Dodany: 18.01.2007 17:02|Autor: 00761
Dziejowa rola majtek księżnej pani
Do dramatów, zwłaszcza groteskowych, niektórzy podchodzą jak pies do jeża. Do twórczości Gombrowicza – patrz wyżej. Jak zatem zachęcić opornych do przeczytania „Operetki”?
Połączenie „wysokiego” tematu z banalną formą fascynowało pisarza przez wiele lat. W komentarzu do utworu napisał:
„Ale... jak tu nadziać marionetkową pustotę operetkową istotnym dramatem? Gdyż, jak wiadomo, robota artysty jest wiecznym łączeniem sprzeczności, przeciwieństw – i, jeśli zabierałem się do formy tak lekkomyślnej, to żeby ją opatrzyć i uzupełnić powagą i bólem. [...] Nikt by nie uwierzył, ile wysiłków pochłonęła organizacja dramatyczna tego głupstwa”[1].
Akcja pierwszego aktu rozgrywa się około r. 1910. Zaczyna się, jak na operetkę przystało, banalnie. Hrabia Szarm postanawia uwieść Albertynkę (cud dziewczynkę), a że jest niewolnikiem konwenansu, obmyśla intrygę, która pozwoli mu zasady obejść. Wynajmuje złodziejaszka, który ma jej coś ukraść, a kiedy on go schwyta, jako obrońca bez łamania etykiety może zacząć realizować swój cel. Okaże się jednak, że zamiary Szarma odniosą kompletnie nieprzewidziany skutek, bowiem dziewczęciu pod wpływem dotknięcia męskiej ręki zamarzy się... nagość. I to jest zagmatwanie, to siurpryza nieoczekiwana jest, wszak hrabia, syn nieodrodny księcia Himalaj, to orędownik zaprzysięgły stroju, strój wielbi, strojowi hołduje! Ileż zdumienia, zgorszenia ile budzi w nim i innych arystokratach zachcianka Albertynki!
„Szarm
Ona myślała, że to ja! Że to ja jej wsadzam! Dlatego jej się nagości zachciało. Nagości ze mną! Boże wielki!
Firulet
Przepraszam, przepraszam, nagości, nagości z hrabią? To niby co, że niby że hrabia bez laski, bez monokla, bez szapoklaka, bez spodni i bez majtek?”[2].
Tu właśnie dochodzimy do ważnej opozycji w „Operetce” Gombrowicza: nagość i strój. Nagość to wolność, naturalność, nieskrępowanie; strój to maska, zniewolenie, forma. Właśnie spętany przez konwencję świat arystokracji kapitalnie odmalowuje wielki prześmiewca w pierwszym akcie dramatu. Same postacie są schematyczne: książę i księżna Himalaj, hrabiowie Szarm i Firulet, wreszcie cała zbiorowość, określana jako „grupa pańska”, bełkocząca ustawicznie: „Krzesełka lorda Blotton... Krzesełka lorda Blotton... Krzesełka lorda Blotton...”[3].
Wewnętrzną pustkę tego świata doskonale obrazują dialogi:
„Książę
Co za kazanie wygłosił nasz dhogi ksiądz phoboszcz ku czci naszego dhogiego Pana Boga, jak to dobrze, że nasz dhogi Bóg został uczczony przez naszego dhogiego księdza phoboszcza. Hosanna!
Księżna
Alleluja na wysokościach! Enchanté!”[4].
Charakterystyczną cechą wypowiedzi arystokratów jest nie tylko całkowita ich miałkość, wyróżnia je także grasejowanie (dhogi, phoboszcz itp.) oraz stosowanie wyliczeń i tautologii. Język jest kamuflażem, maską analogiczną do stroju. Arystokracja nie może się obnażyć, gdyby tak się stało, zagroziłoby to jej racji bytu, co dramatycznie obwieszcza księżna: „Nagość, phoszę państwa, jest demagogiczna, jest wphost socjalistyczna (tubalnie), bo i cóż by było, gdyby gmin odkhył, że nasza dupa jest taka sama?”[5].
Arystokraci podkreślają opozycję państwo – chamstwo, każąc lokajom czyścić buty. Ta demonstracja wyższości ugruntowuje – w ich mniemaniu – uświęconą tradycję i jest niezbędna do zachowania społecznego ładu. Analogiczne zachowania mamy ukazane także w „Ferdydurke” (celowe zrzucanie papierośnicy, by podniósł ją służący), a bynajmniej niegroteskowy takich manipulacji rodowód naświetla Siedlecka w biografii „Jaśnie Panicz”.
Czy wprowadzona na książęce salony, marząca o nagości Albertynka banalnym w swej naiwności pragnieniem rozwali stęchłe mury arystokratycznego świata? To byłoby, nawet na operetkę, zbyt naiwne. Już pod koniec aktu na scenę wkroczą bowiem postacie daleko ważniejsze: Profesor, farbowany lis - hrabia Hufnagiel i oczywiście mistrz Fior, kreator mody. I tak oto drobnym, tanecznym kroczkiem zmierzamy już w stronę balu i... niebezpiecznego zakrętu historii.
W akcie drugim i trzecim diametralnie zmienia się... moda – tak to chytrze nazwijmy. W apogeum chaosu ginie bez śladu Albertynka. Przez scenę przewalają się z hukiem nowe czasy. Czy wyzwolą one ludzkość od masek, konwenansów, gry? Czy Gombrowicz, wpisując się w tradycję dramatów historiozoficznych, takich jak „Nie–Boska komedia” Krasińskiego czy „Szewcy” Witkiewicza, również ukaże katastroficzną wizję przyszłości? Oto jest pytanie!
Co prawda „Operetkę” najlepiej oglądać w teatrze, bo tam dopiero zyskuje ona w pełni zamierzony przez pisarza wymiar, ale lektura też ma swój ogromny plus – zwraca większą uwagę na słowo. A dialogi są kapitalne!
Cóż mi zatem pozostaje? Zakończyć w stylu Gombra: Koniec i bomba, kto nie czytał, ten... niech żałuje!
---
[1] Witold Gombrowicz, „Operetka”, [w:] „Iwona, księżniczka Burgunda”; „Ślub”; „Operetka”; „Historia”, Wydawnictwo Literackie, 1998, s. 235.
[2] Tamże, s. 264.
[3] Tamże, s. 252.
[4] Tamże, s. 247.
[5] Tamże, s. 286.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.