Dodany: 14.01.2007 09:22|Autor: Jean89

Kolejna cegiełka...


Nie żałuję, że przeczytałam tę książkę. I bardzo się cieszę, że miałam taką możliwość. Stała się ona jedną z cegiełek, które budują w moim wnętrzu specjalne miejsce na psie myśli, psie emocje i tę niesamowitą tęsknotę za psem w ogóle. Opowieść o tym okropnym, niedobrym, nieposłusznym, wspaniałym, kochanym, oddanym, wiernym i jedynym w swoim rodzaju psie bardzo mnie poruszyła! Zwłaszcza ostatnie rozdziały!

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 9700
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 28
Użytkownik: verdiana 14.01.2007 23:30 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie żałuję, że przeczytał... | Jean89
Też ryczałaś? Ja strasznie, aż Sara przyszła mnie pocieszyć...
Kocham Marleya, ale Groganów chyba nie polubię. :(
Użytkownik: Czajka 15.01.2007 05:28 napisał(a):
Odpowiedź na: Też ryczałaś? Ja straszni... | verdiana
Ja też się wzruszyłam.
Ale Gorganów rozumiem, a on przecież prawdziwie kochał Marleya. Nie lubisz go za tę decyzję? Co mógł innego zrobić?
:-(
Użytkownik: verdiana 15.01.2007 09:18 napisał(a):
Odpowiedź na: Ja też się wzruszyłam. ... | Czajka
Nie, akurat za tę decyzję odzyskałam do niego minimum szacunku. Nie znoszę ich obojga za wiele wcześniejszych decyzji, w tym pierwszą: wybór psa na podstawie wyglądu, kompletnie nic nie wiedząc o rasie. Szkoda, że to nie był jakiś amstaff albo bullek, on by im pokazał, co to znaczy kierowanie się wyglądem...
Użytkownik: Czajka 15.01.2007 09:28 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie, akurat za tę decyzję... | verdiana
Młodzi byli, zresztą on chyba wspominał, że wyobrażał sobie, że każdy pies jest taki, jak ten z jego z dzieciństwa. Więcej pretensji miałabym do tej pani, której zależało tylko na tym, żeby psa sprzedać.
Użytkownik: verdiana 15.01.2007 09:37 napisał(a):
Odpowiedź na: Młodzi byli, zresztą on c... | Czajka
Do tej pani też. Ale młodość Groganów nie usprawiedliwia. Zresztą dziećmi nie byli. Byli już małżeństwem, więc mieli po więcej niż 18 lat. Mieli własny dom, pracę i planowali dziecko, więc sami już dawno dziećmi być przestali. Pies to nie rzecz czy zabawka. :( Lista ich win jest długa i poważna...
Użytkownik: Czajka 15.01.2007 10:47 napisał(a):
Odpowiedź na: Do tej pani też. Ale młod... | verdiana
Nawet jeżeli, chociaż ja ich bronię, bo o tym, że rasy psie cechują się określonym charakterem dowiedziałam się długo po tym jak pojawił się u mnie pierwszy pies, to przecież liczy się to, jak bardzo się starali potem. Nigdy nie traktowali Marley'a jako rzecz, próbowali spełnić wymagania tej rasy, nawet plan dnia mieli tak ułożony, żeby móc go wybiegać.

Zresztą, nie mogli przewidzieć, że będzie nadpobudliwy. Nie bardzo dostrzegam jakis wielkich ich przewin.
Użytkownik: verdiana 15.01.2007 11:30 napisał(a):
Odpowiedź na: Nawet jeżeli, chociaż ja ... | Czajka
Już samo to, że wzięli psa, nic o nim nie wiedząc, jest wystarczającą winą. :(
Wiadomo, że labki nawet bez ADHD są żywe, ruchliwe, potrzebują mnóstwo ruchu. To są psy zadaniowe, pracujące. Labek zostawiony sam w domu na parę godzin, nawet jeśli nie boi się burzy - niszczy. Tym bardziej labek amerykański, który jest we wszystkim "bardziej" niż angielski. :-) Labek potrzebuje mnóstwo kontaktu i z innymi psami, i z człowiekiem, przede wszystkim z człowiekiem. A Marley zostawał sam, w dodatku w zamknięciu w garażu, gdzie się ranił, a Groganowi nie próbowali go nawet nauczyć zostawać, nie wyć, nie bać się... (a da się, nawet w przypadku psa po dużych traumach da się osiągnąć wiele). Gorzej, przyszło im nawet do głowy zamykać go w klatce. :(
Zostawiali go samego narażając na cierpienie - i psychiczne, i fizyczne!

Był moment, kiedy Jenny chciała się Marleya pozbyć. Tak po prostu pozbyć się. Jakby to była rzecz (jej "depresja" dziwnym trafem dotyczyła tylko psa). A John - co gorsza! - zanim doszedł do wniosku, że nie może się pozbyć Marleya, przyjął to do wiadomości i rozważał to!

Regularnie zostawiali labka (!!!) w hotelu, i to tylko dlatego, że jechali na wakacje. Ja rozumiem, że naprawdę są w życiu takie zdarzenia, że nie ma innego wyjścia, że nie można zabrać psa ze sobą, że po prostu trzeba go gdzieś zostawić. Ale wakacje IMHO nie są takim zdarzeniem. Bo nie tylko na wakacje nie trzeba jechać, można jechać - są setki miejsc, gdzie można jechać z psem, zwłaszcza w Stanach.

Kiedy Marley ciężko zachorował i nie było wiadomo, czy przeżyje, nie tylko nic sobie z tego nie zrobili i nie przerwali wycieczki. Wrócili planowo i zamiast NATYCHMIAST do niego pojechać, odebrali go dopiero dobę później. Wiedząc, że właśnie w tym momencie Marley najbardziej ich potrzebował. Zrobili tak kilka razy!

Dali Marleyowi tylko jedną szansę na jednym szkoleniu, zamiast iść na inne. I zamiast próbować nieustannie. Jeśli z labkiem z ADHD się nie pracuje NON STOP, to nie tylko się nie rozwija, ale często się cofa. Wszystko, czego się nauczył, znika, jeśli się nad tym nie pracuje ciągle. Oni nie pracowali. John pisał, jak to raz czy dwa starał się czegoś Marleya nauczyć, ale zapominał, że jeśli się już nauczył, to trzeba dbać o to. Zamiast być z psem, uspokajać go, nieustannie uczyć, że nie ma się czego bać, łatwiej było faszerować go uspokajającymi tabletkami.
Ja naprawdę rozumiem, że są psy, które potrzebują dużo, dużo więcej czasu, opieki, pracy - takim psem był Marley. Ale Groganowi dawali mu mniej wszystkiego niż zwykły labek potrzebuje, a co dopiero labek z ADHD.

Nie zabezpieczyli w żaden sposób schodów, kiedy Marley miał już bardzo chore biodra i był wycieńczony chorobą. Pozwolili mu po nich chodzić, i to bez opieki! Spadł, co przysporzyło mu dodatkowych cierpień i przyśpieszyło śmierć. Jak można było na to pozwolić? :(

Właściwie robili dla niego tylko to, co nie wymagało wysiłku. A im bardziej Marley ich potrzebował, tym bardziej ich nie było. :( Takich rzeczy nie robi się bliskiej istocie, którą się kocha. Dla mnie to wszystko jest niewyobrażalne. Gdybym tak traktowała Sarę, to nawet nie chcę myśleć, w jakim stanie by była. I w jakim stanie byłby tak traktowany amstaff czy inny pies, który umie się bronić i swoją frustrację wyładowuje na innych, a nie na sobie.

Nie można wziąć labka i zostawić go samemu sobie. :( Fakt, że czasami Groganowie mieli przebłyski dobroci dla zwierząt i coś dla Marleya zrobili, przytulili, poszli na spacer, próbowali go czegoś nauczyć - nie wystarcza. Nie w przypadku tej rasy, a szczególnie nie w przypadku Marleya. Momenty, kiedy John wyznaczał Marleyowi jakieś zadania, konkretne zajęcia, można policzyć na palcach jednej ręki. Nie zapewnił mu podstawy psychicznego funkcjonowania. Labki to nie są psy, które przeleżą pół dnia bezczynnie. Nie po to powstała ta rasa.

Były też oczywiście dobre decyzje. Np. ta na końcu... to, że nie przedłużali mu agonii... Oraz ta, że w ogóle się na szkolenie zapisali. Dobre było także to, że John nie uwierzył jakiejś autorce, że takie psy należy usypiać. Tylko że za tym nie szły żadne działania. Bo ani John nie próbował na innych szkoleniach, ani nie odwiedził psiego behawiorysty, ani sam psa nie trenował.

Marley miał szczęście w nieszczęściu - dobrze, że przy takich właścicielach był mocny psychicznie i wytrzymały fizycznie. Sara by takich warunków na pewno nie wytrzymała. Większość labków by nie wytrzymała, w najlepszym razie byłyby nieszczęśliwe przez większość czasu. :(

Nie chcę już o tym pisać, to za bardzo boli. Chcę z tej książki pamiętać Marleya (to on dostał ode mnie 6), a nie Groganów.
Użytkownik: Czajka 15.01.2007 12:17 napisał(a):
Odpowiedź na: Już samo to, że wzięli ps... | verdiana
OK, Verdiano, więc już nic nie piszę i dziękuję za tak wyczerpującą odpowiedź.
Użytkownik: verdiana 15.01.2007 12:23 napisał(a):
Odpowiedź na: OK, Verdiano, więc już ni... | Czajka
Ja Tobie też dziękuję - za to, że mnie "zmusiłaś" do sprecyzowania tego... Bo to mnie dusiło po tej książce. Ten mój post to coś jak psychoterapia. :-) Teraz mi lżej.
Użytkownik: Jean89 15.01.2007 15:29 napisał(a):
Odpowiedź na: Już samo to, że wzięli ps... | verdiana
Pozostawienie Marleya w hotelu też mnie zabolało. Nie chciałabym swojego psa zostawiać w psim hotelu, aby sobie pojechać na wakacje. To tak jakby chcieć odpocząć od samego psa! A przecież pies staje się częścią człowieka, częścią jego życia albo nawet życiem człowieka...
Użytkownik: verdiana 15.01.2007 16:02 napisał(a):
Odpowiedź na: Pozostawienie Marleya w h... | Jean89
No właśnie... Ja się nawet przez chwilę zastanawiałam, czy Groganom przyjdzie też do głowy oddać dzieci do domu dziecka na czas wakacji, ale najwyraźniej przeszkadzał im tylko pies. :( Robić takie coś Marleyowi za to wszystko, co im dawał, za tę miłość, wierność, za to przywiązanie, za tę cudowną empatię (jak on się przytulał, jak czuł, kiedy Jenny poroniła, pamiętasz?), za to, że był gotów życie za nich oddać...! Niewyobrażalne. :(

I co jeszcze robili? Pozwalali Marleyowi w czasie jazdy opierać się o deskę rozdzielczą!! Nie przyszło im do głowy, że przy mocniejszym hamowaniu może złamać kręgosłup? Nie wspominając o tym, co by się z nim stało, gdyby mieli wypadek samochodowy. Dzieci wozili w fotelikach. Marleya nie przypięli nawet do pasów. To wiele mówi o ich stosunku do niego. :(
Użytkownik: Jean89 15.01.2007 19:26 napisał(a):
Odpowiedź na: No właśnie... Ja się nawe... | verdiana
Bardzo mnie wzruszyło to, że ten nieposkromiony Marley w tak trudnym dla Jenny momencie zachował się najbardziej odpowiednio jak tylko było można...
Użytkownik: jakozak 17.05.2007 10:39 napisał(a):
Odpowiedź na: No właśnie... Ja się nawe... | verdiana
<Ja się nawet przez chwilę zastanawiałam, czy Groganom przyjdzie też do głowy oddać dzieci do domu dziecka na czas wakacji, ale najwyraźniej przeszkadzał im tylko pies. :(>
Tyle, że dzieci nie robiły demolki całego mieszkania i pozwalały się jakoś wychować. Poza tym zostawienie ich samych w domu nie groziło kataklizmem.

Uważam, że książka była sympatyczna i bardzo dużo w niej miłości dla niereformowalnego psa. Pies - owszem miły, ale z daleka. Nie chciałabym czegoś takiego mieć przy sobie, a nawet jeżeli - po drugiej, czy trzeciej demolce zmieniłby właściciela. Przykre, ale prawdziwe.

Facet napisał prawdę. Szczera miłość była widoczna od początku do końca. To bardzo mądra i bardzo prawdziwa książka. Najlepsza, z czytanych przeze mnie na temat przyjaźni z psem.
Nie uważam, żeby wzięcie sobie psa miało być równoznaczne z wyrzeczeniem się życia na kilkanaście lat. Klasztor, czy co? Nawet małżonkowie miewają chwile wolności od siebie i przystosowują się nawzajem w jakiś sposób. Niereformowalni współtowarzysze życia to już najczęściej rozwód. Dlaczego z psem miałoby być inaczej?
Narażam się. O wiem. Patrzę na to ze strony osoby, która od około 20 lat cierpi, mieszkając i pracując w blokach obok niereformowalnych psów, którym wszystko wolno. Bo takie kochane i kochające. Nie mówię już o dziamgocie w lesie po nocach takiego milutkiego Misia, który musi co godzinę oblecieć ośrodek i wydziamgać się, bo inaczej nie daje swojemu państwu spać spokojnie w pokoiczku. Taki niewinny i milutki.
A zatem nie przesadzajmy.
Ja też lubię zwierzęta (wiem, że tu tego nie widać), ale uważam, że podobnie, jak dzieci powinny się pozwolić przystosować do wspólnej rodziny.
Naraziłam sie psolubom, Verdiana pewnie mi głowę zmyje.
Jednak wszystko ma swoje granice.
Nie widzę nic złego w zachowaniu Groganów. Nic.
Użytkownik: Vemona 17.05.2007 12:14 napisał(a):
Odpowiedź na: <Ja się nawet przez ch... | jakozak
Tu się nie zgodzimy, ja widzę mnóstwo złego. Czytałaś wypowiedź Verdiany z 15.01.2007? Tam bardzo wyraźnie jest powiedziane, co zrobili złego.

Rozumiem, że źle wychowane psy mogą być uciążliwe, ale chyba w takim razie należy postarać się swojego psa wychować? Skoro nie chodzili z nim na szkolenia dlatego, że po jednym nie widzieli efektów, to chyba nie byli świadomi, że nikt, nawet dziecko, nie uczy się natychmiast. Psu trzeba dać czas i uwagę.

Ogromnie mnie zabolała ta historia z wyjazdami, szczególnie przy wzmiance o chorobie Marley'a, jak można? Amon raz się rozchorował kiedy byliśmy nad morzem - tego samego dnia wracaliśmy do domu, żeby nie ryzykować złej diagnozy przypadkowego weterynarza, tylko iść do własnego, sprawdzonego. Zostawianie psa sprawia mu ból, czy można świadomie decydować się na robienie zwierzęciu krzywdy?
Można jeździć na wakacje z psem, i u nas i wszędzie gdzie indziej, syn mojej bibliotekarki sprowadził niedawno swojego psa do Szkocji, pokonując mnóstwo trudności związanych z ichnim prawem dotyczącym wwozu zwierząt.

Nie uważam, że mając psa należy się zamknąć w klasztorze, ale trzeba być odpowiedzialnym i za niego i za swoje decyzje. Jeżeli ktoś się na psa decyduje, to musi się liczyć z faktem, że prowadzi to do pewnych określonych obowiązków i ograniczeń. Jeśli ich nie chce - niech nie bierze psa, zresztą także żadnego innego zwierzęcia, bo każde ma określone potrzeby i wymagania.
Użytkownik: aleutka 17.05.2007 12:52 napisał(a):
Odpowiedź na: <Ja się nawet przez ch... | jakozak
Wiesz, ja tez nie do konca sie zgadzam ze wszystkim co Verdiana pisze, ocenia ich moim zdaniem momentami za surowo. Ale Groganowie bywali wobec Marleya bezmyslnie okrutni, temu sie nie da zaprzeczyc.

Pamietasz jak oddali go do hotelu, zeby moc pojechac na wycieczke? Marley byl juz slaby i chory, ale to im nie przeszkodzilo. A potem, kiedy juz wrocili do domu, lekarka zadzwonila zeby sie upewnic co do pewnych rzeczy i mowila, ze pies nie czuje sie najlepiej - na co John odpowiada "Jutro zabierzemy go do domu". Mialam ochote czyms w niego rzucic. Sa juz w domu do jasnej cholery, wypoczeci po wycieczce. Co im szkodzi zabrac psa od razu? Albo chocby go odwiedzic do jasnej ciasnej! Wiadomo jak potwornie psy potrafia tesknic, nie umieja sobie wytlumaczyc, ze pan wroci za tydzien.

I wiesz mam wrazenie, ze gdyby Groganowie mieli trudne dziecko, dziecko na przyklad bardzo nadpobudliwe, ktore potrafi zdemolowac dom jesli jest niepilnowane i w ogole sie z nim nie pracuje, nie umie sie konsekwentnie wprowadzic dyscypliny - to prawdopodobnie oddaliby je do szkoly z internatem, nawet nie probujac z nim pracowac, i jeszcze przekonywali samych siebie, ze to dla jego dobra.

Wydaje mi sie - juz o tym pisalam, bodajze do Anny46 - ze wydaje mi sie to postawa bardzo amerykanska, generalnie. Milosc jest fajna, o ile jest wygodna, nie wymaga przezwyciezania wlasnego egoizmu a przede wszystkim poswiecania wlasnej wygody... Ale moze sie myle... Oby.
Użytkownik: Vemona 17.05.2007 13:02 napisał(a):
Odpowiedź na: Wiesz, ja tez nie do konc... | aleutka
Ogromną słuszność masz jeśli chodzi o wytłumaczenie czegoś zwierzęciu, miałam to na własnym przykładzie.
Amon nigdy nie zostawał sam dłużej niż na jakieś 8 - 9 godzin, zawsze też spędzamy czas wspólnie. I tak się złożyło, że mój mąż wyjechał służbowo na trzy tygodnie - ja się postarałam choć na część tego czasu wziąć urlop, ale i tak była rozpacz, że ukochanego pana nie ma. Kiedy odebrałam go z lotniska i przyjechaliśmy do domu - pies go ominął i przybiegł się witać ze mną, choć ja wyszłam dwie godziny wcześniej. Miał taki żal, że pan go zostawił, że Leszek musiał się starać dogadać z nim, żeby mu wybaczył.
Dla psa to była trauma, choć został we własnym domu, ze mną, ale nie było tak, jak powinno być - i to wystarczy.

Groganowie byli bezmyślni, jakby nie rozumieli, że to stworzenie żyje, czuje, że nie jest pluszową zabawką, którą można odstawić na półkę.
Z tym dzieckiem chyba też masz rację.:-)
Użytkownik: szczegul 03.06.2007 11:55 napisał(a):
Odpowiedź na: Ogromną słuszność masz je... | Vemona
Muszę się wtrącić, bo uważam, że cała ta napastliwa krytyka właścicieli Marleya jest grubą przesadą. Grogan naprawdę próbował szkolić swojego psa. I to nie raz, ale dwa razy. Groganowie dostosowali też swoje zapracowane życie do tego, żeby przebywać z Marleyem jak najwięcej - wpadali do domu w czasie przerw w pracy, gnali tam na złamanie karku, kiedy zbierało się na burzę. Starali się jak najrzadziej dawać mu środki uspokajające, bo widzieli, że po nich przestaje być sobą, chociaż psi lekarz nie miał żadnych obiekcji. A kiedy Jenny cierpiała na depresję poporodową i wyładowywała się na Marleyu, John stanął przed wyborem: pies albo żona. To nie jest łatwy wybór w przypadku, gdy się kocha obie te istoty. Mógł otwarcie powiedzieć sobie - wybieram żonę, a jednak tego nie zrobił. Mógł wywieźć psa do lasu i tam zostawić - tak się zachowują niktórzy w naszym kraju. Mógł też zabrać Marleya, wyjść, trzasnąć drzwiami i rozpocząć nowe życie - bez Jenny. Ale szczęśliwie nie zrobił żadnej z tych idiotycznych rzeczy, dzięki czemu powstała ta wspaniała książka. Bardzo dyplomatycznie i rozsądnie zastosował włoski strajk. Czy nie uważacie, że kompromisy są w życiu konieczne? I świadczą wcale nie o słabości charakteru, ale o mądrości?
A Marley naprawdę był uciążliwym psem. Grogan opisuje go z humorem, ale w rzeczywistości życie z nim mogło być chwilami katorgą.
Uważam za wielce niesprawiedliwą insynuację, że gdyby Grogan miał dziecko z ADHD, to chciałby się go pozbyć, czy coś takiego. Nikomu nie życzę chorego dziecka, ale spróbujcie sobie wyobrazić, że adoptujecie dziecko z urazem mózgu. Czasem jest super fajne i w dobrym humorze, ale czasami zamienia się w potwora, psychopatę, z którym nie da się nawiązać kontaktu, niszczy, demoluje, zagraża sobie i innym i nie zdaje sobie sprawy ze swoich czynów. A wy musicie przebywać z kimś takim bez przerwy - 24 godziny na dobę. Czy czasami nie mielibyście ochoty oderwać się od tego na kilka dni? Wziąć tygodniowego urlopu? Mimo że naprawdę kochacie to dziecko? I czy chcielibyście, żeby ktoś was za to oceniał i potępiał? Podobnie jest z opieką nad osobą starą i obłożnie chorą. Czasem trzeba odetchnąć, żeby nie zwariować i nie znienawidzić swojego życia.
A Groganowie nie oddali starego Marleya do hotelu - oni go oddali do kliniki i zrobili wszystko, żeby mu zapewnić najlepszą opiekę, na jaką ich było stać.
Będę bronić Groganów, bo uważam, że traktowali swojego psa jak prawdziwego członka rodziny. Szanowali go i cenili, tak jak szanowali i cenili siebie nawzajem. Są mądrymi i dobrymi ludźmi. I tyle.
Użytkownik: verdiana 03.06.2007 12:19 napisał(a):
Odpowiedź na: Muszę się wtrącić, bo uwa... | szczegul
Chyba czytaliśmy inne książki. :(
Użytkownik: szczegul 03.06.2007 12:54 napisał(a):
Odpowiedź na: Chyba czytaliśmy inne ksi... | verdiana
Chyba jednak tę samą książkę, ale z innym nastawieniem :)
Użytkownik: Vemona 04.06.2007 10:57 napisał(a):
Odpowiedź na: Muszę się wtrącić, bo uwa... | szczegul
Uważasz, że skoro dwa razy próbowali szkoleń, to wystarczy? Czy jeśli dziecko w szkole nie nauczy się dodawać na drugiej lekcji, to należy sobie odpuścić? Ja uważam inaczej, że im jest trudniej, to więcej czasu i wysiłku trzeba włożyć, by cokolwiek osiągnąć.
Piszesz tak spokojnie, że Jenny mając depresję wyładowywała się na Marleyu - a dlaczego? Czy on był czemuś winien? On był całkowicie niewinny i bezbronny, może ona powinna się leczyć?

Czy starą i obłożnie chorą osobę, która tylko Tobie wierzy i tylko z Tobą czuje się bezpiecznie zostawisz, żeby wyjechać na wakacje? Ze świadomością, że ona cierpi z powodu Twojej nieobecności? Oddasz do kliniki na przechowanie? Ja nie.
Jeżeli ktoś decyduje się na psa, to musi sobie zdawać sprawę z odpowiedzialności, którą na siebie bierze, odpowiedzialności za niewinne i bezbronne, całkowicie od człowieka zależne stworzenie.
Marzy mi się urlop w Egipcie, kosztuje niewiele drożej niż wakacje nad Bałtykiem, ale nie pojadę, bo musiałabym zostawić psa, a jest to dla mnie nie do przyjęcia.
Jestem w stanie przerwać urlop z powodu jego choroby, nie jeździć tam, gdzie coś mogłoby mu zaszkodzić, zrezygnować z wielu wyjść, żeby go nie zostawiać samego. Skoro się zdecydowałam go mieć - to teraz muszę sprostać temu, co się z tym wiąże.
Uważam, że Groganowie wcale Marleya jak członka rodziny nie traktowali, ja nie zostawię chorego psa, tak jak nie zostawię chorego męża - oni to zrobili.
Masz inny pogląd na tę książkę i postawę tych ludzi, ja mam zupełnie odmienny, nie dogadamy się w tej kwestii.
Użytkownik: aleutka 11.06.2007 14:52 napisał(a):
Odpowiedź na: Muszę się wtrącić, bo uwa... | szczegul
Hmm, a ja wciaz mam duze watpliwosci. Probowali szkolic swojego psa dwa razy w ciagu kilkunastu lat zycia Marleya. Jest to rzeczywiscie imponujacy wynik... Poza tym wlasnie sposob w jaki sie za to zabierali, sprawia ze wlosy mi sie jeza na glowie. Tygodniowe szkolenie, poparte bardzo fanaberyjna praca w domu w sladowych ilosciach w sumie. To nie moglo przyniesc sukcesow. Podstawa w szkoleniu psa jest konsekwencja i stale cwiczenie. Naszego musielismy oduczyc zebrania przy stole i samo to potrwalo ze dwa tygodnie u psa znacznie latwiej reformowalnego niz Marley. Wymagalo to konsekwencji ze strony calej rodziny (ja i moja siostra mialysmy po kilka lat i tez w tym uczestniczylysmy), prosilismy o wspolprace gosci i sie udalo. Groganowie chodzili na te zajecia i praktycznie wcale nie trenowali Marleya w domu. Nie rozumialam tego wtedy i nie rozumiem dzisiaj. Nawet jesli spedzali z nim czas to nie robili nic konstruktywnego, w kazdym razie nie robili nic konstruktywnego konsekwentnie. Jak to ujela Verdiana miewali przeblyski dobroci dla zwierzat. Nie mogli wiec oczekiwac zadnych wynikow no i wynikow nie bylo. Starali sie z nim przebywac hmmm. Ja przede wszystkim pamietam ten pierwszy dzien kiedy John przywiozl Marleya, malutkiego szczeniaka, odbierajac go od matki i przenoszac w kompletnie obce otoczenie - i zamknal go w garazu, choc sam przebywal wtedy w domu. Wiesz co, tego tez nigdy nie zrozumiem. Oczywiste jest ze w takiej sytuacji Marley wpadl w panike. Albo zamkneli go W KLATCE! Ludzie!! Rzeczywiscie, konstruktywne podejscie i duza jakosc wspolnie spedzanego czasu...

W przypadku depresji Jenny masz moim zdaniem racje, to jest ten przypadek, kiedy sadze, ze Verdiana jest wobec nich zbyt surowa. W depresji nie mysli sie racjonalnie, drobiazgi urastaja do katastrof i tak dalej. W ksiazce poznajemy tylko ten wycinek depresji ktory mogl wplynac bezposrednio na Marleya co jest w pelni zrozumiale. Zachowanie Johna, unikanie konfrontacji i tak dalej wydaje mi sie rozsadne.

Owszem zycie z Marleyem bylo momentami szalenie trudne. Z tym sie zgadzam. Wlasnie dlatego nie powinni podejmowac takiej decyzji w zasadzie bezmyslnie, kierujac sie impulsem. Niczego nie sprawdzili, ani wymagan rasy, ani czego sie spodziewac, czego wystrzegac, na co zwrocic uwage, co swiadczy o anomaliach i tak dalej. Milosc to cos wiecej niz pelen emocji zachwyt szczeniaczkiem a tego zdawali sie nie rozumiec. Milosc to wytrwalosc, a tej u nich nie widze... Gdyby sie jakos przygotowali i wtedy przyjeli Marleya do rodziny z pelna swiadomoscia tego co robia rezultaty moglyby byc lepsze, zarowno dla nich jak i Marleya.

Uwierz lub nie, ale ja tez zaczelam sie zastanawiac, czy nie bylam zbyt okrutna z tym porownaniem do dziecka z ADHD. Ale zasadnicza linia jest wlasnie taka. Jesli ktos adoptuje dziecko z urazem mozgu i wyobraza sobie ze to ciagla sielanka, to jest to glupota w najczystszej postaci i ktos taki nie bedzie nawet rozwazany jako potencjalny kandydat. Adopcja takiego dziecka, to decyzja o jeszcze ciezszej, wiekszosc czasu szalenie niewdziecznej pracy i taka osoba powinna uczciwie zbadac swoje motywacje i mozliwosci ZANIM to dziecko adoptuje.

W kazdym razie chce oficjalnie zlagodzic moja wersje. Ujme to tak:

Mam nadzieje, ze gdyby Groganowie mieli dziecko z wada wymowy, to nie zniecheciliby sie nie widzac wynikow po dwoch tygodniach zajec z logopeda. I mam nadzieje ze KONSEKWENTNIE cwiczyliby z takim dzieckiem w domu. Tylko wtedy mogliby sie spodziewac jakichs rezultatow.

Tak, zgadzam sie, czasami trzeba odetchnac zajmujac sie trudnym dzieckiem czy osoba przewlekle chora. Ale zostawianie jej zupelnie samej w hotelu a nawet klinice wsrod obcych ludzi, kiedy jest juz stara i schorowana, wlasciwie sa to jej ostatnie dni? Po to zeby wyjechac na wakacje? I - co najdziwniejsze i dla mnie zupelnie nie do pojecia - nie odebrac tej osoby od razu po powrocie, kiedy jestes swiezy i wypoczety? Bo Groganowie tak wlasnie zrobili. Pamietam, jak u nas po prostu zawsze ktos zostawal z psem. Moglismy sie zmieniac i Groganowie tez mogli. To jest naprawde kwestia dobrej woli.

Moim zdaniem jest tak, jak to ujela Anna 46 w swojej czytatce. Groganowie niewatpliwie kochali swojego labka, ale dziwna to byla milosc i nie do konca dojrzala.
Użytkownik: Vemona 21.03.2007 15:53 napisał(a):
Odpowiedź na: Już samo to, że wzięli ps... | verdiana
Dziękuję Ci Verdiano za ten post. Miałam tę książkę w polecankach, ale jej nie przeczytam, nie dam rady. Boli mnie już to, co napisałaś, nie zdołam przebrnąć przez lekturę, szczególnie przy moim podejściu do psa. Nigdy Amon nie został sam, jadąc na wakacje zawsze go zabieramy, nie wyobrażam sobie zostawiania go w hotelu czy u rodziny, staramy się nie zostawiać go nawet na zbyt dużo godzin w ciągu dnia samego, żeby nie było mu smutno. Jako amstaff miał niespożyte siły i mnóstwo energii kiedy był młody, więc Leszek codziennie, niezależnie od pogody, przynajmniej 2,5 godziny spędzał z nim na Polu Mokotowskim. Uczyliśmy go, jak to jest kiedy zostaje sam w domu wychodząc na klatkę i nasłuchując, czy nie płacze, żeby sobie zakodował, że nawet jak na chwilę nas nie ma, to napewno wracamy. Kiedy nie mogliśmy z nim jechać na wakacje - spędziliśmy urlop w mieście, teraz staramy się zmienić samochód, żeby było mu wygodniej wsiadać, bo stawy biodrowe już ma chore.
Nie wyobrażam sobie takiej postawy w stosunku do zwierzęcia, jaką ma opisana rodzina, wprowadziłabym dla takich zakaz posiadania jakiegokolwiek zwierzaka.
Użytkownik: verdiana 21.03.2007 16:23 napisał(a):
Odpowiedź na: Dziękuję Ci Verdiano za t... | Vemona
Vemono, ale książka jest ze wszech miar godna polecenia - ze względu na Marleya właśnie, bo on był cudowny! I zobacz, że wrażenia Czajki były inne... Ale rozumiem Cię - ja tej rodziny nie mogłam znieść. Nie wyobrażam sobie, że można coś takiego robić psu "z miłości". Dla mnie pies jest pełnoprawnym członkiem rodziny i w planach biorę go pod uwagę tak samo jak wszystkich członków rodziny. Skoro można było Marleya zostawić w hotelu na wakacje, to czemu nie zostawiali dzieci, zamiast niego?

Jest taki przewodnik wydany przez Pascala, "Polska na czterech łapach". Tam można znaleźć wszelkie informacje na temat miejsc w Polsce, które przyjmują właścicieli WRAZ Z PSAMI. Świetna rzecz, naprawdę polecam.

A Amonka drapię za uszkiem. :-)
Użytkownik: Vemona 21.03.2007 19:28 napisał(a):
Odpowiedź na: Vemono, ale książka jest ... | verdiana
Wierzę, że Marley jest cudowny, ale nie wytrzymam czytania o tym, co biedak przechodził z tej "miłości" właścicieli. Była kiedyś taka kampania "Zwierzę nie jest rzeczą" - naprawdę nie każdy powinien mieć jakieś stworzonko, skoro nie potrafi zrozumieć jego potrzeb.

W tym roku już zamówiliśmy pokój - na parterze, żeby biedak nie musiał po schodach się drapać, już nie bardzo mu to idzie. Czasem się zapomina, energia go roznosi i chętnie by pobrykał, a trzeba mu zabraniać, bo potem ledwo łapki ciągnie.
Poszukam tego przewodnika, bardzo warto mieć coś takiego, przecież bez niego się nie ruszymy, a jednak chce się wyjeżdżać choć na trochę. :-)

Amonek macha ogonkiem w podziękowaniu. :-))
Użytkownik: Jean89 15.01.2007 15:31 napisał(a):
Odpowiedź na: Też ryczałaś? Ja straszni... | verdiana
Ryczałam. I nie wiedziałam, co ze sobą począć. Miałam ochotę się po prostu uderzyć, żeby jakoś się uspokoić. W dodatku musiałam starać się, żeby nikt nie zauważył, że płaczę.
Użytkownik: verdiana 15.01.2007 16:03 napisał(a):
Odpowiedź na: Ryczałam. I nie wiedziała... | Jean89
Mnie przeraża to, że ja to wszystko mam przed sobą, kiedyś... I tego też sobie nie wyobrażam, nie chcę, nie umiem.
Użytkownik: Jean89 15.01.2007 19:30 napisał(a):
Odpowiedź na: Mnie przeraża to, że ja t... | verdiana
Ale przedtem czeka Cię jeszcze wiele przepięknych chwil! Nie trzeba teraz o tym mysleć... Ja mam wyrzuty sumienia, że tak bardzo wczuwam się w psie emocje. W końcu: "Tylko właściciele psów potrafią zrozumieć bezwarunkową miłość, jaką one nas obdarzają, i straszliwy ból serca, kiedy odchodzą". Ale to samo do mnie przychodzi!
Użytkownik: verdiana 15.01.2007 20:01 napisał(a):
Odpowiedź na: Ale przedtem czeka Cię je... | Jean89
Ja też tak mam. Ale tak trzeba mieć, jeśli się ma/chce mieć psa. Inaczej będzie się go krzywdziło jak Groganowie Marleya. :(
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: