Dodany: 19.04.2007 15:50|Autor: tastaska

Książki i okolice> Z życia bibliofila

Niemiłe sytuacje


Wracając ze szkoły MKSem jak zwykle czytałam książkę. Ponad półgodzinna droga do domu bez znajomych... więc trzeba coś pożytecznego robić :) Tylko niektórych bardzo śmieszy, że ktoś lubi czytać. Pierwszy raz i mam nadzieję, że ostatni zostałam wyśmiana z tego powodu... ale nie przejmuję się tym. Ważne, że czytanie przyności mi ogromną przyjemność.
Czy mieliście kiedyś niemiłe sytuacje związane z książkami? Czy kogoś śmieszy, że czytacie? Jeśli tak temat był wcześniej to przepraszam (ja takiego nie widziałam). :)
Wyświetleń: 8425
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 16
Użytkownik: Agis 19.04.2007 18:16 napisał(a):
Odpowiedź na: Wracając ze szkoły MKSem ... | tastaska
Bardzo fajny temat. :-)
Ja mam takie wspomnienia z wakacji. Byliśmy z mężem w Bieszczadach i mi się zachciało kąpać. Nieopatrznie więc zdecydowaliśmy się na kilka dni w Solinie. Nieświadomi, że to raj dla nastolatków, którym po górach chodzić się nie chce, a po dyskotekach jak najbardziej. Kiedy po wodnych szaleństwach kładliśmy się wieczorkiem przed namiotem z książką, stanowiliśmy bardzo kuszący obiekt żartów młodzieniaszków. Nasze ulubione to: "O, patrzcie! Profesorki!" :-D
Użytkownik: mafia 20.04.2007 13:19 napisał(a):
Odpowiedź na: Wracając ze szkoły MKSem ... | tastaska
Mi się na szczęście nic niemiłego się nie trafiło. Na studiach sporo osób czyta, przynajmniej są osoby, które ode mnie pożyczają albo też mi pożyczają książki. W pociągach też mi się nic niemiłego nie trafiło. Obserwuję, że sporo osób czyta i są to zarówno kobiety, jak i mężczyźni.
Użytkownik: emilyb 20.04.2007 18:39 napisał(a):
Odpowiedź na: Wracając ze szkoły MKSem ... | tastaska
Często kiedy ktoś pyta mnie o ulubione zajęcie, to trochę boję się powiedzieć, że to czytanie, bo miałam parę sytuacji, kiedy ktoś uśmiechał się wtedy ironicznie. Często, o dziwno, bardziej śmieszy to dorosłych niż młodzież. No bo co to w końcu za szesnastolatka, która w wolnym czasie czyta, a polecana przez nią strona to Biblionetka?;)
Użytkownik: *dido*27 29.04.2007 11:54 napisał(a):
Odpowiedź na: Często kiedy ktoś pyta mn... | emilyb
>>>>trochę boję się powiedzieć, że to czytanie

Ja mam na to sposób. Kiedy zależy mi na rozmówcy (szanuję go, zależy mi na jego opinii) to bez ogródek mówię, że czytanie.

Kiedy natomiast nie zależy mi na opinii osoby, z którą rozmawiam (lub nie mam do niej szacunku) udaję "zwyczajną" imprezową nastolatkę, która wydaje całą kasę na ciuchy, chodzi na imprezy itd. itp. (prawda jest taka, że idąc kupić coś do ubrania (bluza, spodnie) kupuję sobie co najwyżej bieliznę czy szalik-coś małego, a więcej pieniędzy idzie na książki :) - w efekcie nie mam się w co ubrać, a biblioteczka pęka w szwach. Ale odeszłam od tematu :) )
Użytkownik: emilyb 01.05.2007 19:40 napisał(a):
Odpowiedź na: >>>>trochę bo... | *dido*27
Mi udawanie imprezowej nastolatki chyba by nie wyszło...:) Co do pieniędzy, to ograniczyłam ostatnio trochę wydatki na książki, bo zapisałam się do biblioteki, w której WRESZCIE COŚ JEST:)
Użytkownik: vinga9 02.05.2007 14:44 napisał(a):
Odpowiedź na: Wracając ze szkoły MKSem ... | tastaska
Nie pamiętam, żeby mnie spotkała jakaś naprawdę niemiła sytuacja... choć oczywiście w momencie, gdy na pytanie "Co najbardziej lubisz robić?", odpowiadam - "Czytać" ludzie, których poznaję patrzą na mnie nieco dziwnym wzrokiem :-)
Wśród moich znajomych czytam właściwie tylko ja. Ewentualnie moja bratowa się czasem na coś skusi, gdy jej polecę - ale są to sporadyczne przypadki.

Za to znalazłam się kiedyś w całkiem zabawnej sytuacji: Jeszcze za czasów licealnych, latem, siedząc w pubie napomknęłam koleżance o jakieś ciekawej książce, a na to mój kolega "Zwariowałaś? Książki czytasz? Przecież są wakacje!". Na twarzy miał wyraz autentycznego, bezbrzeżnego zdziwienia. Do dziś się śmieję, gdy przypominam sobie tę jego minę.
Użytkownik: Farary 07.05.2007 21:03 napisał(a):
Odpowiedź na: Wracając ze szkoły MKSem ... | tastaska
Teraz takie przypadki mi się raczej nie zdarzają, ale w dawnych czasach wziąłem ze sobą "Imię róży" na komisję poborową do woja. Książka się przydała, czekałem na swoją kolej ładnych parę godzin, ale dziwne spojrzenia, szepty za plecami, później kilka głupich odzywek... Bardziej mnie bawiło, że przypadkiem zszokowałem innych poborowych.
Użytkownik: agnes.t 10.05.2007 19:51 napisał(a):
Odpowiedź na: Wracając ze szkoły MKSem ... | tastaska
Nigdy nie rozstaję się z książką. Z tego powodu doleciało mnie już, że się izoluję, w przeszłości - że jestem kujonem. A ja jestem po prostu UZALEŻNIONA!!!
Użytkownik: Ingeborg 30.05.2007 14:57 napisał(a):
Odpowiedź na: Nigdy nie rozstaję się z ... | agnes.t
O tak! Ja to samo słyszę, że się izoluję. Bo wolę poczytać w łożku niż iść z kumpelami na dyskotekę (których zresztą nie znoszę...).

Poza tym w podstawówce kilka tekstów było, ale słabo je pamiętam. Przeważnie nie wzbudzam zainteresowania. Chyba, że biorę do pociągu "Kalevalę", bo akurat czytam (czytałam) czy inną cegłę.
Czasem mężczyźni (młodzi) w pociągu mnie zaczepiają i pytają czy czytam bo muszę, czy dlatego, że lubię...
Użytkownik: marlenn 31.05.2007 15:09 napisał(a):
Odpowiedź na: Wracając ze szkoły MKSem ... | tastaska
Z przyznawaniem się do czytania książek miałam problem zwłaszcza kilka lat temu, w czasach podstawówki, kiedy koledzy uważali to za czynność co najmniej głupią, a na pewno zbędną i niepotrzebną. Wtedy, z racji obawy przed wyśmianiem raczej nie chwaliłam sie przed nikim nową, świetną i właśnie przeczytaną książką. Unikałam tego tematu. Od tamtej pory mnóstwo się zmieniło. Teraz fakt, że czytam książki na pewno w niczym mi nie przeszkadza, a jeśli nawet komuś się to nie podoba i mi o tym mówi, to ja mam to totalnie gdzieś. Co mnie ma obchodzić, co myślą o mnie tacy ludzie:)
Użytkownik: oxygen_a 31.05.2007 17:21 napisał(a):
Odpowiedź na: Z przyznawaniem się do cz... | marlenn
Dokładnie, "tacy" ludzie... Nie rozumiem, jak można kogoś wyśmiać, że robi coś tak pięknego, jak czytanie książek. Ja się przyznam, że chodzę jeszcze do szkoły- co jakiś czas (chyba po każdym półroczu) wywieszana jest lista klas, które wypożyczyły najwięcej książek oraz indywidualnie- lista uczniów. Zaobserwowałam, że wiele osób czytających tę listę mają przy tym niezły ubaw!
Użytkownik: mafia 31.05.2007 17:22 napisał(a):
Odpowiedź na: Dokładnie, "tacy&quo... | oxygen_a
Ale ci co mają ubaw, to najwięcej stracą. I zauważą to za kilka lat.
Użytkownik: marlenn 31.05.2007 18:08 napisał(a):
Odpowiedź na: Dokładnie, "tacy&quo... | oxygen_a
Mi sie wydaje po prostu, że oni nawet nie zdają sobie sprawy jak wiele tracą nie czytając książek. Nie rozumieją, jak wiele książki mogą dawać przyjemności i innych korzyści. Być może konieczność czytania często przynudnawych lektur szkolnych ich do tego zniechęca i dlatego nie chcą próbować niczego więcej. Szkoda..
Użytkownik: anne 31.05.2007 17:36 napisał(a):
Odpowiedź na: Wracając ze szkoły MKSem ... | tastaska
hmmm, ja to jestem nierozerwalną całością z książką, tylko "ekwipunek" się zmienia:-D

Kiedy mi dokuczają z powodu mojego uzależnienia (nigdy nie byłam na tyle społeczna, aby zamknąć to miejsce gdzie jest punkt kulminacyjny i powiedzieć coś więcej niż "cześć") to sie nie przejmuję, tylko, że później słyszę rzeczy typu: "Hej, jaka fajna książka... Choć usiądź, jesteś fajna wiesz? a dasz do przepisania zeszyt od polaka?" i mogłam bez żenady powiedzieć "Ojej, zeszyt mam w plecaku, a pamiętasz co mówiłeś/łaś pół roku temu?" I odchodzę zostawiając skonsternowanego interesanta za sobą. Nawet nauczycielki niektóre są zdziwione, że dużo tekstów umieszczonych w podręczniku znam (ach, te wakacje i nowe podręczniki)...
Użytkownik: Ysobeth nha Ana 29.07.2007 01:53 napisał(a):
Odpowiedź na: hmmm, ja to jestem nieroz... | anne
No, nauczycielki dziwiące się że ja wiem coś, czego nie ma w podręczniku, dziwiły z kolei mnie - uważałam za dosyć niemądre pytanie, "A skąd ty to wiesz?" No jak to skąd, przeczytałam, co w tym dziwnego... Pierwszy raz zdarzyło mi się coś takiego w trzeciej klasie podstawówki, gdzie lektury wydawały mi się przeznaczone dla przedszkolaków (i to z młodszych grup) - taka np. kilkustronicowa książeczka z wierszykiem o Wiśle ("wije się rzeczka, jak niebieska wstążeczka") - jak można coś takiego w ogóle nazywać książką?... Wtedy to nauczycielka zdziwiła się, że na pytanie dotyczące bieżącej lekcji odpowiedziałam wyczerpująco - a ja się dziwiłam, o co jej chodzi: przecież jest napisane jak wół w podręczniku, tekstu może ze dwa akapity, zapoznanie się z nim i zapamiętanie treści zajęło mi mniej więcej minutę :/
Później jeszcze w starszych klasach omawiany był (dość pobieżnie) polarnik Roald Amundsen, a ja wywołana do odpowiedzi zaczęłam opowiadać o jego dzieciństwie i jak od smarkacza przygotowywał się do przyszłych wypraw. "A skąd ty to wszystko wiesz?!" No jak to, przecież mamy w domu książkę pt. "Roald Amundsen", o jego życiu właśnie, czytałam ją dwa lub trzy razy, to i pamiętam... Najwyraźniej, biedne kobiety, przyzwyczaiły się, że uczeń jako taki z zasady nie czyta nic, do czego nie jest przymuszony groźbą dwói (pałek czyli jedynek wtedy nie było, szóstek zresztą też).
Użytkownik: Doktor Zawisza 15.02.2008 23:25 napisał(a):
Odpowiedź na: No, nauczycielki dziwiące... | Ysobeth nha Ana
Ja nie miałem takich sytuacji. Sąsiedzi, jak chcą pożyczyć np. sól, i wchodzą do mojego mieszkania, na widok stosów książek reagują pozytywnie. Mówią "to nie wiedziałam, że mamy za ścianą miłośnika literatury". Zawsze jest to bardzo miłe. Nigdy nikt nie powiedział mi nic przykrego z tego powodu.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: