Dodany: 12.01.2011 00:03|Autor: Annvina

Wszystko przez ten krupnik!


Od kiedy tylko pamiętam, 23 grudnia, w wigilię wigilii, na kuchennym stole pojawiała się ta właśnie książka. Zarówno u mojej Mamy, jak i u Babci. Mamy wydanie było zielone, a Babci - brązowe. Ani Mama, ani Babcia po dziesiątkach przygotowanych wieczerzy wigilijnych nie potrzebowały już przepisu na uszka, makowiec czy tym bardziej bigos, ale i tak co roku czytałyśmy te piękne przepisy przeplecione gawędą o staropolskich obyczajach. Bo przepis może być napisany zwyczajnie i może być napisany ładnie.

Choć wszyscy znamy fragment Pana Tadeusza o bigosie, wpleciony w przepis na bigos czytany na głos w pachnącej tymże bigosem kuchni brzmi wyjątkowo i świątecznie...

"W literaturze staropolskiej znajdujemy wiele serdecznych słów poświęconych tej potrawie. Ale najpiękniejszym pomnikiem literackim bigosu jest pochwała pióra Adama Mickiewicza w Panu Tadeuszu:

W kociołkach bigos grzano; w słowach wydać trudno
Bigosu smak przedziwny, kolor i woń cudną;
Słów tylko brzęk usłyszy i rymów porządek,
Ale treści ich miejski nie pojmie żołądek.
Aby cenić litewskie pieśni i potrawy,
Trzeba mieć zdrowie, na wsi żyć, wracać z obławy.
Przecież i bez tych przypraw potrawą nie lada
Jest bigos, bo się z jarzyn dobrych sztucznie składa.
Bierze się doń siekana, kwaszona kapusta,
Która, wedle przysłowia, sama idzie w usta;
Zamknięta w kotle, łonem wilgotnym okrywa
Wyszukanego cząstki najlepsze mięsiwa;
I praży się, aż ogień wszystkie z niej wyciśnie
Soki żywne, aż z brzegów naczynia war pryśnie
I powietrze dokoła zionie aromatem.
Bigos już gotów..."*.

Gdy w tym roku uświadomiłam sobie, że spędzę pierwsze święta Bożego Narodzenia z moim świeżo poślubionym małżonkiem i sama będę lepić uszka i piec makowiec, szybciutko upomniałam się o babciny egzemplarz "W staropolskiej kuchni", od kilku lat nieużywany. Święta bez tej książki byłyby niepełne, jak Wigilia bez opłatka, jak Wielkanoc bez jajka...

Nigdy jednak nie przyszło mi do głowy, żeby poza uszkami, makowcem i bigosem wypróbować pozostałe przepisy... aż do zeszłego tygodnia, gdy mój mąż zasugerował ugotowanie krupniku. Nigdy nie gotowałam krupniku, moja Mama nie znosi go jak morowej zarazy i żadna siła na niebie i ziemi nie zmusi jej do ugotowania tej staropolskiej zupy, jak więc miałam się nauczyć tej trudnej sztuki? Na moje szczęście w świątecznym zamieszaniu wigilijna lektura nie trafiła z powrotem na półkę, tylko zawieruszyła się w kuchni; szybkie zerknięcie w spis treści, jest! "Krupnik polski". Jeden z najstarszych przepisów polskiej sztuki kulinarnej, wbrew moim obawom, okazał się łatwy w przygotowaniu. W czasie, gdy słynny krupnik pyrkotał na kuchence, zaczęłam kartkować, podczytywać, czytać, zaczytywać się... tak, przeczytałam książkę kucharską od deski do deski, na szczęście pamiętając o zestawieniu krupniku z ognia, zanim się całkiem rozgotował.

Cóż za fascynująca lektura! Słusznie piszą autorzy we wstępie: "Oczywiście, że książka kucharska, tyle że nieco odmienna, bo ujęta w formę gawędy, w której przeplatają się typowo polskie przepisy kucharskie oraz - szkicowo zarysowana - historia polskiego obyczaju kulinarnego"**. Gawęda to właściwie słowo opisujące ową wędrówkę poprzez historię Polski od pierwszych Piastów, od rozważań, czym też Piast Kołodziej przyjął dwóch wędrowców na postrzyżynach Siemowita, jakie potrawy podano na zjeździe gnieźnieńskim, poprzez średniowieczne uczty, sarmackie biesiady, obiady czwartkowe króla Stasia, aż po trudne i mroczne czasy rozbiorów oraz dwóch wojen światowych.

"Polskie obyczaje kulinarne to nie tylko Polakom właściwy sposób odżywiania się. (...) Wielu z nas pamięta owe tragiczne, smutne Boże Narodzenia i Wielkanoce w czasie ostatniej wojny: szalejący terror hitlerowski, niepewność życia, głód i - upokarzająca gorycz narzuconej przez okupanta niewoli. Jakżeż krzepiły serca owe głodne wigilie tamtych lat z nieudolnie naśladującym tradycyjny barszcz wywarem z kilku przemarzniętych buraków i - zastępującym wigilijną rybę, z trudem zdobytym, podzielonym na malutkie kawałeczki - jednym śledziem. Z jakim wzruszeniem dzieliliśmy się opłatkiem, składając sobie życzenia i wspominając tych, którzy polegli w walce lub zginęli w gestapowskich więzieniach. Podobne wzruszenia towarzyszyły dzieleniu się tradycyjnym, wielkanocnym jajem. To nie były posiłki, albowiem nie mogły nasycić głodu, lecz patriotyczne symbole, pomagające wytrwać, przetrwać i - doczekać. Wyrosło młode pokolenie, które zna tamte mroczne czasy tylko z opowiadań i lektury. Dla nich wigilia i święcone to radosne święta rodzinne wokół suto i tradycyjnie zastawionego stołu, nie obciążone tragicznymi wspomnieniami. Oby takimi były już zawsze"***.

Książka ta, wydana w 1979 roku - przed pamiętnym Bożym Narodzeniem 1981 - nie wspomina, bo wspominać nie może o tragicznej dla wielu rodzin wigilii 1970.

Możemy dzięki niej zapoznać się z zawartością garnków i talerzy naszych przodków zarówno w chłopskich zagrodach, jak w szlacheckich dworkach, a nawet na królewskim dworze. Dowiemy się, co stanowiło podstawowe wyposażenie średnio zamożnej spiżarni, jakich przypraw używano, jakie trunki pijano, a także na jakiej zastawie jedzono. Wszystko to jest okraszone licznymi cytatami z dzieł literackich, listów i pamiętników zarówno Polaków, jak i zagranicznych gości zachwyconych bogactwem i różnorodnością polskiej kuchni. Perełką jest przepis na ćwikłę samego Mikołaja Reja:

"Nuż ćwikiełki w piec namotawszy a dobrze przypiekszy, nadobnie ochędożyć, w talerzyki nakrajać, także w faseczkę ułożyć, chrzanikiem, co najdrobniej ukrężawszy, przetrząsnąć, bo będzie długo trwała, także koprem włoskim trochę przetłukszy, przetrząsać, a octem pokrapiać, a solą też trochę przesalać, tedy to jest tak osobny przysmak... bo i rosołek bardzo smaczny, i sama pani ćwikła będzie barzo smaczna i barzo nadobnie pachniała"****.

Choć pozornie jest to książka kucharska, przeczytałam ją jednym tchem i polecam nie tylko kucharzom.

PS. Krupnik udał się doskonale, mąż jest zachwycony, a ja... myślę sobie nad talerzem parującej zupy, że bardzo podobny krupnik jadano w Polsce tysiąc lat temu - to się nazywa powiew historii...



---
* Maria Lemnis, Henryk Vitry, "W staropolskiej kuchni i przy polskim stole", Interpress, Warszawa 1979, str. 248.
** Ibidem, str. 7.
*** Ibidem, str. 9.
**** Ibidem str. 262.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 19683
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 35
Użytkownik: Krzysztof 12.01.2011 20:36 napisał(a):
Odpowiedź na: Od kiedy tylko pamiętam, ... | Annvina
Od kilku dni jem bigos przywieziony z domu, taki na kiszonej kapuście samej wchodzącej w usta i na co lepszych kawałkach mięsa, bigos osobiście ugotowany:)
Tutaj, w delegacji, będąc na własnym garnuszku, wiele razy gotowałem krupnik, lubianą przeze mnie zupę. Ciekaw jestem różnic w przygotowaniu tego mojego, a tamtego, tysiącletniego. Myślę sobie, że tamta zupa była z dodatkiem jakichś mięs, jak i mój, ale czy były tam warzywa, Annvino? Tak mało wiem o starej kuchni… wydaje się mi, że dopiero Bona wprowadziła do naszych zup swoją „włoszczyznę”, której i nazwę, jak mniemam, niechcący dała – a wcześniej? Do wielu potraw dodaję liść laurowy, ale czy w czasach Piastów był używany, nie wiem; a tak często używane w mojej kuchni nasiona jałowca? Chyba tak...
Gdybyś znalazła chwilkę, to napisz parę słów o składnikach staropolskiego krupniku, dobrze?
A książka spodoba się mi. Myślę, że i ja siedziałbym nad nią tak jak Ty siedziałaś.
Wiecznej miłości życzę, świeżo poślubiona:)
Użytkownik: Annvina 13.01.2011 00:16 napisał(a):
Odpowiedź na: Od kilku dni jem bigos pr... | Krzysztof
Witaj Krzysztofie - Górołazie!
Wprawdzie pojęcia "włoszczyzny" za Mieszka I nie znano, ale znano marchew i cebulę, a także kapustę i ogórki - obydwa warzywa świeże i kiszone, rzepę i czosnek. Dość wcześnie poznano pietruszkę. Sadzono również jabłonie, wiśnie, czereśnie i śliwy, a później także gruszki. Kuchnia staropolska bynajmniej nie była uboga... Do tego pito piwa i miody... Ach spróbować takiego staropolskiego miodu!!!
A krupnik gotowano na mięsie najlepiej mieszanym - świeżym i wędzonym, tak też i ja dodałam nieco irlandzkiego wprawdzie, ale całkiem dobrego wędzonego boczku. Do tego marchew, cebula i czosnek, i oczywiście kasza, jedyną różnicą między tamtym średniowiecznym krupnikiem, a naszym są ziemniaki, które jak wiadomo przywiózł dopiero Kolumb. Przypraw w Polsce nie brakowało dzięki szlakom handlowym, ale nasiona jałowca nadają potrawom iście staropolski smak i również lubię ich używać. Z pewnością wiesz, że tutaj, na emigracji polska kuchnia nabiera nowego znaczenia i wyjątkowego smaku, pomimo wielu polskich sklepów i dostępności wszystkich polskich produktów, nawet wigilijnego karpia zakupiliśmy w polskim sklepie o wdzięczniej nazwie "Wisła"... Lubię próbować obce dania, przepadam za kuchnią chińską i hinduską, gdy jestem w obcym kraju staram się próbować lokalnych specjałów, ale nic nie przywiedzie na myśl dzieciństwa, rodzinnego domu i przygotowanych babciną ręką posiłków, jak porządny polski rosół czy zrobiona z pozostałych po jego gotowaniu warzyw nudna i "niemodna" już sałatka jarzynowa...
Użytkownik: Krzysztof 13.01.2011 22:38 napisał(a):
Odpowiedź na: Witaj Krzysztofie - Góroł... | Annvina
Witaj, Annvino
Okazuje się, że mój krupnik, robiony według własnych upodobań, był krupnikiem piastowskim!: wędzonka, czosnek, cebula i marchew. Dorzucam jeszcze kawałek gnata, dodaje dobrego mięsnego aromatu. Wydaje się mi, że piwo pite przez Mieszkę nie smakowałoby nam. Nie było klarowne, bez gazu, szybko kwaśniejące, natomiast miody myślę, że smakowały tak samo, zwłaszcza w porównaniu do obecnych droższych gatunków.
Miód pitny jest dla mnie szlachetnym trunkiem o cudnym smaku. Kamienna czarka – pity z takiego naczynia smakuje najlepiej– chłodnego dwójniaka jest eliksirem napełniającym ciało rozkosznym uczuciem mocy i spełnienia jednocześnie. Nie jestem smakoszem win, miodów owszem. Kiedyś w Lublinie, w moim rodzinnym mieście, był sklep z miodami, byłem w nim znanym klientem, a wybór mieli tam ogromny – od cienkich czwórniaków, do gęstych półtoraków, a każdy w licznych odmianach; moim ulubionym był wtedy pewien dwójniak przyprawiany korzeniami, miał smak ciepłego piernika. Sklepu już nie ma, teraz ludzie piją te różne red bulle i inne płonące płyny, ech.
W Trowbridge, mieście w którym przez rok mieszkałem, sklep z polskimi produktami prowadził Arab; pracowałem wtedy w brygadzie złożonej z Hindusa, Pakistańczyka, Polaków dwóch i dwóch Anglików – jeden był biały, przodkowie drugiego przyjechali z Czarnego Lądu. Świat jakiś taki mały się zrobił…
A nasza sałatka warzywna może i nie jest modna, ale jest nasza i jest dobra!
Użytkownik: Annvina 14.01.2011 09:45 napisał(a):
Odpowiedź na: Witaj, Annvino Okazuje s... | Krzysztof
Tak Krzysztofie, świat zrobił się mały i staje się coraz mniejszy... ale ma to swoje dobre strony, np właśnie kulinarne... Mamy tyle wspaniałych przepisów z różnych stron świata, a i skladniki często są obecnie dostępnych w zwykłych sklepach... nawet biedronce... Hitem tej zimy w moim domu była szwedzka zapiekanka wigilijna z ziemniaków, cebuli i śledzi i choć w wigilię na stole królowaly tradycyjne polskie potrawy, tak w pierwszy dzień świąt pozwałam sobie na takie skandynawskie szaleństwa...

Krzysztofie, piszesz, że nie jesteś smakoszem win, ha! z pewnością dlatego, że nie próbowalaeś wina mojej Mamy. Moja rodzicielka, chyba z braku wnuków, a takze z nadmiaru owoców znalazła sobie zajęcie w postaci produkcji win domowych, owocowych... Tylko wokół naszego wesela zostało wypite 67 litrów cudnego, w pełni ekologicznego jabola, a prawie połowę zakupionej wódki oddaliśmy do sklepu. Cudem udało mi się przywieżć ostatnie dwie butelki na spotkanie biblionetkowe i ci, którzy byli w Toruniu pierwsi, mieli okazję go spróbować. Na tegoroczne spotkanie obiecuję przywieżć większą ilość, aby starczyło dla wszystkich. Nie wiem tylko jeszcze co mi skapnie z maminej piwniczki - jabłkowe, śliwkowe, aroniowe, odpadkowe czyli wieloowocowe, a może uda się wyprosić najlepsze ze wszystkich - porzeczkowe... Mama tak się zapędziła, że zrobiła nawet wino z borówki amerykańskiej, której całe wiadra dostaje co roku od sąsiadki - i wcale nie ma ono koloru denaturatu, choć była taka obawa :)
Użytkownik: jakozak 14.01.2011 11:14 napisał(a):
Odpowiedź na: Tak Krzysztofie, świat zr... | Annvina
Aroniowe! Aroniowe półsłodkie! Ja chcę aroniowe wystane kilka lat! :-)))
Użytkownik: Krzysztof 15.01.2011 20:10 napisał(a):
Odpowiedź na: Tak Krzysztofie, świat zr... | Annvina
Witaj, Annvino.
67 litrów?! Zabawa była więc przednia:)
Och, borówka amerykańska! Jadłbym ją rano, w południe i wieczorem - w nocy pewnie też.
Wina są dla mnie zbyt mało słodkie. Wytrawne nie bardzo mi smakują, wolę półsłodkie lub słodkie. Wódki natomiast nie lubię. Królem alkoholi dla mnie jest koniak - od zawsze, od pierwszego spróbowania, ale znowu gdy czytam Twoje pochwały maminego wina, nabieram ochoty na lampkę dobrego wina owocowego. Bardzo lubię ryby, może dlatego kuchnia skandynawska ciekawi mnie, spróbowałbym potraw z ryb przyrządzanych inaczej, dziwnie – co dziwi mnie, bo nie jestem eksperymentatorem kulinarnym.
Sobotnie popołudnie jest u mnie dniem gospodarczym: zakupy, pranie, sprzątanie, gotowanie. Zgadnij, co dzisiaj gotowałem.
Skąd wiedziałaś, że krupnik?
Miał być staropolski, więc bez ziemniaków, a za to na wędzonych kościach i z kawałkiem karkówki. Dodałem też spory kawałek selera, mimo iż nie wiem, czy kucharka Mieszki znała to warzywo, ale lubię jego smak. Kasza była jęczmienna, perłowa – i tutaj mogło być odstępstwo od starego przepisu. Otóż wydaje się mi, że tak drobnej, czystej, wysokiej jakości kaszy wtedy nie znano, że stosowano kaszę podobną do naszego obecnego pęcaku (lub pęczaku – ja przywykłem do nazwy używanej na Lubelszczyźnie), w tamtym dawnym krupniku ziarna kaszy chyba były wielkie i bardziej szare. Jak myślisz?
Zupa jest super, zjadłem jej całą dużą miskę; mogę sobie pozwolić na takie szastanie kaloriami ze względu na ich nadzwyczaj szybkie spalanie w mojej pracy:)

Użytkownik: Annvina 18.01.2011 13:07 napisał(a):
Odpowiedź na: Witaj, Annvino. 67 litró... | Krzysztof
Witaj Krzysztofie,
Widzę, że staropolski krupniczek smakował Ci :) A co powiesz na krupnik, ale nie zupę, tylko ten drugi, bardziej zbliżony do miodu pitnego, raz miałam okazję go próboać i smakował mi bardzo ;) Skoro wolisz słodkie alkohole, to powinien Ci smakować ;)
Na wino owocowe zapraszam na jubileuszowe spotkanie biblionetkowe 2011, gdziekolwiek i kiedykolwiek się odbędzie ;)
Na weselu i owszem zabawa była przednia i to już od czwartku, kiedy to przyjechali pierwsi goście, aż do wtorku, gdy ostatni goście zostali odwiezieni na lotnisko... Dlatego napisałam "wokół" mojego wesela a nie na samym weselu ;)

A wracając do zupy – autorzy książki piszą, że Polacy byli wielkimi samkoszami kasz, znali i używali wiele rodzajów, a także przyrządzali je na różne sposoby, dlatego skłonna jestem przypuszać, że i jęczmienną perłową lub bardzo podobną znali i nie ograniczali sie tylko do szarego pęczaku. Nieco poźniej, bo w XVI wieku królowa Anna Jagielonka sprowadzała kaszkę krakowską (delikatną drobną kaszę z niepalonej gryki) z Krakowa do Warszawy i przedkładała ją nad ryż, który wówczas uchodził za najdelikatniejszy przysmak. Ponoć obecnie trudno jest ją dostać, a w Irlandii zupełnie niewykonalne, choć bardzo ciekawi mnie owa kasza tak lubiana przez moją koronowaną imienniczkę. Mam wrażenie, że wbrew pozorom nasi przodkowie znali więcej rodzajów kaszy. Trudno się dziwić, skoro nie znano ziemniaków i choć z kartofli również można wiele smacznych dań przyrządzić, to chyba przez nie trochę straciliśmy serce do kaszy, a szkoda...
Użytkownik: Krzysztof 18.01.2011 21:47 napisał(a):
Odpowiedź na: Witaj Krzysztofie, Widz... | Annvina
Witaj, Anno.
Szkoda - chociażby z powodu zgodnej opinii dietetyków przedkładających kasze nad ziemniaki.
Smak krupniku odpowiada mi, jednak smak miodu jest dla mnie bardziej szlachetny, nie wyczuwa się w nim spirytusu tak, jak to bywa przy degustacji krupniku. Ech, smaku sobie narobiłem; a jeszcze w sklepie na osiedlu widziałem niezłą brandy w dobrej cenie, no i mam dylemat: wodę życia kupić, czy naszą dobrą sytę.
Mało prawdopodobny jest mój przyjazd na spotkanie, więc pewnie ominie mnie degustacja wina made by mamę Anny:(
Wspomniałem kaszę z dzieciństwa, podawaną przez mamę: była to gęsta kasza manna na mleku, z czerwonymi wzorkami rysowanymi cienką stróżką lanego z wysoka soku malinowego. Wtedy smakowało:)
Skoro rozmawiamy o naszych tradycyjnych daniach, opowiem Ci historyjkę a’propos. Pracowałem wtedy w delegacji (właściwie stale, od wielu lat tak pracuję), mieszkałem w kampingu z kuchenką. Któregoś wieczoru, podczas czytania książki i w związku z jej treścią, naszła mnie wielka chęć na zjedzenie podpłomyka. Zrobiłem przegląd szafek, mąkę miałem i nic więcej, zrobiłem więc gęste ciasto z mąki i wody, a nie mając płyty czy kamienia do upieczenia placków, zrobiłem to na suchej, grzanej gazem zwykłej patelni. Trudno mi o obiektywną ocenę ich smaku, ale dla mnie były super:) Tylko z patelnią miałem później kłopot..
Użytkownik: nainala 03.03.2012 00:53 napisał(a):
Odpowiedź na: Od kilku dni jem bigos pr... | Krzysztof
Można też pięknie i dosadnie pisać o nieudanym bigosie w złośliwej fraszce Wacława Potockiego:
"Chcąc panna bigos w kuchni zaprawić co prędzej,
Pójdzie z garnkiem do szafy po ocet, gdzie między
Flaszkami stał inkaust, bo już były mrozy.
Nalawszy go, daje mi bigos nowej fozy,
Skosztuję: pies by nie jadł; i pomyślę sobie:
Jako żywem bigosu nie widział w żałobie.
Więc spostrzegłszy pomyłki, wskażę do kucharza:
Niech mi złodziej nie robi z zadku kałamarza"*
* w staropolskiej kuchni" str.253
Użytkownik: jakozak 13.01.2011 10:34 napisał(a):
Odpowiedź na: Od kiedy tylko pamiętam, ... | Annvina
Ażem w Kucharkę litewską - wydanie czternaste z 1938 roku - spoźrzała.
Cuda, a cuda!
Nie ma bigosu i krupniku.
Jest za to "Kapusta pod nazwą: bigos hultajski. 1 litr kwaszonej kapusty, parę szklanek bulionu, 1 łyżka mąki, 1 cebula, 3-4 łyżki tłuszczu, 3/4 kilo mięsa wołowego, soli i pieprzu.
Potrzebna ilość kwaszonej kapusty zalać bulionem z wołowego mięsa, wlać roztopionego wieprzowego tłuszczu, posolić, popieprzyć i dusić. Pozostałe z bulionu mięso pokrajać w kostkę, zmieszać z kapustą, podrumienić ją mąką podsmażaną w tłuszczu i dusić, póki nie pociemnieje, mieszając, aby nie przypadła do rondla. Na wydaniu dobrze jest okładać tę jarzynę podsmażoną kiełbasą. Podczas duszenia można do tej kapusty włożyć pokrajanego suchego bulionu."
Pysznie, prawda?


A to jest Nagrobek obywatela z 1861 roku autorstwa Władysława Syrokomli:

"Zjadł na śniadanie
Udo baranie
I witych w cieście
Kołdunów dwieście.
Tak z niestrawności
Doszedł wieczności,
I w cichym grobie
Spoczywa sobie.
Nim wieki zbiegą,
Tnie chrapickiego,
Aż głos anioła:
- "Wstawaj! - zawoła -
Bo już gotowa...
Pieczeń wołowa!".

Albo wierszyk Jana Nepomucena Kamińskiego:

"Indyk z sosem, zraz z bigosem
Dawniej jedli pany.
Dzisiaj żaby i ślimaki
Jedzą jak bociany."


Cudnie jest sobie poczytać od czasu do czasu takie cudeńka.
Użytkownik: Annvina 13.01.2011 11:28 napisał(a):
Odpowiedź na: Ażem w Kucharkę litewską ... | jakozak
I nie tylko poczytać, Jolu, niestety nie tylko poczytać...
Użytkownik: margines 13.01.2011 11:08 napisał(a):
Odpowiedź na: Od kiedy tylko pamiętam, ... | Annvina
No, czyście poszaleli?!
Pisanie takich książek, a zwłaśzcza pisanie O TAKICH KSIĄŻKACH powinno być zakazane i surowymi karami obwarowane!
Jak tu się takiej lekturze oprzeć?
Użytkownik: Annvina 13.01.2011 11:30 napisał(a):
Odpowiedź na: No, czyście poszaleli?! ... | margines
Lekturze nie trzeba się opierać, lektura nie zamienia się w tłuszczyk ;) Trudniej oprzeć się tym wszystkim pysznościom!
Użytkownik: jakozak 13.01.2011 12:02 napisał(a):
Odpowiedź na: Lekturze nie trzeba się o... | Annvina
W przypadku bardzo starych książek jest nieomal niemożliwe przygotowanie takich potraw. Dziś na obiadek powinnam mieć:
Zupę angielską klarowną z główki cielęcej, kotlety wieprzowe, melszpejz z bułki, kaszę puchową do klarowanego masła, jarząbki i galaretę z wina.
Natomiast jutro:
Zupę z grzybów maślną lub postną, szczupaka po niemiecku z kartoflami, groch zielony, sielawę, stynkę, naleśniki biszkoptowe z konfiturami.

No a za to to chyba powinnam zmienić miejsce pobytu na odizolowane od społeczeństwa:
Piwo grzane z makowym mlekiem.
3 litry piwa, trochę cukru, 2 szklanki maku. Zagrzać piwo, rozmieszać z gęstym makowym mlekiem i nie gotować, tylko mocno ogrzać, inaczej mleko mogłoby się ściągnąć. Można do tego dołożyć cukru.
Z przepisu poniżej wykombinowałam, że to makowe mleko to jest po prostu mak zalany wrzącym mlekiem.

A może Karp w winie czerwonym z łuską?
Voila!
Rozpłatać żywego karpia, pokrajać na części i razem z krwią ułożywszy do rondla posolić, posypać trochę tłuczonym cynamonem i goździkami. Wlać butelkę wina czerwonego, trochę octu, bulionu mocnego z włoszczyzną, kieliszek oliwy, cytrynę pokrajaną w talerzyki i kilka kawałków cukru. Postawić to pod przykrywą na mocnym ogniu i gotować, póki sos się nie wysadzi.

I tym mocnym akcentem zakończywszy wysadzam się ze stołka przy kompie i lecę do Biedronki kupić jakąś najtańszą taniochę, bo jeść coś przecież trzeba.
Użytkownik: Annvina 13.01.2011 12:09 napisał(a):
Odpowiedź na: W przypadku bardzo staryc... | jakozak
Widzisz, akurat w tej książce są przepisy, które są dostępne dla nas, żyjących dzisiaj i robiących zakupy w Biedronce (albo Lidlu, w Irlandii nie ma biedronek, tzn tych sklepów, bo biedronki owady i owszem) i mam zamiar niektóre z nich wypróbować, np pyszną, prostą i tanią, a równie staropolską kaszę gryczaną wypiekaną na sypko z sosem grzybowym :) No, może oszukam połowę grzybów zastępując pieczarkami ;)
Użytkownik: Krzysztof 13.01.2011 22:45 napisał(a):
Odpowiedź na: W przypadku bardzo staryc... | jakozak
Jolu, bardzo chciałbym się dowiedzieć, cóż to jest ten "melszpejz z bułki".
A na obiad poproszę zupę grzybową maślaną, sielawę i naleśniki. Na początek. Później pomyślę co dalej:)
Użytkownik: jakozak 14.01.2011 11:08 napisał(a):
Odpowiedź na: Jolu, bardzo chciałbym si... | Krzysztof
Przez łącza nie przejdzie. Musisz sobie sam zrobić, a ja będę z Tobą myślami.

Rozbij mocno 10 jaj, zmieszaj z 3/4 litra mleka, wsyp w to 3/4 litra utartej bułki, 1 i 1/2 szklanki kwaśnej śmietany, trochę cynamonu, parę łyżek cukru: wybijaj to wszystko na pulchną masę (ma klaskać pod łyżką) i nalej na spód formy wysmarowanej masłem i wysypanej bułką. Na to rząd uszatkowanych i usypanych cukrem 10-12 jabłek, znowu rząd ciasta, znowu rząd jabłek i tak postępować aż do pełności formy, po czym wstaw na półtory godziny do gorącego pieca.

Ponieważ jest to proporcja na 12 osób - pozwalam Ci się zaprosić. Damy radę! :-)))

Grzybową maślną zjemy którymś razem z muchomorów. Reszta?
Pewnie jutro, bo nie damy rady wszystkiego zjeść na jeden raz. :-)
Użytkownik: Krzysztof 15.01.2011 20:54 napisał(a):
Odpowiedź na: Przez łącza nie przejdzie... | jakozak
Nie przejdzie… Ale apetyt przechodzi! Nie dziwne to?
Jolu, oczywiście że z muchomorów, ale tych z czerwoniutkimi, mięsistymi kapeluszami biało nakrapianymi – z innych nie chcę, bo słyszałem, że brzusio po nich się buntuje.
Czytając przepis wyobraziłem sobie taki nietypowy jabłecznik – przekładaniec, ale smaku ciasta nie mogę sobie wyobrazić… A czy dodanie tak dużej ilości jajek nie utwardzi ciasta? Może należałoby mi postawić na stół gąsiorek miodu słusznej wielkości?
Damy radę?
Użytkownik: joanna.syrenka 15.01.2011 21:36 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie przejdzie… Ale apetyt... | Krzysztof
Och, kochani, jestem wniebowzięta wątkiem! Ileż tu smakołyków! Głodna się zrobiłam, a jeść już nie wypada (tym bardziej, że przechodzę coś w rodzaju diety ;((( )
Użytkownik: nainala 02.03.2012 17:01 napisał(a):
Odpowiedź na: Jolu, bardzo chciałbym si... | Krzysztof
To ja Ci podpowiem:
- przepiórki pieczone
- kwiczoły lub bekasy pieczone lub duszone
- cietrzew lub głuszec pieczony w winie
- pieczeń lub comber z łosia lub z dzika
- mostek a la provencate
- croutes dorees ( to jest z polskiej książki kucharskiej, nie z francuskiej
- foszmak
- pieczeń a la Radecki
Użytkownik: nainala 02.03.2012 16:04 napisał(a):
Odpowiedź na: W przypadku bardzo staryc... | jakozak
To może coś ze starej książki kucharskiej pt."Współczesna kuchnia domowa - skarbczyk kulinarny potraw mięsnych, jarskich, ciast, marynat oraz ważniejszych sekretów gospodarskich" z 1927 roku.
To a propos tej młodej mężatki:
" Rady i wskazówki dla młodych gospodyń.
Zdawałoby się, że nakrycie stołu jest taką drobnostką, o której mówić nie potrzeba, jednakże bywają wypadki, że młodziutkie mężatki (vide Annvina ), które się tem nie interesowały, bywają w prawdziwym kłopocie i nieraz nie wiedzą jak się brać do rzeczy.
Otóż, czy w codziennym życiu, czy też gdy są goście - milej siedzieć przy stole dobrze zastawionym, aniżeli gdy wszystko w koło jest w nieładzie. Do warunków życia każdy musi się zastosować. A więc dzisiaj, przy obecnej drożyźnie, jeśli nie wszyscy mogą sobie pozwolić na obrus - musi wtedy gospodyni mieć baczenie, aby cerata biała była czystą, - nawiasem mówiąc, osobiście wolę czyściutką ceratę, aniżeli podejrzanej czystości obrus, nawet i w życiu powszednim... Obrus śnieżnej białości i jaki się ma najcieńszy, rozesłany bez żadnej fałdy. Na obrusie poustawiać, jak kto ma, ozdobne zastawy, do których zaliczają się żardinierki z kwiatami, patery z konfiturami, owocami. Na samym środku powinna stać najwyższa ozdoba czyli żardiniera, albo tort jaki z piramidką jak zwykle przy uroczystościach familijnych, hucznych imieninach it.p."
Cóż to były za czasy, do jakich rzeczy przywiązywano wagę, oczywiście nie we wszystkich warstwach społecznych, ale ma to jednak swój urok.
Użytkownik: jakozak 02.03.2012 17:08 napisał(a):
Odpowiedź na: To może coś ze starej ksi... | nainala
Ja bym nawet i przywiązała uwagę, ale gdy na swojej ławie-stole ustawię te wszystkie pikne ozdóbki, to mi talerze, kieliszki, szklanki i potrawy nie wejdą. To chyba tylko we własnym domu, gdy się ma odpowiednią ilość pokoi. Gdy nieduży pokój musi być salonem i sypialnią to koniec marzeń o ładności.
Użytkownik: Annvina 04.03.2012 14:04 napisał(a):
Odpowiedź na: Ja bym nawet i przywiązał... | jakozak
Też miałam ten problem, a że gości szalenie lubię, więc zmolestowałam mego ślubnego, żeby mi blat rozkładany zmajstrował, na co dzień schowany za kanapą, na święta i uroczystości jest rozkładany i kładziony na kuchennym stole, do tego obrus biały przez moją szanowną rodzicielkę na miarę uszyty - i teraz wszystko się mieści, 10 osób, nakrycia, kieliszki, szklanki, potrawy, choć zamiast żardiniery zazwyczaj wazon kwiatów... albo jakie inne kwitnące zielsko w ozdobnej doniczce - jak ostatnio (czyli od grudnia) gwiazda betlejemska (irl. ponsetia), która wbrew oczywistym objawom wiosny nie chce zzielenieć :)
A że obrus i naczynia mam białe więc wariuję z kolorowymi serwetkami, dopasowanymi do okazji, pory roku lub własnego nastroju. Na punkcie serwetek mam lekką, niegroźną szajbę :)
Użytkownik: nainala 04.03.2012 16:02 napisał(a):
Odpowiedź na: Też miałam ten problem, a... | Annvina
Widać nauka nie poszła w las. I tak trzymać!!!
Użytkownik: jakozak 04.03.2012 17:57 napisał(a):
Odpowiedź na: Widać nauka nie poszła w ... | nainala
:-)
Użytkownik: jakozak 04.03.2012 17:56 napisał(a):
Odpowiedź na: Też miałam ten problem, a... | Annvina
A na czym siedzieli? Ja nie mam krzeseł, bo mi się nie mieszczą. Taka ilość foteli tym bardziej. :-(
Użytkownik: Annvina 05.03.2012 13:33 napisał(a):
Odpowiedź na: A na czym siedzieli? Ja n... | jakozak
Mam 5 składanych krzeseł na strychu + 4 kuchenne + jeden taboret + w najgorszym razie krzesło od biurka... A jak mam jescze więcej gości, to proszę, żeby przyjechali ze swoimi ;););)
Użytkownik: Annvina 04.03.2012 14:10 napisał(a):
Odpowiedź na: To może coś ze starej ksi... | nainala
Przepraszam najmocniej, akurat wspomniana młodziutka mężatka od dziecka uwielbiała nakrywać do stołu, z zapartym tchem studiowała pełną kolorowych obrazków książkę "Stół pięknie nakryty" i ćwiczyła składanie serwetek w wymyślne kompozycje - i choć krupnik gotowała pierwszy raz w życiu, to co, jak co, ale o nakrycie do stołu dba do dzisiejszego dnia zarówno na co dzień, jak i od święta :)
Użytkownik: nainala 02.03.2012 16:42 napisał(a):
Odpowiedź na: W przypadku bardzo staryc... | jakozak
To może rada z tej starej książki kucharskiej: "Teraz maleńka uwaga dla Pań, które są o tyle szczęśliwe, że w dzisiejszych ciężkich czasach mają służącą." Twoja akurat ma dzisiaj wychodne i dlatego sama musisz do Biedronki iść. " Pani powinna dbać o to, by służąca miała to, co jej się należy, starać się o to, żeby miała zaufanie do swej Pani, gdyż to ją od wiele złego może uchronić. Jeśli nie umie czytać, nauczyć ją, wybierać jej książki interesujące, z których będzie miała jaki pożytek. Wytłómaczyć ( taka jest pisownia tego słowa) jej, że życie nie jest igraszką, że i ona jest do tego stworzona, by kiedyś mieć swoje własne domowe ognisko, że powinna się nauczyć oszczędności, dać jej wskazówki i rady, jak zarobionym groszem obracać, radzić jej, żeby sobie po trochu sprawiła bieliznę, a później o "łachach" myślała. Dbać o to, żeby dziewczyna była czysta, nie żałować jej mydła do prania. Każda Pani, dbająca o swój dom, powinna mieć trochę białych fartuchów dla służącej z szelkami, z napierśnikiem, ubranych haftem lub falbankami. Podając do stołu, dziewczyna powinna się przyczesać i nałożyć fartuch, a tembardziej jeżeli są goście. Bardzo często widziałam, że Panie nie bardzo zwracają uwagę na swoje służące i nieraz w zamożnych domach służąca wchodzi do pokoju, jak istny "tłomok"; nie wie, jak się podaje do stołu, palta podać nie umie etc. Tego wszystkiego powinna ją Pani nauczyć, o ile tego nie umie, to wstyd tylko dla niedbałej Pani"
A my w biegu jemy coś "na prędce", bo książka czeka.
Użytkownik: jakozak 02.03.2012 17:09 napisał(a):
Odpowiedź na: To może rada z tej starej... | nainala
:-)
Użytkownik: Annvina 04.03.2012 14:13 napisał(a):
Odpowiedź na: To może rada z tej starej... | nainala
Osobiście myślę, że gdyby większość pań, zwłaszcza młodych, nauczyło swoich mężów podawania palta, to w dzisiejszych, ciężkich czasach, byłby spory sukces :)
Użytkownik: koczowniczka 19.01.2011 11:27 napisał(a):
Odpowiedź na: Od kiedy tylko pamiętam, ... | Annvina
Bardzo apetyczna recenzja!
Użytkownik: margines 26.01.2011 11:53 napisał(a):
Odpowiedź na: Od kiedy tylko pamiętam, ... | Annvina
"Oto jest kucharska księga,
Po tę księgę każdy sięga.
Kiedy się spodziewa gości,
A ma jakieś wątpliwości..."*

* zaczerpnięte z..."księgi mistrzów" czyli "6 dni z życia kolonisty" Smolenia i spółki
Użytkownik: agnesines 14.05.2017 13:15 napisał(a):
Odpowiedź na: Od kiedy tylko pamiętam, ... | Annvina
Annvino, od dzisiaj musisz inaczej spojrzeć na autorów swojej ulubionej książki kucharskiej. Właśnie dotarłam do informacji, iż tajemnicza para Maria Lemnis i Henryk Vitry, to pseudonim Tadeusza Żakieja - muzykologa, pisarza i publicysty muzycznego. :)
Użytkownik: VERA25 11.03.2021 19:33 napisał(a):
Odpowiedź na: Od kiedy tylko pamiętam, ... | Annvina
Bardzo zjadliwe czyli nadające się do jedzenia.
Szczególnie polecam
Kapustę z grzybami i krokietami orzechowymi (s. 199):

1 kg kiszonej kapusty (jeśli bardzo kwaśna, przepłukać szybko, na sitku, pod bieżącą wodą) zalewamy 2 szklankami wody i gotujemy do miękkości. Oddzielnie, w niewielkiej ilości wody, gotujemy do miękkości 5—8 dkg suszonych grzybów. Ugotowane grzyby krajemy na cienkie paseczki i wraz z wywarem dodajemy do kapusty. Kapustę podprawiamy jasną zasmażką z 2 łyżek masła i 1 łyżki mąki, dodając jeszcze 1 sporą, drobno posiekaną i usmażoną w maśle na złoty kolor cebulę. Tak przyrządzoną kapustę solimy i pieprzymy do smaku i jeszcze przez chwilę gotujemy, ponieważ potrawa powinna być gęsta.
Krokiety: 30 dkg świeżo ugotowanych, gorących ziemniaków utłuc na miazgę, dodać 10 dkg zmielonych orzechów włoskich, 1 całe jajo, czubatą łyżkę tartej bułki oraz łyżkę najdrobniej posiekanej naci pietruszki. Posolić do smaku i ręką wyrobić na jednolitą masę. Formować małe krokiety, panierować je w jajku, bułce tartej, następnie usmażyć na maśle na złoty kolor. Gorącymi krokietami obłożyć kapustę i natychmiast podawać.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: