Dodany: 24.01.2011 18:07|Autor: agatatera

W sieci życia


Nick i Tess, szczęśliwe małżeństwo z dwójką uroczych, małych dzieci. Tess wykładała na uniwersytecie, ale po długim zastanowieniu stwierdziła, że chce być matką na pełny etat i zrezygnowała z pracy. Nick jest chirurgiem plastycznym, bardzo dobrym, znanym i poważanym. Całymi dniami nie ma go w domu, praca jest jego pasją. Tess generalnie nie protestuje, bo wie, jak bardzo kocha on swoją pracę i że widzi w niej powołanie do ratowania innych. Chociaż oczywiście trochę jej to jednak przeszkadza, bo wszystko jest na jej głowie - od załatwiania rachunków, przez zakupy, pełną opiekę nad dziećmi, do podejmowania właściwie prawie każdej decyzji. Natomiast Nick nie dostrzega, że Tess nie rozkoszuje się plotkowaniem z bogatymi mamuśkami z okolicy, a ma też masę roboty. Jednak generalnie - żyje im się dobrze, kochają się i pociągają fizycznie.

Właśnie świętują siódmą rocznicę ślubu, gdy w trakcie kolacji Nick zostaje wezwany do szpitala. Tess oczywiście nie protestuje, bo jakże tu odmówić, gdy chodzi o poparzonego małego chłopca. Charlie - tenże maluch - był na przyjęciu urodzinowym kolegi i nikt nie wie, jakim cudem znalazł się nagle zbyt blisko ogniska, przez co trafia do szpitala z oparzeniami twarzy i jednej dłoni. Nick rzuca się w wir ratowania zdrowia małego, i na dodatek zaprzyjaźnia się z nim. Spędzają ze sobą coraz więcej czasu, a to automatycznie powoduje rozkwitanie przyjaźni również z mamą Charliego - Valerie.

Valerie, cóż mogę o niej powiedzieć... Charlie to efekt młodzieńczego romansu z artystą, który ją rzucił i wyjechał nie wiedząc nawet o ciąży, a Valerie nigdy mu o dziecku nie powiedziała. Skończyła studia prawnicze i od kilku lat pracuje w kancelarii. Oprócz synka oraz brata bliźniaka z nikim praktycznie nie jest blisko - nie ma przyjaciółek, dobrych znajomych, właściwie nie umawia się na randki. Cały czas zastanawiałam się, dlaczego tak się dzieje. W każdym razie Nick ją fascynuje, pociąga, jest tego świadoma prawie od pierwszych chwil.

I tak rodzi się wielokąt, bo trójkątem tego nazwać nie mogę. Czy Valerie uwiedzie Nicka, czy też będzie na odwrót? A może pozostaną tylko przyjaciółmi? Może Nick zostawi swoją rodzinę i stworzy nową z Valerie i Charliem? A może wróci do Tess i dzieci? A może każde z nich będzie samotne? Możliwości jest wiele, jaką drogą poprowadzi nas autorka? Sprawdźcie sami!

Nie ma w tej książce właściwie nic odkrywczego, to wszystko już było. To dlaczego jest tak interesująca i czyta się ją tak dobrze? Może dlatego, że autorka stworzyła naprawdę realistycznych bohaterów i umiejętnie tka ich losy. A może dlatego, że rozwój akcji poznajemy na przemian z punktu widzenia każdego z trójki głównych bohaterów. A może dlatego, że wszystko jest tak... hm... gładko przeplecione, tak dobrze się zazębia, ale jednocześnie aż do końca nie wiemy, co się stanie. Fabuła jest ciekawa, od początku do końca było wciągająco i ciekawie. Bohaterowie są fajni, ale potrafią być też wkurzający, zdarzały się momenty, że praktycznie każde z nich mnie denerwowało. Jednocześnie każdemu z nich w jakimś stopniu współczułam, bo miałam wrażenie, że wpadli w sieć i nie mogą się uwolnić. Było mi żal Tessy, bo to taka sympatyczna, sensowna babka, dobra matka i żona, myśląca i starająca się, by wszystko szło jak najlepiej. Było mi żal Valerie, bo miałam wrażenie, że ten pierwszy, dziwny związek stworzył z niej kalekę emocjonalną, która nie potrafiła sobie ułożyć życia ani zrozumieć, czego chce od swego życia. Było mi żal Nicka, bo mimo że kocha rodzinę, to jednak się w tym wszystkim pogubił. Autorka wybrała dobry sposób na zakończenie powieści, przypadł mi do gustu, nie poszła w stronę słodzenia i ochów-achów.

Język powieści jest taki "normalny", ani zbyt prosty, ani zbyt wydumany. Wydanie jest naprawdę ładne (Wydawnictwo Otwarte, 2011) - ciekawa obwoluta, starannie wykonana twarda okładka, dobry papier, czcionka przyjazna dla oczu. Cena jest odpowiednia do jakości wydania.

Przeczytałam już prawie wszystkie książki tej autorki (zostało mi tylko "Sto dni po ślubie", ale te też mam na półce), więc myślę, że mogę już to powiedzieć: dla mnie jest to autorka nierówna. Bo "Coś pożyczonego" i "Coś niebieskiego" to dobre czytadła i generalnie nic ponadto. "Dziecioodporna" z kolei jest już średnia, jakby spadek formy. A znowu "Siedem lat później" to zdecydowany powrót do formy, dla mnie ta książka jest najlepsza ze wszystkich do tej pory czytanych. Ośmielę się wręcz stwierdzić, że widać w niej rozwój autorki. Jeżeli kolejne książki będą podobnej jakości, będziemy miały (bo chyba jednak głównie kobiety czytają Giffin) autorkę naprawdę dobrych czytadeł :).

Polecam wszystkim spragnionym dobrych powieści poruszających temat związków, zdrady, przyjaźni, nadziei, rodziny. Takich, które dają odrobinę uśmiechu, dużo wzruszeń, a jeszcze więcej pytań - co ja bym zrobiła (i zrobił, bo jakkolwiek by patrzeć, spora część książki to odczucia Nicka) w takiej sytuacji?



[Recenzję opublikowałam wcześniej na moim blogu]

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 4864
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 9
Użytkownik: misiak297 03.04.2011 16:15 napisał(a):
Odpowiedź na: Nick i Tess, szczęśliwe m... | agatatera
"Nie ma w tej książce właściwie nic odkrywczego, to wszystko już było. To dlaczego jest tak interesująca i czyta się ją tak dobrze?"

Właśnie... przez 3 dni nie umiałem się od tej książki oderwać. Czyta się ją świetnie. Historia stara jak świat, a jednak przekonująca. Świetnie zarysowane charaktery, umiejętnie opisane uczucia, pełnokrwiste postaci (i to nie tylko te główne). Cieszę się, że mamy na rynku coraz więcej ambitnej, ale przystępnej literatury obyczajowej.

Pod Twoją recenzją mogę się podpisać:) Warto tę powieść przeczytać.
Użytkownik: norge 09.11.2011 17:53 napisał(a):
Odpowiedź na: "Nie ma w tej książce wła... | misiak297
Engo i Misiaku, zawiadamiam, że "Siedem lat później" zostało przeze mnie przeczytane. Pochłonięte właściwie. No, dobrze, przyznam się, że jak otworzyłam książkę wczoraj w południe, to tak mnie wciągnęła, że czytałam już ciągiem do późnej nocy - z przerwami na czynności życiowe oczywiście. Zgadzam się z kazdym słowem recenzji engi, więc nie będę się rozpisywać na temat treści i wrażeń. Moje tempo czytania musi starczyć za wszelkie rekomendacje :)

Dodam jeszcze, że za największe plusy uważam leciutki humor oraz dystans, z jakim autorka opisuje sprawy hmm... powiedzmy banalne, ale jakże życiowe. Parę razy ryknęłam śmiechem. Uważam, że książka może zainteresować nawet tych, którzy nigdy nie byli zdradzani, ani sami nikogo nie zdradzili :))

Michał ma rację; "Siedem lat póżniej" można poziomem i stylem porównać z powieściami autorstwa Joanny Trollope. Kiedy jakiemuś polskiemu pisarzowi/pisarce uda się napisać coś równie prostego, mądrego, tak dobrze skonstruowanego i pozbawionego taniego sentymentalizmu/ kiczowatości?
Użytkownik: reniferze 06.02.2014 21:34 napisał(a):
Odpowiedź na: Nick i Tess, szczęśliwe m... | agatatera
"Nie ma w tej książce właściwie nic odkrywczego, to wszystko już było."

W przeciwieństwie do misiaka, na tym zakończę cytat z engi - bo dla mnie "Siedem lat później" to książka przeciętna, choć nie da się ukryć, że napisana sprawnie. Ale warsztat to nie wszystko, powinna pojawić się jakaś.. iskra boża. Tutaj jej zabrakło, więc książkę można odłożyć w każdym momencie - losy bohaterów nie wciągają, nie poruszają, nic nie robią ;). Ot, czytadło bez wielkich ambicji.
Użytkownik: misiabela 06.02.2014 21:39 napisał(a):
Odpowiedź na: "Nie ma w tej książce wła... | reniferze
Czytałam tej autorki tylko "Coś pożyczonego" i miałam co do książki podobne odczucia, jak Ty do tej. Bardzo średnie czytadło. Lubię sięgnąć po czytadło od czasu do czasu, ale tej pani już dziękuję.
Użytkownik: misiak297 06.02.2014 23:13 napisał(a):
Odpowiedź na: "Nie ma w tej książce wła... | reniferze
Ciekaw jestem, Reniferku - i piszę zupełnie bez złośliwości:) - co byś powiedziała o książkach np. takiej Matuszkiewicz czy Jeromin-Gałuszki. Dla mnie właśnie te powieści to są czytadła (i to takie gorszego sortu), a "Siedem lat później" to ciut ambitniejsza literatura. Choć pewnie te autorki odpadłyby u Ciebie w przedbiegach. Nie są dobre warsztatowo.
Użytkownik: reniferze 08.02.2014 12:36 napisał(a):
Odpowiedź na: Ciekaw jestem, Reniferku ... | misiak297
Na szczęście nie muszę czytać gniotów - jeden "Zakład o miłość" wystarczy mi w tej kategorii aż po kres ;).
Użytkownik: misiak297 08.02.2014 13:20 napisał(a):
Odpowiedź na: Na szczęście nie muszę cz... | reniferze
Tzn. z tymi książkami jest taka trudna sprawa, że to dla mnie nie są gnioty. To są po prostu źle napisane powieści, ale "gnioty" to byłoby za duże słowo.
Użytkownik: reniferze 09.02.2014 12:52 napisał(a):
Odpowiedź na: Tzn. z tymi książkami jes... | misiak297
Misiaku, no nie mów, że Lingas-Łoniewska nie tworzy gniotów :)! Pozostałych autorek nie znam, pewnie to i lepiej dla mojego spokoju..
Użytkownik: misiak297 09.02.2014 13:07 napisał(a):
Odpowiedź na: Misiaku, no nie mów, że L... | reniferze
Pisząc: "z tymi książkami" miałem na myśli autorki, które wymieniłem w swoim komentarzu:)
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: