Dodany: 03.09.2006 12:49|Autor: anndzi

Ogólne> Offtopic

akademik czy mieszkanie?


To pytanie ostatnio spędza mi sen z powiek. Na początku zdecydowanie odrzucałam akademik, bo hałas i łazienki na korytarzu, ale z drugiej strony akademik wychodzi taniej i weselej. I co teraz robić? Czy ktoś mi doradzi?
Wyświetleń: 5642
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 16
Użytkownik: nola 03.09.2006 14:48 napisał(a):
Odpowiedź na: To pytanie ostatnio spędz... | anndzi
Dwa lata temu też miałam taki problem. Chciałam iść do akademika, bo tańszy, więcej ludzi tam można poznać i to z różnych kierunków, krążą notatki (które bywają przydatne). Jednak moi rodzice zdecydowanie byli za mieszkaniem. Ostatecznie wylądowałam w mieszkaniu z koleżanką z liceum. Mieszkało się fajnie, byłyśmy w sumie 3. Po roku stwierdziłam, że dobrze iż nie zamieszkałam w akademiku, bo obecność drugiej osoby w pokoju przeszkadza mi w nauce. Od tego roku mieszkam sama w pokoju i jestem szczęśliwa- mogę uczyć się bez problemów i mam świetne współlokatorki. I też mam znajomych z różnych kierunków, bo one studiują co innego niż ja. Zdarzyło mi się nocować u koleżanek w akademiku- jak dla mnie jest to fajne, ale na jedną noc. Za bardzo jestem przyzwyczajona do spokoju.
Mogę poradzić Ci tylko tyle, że jeśli uważasz, że poradzisz sobie z niedogodnościami w akademiku to możesz spróbawać tam zamieszkać. Warto znać kogoś, kto dostaje ten sam akademik i postarać się o wspólny pokój, bo z doświadczenia koleżanek wiem, że nie wiadomo na kogo się trafi. W sumie z mieszkaniem jest tak samo, ale jeśli masz znajomych, którzy studiują w tym samym mieście to możesz wynająć je z nimi- wtedy nie wychodzi tak drogo.
Życzę powodzenia w wyborze decyzji:) Obyś była z niej zadowolona
Użytkownik: ecriture 03.09.2006 15:03 napisał(a):
Odpowiedź na: To pytanie ostatnio spędz... | anndzi
Polecam mieszkanie. Na przykład moje w Poznaniu - chętnie wynajmę komuś pokój :)
Użytkownik: aleutka 03.09.2006 15:16 napisał(a):
Odpowiedź na: To pytanie ostatnio spędz... | anndzi
Przezylam piec lat akademikow. Przetrwalam, poniewaz na piatym roku dostalam pokoj dwuosobowy. Polecam - na pierwszych latach studiow to jest wlasnie to co sie kojarzy z radosnym zyciem studenckim. Ale bywa uciazliwe, kiedy masz egzamin a w pokoju obok huczna impreza, trzeba byc przygotowanym na pewna prowizorke. Duzo zalezy od towarzystwa w pokoju - jesli trafisz na bratnie dusze to duzo mozna wytrzymac.

Czytalas Cierpkosc wisni? Poczytaj w ramach zaprawy:))

Wsrod swoich znajomych i przyjaciol (u siebie tez:) zauwazylam pewna tendencje, zaczynajaca sie z trzecim rokiem - zmeczenie akademikiem. Chcesz wtedy troche spokoju i mniej tego kotla towarzyskiego, halasu - zeby w spokoju popracowac nad magisterka na przyklad. Ludzie dobieraja sie w grupy i szukaja mieszkania albo wiekszego pokoju. Rzecz moze przyspieszyc, jesli masz prawdziwego pecha do wspolokatorow akademikowych...
Użytkownik: anndzi 03.09.2006 16:34 napisał(a):
Odpowiedź na: Przezylam piec lat akadem... | aleutka
W akademiku, nad którym się zastanawiam, są pokoje dwu i jednoosobowe. Więc chyba nie tak źle. Z tego co piszesz Aleutko, w Twoim akademiku były pokoje wieloosobowe.
Chyba jednak zaryzykuję:) Zobaczę jak to będzie. A "Cierpkość wiśni" na pewno przeczytam, jeśli oczywiście będzie w którejś bibliotece.
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 07.09.2006 22:23 napisał(a):
Odpowiedź na: To pytanie ostatnio spędz... | anndzi
Odezwały się wspomnienia... W czasach, o których mowa, takiego pytania w zasadzie nikt sobie nie zadawał z bardzo prostej przyczyny: za akademik płaciło się 5-6-krotnie mniej, niż za kwaterę o najgorszym nawet standardzie, więc każdy, kto miał za daleko, żeby dojeżdżać, starał się o przydział miejsca tamże. Raczej nie trafiały się kwatery takie jak teraz -tj. samodzielne mieszkania wynajmowane przez kilka osób do spółki - tylko były to tzw."pokoje przy rodzinie", czasem nawet w zwykłym blokowym M4. Zanim zasłużyłam na pokój w akademiku, "zaliczyłam" kilka kwater, z których jedna znajdowała się w przyziemiu domku mieszkalnego z wysokim parterem, i wchodziło się do niej przez... garaż, w którym stała syrenka, używana zresztą przez właściciela wyjątkowo rzadko; łazienka zaś mieściła się w tym samym pomieszczeniu co piec do centralnego i nie miała drzwi, tylko dwie kotary (między garażem i kotłownią oraz kotłownią i łazienką). Pikanterii dodaje fakt, że w "naszym garażu" mieszkało mieszane towarzystwo (3 na 3), więc czasem zdarzały się ciekawe sceny... Inna kwatera mieściła się w bardzo wytwornej przedwojennej kamienicy, z takąż (wytworną tudzież przedwojenną) właścicielką. Pani była bardzo nobliwa i powściągliwa w okazywaniu emocji, zaś w lodówce, z której korzystałyśmy zarówno my, lokatorki, jak ona i jej dorosły syn, miała popodpisywane i ponumerowane ołówkiem jajka (żeby ktoś przypadkiem nie zjadł jednego), i podsłuchiwała przez dziurkę od klucza. Rozkosze te kosztowały mnie połowę sumy przeznaczonej na całomiesięczne utrzymanie. Więc nic dziwnego, że gdy otrzymałam przydział akademika, wydawało mi się, że złapałam Pana Boga za nogi.
Po czym zapał mój ostygł, gdyż zdarzyło mi się: wziąć sobie "waletkę" (skądinąd bardzo miłą koleżankę z roku), która miała przemieszkać ze dwa tygodnie, a została na cały rok, śpiąc ze mną na jednym wąskim i garbatym tapczaniku, ale to pół biedy, gorzej, że potrafiła np. na stole rozłożyć używane rajstopy, pety gasić w szklance z fusami z herbaty, a suchy chleb wsadzić do szafki na książki; zamieszkać z koleżanką, u której waletował narzeczony ( i wcale za bardzo im nie przeszkadzała moja obecność); mieć za ścianą faceta (chłopaka mojej współlokatorki), który kiedyś wyżarł ze wspólnej dla całego segmentu lodówki całe moje zapasy, po czym niewinnym głosikiem stwierdził : "myślałem, że to Bożenki" (imię zmienione); mieć na tym samym piętrze najbardziej zabawowego faceta na całej uczelni, który tak się intensywnie ( i głośno!!!) "rozrywał", że kiedy ja byłam na 3 roku, to on był na 5, a potem kończył rok po mnie; i jeszcze parę równie ciekawych faktów mogłabym wymienić. Wnioski - jak mawiają w rodzinnych stronach mojego męża - "jak się nie obrócisz, to d... z tyłu" -
czyli i tu, i tu można trafić fatalnie... A skoro tak, to może lepiej za mniejsze pieniądze?
Użytkownik: Bozena 07.09.2006 22:41 napisał(a):
Odpowiedź na: Odezwały się wspomnienia.... | dot59Opiekun BiblioNETki
Podoba mi się, Doroto!
Uśmiecham się.Masz talent,i, mało tego, sprawiasz, że wracam tam...Zupełnie tak samo było, gdy czytałam "Zatańcz z moją dziewczyną".

Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 08.09.2006 19:23 napisał(a):
Odpowiedź na: Podoba mi się, Doroto! U... | Bozena
Cieplutko mi się zrobiło...
Mam jeszcze w zanadrzu całe dziesiątki podobnych scenek i historii - i piekielnie mnie korci, by gdzieś, kiedyś to utrwalić, chociażby dla młodszego pokolenia - dzieci i wnuków. Tylko kiedy? Na emeryturze chyba...
Użytkownik: Bozena 10.09.2006 16:16 napisał(a):
Odpowiedź na: Cieplutko mi się zrobiło.... | dot59Opiekun BiblioNETki
Doroto, te scenki i historie, moim zdaniem, koniecznie utrwalaj; sukcesywnie, po troszeczkę. Mają one niezwykły klimat, co rzeczywiście zdumiewa mnie; bowiem w innych miejscowościach mieszkałyśmy, w otoczeniu także innym, a jednak w czymś niezmiennie trwałym do dziś, co zespala choćby nasze wspomnienia...To będzie świetny dokument dla tych, co po nas...
Mówiłam Ci już, ale raz jeszcze powiem: ciekawie i ładnie piszesz.:-)

Użytkownik: mluzia 08.09.2006 19:45 napisał(a):
Odpowiedź na: To pytanie ostatnio spędz... | anndzi
Ja obecnie wynajmuję kawalerkę do społki z chłopakiem. W sumie wychodzi nam za wszystko ok 400 zł na łebka. Trochę drogo, no ale mamy ten komfort, że jesteśmy sami i nikt obcy nam się po domu nie kręci. Zanim zamieszkaliśmy w tej kawalerce wynajmowaliśmy pokój dwuosobowy (300 zł od łebka),w starej kamienicy, gdzie jakbym chciała się położyć na podłodze to tylko bym nogi zmieściła. :D Pokój bez telewizora, jeden mały stolik (nawet komputer by na niego nie wlazł), meblościanka pokaźnych rozmiarów (jedyny pozytyw tego pokoju) oraz łóżko, na którym mojemu chłopakowi, leżącemu normalnie wystawały stopy ( a wcale wysoki nie jest) :D Ale i tak wszystko biła łazienka: ja nie wiem jak oni wstawili tam wannę. Żeby do niej wejść, to trzeba było z korytarza, żeby wyjść to trzeba było już otworzyć drzwi i wychodzić do kuchni (z której było wejście do łazienki). Także to chyba naprawdę zależy od szczęscia, na co się trafi i wogóle. Wprawdzie w tej kawalerce ostatnio popsuła nam się lodówka, ale właścicielka jest ok i kupiła nową.
W tej chwili jestem bardzo zadowolona i nie zamierzam na razie zmieniać lokum. Ale życzę szczęscia w poszukiwaniach...
Użytkownik: Compote 25.09.2006 13:44 napisał(a):
Odpowiedź na: To pytanie ostatnio spędz... | anndzi
Ja wybrałam mieszkanie. Plus to to, że wiem z kim będę mieszkała, mam własną łazienkę i kuchnię, własny pokój. Mieszkanko jest do tego nowe i śliczniutkie. Ale rzeczywiście w akademiku pewnie jest weselej, poznajemy więcej ludzi itd, ale nie wiem czy bym zniosła te niedogodności (łazienka na korytarzu, ciągły hałas, nie możesz pobyć sama w pokoju). Ja lubię spokój, więc dobrze że wybrałam mieszkanie, ale z drugiej strony w akademiku tyle sie dzieje i fajne imprezy (i to też lubię:). Trudny wybór. Ale wydaje mi się, że żeby zasmakować prawdziwego studenckiego życia to trzeba pomieszkać w akademiku (ale co ja tam wiem).
Użytkownik: anndzi 25.09.2006 14:07 napisał(a):
Odpowiedź na: Ja wybrałam mieszkanie. P... | Compote
Jednak wybrałam akademik. Jeśli faktycznie będzie za duży hałas, a łazienki wyjątkowo obskórne, to przecież mogę się wyprowadzić. Nikt mnie tam siłą nie trzyma. Wprowadzam się w niedzielę. Zobaczymy jak to będzie:)
Użytkownik: Nickkki 27.09.2006 08:23 napisał(a):
Odpowiedź na: Jednak wybrałam akademik.... | anndzi
Ja też będę mieszkać w akademiku. Nie miałam za bardzo wyjścia bo nie znam nikogo kto będzie na studiach tam gdzie ja, czyli wynajęcie mieszkania "na spółkę" odpadało. Wprowadzam się w sobotę, trzymajcie kciuki. ;)
Użytkownik: p_132 27.09.2006 19:58 napisał(a):
Odpowiedź na: Ja też będę mieszkać w ak... | Nickkki
Mam koleżanki mieszkające w internacie, a ich bracia mieszkają w akademikach. I powiem tak: jeśli ktoś bardzo lubi "szalone życie", imprezy, czas od czasu spokój, to może śmiało iść. Jeśli potrzebuje spokoju to mieszkanie. Co do nauki w akademiku zależy to też od współlokatorów. Jeśli są spokojni to da się z nimi wytrzymać, jeśli nie... to wiadomo jaki skutek :)
Użytkownik: Compote 29.09.2006 22:43 napisał(a):
Odpowiedź na: Jednak wybrałam akademik.... | anndzi
No jasne, warto spróbować. Ja w nowym mieszkanku mieszkam już od 2 dni i na razie jest super. Napisz za jakiś czas jak tam tobie się w akademiku żyje.
Użytkownik: bacteria 29.09.2006 18:23 napisał(a):
Odpowiedź na: To pytanie ostatnio spędz... | anndzi
Jasne że akademik!
I tylko na ulicy Chodzki w Lublinie;)))
Użytkownik: ostoja_ostojski 29.09.2006 18:47 napisał(a):
Odpowiedź na: To pytanie ostatnio spędz... | anndzi
Mieszkałem przez rok w akademiku. Jeśli ktoś lubi ciągłe towarzystwo, imprezki i szum, to zapraszam do hotelu akademickiego. Miałem szczęście trafić na świetnych współlokatorów, ale dla osoby ceniącej spokój i ciszę akademik niekoniecznie jest zbawieniem.
Rozglądajcie się za mieszkaniem lub stancją, nie zawsze wychodzi drożej, a na dobre towarzystwo też można trafić(tyle, że za ścianą, nie w pokoju).
Acha, zapomniałem o najważniejszym- od tego roku mieszkam na stancji!
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: