Dodany: 04.06.2006 23:46|Autor: verdiana
Trzech panów w łódce
„Mnie się wydaje, że wiele rzeczy ma uchwyty. Weźmy na przykład obraz poetycki. Kiedy patrzymy na to z daleka, widać tylko sens bezpośredni, choć nieraz bardzo hermetyczny. Wystarcza ci sens bezpośredni? Nie wystarcza. Trzeba więc pociągnąć za uchwyt i zajrzeć do szuflady. Zajrzeć, czyli sięgnąć po niego, dosięgnąć, osiągnąć”*.
Fabułę tej książki można streścić w kilku słowach: trzech panów w łódce.
Tak naprawdę bohaterów jest tam kilkunastu, a reprezentują przekrój społeczeństwa. Wszyscy oni wygrywają w loterii nagrodę: podróż statkiem. I przez całą książkę sobie... płyną. Trzech panów to Medrano, Lopez i Raul, którzy zaprzyjaźniają się i najwięcej zamieszania wprowadzają. Bo na statku zaczynają dziać się różne rzeczy, statek otoczony jest nimbem tajemniczości, nikt nic nie wie...
Pierwszy raz u Cortázara widzę takie stopniowanie napięcia! Tę powieść czyta się jak thriller, z wypiekami na twarzy. To trudne, bo twórczość Cortázara jednocześnie ma to do siebie, że chce się ją smakować, delektować się jej smaczkami, niuansami, cudownymi dialogami, podziwiać wspaniałe i różnorodne portrety psychologiczne postaci.
„Wielkie wygrane” to rzeczywiście powieść niedoceniana. Odstraszała mnie wcześniej, bo wygrane kojarzyły mi się ze sportem, z „Ostatnią rundą” – i niesłusznie! Można się w niej zatopić, można ją czytać wiele razy, za każdym razem skupiając się na innych bohaterach, bo to, co się dzieje między nimi, samo w sobie zasługuje na uwagę.
Ta książka, jak cała twórczość Cortázara, ma uchwyty. Wiele uchwytów. Trzeba tylko wykonać wysiłek i za nie pociągnąć. :-)
---
* Julio Cortázar: „Wielkie wygrane”, tłum. Zofia Chądzyńska, wyd. Muza, 2001, s. 25.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.