Dodany: 29.05.2006 12:21|Autor: verdiana

Książka: Niepokoje wychowanka Törlessa
Musil Robert

1 osoba poleca ten tekst.

Niepokoje wieku dorastania


Robert Musil „uczył się w szkole kadetów, którą opuścił, aby studiować na politechnice; później studiował filozofię, psychologię i matematykę. Pracował jako bibliotekarz, redaktor, a następnie jako wysoki urzędnik państwowy. Od 1922 poświęcił się wyłącznie literaturze. W 1938 wyemigrował do Szwajcarii, gdzie żył w skrajnej nędzy”[1].

Już ta krótka notka wydawnicza i pogmatwany życiorys skłaniają do zatrzymania się i podumania nad losami autora tak niezwykłego dzieła, jak „Człowiek bez właściwości”. A jeśli jeszcze wie się, że „Niepokoje...” to powieść autobiograficzna, trudno nie zatrzymać się na dłużej. Musil napisał tę powieść w 1906 pod wpływem własnych przeżyć w szkole kadetów i był to jego debiut. Trudno mi ocenić, ile Törless ma z Musila, to dopiero początek mojej fascynacji tym pisarzem, jest w każdym razie chłopcem nad wyraz wrażliwym i rozwiniętym intelektualnie ponad swój wiek. W instytucie – tak w powieści określa się szkołę kadetów – nie może znaleźć sobie ani miejsca, ani przyjaciół, uporczywie więc trzyma się tego, co dobrze znane i bezpieczne:

„Pisywał niemal codziennie listy do domu i żył jedynie w tych listach. Wszystko inne, co robił, wydawało mu się tylko nieuchwytnym jak cień, nie mającym znaczenia dzianiem się – obojętne stacje niby cyfry godzin na tarczy zegara”[2].

„Zdawało się wówczas, że nie posiada w ogóle charakteru”[3], wtapia się więc w tło, dopasowuje się naskórkowo, istnieje w innych i poprzez nich. Tymi innymi są dwaj chłopcy, Reiting i Beineberg, których Törless ani nie lubi, ani się z nimi nie przyjaźni (Beineberga wręcz nie znosi!), przyłącza się do nich nie z potrzeby, ale po to, żeby nie odstawać. A że „zawsze istnieje pewien punkt, w którym człowiek przestaje wiedzieć, czy jeszcze kłamie, czy też to, co wymyślił, nie jest prawdziwsze od niego samego”[4], Törless wtapia się w tych dwóch chłopców, niczym człowiek bez właściwości, zaczyna odzwierciedlać ich właściwości i ich charaktery, uczestniczyć w ich pomysłach i okrutnych zabawach.

Ale i tu nie czuje się dobrze... „Czuł się jak gdyby rozdarty pomiędzy dwoma światami: jednym – solidnym, mieszczańskim, w którym wszystko było ostatecznie uporządkowane i przebiegało w granicach rozsądku, tak jak był przyzwyczajony w domu, i drugim – awanturniczym, pełnym mroków, tajemnic, krwi i nieprzeczuwalnych niespodzianek”[5].

Gdzieś jednak jest kres tego kłamstwa, kiedyś trzeba stanąć po jednej stronie i dokonać wyboru. I Törless go dokonuje. Mimo wszystko ma świadomość siebie, wycofuje się do wewnątrz, w swoje myśli, i czuje, że one właśnie sytuują go intelektualnie wyżej niż resztę chłopców, że „prawdziwymi ludźmi są tylko ci, którzy potrafią wniknąć w siebie samych”[6]. Próbuje czytać Kanta, zgłębiać skomplikowane zagadki matematyczne i filozoficzne, z którymi nie radzi sobie nawet jego matematyk. A im bardziej oddaje się tym refleksjom, tym bardziej czuje, że oddala się od Reitinga i Beineberga. Kiedy ci dwaj oddają się odrażającym praktykom seksualnym i dręczą ich wspólnego kolegę Basiniego, Törless ostatecznie odcina pępowinę.

To króciutka powiastka, ale stężenie emocji w niej jest tak wysokie, że nie ma tam ani jednej strony, na której by się nie znalazło zdania-perełki do przemyślenia. Instytut to delikatnie utkane tło dla subtelnych rozważań o naturze Törlessa (Musila?). Opisy bohaterów, ich relacji, stanów, trudnego okresu dojrzewania – to nie jest kwestia epoki, tego, co wolno, a czego nie wolno powiedzieć, tylko wrażliwości pisarza, co jak na dłoni widać tutaj. A forma, w jakiej spełnia się Musil, dorównuje treści. To tak wspaniała książka, że jeśli Musil, tak jak Törless, spalił swoje wczesne utwory, to rozpacz mnie ogarnia na myśl, co straciliśmy.

Na koniec jeszcze jeden piękny cytat:

„Sam czuł się jak ktoś przywrócony życiu po głębokiej agonii, ktoś dotknięty milczącymi dłońmi niebytu, ktoś, kto nie może zapomnieć cichej mądrości przewlekłej choroby”[7].


---
[1] Robert Musil, „Niepokoje wychowanka Törlessa”, Książka i Wiedza 1980 – nota na okładce.
[2] Robert Musil, „Niepokoje wychowanka Törlessa”, tłum. Wanda Kragen, wyd. Książka i Wiedza 1980, s. 7.
[3] Tamże, s. 15.
[4] Tamże, s. 32.
[5] Tamże, s. 65.
[6] Tamże, s. 96.
[7] Tamże, s. 191.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 12259
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 28
Użytkownik: aolda 30.05.2006 10:00 napisał(a):
Odpowiedź na: Robert Musil „uczył się w... | verdiana
Witaj, Verdiano. Dziękuję za recenzję książki, do której sama mam stosunek emocjonalny. Mnie również oczarowała - na tyle, że pewne fragmenty czytałam zdanie po zdaniu, wielokrotnie.
Zafascynowała mnie ta książka o wewnętrznym świecie, o dojrzewaniu, konstytuowaniu się świadomości i tożsamości bohatera, jego systemu wartości.

Atmosfera książki - odrealniona, nieprzejrzysta:
„Czy sprawiały to owe smutne barwy, czy też blade, bezsilne. Zmącone parą światło popołudniowego słońca – dość, że przedmioty i ludzie mieli w sobie coś obojętnego, martwego, mechanicznego, jakby ściągnięto ich ze sceny teatru marionetek.”
„Ale i wesołość tej grupy nie była prawdziwa: wrzawa i śmiech zdawały się milknąć już w odległości paru kroków, jak gdyby zapadały się w ziemię wobec nieustępliwego, niewidzialnego oporu.”
Wszystko gęste, jakby bohater żył w podwodnym świecie i musiał pokonywać jego opór. To samo z komunikacją - uderza całkowita alienacja, niemożność zrozumienia drugiego człowieka, a nawet samego siebie.

Wspaniałe studium przemocy i uległości, relacji kata i ofiary. Próba dotarcia do podłoża postaw ludzkich. Dotykanie tabu. Sacrum i profanum.
Wszystko jest w tej książce - tak niewielkiej przecież.

Musil jest jednak wymagający: porażający intelektualizm zniechęca. Kusi, żeby przeczytać prześlizgując się po płaszczyźnie fabuły. Mało tego: w książce brak fajerwerków emocji, brak barw, brak tłumaczeń. Wszędzie oszczędność. Trzeba dokonać wysiłku, aby książka przemówiła. Wszystkiego trzeba się doszukiwać samodzielnie. Wnioski należą do czytelnika.

Książka do wielokrotnej lektury. Wychowuje sobie czytelnika. Wymaga, ale i nagradza. Gorąco polecam.
Użytkownik: ella 30.05.2006 10:07 napisał(a):
Odpowiedź na: Witaj, Verdiano. Dziękuję... | aolda
Dziekuje Wam obu :-) i dodaje do schowka.
Użytkownik: verdiana 30.05.2006 20:00 napisał(a):
Odpowiedź na: Witaj, Verdiano. Dziękuję... | aolda
Aoldo, od wczoraj myślę, co Ci odpisać i... nie umiem. Napisałaś już wszystko. Nawet nie wiesz, jak ważne jest dla mnie, że napisałaś ten komentarz - czasami mam wrażenie, że nikt nie czyta recenzji i czytatek, zwłaszcza jeśli dotyczą książek ważnych. Dziękuję Ci.
Użytkownik: aolda 30.05.2006 20:25 napisał(a):
Odpowiedź na: Aoldo, od wczoraj myślę, ... | verdiana
Czytam większość tego, co piszesz. Z twoimi przemyśleniami akurat chcę obcować. Pzdr.
Użytkownik: verdiana 30.05.2006 20:54 napisał(a):
Odpowiedź na: Czytam większość tego, co... | aolda
To działa dwustronnie.
Użytkownik: --- 30.05.2006 20:26 napisał(a):
Odpowiedź na: Robert Musil „uczył się w... | verdiana
komentarz usunięty
Użytkownik: aolda 30.05.2006 20:30 napisał(a):
Odpowiedź na: komentarz usunięty | ---
Tak, Musil męczy i boli. Ale za każdym razem jest łatwiej. Ja po pierwszym razie nie zrozumiałam zbyt wiele i książka rzeczywiście nie podobała mi się. Drugi raz przemienił się w żmudne studiowanie. Nie żałuję.
Użytkownik: verdiana 30.05.2006 20:53 napisał(a):
Odpowiedź na: Tak, Musil męczy i boli. ... | aolda
Musila skończyłam 3 dni temu. Dziś skończyłam "Możliwe sny" - bardzo podobna książka w swej wymowie.
Wcześniej przeczytałam "Chwasta" i "Daleko od Niflheimu". Mnie już chyba ogólnie jest łatwiej, bo dużo takich lektur czytam... :-)
Użytkownik: misiak297 25.10.2007 13:27 napisał(a):
Odpowiedź na: Musila skończyłam 3 dni t... | verdiana
Skoro to jest podobne do Możliwych snów, to zaczynam poszukiwania:) Do schowka bezapelacyjnie. Swoją drogą, bardzo ciekawa recenzja.
Użytkownik: verdiana 30.05.2006 20:51 napisał(a):
Odpowiedź na: komentarz usunięty | ---
Mam chyba w sobie coś z masochistki, bo właśnie do takich książek chcę wracać. A może to odwrotnie jest? Chcę wracać do dobrych książek, a że one akurat najbardziej bolą...

Ostatnio zresztą albo wpadają mi w ręce, albo sama sobie wybieram (nie wiem, co bardziej) książki rwące trzewia. One są jak grzebanie łyżeczkę w trzewiach, jak mawia mój kolega o takich trudnych książkach.
Nie chcę powtarzać bólu, ale chcę wracać do tych książek. Także do tej. Dlatego zakupiłam już własny egzemplarz.

Masz rację, że ta książka powinna należeć do standardu. Aż nieprawdopodobne, że nie jest lekturą w szkole dla dzieciaków w wieku bohatera.
Użytkownik: Bozena 30.05.2006 21:37 napisał(a):
Odpowiedź na: Mam chyba w sobie coś z m... | verdiana
Nie mogę przejść obojętnie wobec Twojej recenzji, Verdiano i celnych uzupełnień Aoldy. Był czas, że miałam ochotę zrobić opis tej książki, bo tkwiła ona we mnie. Napisałaś świetnie, Verdiano; myślę, że zachęciłaś wielu czytelników, jeśli nie tylko do tematu, choć nie wydaje mi się on nowatorski,aczkolwiek - z kapitalnym studium dojrzewania... to z pewnością zachęciłaś do pióra R. Musila.
Dodaję swój głos do tej zachęty...
Stronice książki wypełnione są „zdaniami–perełkami”, jak piszesz, dającymi do myślenia, zdaniami, które dobrze jest czytać po wielokroć...

Znalazłam i wpisuję cytat, w którym Mussil – może nie odkrywczo, ale ładnie - określa to coś, co pozwala nam dokonać wyboru i przejść... na jedną stronę...

„Powiedziałem, [...]iż samym myśleniem nie możemy przejść na drugą stronę, lecz potrzebujemy jakiejś innej, wewnętrznej pewności, która nas na tamtą stronę przeniesie”[RM}

„Wszelkie doniosłe poznanie dokonuje się tylko w połowie w świetlnym kręgu umysłu, w połowie w mrocznej glebie naszego wnętrza, jest przede wszystkim stanem duszy, na którego ostatnim krańcu myśl zwisa tylko jak kwiat”[RM]

Pozdrawiam – Olga


Użytkownik: verdiana 30.05.2006 21:57 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie mogę przejść obojętni... | Bozena
To tak jak ja zawsze chodzę Twoimi (między innymi) śladami - z przyjemnością!

Kiedy myślę o tej książce, to na myśl jeszcze przychodzi mi wspomniany przez Aoldę syndrom kata i ofiary. Jak Musil to fantastycznie opisał! A przecież Zimbardo swój eksperyment więzienny wykonał wiele, wiele lat później! W czasie, kiedy Musil pisał "Niepokoje", psychologia raczkowała! Tak łatwo Reitingowi i Beinebergowi, zwykłym przecież chłopcom, stać się katami... I tak łatwo Basiniemu wczuć się w rolę ofiary. Te role zupełnie nimi zawładnęły.
Użytkownik: Bozena 02.06.2006 10:06 napisał(a):
Odpowiedź na: To tak jak ja zawsze chod... | verdiana
Tak, Verdiano, Aolda dopowiedziała dużo, toteż w swoim komentarzu pominęłam syndrom kata i ofiary, zwracając uwagę na myśli Musila i niezwykłe ujęcie studium dojrzewania w warunkach -co tu dużo mówić –specyficznych. Niebywałą siłę ducha trzeba zachować w sobie, by żyjąc w nich- ostatecznie -przejść na drugą stronę. I tę drogę -do przejścia -Musil krok po kroku –pokazuje czytelnikowi; a nie jest ona łatwa... (w moją pamięć wrył się fragment, w którym Torlessa zachwyciło piękne...ciało Bassiniego. I już, już...).
Zgadzam się z Tobą, Verdiano, że Musil swoją wiedzą psychologiczną mógł w owym czasie zadziwić, ale... ale, przyznaj, że i... bez eksperymentu przeprowadzonego w Stanfordzie wiele lat później przez Philipa Zimbardo –ludzkość zdawała sobie sprawę, że w warunkach specyficznych-potencjalnie...KAŻDY człowiek jest zdolny do popełnienia czynu haniebnego... (Tyle że w tym utworze- o chłopców idzie).
Eksperyment więzienny potwierdza tylko –naocznie- tę tezę, stawianą przez rozmaite grupy społeczne, zwłaszcza przez wodzów totalitarnych systemów.
Przykładów tysiące...Role oprawców i ofiar przyjmowali w dziejach historii, w specyficznych warunkach, normalni, zdrowi psychicznie ludzie.
Obie o tym wiemy. Ale, w istocie, studium ofiary i kata Musil pokazał jak mało kto...

Verdiano, winna Ci jestem podziękowanie, zdumienie także, że podczytujesz czasem co nieco z mojego pióra. Biblionetka jest wspaniała, lecz nie mogę przy niej często siedzieć; jeśli poczytam tu, to tam już...nie zdążę... Ale powiem Ci: Twój tekst o Witkacym czytałam z ogromną przyjemnością; taki dynamiczny... taka dziarska tam jesteś...Także, podobnie jak Tobie, osobowość Witkacego nie przypadła mi do gustu.
Cytuję fragment Twojego tekstu: „Powtarzam Ci po raz ostatni, że Cię kocham”. [Witkacy].Powalające...
Verdiano, pozdrawiam...


Użytkownik: aolda 02.06.2006 10:54 napisał(a):
Odpowiedź na: Tak, Verdiano, Aolda dopo... | Bozena
Jeszcze dorzucę swoje trzy grosze :) Dla mnie powieść ciągle pozostaje otwarta. Ostatnia wypowiedź Torlessa, to skrót filozofii Musila, wstęp do "Człowieka bez właściwości". No i są nawiązania do Kanta, którego jeszcze nie znam. Dopiero po lekturze tych pozycji będę mogła powiedzieć, że przeczytałam naprawdę. Bez tego niektóre fragmenty wypowiedzi Torlessa mogą się wydać nieco bełkotliwe (no, Musil ma to do siebie, że kiedy filozofuje, zaczyna trochę bełkotać) i trudne do zrozumienia. A powieść ma z pewnością walor rozrachunkowy i na tym poziomie. Teraz mogę błądzić, więc nie napiszę, co mi się wydaje :) Mamy tu z pewnością początek jego koncepcji człowieka wewnętrznego i ciekawe poglądy na temat motywów działań oraz oglądu rzeczywistości. Niestety, chcąc filozofować, Musil nadal operuje literackimi opisami, co utrudnia jego zrozumienie (z powodu słownictwa). No i koniec moich trzech groszy :)
Bardzo ważna książka i bardzo, bardzo trudna. Fascynująca.
Pozdrawiam Cię, Olgo, serdecznie i również dziękuję za twoje wypowiedzi :)
Ps. Jeszcze tylko jeden, świetny cytat (drobiażdżek :). Pożegnanie Torlessa ze szkołą: "Obojętnie pożegnał się z kolegami, zaczynał już omal zapominać ich nazwisk". Świetne. Wszystko od niego odpływało. Wszystko było tak samo nie-rzeczywiste. W połączeniu z zacieraniem się wrażeń i przeżyć wewnętrznych stoimy w obliczu wykluwania się nowego człowieka, który odrzuca od siebie wszystko, całą przeszłość; wstrząsające, że odbywa się to nawet na poziomie wewnętrznych przeżyć, które przecież go uszlachetniły. Wg mnie ostatni rozdział mówi właśnie o tym; jest nie zakończeniem - raczej wstępem.
Pzdr.
Użytkownik: verdiana 02.06.2006 11:05 napisał(a):
Odpowiedź na: Jeszcze dorzucę swoje trz... | aolda
Mnie jeszcze martwią te fragmenty matematyczne. Obawiam się, że tych nigdy nie zrozumiem i moja lektura "Wychowanka" będzie już na zawsze kaleka.
KR napisał w czytatce, że dziękuje Oldze za Prawdziwą Lekturę "Stendhala" - ja chyba nigdy nie przeczytam "Wychowanka" Prawdziwie. :(
Użytkownik: aolda 02.06.2006 11:15 napisał(a):
Odpowiedź na: Mnie jeszcze martwią te f... | verdiana
Dla mnie matematyka niestraszna. Za to Kant i Człowiek bez właściwości - to prawdziwa próba odwagi. Póki co nie ma jej we mnie tyle. :) Pzdr.
Użytkownik: Bozena 09.06.2006 05:20 napisał(a):
Odpowiedź na: Jeszcze dorzucę swoje trz... | aolda
I ja Ciebie pozdrawiam, Aoldo, i dziękuję za trafne „trzy grosze”...
W filozoficznych i - być może - w psychologicznych rozważaniach, jakby powiedział mój ulubiony pisarz: „nie jestem wobec Ciebie na wysokości”; ale odczuwam zgodę na to, że końcówka o niepokojach Törlessa (1906) jest jakby wstępem, a właściwie zalążkiem wstępu (myśli) „Człowieka bez właściwości”.
A Kant?
Wiesz, myślę skojarzeniami, i uśmiecham się do pamięci; bo dawno, dawno temu – na uroczym bankiecie - wypatrywałam... przystojniaczka. No i? Wypatrzyłam w końcu, a on...usadowiwszy się w fotelu obok mnie – wyrecytował mi do ucha...imperatyw kategoryczny Kanta.
Pomyśl tylko, Aoldo, jakżeż byłam...zawiedziona...
Ale, w późniejszym okresie, poganiana ciekawością – przyswajałam korzyści :-)))).
Co prawda, czas spustoszenia w umyśle czyni, to jednak tego „zawiedzionego” Kanta - do dziś nieco pamiętam. Toteż, znając Twoje, Aoldo, wypowiedzi (przyznam: nie wszystkie), tenże - będzie„czytał się” Tobie gładko...

Użytkownik: aolda 09.06.2006 08:04 napisał(a):
Odpowiedź na: I ja Ciebie pozdrawiam, A... | Bozena
Olgo, skrząca się dowcipem i inteligencją - Olgo! :) Znamy się przecież i nie pozwolę, abyś w wymianie uprzejmości mnie wyprzedziła - pochylam głowę przed Twą erudycją i mam nadzieję, że choć obecnie lektury nie te same, będziemy się czasem spotykać w jakichś tajemniczych zakątkach jak ten tutaj chociażby.
W obliczu Kanta nieśmiałość przeciwna mej naturze ogarnia mnie, a niemoc chwyta za kolana. Przydałby się przewodnik - przystojny oczywiście (to warunek konieczny:). Dlatego - zazdroszczę - o jakież dreszcze przyprawiła mnie myśl sama owych wyznań szeptanych pod dyktando Kanta!
Nie sądzę, aby czytało mi się gładko to, co jest zaliczane do najwyższych wytworów myśli ludzkiej. Nie chcę :) Chcę się namęczyć, natrudzić, podrapać. Gładkie czytanie mam zarezerwowane dla tych książek, które nie są ważne, a do takich Kanta zaliczyć bym się nie ważyła :) Pzdr.
Użytkownik: Bozena 10.06.2006 15:41 napisał(a):
Odpowiedź na: Olgo, skrząca się dowcipe... | aolda
Aoldo Droga...:))))

Użytkownik: verdiana 02.06.2006 11:02 napisał(a):
Odpowiedź na: Tak, Verdiano, Aolda dopo... | Bozena
Tak, psychologia tylko opisuje zjawiska już istniejące - dziwi mnie, że dopiero od stu lat, że wcześniej nikt nie zechciał tego zabdać... A i Zimbardo mocno oberwał za eksperyment więzienny, za to, że rzekomo był nieludzki, a to przecież ludzie, sami ludzie biorący w nim udział, byli nieludzcy...

Musil jest ewenementem. Nie lubię klasyki właśnie dlatego, że jest przerażająca płytka, że nawet jeśli jakiś autor porywał się na opisywanie świata emocji i uczuć, związków i relacji między ludźmi, to tylko po wierzchu, zupełnie w nie nie wnikając. Musil jest inny. On się wgryza aż do kości i wywraca psychikę na drugą stronę. A to wszystko w tak skondensowanej formie!

I rzeczywiście, niemal przekracza granicę między złem a pięknem...

Pozdrawiam Cię serdecznie, Olgo. Zaglądajmy do siebie nawzajem i cieszmy się. :-)

Użytkownik: Bozena 09.06.2006 05:24 napisał(a):
Odpowiedź na: Tak, psychologia tylko op... | verdiana
Verdiano, dziękuję za słowa do mnie.
Z pewnością na Twoją stronę zaglądać będę, i zwłaszcza recenzje poczytam sobie. Może przekonam się do lektur, które Ty lubisz, a ja spróbuję przekonać Ciebie do tych, które ja lubię; bo, zdaje mi się, że i Ty, i ja mamy uprzedzenia, acz - do przeciwnych lektur.
Nie wydaje mi się klasyka płytką: Musil, jak mówisz, jest świetny, ale A.Strindberg na przykład – także jest świetny - podług mnie. Chciałabym - abyś odnalazła w nim coś dla siebie...
Serdeczności, Verdiano...



Użytkownik: verdiana 09.06.2006 09:20 napisał(a):
Odpowiedź na: Verdiano, dziękuję za sło... | Bozena
Olgo, Strindberg jest jednym z wyjątków, ale musiałabym sobie odświeżyć, żeby ocenić, bo pamiętam tylko, że robił na mnie wrażenie... Może teraz zrobiłby inne?
Pozdrawiam Cię serdecznie!
Użytkownik: ella 31.05.2006 08:32 napisał(a):
Odpowiedź na: Mam chyba w sobie coś z m... | verdiana
"Chcę wracać do dobrych książek, a że one akurat najbardziej bolą..."

Verdiano, to samo pomyslalam po przeczytaniu "Klatka" i "Sen pod wiatr" Z. Wilczynskiego. Zaraz po nich zabralam sie za "Wszystko czerwone" Chmielewskiej, zeby wrocic do rownowagi. Doszlam do wniosku, ze potrzebuje ksiazek, ktore cos we mnie poruszaja. Obojetne, czy reakcja bedzie radosc i smiech, czy bol i placz...
Użytkownik: verdiana 31.05.2006 09:12 napisał(a):
Odpowiedź na: "Chcę wracać do dobr... | ella
To prawda, miałam identycznie po książkach Zbyszka, zwłaszcza po "Klatce" - bolało. Ale marzę o tym, żeby ta książka się kiedyś ukazała w druku. Bo "Sen" już zdobyłam.
Użytkownik: aolda 31.05.2006 10:41 napisał(a):
Odpowiedź na: To prawda, miałam identyc... | verdiana
A ja mam właśnie całkiem inaczej :) Jak ognia unikam książek, które jeżdżą bezpośrednio po moich emocjach. Dlatego nigdy nie przeczytam "Malowanego ptaka", umierającego Oskara, żadnych książek o cierpieniu w rodzinie, z powodu choroby czy śmierci. Z tego też powodu (ale nie tylko tego) nie trawię romansów; z tego nie przeczytam pewnie "Możliwych snów".
Owszem, szukam emocji. Ale nie w ten sposób. Jestem naturą refleksyjną, więc wolę odnajdywać emocje w trakcie namysłu intelektualnego niż dostawać emocjami w twarz. Nie, nie.
I nie mówcie, że dobre książki bolą, bo to nie do końca tak. Każda książka potrafi zaboleć, bo emocje najłatwiej poruszyć. A dobra książka buduje. Zostawia coś po sobie. Nie tylko ból.
Użytkownik: ella 31.05.2006 10:48 napisał(a):
Odpowiedź na: A ja mam właśnie całkiem ... | aolda
Zgadzam sie i z Toba Aoldo. Takie, to ksiazki naj- naj-..
Użytkownik: Czajka 31.05.2006 11:10 napisał(a):
Odpowiedź na: A ja mam właśnie całkiem ... | aolda
Aoldo (co Ty tam robisz wśród szubienic?), mam takie niejasne wrażenie, że większość dobrych, wartościowych książek jest o cierpieniu i śmierci. Może więc to jest kwestia ujęcia tematu, a nie samego tematu. :-)
Ps. W przeciwnym razie Czarodziejska góra też odpada.
Użytkownik: aolda 31.05.2006 11:13 napisał(a):
Odpowiedź na: Aoldo (co Ty tam robisz w... | Czajka
Ładnie ujęłaś to, na co ja poświęciłam tyle pisaniny: kwestia ujęcia tematu :) Dokładnie tak. Po prostu nie przepadam za metodą łyżeczkowania trzewi. Tak mam.
Szubienice straszyć mnie będą przez kolejny miesiąc, więc ciiii... żeby się tylko nie rozhuśtały i nie zaczęły skrzypieć w ciemności :( Miło Cię spotkać, Czajko :) Pzdr.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: