Historia grą w karty
Zanim napiszę cokolwiek o samej książce, chciałabym lojalnie uprzedzić, że uwielbiam epokę napoleońską, a o preferencjach politycznych Łysiaka niewiele mi wiadomo – toteż mogę mieć inny punkt widzenia niż większość z Was. No, ale wskażcie mi dwóch ludzi, którzy mieliby identyczne spojrzenie na jakąś sprawę ;).
Jakim niewdzięcznym gatunkiem jest książka historyczna! Jeśli czytelnik nie jest totalnym nieukiem, trzeba go mamić i zwodzić - pięknem języka, bogactwem anegdot i dokładnością szczegółów budować złudzenie, że ta doskonale znana historia to jednak coś nowego. Biografie Aleksandra Wielkiego czy właśnie Napoleona Bonaparte byłyby pewnie największymi bestsellerami, gdyby nie świadomość, że to się naprawdę stało i gdyby nie ich zakończenia, które doskonale znamy.
Bo teraz, bardzo proszę, wyobraźcie sobie, że bierzecie świetną książkę historyczną o tak porywającej postaci, jak Napoleon – może być właśnie „Cesarski poker”. Wcześniej ktoś Wam zrobił pranie mózgu, nie macie pojęcia, jak zakończyła się wyprawa na Rosję ani bitwa pod Waterloo – nie macie nawet pojęcia, że się odbędą! Ot, otwieracie książkę i dowiadujecie się o młodym uczniu szkoły wojskowej nazwiskiem Buonaparte. W tle jego losów rozgrywa się niesamowity spektakl Rewolucji Francuskiej, która burzy feudalny porządek, ale dalej nie wierzycie, aby Francją mógł rządzić ktoś z „plebsu” – tak więc kiedy Napoleon zostaje konsulem, przecieracie oczy, jeszcze raz oglądacie okładkę, omówienie, i nie chce się Wam wierzyć, że to najprawdziwsza prawda... Ale na tym Bonaparte nie poprzestaje, oto staje się cesarzem, po pewnym czasie – władcą połowy Europy! Nie bez przyczyny okrzykną go „bogiem wojny”, nie bez przyczyny Nietzsche poda go jako przykład nadczłowieka i nie bez przyczyny tysiące będą ginąć dla jego ambicji – co za niewiarygodna historia, co za niewiarygodna postać i zbieg okoliczności, prawda? Czy ktoś by w to uwierzył, gdyby nie był to oczywisty fakt?...
Ale wróćmy do książki Łysiaka, który przyjmuje do wiadomości, że epopeję napoleońską znamy – przynajmniej z grubsza – a mimo to podejmuje się przedstawienia nam jej na nowo, ze swojego punktu widzenia. A więc czyta się ją po prostu niezwykle przyjemnie, dla mnie jest to po prostu balsam na obolałą godność – dostajemy zdania typu „lecz ludzie ci [Polacy] znani byli z tej przypadłości narodowej, że są najlepszymi żołnierzami na świecie, w związku z czym chcąc ocenić realną wartość bojową każdego z nich należy zastosować mnożenie przez trzy, a czasami nawet (co wykazała Somosierra) przez dziesięć”[1]. Takich zdań (zwłaszcza wychwalających polskie kobiety) w „Cesarskim pokerze” jest więcej, więc moje poczucie dumy narodowej rośnie, książka wydaje mi się piękniejsza i wszyscy są zadowoleni – pomimo ciągłej świadomości, że opinie takie mogą być „nieco” stronnicze.
Jest tylko jedno „ale”. Niby rzetelny materiał historyczny, bibliografia spora, fakty jasne, mimo to – to zawsze książka, a każda książka nosi piętno autora. A Łysiak uwielbia Napoleona i choć od razu oznajmia nam o tym, że Aleksander to także wytrawny polityk, może i gorszy w sztuce wojennej, ale pojęcie o rządzeniu ma i w końcu wygrał tę wielką rozgrywkę pokerową, to jednak przez wszystkie rozdziały konsekwentnie umniejsza zasługi Rosjan, pod koniec w stylu „wygrali, ale...”.
Pomimo tego „Cesarski poker” czyta się świetnie, głównie dzięki temu, że autor bardzo przejrzyście rozdziela meandry polityki i wojny. Udaje mu się to między innymi dzięki konsekwentnemu trzymaniu się „pokerowej” konstrukcji – każdy rozdział (a jest ich osiem) to runda, pomijając wstęp (prezentacja pokera, graczy i widowni) i zakończenie („Reszta jest nie do poznania...”).
I jeszcze jedno – „Cesarski poker” to po prostu kopalnia pomysłów na opowiadania, wypracowania i inne przejawy tfu!rczości – niektóre postaci mogą naprawdę zafascynować. Bohaterowie Łysiaka to nie tylko puste nazwiska, ale naprawdę żywe osoby, spoglądające roztargnionym wzrokiem z portretów z wkładki w środku tomiku. I jeszcze to nieprzebrane bogactwo anegdot... Już pomijam to, że sztychy i obrazy, choć szare, są świetne, a portret Napoleona z pierwszej strony wkładki, autorstwa J.L. Davida, to najlepszy wizerunek cesarza, jaki widziałam :).
Podsumowując – mimo swoich wad (wg mnie – niewielkich) książka Łysiaka jest po prostu świetna, w prosty sposób przybliża wojny napoleońskie i pokazuje, w jak wielkim stopniu historia zależy od humorów zmiennej Fortuny.
---
[1] Waldemar Łysiak, "Cesarski poker", Krajowa Agencja Wydawnicza 1978, str. 285.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.