych bardziej współczesnych, może dlatego, że mniej wiemy o ich życiu, a może dlatego, że nie znamy wszystkich aspektów i przyczyn ich postępowania.
Bardziej ruszył mnie wspomniany już przez Aleutkę Milne i jego trudne kontakty z synem, niż fakt że autor Emila czyli o wychowaniu oddał swoje własne dzieci do sierocińca (nieważne, że potem żałował), pewnie też dlatego, że Puchatek, czytany mi przez Babcię w dzieciństwie jest mi zdecydowanie bliższy niż Emil omawiany pobieżnie na studiach.
Poza tym są książki, które aż się proszą o interpretację w kontekście biograficznym... Są pisarze, u których literatura mniej czy bardziej splata się z życiem, a są tacy, u których to dwa odrębne światy, choćby Karol May, który nie widząc nigdy Indianina i nawet nie będąc w Ameryce napisał jakże popularne (kiedyś, czy jeszcze?) powieści o Winnetou.
A z drugiej strony czy możemy w pełni zrozumieć dzieła Mickiewicza, choćby Pana Tadeusza bez kontekstu biograficznego i historycznego?
Czy możemy zrozumieć filozofię Edyty Stein bez kontekstu biograficznego? (skoro już była mowa o Heideggerze)
I jeszcze jeden cisnący się na usta, przepraszam, na klawiaturę przykład – Edward Stachura. Jego przeżycia z dzieciństwa i młodości w znaczącym stopniu wpłynęły na jego twórczość i odwrotnie, czy to nie idea Człowieka-Nikt (między innymi oczywiście) doprowadziła go do choroby psychicznej i samobójstwa...
Poruszyłaś bardzo ciekawy temat, Melusińska, i chyba nie mam tak całkiem sprecyzowanych poglądów, to zależy od książki, autora i tego jak bardzo jego postępowanie odbiega od mojego kadeksu moralnego...
Użytkownik: Czajka 05.08.2011 20:23 napisał(a):
Odpowiedź na: Wyobraźcie sobie taką syt... | MELCIA
Już tu gdzieś była dyskusja na ten temat, zaczęła się chyba od polarników, dla mojej oceny dzieła, nie ma żadnego znaczenia, że van Gogh był nieznośny w przyjaźni, ani że Hugo był erotomanem, oczywiście wolałabym, żeby byli ideałami. Ale nieco naiwnie pisał kiedyś Ruskin, że autor moralnego dzieła musi sam być moralny, a jeżeli tego nie widać, to ta moralność jest gdzieś ukryta głęboko, ale jest. :)
Użytkownik: exilvia 05.08.2011 20:55 napisał(a):
Odpowiedź na: Już tu gdzieś była dyskus... | Czajka
Polarnicy są tacy niemoralni? Kto by powiedział..
Użytkownik: jaruch 14.08.2011 20:57 napisał(a):
Odpowiedź na: Wyobraźcie sobie taką syt... | MELCIA
Witam. Arcyciekawa dyskusja. Czasami jest tak, ze dzieło "moralnie poprawne" jest próbą walki autora ze swoimi "niemoralnymi' słabościami. Dzieło jako wyraz tęskonoty za moralnościa, której autor ze względu na swe ułomności ludzkie nie jest w stanie osiągnąc. Oczyszczenie przez sztuke?
Użytkownik: MELCIA 15.08.2011 10:06 napisał(a):
Odpowiedź na: Witam. Arcyciekawa dyskus... | jaruch
"Oczyszczenie przez sztukę" i "wyraz tęsknoty za moralnością"? Często tak! Wystarczy wspomnieć np. Karola Maya albo Alfreda Szklarskiego. Obaj pisali albo obmyślali swoje książki w więzieniu, pokutując za pewne, hmm... niemoralności. A spójrzmy na bohaterów ich powieści, czyli Winnetou albo Tomka Wilmowskiego. Toż to chodzące ideały!
Użytkownik: argothiel 14.08.2011 21:16 napisał(a):
Odpowiedź na: Wyobraźcie sobie taką syt... | MELCIA
Ta jak i wiele innych rozterek znikają, gdy zmienimy nasze podejście na czysto utylitarne i pragmatyczne. Ocena książki dla mnie jest wyłącznie po to, żeby algorytm (lub inni użytkownicy) mi podpowiedzieli, co prawdopodobnie mi się spodoba. Koniec, kropka. ;) Nie oceniam autora, nie mam misji tworzenia "rankingu arcydzieł", nie oceniam też "języka i stylu". Książki, które uważam za wspaniale napisane, ale nieinteresujące dla mnie (np. "Pan Tadeusz"), ocenię zawsze nisko. Jeśli po poznaniu jakichś faktów o autorze jego utwory przestały mi się podobać, to dam im niską ocenę, żeby nie trafić na coś podobnego. Jeśli dalej jego dzieła uważam za interesujące, to je ocenię wysoko. Książki są po to, żeby je czytać i mieć z tego przyjemność (szeroko rozumianą), nie widzę tu żadnej większej moralnej odpowiedzialności. ;)
Użytkownik: jaruch 15.08.2011 13:51 napisał(a):
Odpowiedź na: Ta jak i wiele innych roz... | argothiel
Twórca zawsze ponosi odpowiedzialność za to, co stworzył. Myślę, że to podstawowa rzecz w posługiwaniu się słowem: brać odpowiedzialność za to co się mówi i pisze. Oczywiście, nie należy takiej miary przykładać do każdego dzieła, są jednak takie, które roszczą sobie szczególne prawo w tworzeniu postaw moralnych: za poglądy w nich zawarte autor ponosi odpowiedzialność, także za skutki z tych poglądów wynikłe. Sprawę odpowiedzialności autora komplikuje wiele czynników: percepcja dzieła, odległość historyczna pomiędzy autorem a czytelnikiem itp. Książka kształtuje ludzi a poprzez nich kształtuje rzeczywistość, dlatego chyba ważniejsze jest to, co autor stworzył niż to kim był. Jako osoba bowiem, mógł czynić dobro bądź zło jednostkowo, w sposób ograniczony do granic jego rzeczywistości, jako autor może wykraczać poza własny czas i poza własną przestrzeń. Może zmieniać rzeczywistość, zupełnie sobie nie znaną, rękoma swoich czytelników. Myślę, ze pisząc cokolwiek, musimy mieć tego świadomość. Wielki to przywilej twórców ale i wielka odpowiedzialność właśnie:)
Użytkownik: argothiel 16.08.2011 04:25 napisał(a):
Odpowiedź na: Twórca zawsze ponosi odpo... | jaruch
Oczywiście. Tylko Ty piszesz o odpowiedzialności autora, a ja piszę o naszej odpowiedzialności, gdy wystawiamy ocenę w Biblionetce. W końcu tego dotyczył pierwszy post w tym temacie. :)
Użytkownik: jaruch 16.08.2011 09:34 napisał(a):
Odpowiedź na: Oczywiście. Tylko Ty pisz... | argothiel
Zwracam honor:) Słuszna uwaga: troche nie na temat pisałem, trochę opacznie zrozumiałem Twój post i całą dyskusję. Przepraszam:)
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: