Dodany: 19.09.2006 16:39|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Znaczy, porządnie napisane!


Moja przygoda z tą książką zaczęła się dawno, dawno temu, kiedy o morzu i marynarzach miałam takie pojęcie, jakiego nabrać można na podstawie dwutygodniowych wakacji w Gdańsku tudzież lektury całej serii „Tomków” Szklarskiego, w których jedną z pierwszoplanowych postaci był rubaszny i dobroduszny bosman Nowicki.

Grzebiąc na chybił trafił po bibliotecznych półkach, natrafiłam na średniej grubości tomik, którego tytuł wyjątkowo mnie zaintrygował. Zdążyłam już wtedy przeczytać parę pozycji zatytułowanych według schematu „COŚ znaczy COŚ” (np. „Monganga znaczy lekarz” W. Nasiłowskiego); więc zastanowiło mnie - w takim razie CO „Znaczy Kapitan”? Jeszcze większe zaciekawienie poczułam, przeczytawszy parę wersów pierwszego rozdziału („Za to, żeś uratował mi życie w pustyni, darowuję ci pchnięcie mnie nożem w hacjendzie Del Venado (...). Tenanga pogładził olbrzymiego, oswojonego niedźwiedzia grizli (...)”* itd.), sugerujących, że mam do czynienia z jakąś powieścią przygodową, rozgrywającą się gdzieś w Górach Skalistych. I cóż wspólnego z indiańską scenerią mógł mieć wspomniany w tytule kapitan? Postanowiłam niezwłocznie znaleźć odpowiedź na te dziwne pytania.

Nie czekałam zresztą długo, bo zaraz w dalszym ciągu pierwszego rozdziału wyjaśniło się, że rozpoczynające go sceny były tylko reminiscencjami dziecięcych zabaw autora i narratora zarazem, zaś w rozdziale drugim, opisującym jego pierwsze przeżycia na pokładzie szkolnego statku „Lwów”, po raz pierwszy ukazał się na scenie wytworny dżentelmen w kapitańskim mundurze, wygłaszający niezapomniane zdanie: „Znaczy, panie Konstanty, znaczy co? Znaczy, za silny?”*. Od tej chwili na dobre kilkanaście godzin zatonęłam w morskich historiach, na przemian wybuchając salwami nieopanowanego śmiechu albo zastygając w napięciu, by w końcu zapłakać szczerymi łzami, których nie udało mi się powstrzymać przy lekturze monologu autora, kończącego rozdział przedostatni.

Postacie zaludniające egzotyczny dla mnie świat – na czele z powściągliwym, ascetycznym Znaczy Kapitanem oraz jego NAJsilniejszym, pełnym fantazji i energii podopiecznym - w mgnieniu oka stały mi się tak bliskie, jakbym znała je od zawsze. I jakże tu było rozstać się z nimi na dłużej? Wypatrzywszy więc nowe wydanie książki na wystawie księgarni, zaraz zrobiłam z niej prezent imieninowy dla taty, przypuszczając – i słusznie – że nie tylko sam solenizant będzie z nabytku zadowolony. Nie potrafię powiedzieć, ile razy kto z nas ją przeczytał, natomiast nie ulega wątpliwości, że powiedzonka Znaczy Kapitana i jego marynarskiej braci na stałe wzbogaciły nasz prywatny domowy język. Ktoś wystrzelił z nieprzemyślanym jakimś twierdzeniem – cóż było prostszego, jak skwitować sytuację: „znaczy, pan nie wiedział, ale pan powiedział?”*; ktoś narobił nieopisanego bałaganu – zaraz cisnęło się na usta: „Vulcania, Neptunia, Oceania!”*; ktoś przekręcił obcojęzyczne słówko – i już kiwało się głową z politowaniem: „a, walijski królik!”*...

Inne walory tego przeuroczego zbioru morskich opowieści doceniłam dopiero po latach. Należy do nich język – kształtny, bogaty, obrazowy, jakiego pozazdrościć mógłby Borchardtowi niejeden zawodowy pisarz - i promowane przez autora wartości etyczno-moralne. Można tu wymienić rozumny patriotyzm, przejawiający się nie wykrzykiwaniem sloganów i atakowaniem wszystkiego, co obce, lecz dumą z osiągnięć dopiero co odrodzonej Ojczyzny i dbałością o wizerunek polskiego marynarza jako jej przedstawiciela w każdym zakątku kuli ziemskiej. Dalej – poczucie odpowiedzialności za powierzone sobie zadania – „żeby wszystko było zgodnie z instrukcją i PORZĄDNIE”* - niezależnie od tego, czy ma się na głowie bezpieczne doprowadzenie do celu statku wraz z kilkusetosobową rzeszą pasażerów i personelu, czy zorganizowanie ceremonii inauguracyjnej, czy tylko wykreślenie tabelki z ilością przebytych mil. I wreszcie cały zestaw cech, charakteryzujący idealną relację uczeń-mistrz: cierpliwość i wyrozumiałość nauczającego, otwartość i dobra wola nauczanego – i wcale niekoniecznie trzeba tu poufałości, za to niezbędny jest wzajemny szacunek, zaufanie, zrozumienie. Szczęśliwy człowiek, który kiedyś będzie mógł uhonorować swego nauczyciela czy przełożonego takimi słowy, jakie przeznaczył dla Znaczy Kapitana autor tej książki…



---
* Karol Olgierd Borchardt, „Znaczy Kapitan”, Wydawnictwo Morskie, Gdańsk 1989.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 20583
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 19
Użytkownik: --- 22.09.2006 00:48 napisał(a):
Odpowiedź na: Moja przygoda z tą książk... | dot59Opiekun BiblioNETki
komentarz usunięty
Użytkownik: joanna.syrenka 08.01.2007 00:54 napisał(a):
Odpowiedź na: Moja przygoda z tą książk... | dot59Opiekun BiblioNETki
Jak to jest, droga Dot, że po przeczytaniu Twojej recenzji n a t y c h m i a s t mam ochote przeczytać daną książkę...

O "Znaczy kapitan" słyszałam niejednokrotnie, tylko nie wiem dlaczego zawsze mówiono mi o tej książce z lekkim pobłażaniem (że niby dziecinna?), nigdy z zachwytem...
A tutaj i Ty i Bazyl zachwycacie się Kapitanem.
Chcę przeczytać! I już. I dziękuję za wspaniałą opinię :)
Użytkownik: librarian 27.02.2007 18:05 napisał(a):
Odpowiedź na: Jak to jest, droga Dot, ż... | joanna.syrenka
I ja podpisuję się pod głosami zachwytu. Kończę "Kapitana" i muszę powiedzieć, że wsiąkłam całkowicie. Jest to cudna gawęda o życiu na morzu i nie tylko, przeplatana kapitalnymi anegdotami. Znaczy Kapitan, to kapitan Mamert Stankiewicz, który był niewątpliwie niezwykłą postacią, wychował wielu marynarzy i oficerów,a Karol Olgierd Borchardt pisze o nim z wielkim oddaniem. Na tytuł tej książeczki trafiłam w "Raptularzu" profesora Raszewskiego i od dawna miałam ją w schowku.
Pobłażanie bierze się stąd, że jest to lektura lekka, łatwa i przyjemna, adresowana głównie do młodzieży dawnych lat. Podejrzewam, że profesor Raszewski czytał ją będąc chłopcem. Łatwo taką książkę zaszufladkować, tymczasem jest on swojego rodzaju majtersztykiem pełnym "pereł rycerskiego humoru". Zródłem humoru jest zetknięcie osobowości powściągliwego i surowego kapitana (ale mądrego i o dobrym sercu) z coraz to nowymi "awanturami" powodowanymi niepohamowanym temperamentem i fantazją jego podwładnych, a w tym w dużej mierze autora opowieści. Gorąco polecam.
Użytkownik: jakozak 28.02.2007 10:24 napisał(a):
Odpowiedź na: Moja przygoda z tą książk... | dot59Opiekun BiblioNETki
Znaczy bardzo porządnie napisana.:-)))
Teraz kochaaaaaaaani pora na tylko troszkę słabszego Szamana Morskiego. Kapitan Eustachy, kochaaaaaaaaaaaaaaaani, czeka.
Użytkownik: Draf 25.08.2007 17:40 napisał(a):
Odpowiedź na: Znaczy bardzo porządnie n... | jakozak
Rewelacyjnie napisana książka. Bezpretensjonalny styl, każde zdanie przechodzi gładko i płynnie w następne... No i to swoiste poczucie humoru autora. Ta książka dowodzi, że nie trzeba się mądrzyć i z samouwielbieniem spoglądać w lustro, aby napisać coś, co przetrwa dziesięciolecia i nadal będzie na szczycie. Dziś już chyba nie ma takich pisarzy, o samoukach nie wspominając... Swoją drogą, jak można tej pozycji dać mniej punktów niż 5-6. Nie rozumiem co niektórych czytelników. Znaczy, zupełnie ich nie rozumiem.
Użytkownik: Annvina 05.12.2007 10:04 napisał(a):
Odpowiedź na: Moja przygoda z tą książk... | dot59Opiekun BiblioNETki
O Kurcze!!! Od kiedy pamietam ta ksiazka stala na polce w biblioteczce moich dziadkow i co jakis czas wedrowala na stolik nocny babci lub dziadka, a potem wracala na polke - az do nastepnego razu. I jakos nigdy mnie nie pokusilo, zeby sprawdzic, co moi dziadkowie tak namietnie czytaja. Zdecydowanie do schowka, a jak bede w swieta w domu bede musiala odnalezc ja i przeczytac!
Użytkownik: jakozak 05.12.2007 10:13 napisał(a):
Odpowiedź na: O Kurcze!!! Od kiedy pami... | Annvina
No jasne! A potem Szaman morski. Jest trochę gorszy od Znaczy kapitan, ale poleci awansem. :-)
Użytkownik: carmaniola 05.12.2007 11:23 napisał(a):
Odpowiedź na: O Kurcze!!! Od kiedy pami... | Annvina
Koniecznie! Tylko nie pij przy tym herbaty! Grozi zapryskaniem wszystkiego dookoła! :-)
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 05.12.2007 16:30 napisał(a):
Odpowiedź na: Koniecznie! Tylko nie pij... | carmaniola
Zapryskanie czegokolwiek herbatą jest i tak lepsze, niż zapryskanie stołu kapitańskiego chłodnikiem (opowiadanie "Iceberg") :))
Użytkownik: carmaniola 05.12.2007 18:58 napisał(a):
Odpowiedź na: Zapryskanie czegokolwiek ... | dot59Opiekun BiblioNETki
Aż musiałam zajrzeć i przypomnieć sobie "człowieka mrożącego krew w żyłach". I chociaż przy nim parskanie śmiechem nie wchodziło w rachubę, to i tak budził, i budzi we mnie nadal, ogromną sympatię. :-)
Użytkownik: Draf 10.01.2008 01:04 napisał(a):
Odpowiedź na: Aż musiałam zajrzeć i prz... | carmaniola
Taaak, rzadko mimo wszystko zdarzają się książki przy których człowiek sam się do siebie śmieje:)
Użytkownik: carmaniola 10.01.2008 09:08 napisał(a):
Odpowiedź na: Taaak, rzadko mimo wszyst... | Draf
Śmieje się, rechoce, nie bacząc na okoliczności towarzyszące. Nie jest to książka do czytania w miejscach publicznych. Oj, nie! :-)
Użytkownik: krzyniu 10.01.2008 09:33 napisał(a):
Odpowiedź na: Moja przygoda z tą książk... | dot59Opiekun BiblioNETki
Warto też przeczytać "Z floty carskiej do polskiej" Mamerta Stankiewicza, bo po tej lekturze okazuje się, że ten człowiek nie jest tylko symbolem-legendą, ale wyjątkowo barwną postacią i co szczególnie zaskakujące - obdarzoną ZNACZY PORZĄDNYM poczuciem humoru :)

PS. Wiecie, że Znaczy Kapitan prawie nie używał słówka ZNACZY pisząc pamiętniki?
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 10.01.2008 17:08 napisał(a):
Odpowiedź na: Warto też przeczytać &quo... | krzyniu
Wiem, bo też czytałam. I choć pamiętniki nie są tak zabawne i żywe, jak obrazki odmalowane przez Borchardta, z punktu widzenia dokumentalnego mają ogromną wartość.
Użytkownik: WBrzoskwinia 30.04.2008 15:59 napisał(a):
Odpowiedź na: Moja przygoda z tą książk... | dot59Opiekun BiblioNETki
Dot59 - gratuluję recenzji: znakomita robota.
Poza tym: nie sądźcie, że "Szaman morski" jest >>trochę gorszy<<. Autor był na inny sposób związany z osobą kpt. Borkowskiego, niż z kpt. Stankiewiczem, wobec czego tak naprawdę tamta książka jest trochę inna od tej, a nie trochę gorsza. Pozdrawiam.
WBrzoskwinia
Użytkownik: tatu88 22.07.2008 00:08 napisał(a):
Odpowiedź na: Moja przygoda z tą książk... | dot59Opiekun BiblioNETki
Wspaniała książka. Przeczytałem po raz pierwszy gdy pożyczył mi ją kolega z roku notabene zapalony żeglarz. Wiele lat później przechodziłem obok biblioteki, która urządzała wyprzedaż starych książek, po złotówkę sztuka. Przeglądając stare, dawno nieczytane książki typu "Ekonomia polityczna socjalizmu", pomyślałem: fajnie byłoby znaleźć "Znaczy kapitana", tyle wrażeń i pozytywnych emocji dała mi ta książka. Przeglądając już ostatni regał znalazłem co? Oczywiście "Znaczy kapitana". Trawestując bohatera Sapkowskiego: taki banał może tylko w życiu się zdarzyć, gdybym to wymyślił nikt by nie uwierzył...Znaczy,telepatia, znaczy, najlepiej zainwestowana złotówka w moim życiu. Interpeluję do ministra edukacji: dlaczego "Znaczy kapitan" nie jest lektura szkolną?
Użytkownik: wwwanda 29.12.2008 18:18 napisał(a):
Odpowiedź na: Moja przygoda z tą książk... | dot59Opiekun BiblioNETki
Przypomnieliście mi o tej książce - była to jedna z moich ulubionych lektur, kiedy byłam nastolatką - zaczytywały się w niej moja mama i babcia. Wtedy ważny był dla mnie humor z jakim była napisana, ale teraz po latach myślę sobie, że nie można wystawić nikomu lepszego "pomnika" niż właśnie uczynić go bohaterem takiej książki. Przebija z niej prawdziwy szacunek i podziw. Chyba lubiłam ją też dlatego czytać, gdyż w moim życiu ciągle poszukuję autorytetów. Poza tym jest przezabawna i sprawnie napisana - chyba poszukam jej u mojej mamy i znów przeczytam.
Użytkownik: Valaya 20.01.2009 10:52 napisał(a):
Odpowiedź na: Moja przygoda z tą książk... | dot59Opiekun BiblioNETki
Gratuluję recenzji! Jestem już niestety po lekturze "Znaczy Kapitana". Piszę "niestety", bo czytając tę książkę, chciałam, żeby zbyt szybko nie dobiegła kresu. Jako żywo stają mi jeszcze przed oczyma opisywane krajobrazy, przezabawne sytuacje, śmieszne powiedzonka i sama osoba Kapitana Mamerta Stankiewicza, w hołdzie któremu autor napisał 37 opowiadań-rozdziałów (3 i 7 były ulubionymi cyframi Kapitana). Ogromne doświadczenie i poczucie odpowiedzialności, chęć ciągłego doskonalenia się jako marynarz i jako człowiek oraz wielki szacunek do Morza to cechy Kapitana, które budziły niekłamany podziw u współpracowników i które wzbudziły podziw także u mnie.
Użytkownik: VERA25 17.10.2019 20:36 napisał(a):
Odpowiedź na: Moja przygoda z tą książk... | dot59Opiekun BiblioNETki
Pamiętam z tego piąte przez dziesiąte, lecz co pamiętam, pierwszorzędne było.
"Koledzy, chcąc wypróbować moją siłę, pchali coraz słabiej, zostawiając cały ciężar dla mnie. Skutek był natychmiastowy: handszpak - wykonany ze specjalnego, twardego drewna - prysł jak zapałka! Wywołało to szalony entuzjazm. Czegoś podobnego jeszcze nie widziano. Następne handszpaki pękały szybko jeden po drugim. (...) Szykowałem się właśnie do połamania pozostałych jeszcze czterech zapasowych handszpaków, gdy nadszedł pierwszy oficer. Zamiast cieszyć się razem z nami, wpadł w istny szał. (...) „Pierwszy” zdążył już policzyć wszystkie połamane handszpaki. Wił się teraz i nadal ryczał:
- Wszystka pałamał! Wszystkie handszpaki pałamał!
Chciałem się wtrącić i powiedzieć, że jeszcze cztery zostały, ale wobec kapitana nie śmiałem. Naraz znów usłyszałem głos kapitana:
- Znaczy, panie Konstanty, znaczy co? Znaczy, za silny?"
Oraz
"Prowiantowy skoczył do mnie jak pantera:
- Beczkę rozbiłeś!
- Myślałem, że woda. Bardzo mi się pić chciało.
Popatrzył na mnie, ociekającego potem. Zajrzał do beczki:
- Częstowałeś wszystkich ogórkami? - zapytał. Oburzyłem się:
- Nie swoimi ogórkami? Za kogo pan mnie ma? Przykro mi bardzo, ale bałem się odejść od roboty, by nie wpaść w nowy konflikt z pierwszym oficerem. Byłem tak zmęczony i spragniony, że...
- Człowieku, ty sam to wszystko zjadłeś? – przerwał z najwyższym zdumieniem.
- Tych kilka ogórków? - odpowiedziałem pytaniem na pytanie.
- Przecież zjadłeś sam pół beczki ogórków! Czegoś podobnego w życiu nie widziałem!
(...) Handszpaki i ogórki w dwa dni ustaliły moją sławę."
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: