Dodany: 04.05.2006 22:30|Autor: antecorda

Czytatnik: Próby

1 osoba poleca ten tekst.

"Kawałek prawdy" Gombrowicza


Właśnie przeczytałem książkę Jana Błońskiego o Gombrowiczu. Początkowo niezbyt mi się spodobała - napisana jakimś takim infantylnym językiem, ale potem okazało się, że to tylko taki początek.

Znalazłem u Błońskiego człowieka, który ucieka. Ucieka, gdy jest mu źle, ucieka, gdy coś mu każą, ucieka, gdy ma coś zrobić, ucieka, gdy ma siedzieć cicho, albo wręcz przeciwnie - głośno. Nieledwie chciałoby się powiedzieć, że ucieka, by uciekać. Twierdzi ten człowiek, że ruch jest życiem, że życie jest młodością, witalnością i od razu odsyła nas do jakiś mętnych metafor, które po dokładnej analizie stają się kupką bezwartościowego szmelcu. Ten człowiek zresztą mówi otwarcie, że to wszystko jest szmelc i że wcale się nie łudzi, żeby miało być inaczej. Nie da sobie przyprawić "gęby", choć ucieknie z nią w rękach.

Znalazłem u Błońskiego człowieka, który uroił sobie jakieś bzdety - jakiś dwubiegunowy świat, jakąś przemoc formy nad uciskaną treścią i zobaczywszy swoje urojenia - po prostu wściekł się. Wściekł się, że świat jest dwubiegunowy, wściekł się, że forma uciska młodość, wściekł się, że czuje ból istnienia, że musi wciąż uciekać, że każda forma ogranicza, że dojrzałość to skostnienie, że Bóg jest okropny, chociaż Go nie ma, itd., itp.

Nie chciałbym tu być niesprawiedliwy. Nie potępiam Gombrowicza. W oczach Błońskiego jawi się on jako człowiek uczciwy i z tym się zgadzam. Jednak w moich oczach jest on dodatkowo jeszcze ślepy.

Nie pamiętam gdzie to znalazłem (to chyba było u C.S.Lewisa w "Listach starego diabła do młodego"? Ale głowy nie dam...). Była kiedyś taka dykteryjka:

Na ulicy leżał KAWAŁEK PRAWDY. Szedł człowiek i podniósł go. Widziały to dwa diabły. Mówi jeden mówi do drugiego:
- Patrz, ten człowiek, którego mamy zawieść na złą ścieżkę, podniósł z ziemi KAWAŁEK PRAWDY! Co my teraz zrobimy?
- Nic się nie przejmuj. On znalazł TYLKO KAWAŁEK PRAWDY. W całej reszcie MY będziemy!

Piszę o tym, bo czytając refleksje Błońskiego o Gombrowiczu nie mogłem się opędzić od tej dykteryjki. Siłą rzeczy narzucało mi się porównanie i w Gombrowiczu widziałem właśnie takiego człowieka, który znalazł KAWAŁEK PRAWDY. Bo kawałkiem prawdy jest (tu chyba najgłębszy ukłon w kierunku autora "Ferdydurke"!) dostrzeżenie arbitralności postaw zarówno "patriotycznych"' jak i "nowoczesnych". Iluż ludzi oglądając działania "Młodzieży Wszechpolskiej" czy innej organizacji "prawicowej" dyszy wściekłością i nienawiścią do tych "oszołomów"? A iluż ludzi widząc działania gejów i lesbijek dyszy odwrotnie proporcjonalną wściekłością i nienawiścią do tych... również "oszołomów", bo ten niechlubny tytuł pojawia się po obu stronach barykady. Obie frakcje uważają, że mają rację, obie dyszą pogardą i nienawiścią do siebie. Gombrowicz to dostrzegł w "Ferdydurke", a i później odcinał się od jednych i od drugich. To jest właśnie KAWAŁEK PRAWDY Gombrowicza.

Cała reszta to już mniej lub bardziej swobodne wnioski, niektóre oparte na miałkich i wątłych podstawach myślowych. Choćby problem Formy. Konserwatystom i "młodziakom" mógł zarzucać arbitralność ich poglądów, ale nie dostrzegł swego ogranczenia. Nie dostrzegł arbitralności stwierdzenia, że Forma jest KONIECZNA, że jest jakimś demiurgiem, złośliwym przeznaczeniem, które trzeba wypełnić. Widząc w ten sposób życie i jego przejawy rzeczywiście można się przestraszyć. Nawet na całe życie. Można poczuć się zagrożonym, zwłaszcza jeśli w swej imaginacji zacznie się roztrząsać te niezliczone "co by było gdyby...": forma mnie opanowała, zmiażdżyła, zdominowała, przemieliła itp.

Czytając wynurzenia Błońskiego miałem jednak wrażenie, że Gombrowicz NIGDY, ale to NIGDY nie był człowiekiem dorosłym. Miałem wrażenie, że obcuję z jakimś monstrum, jakąś hybrydą, która nie jest już dzieckiem, ale nie stała się jeszcze dorosłym - jest takim: ni w 5, ni w 9. On uważał, że w tym zawiera się jego twórczość i jego sztuka. Ja uważam, że za dwieście, trzysta lat nikt nie bedzie pamiętał o tej jego "sztuce", natomiast o krytykowanym przez niego Dantem będą pamiętali i "Boską komedię" będą sobie ludzie czytać z upodobaniem (o ile jeszcze będzie ktoś umiał czytać). Taka jest moja opinia. Ale wracam do problemu "dorosłości". U Gombrowicza widzę to wyraźnie - czuję to, że on nigdy nie był dorosłym. Jego nagła transformacja w małego Józia tak naprawdę jest tylko pustą gadaniną - on cały czas jest tym Józiem, cały czas ma te dwanaście latek i choć wszyscy mu mówią, z coraz większym niesmakiem i zażenowaniem, żeby wreszcie wydoroślał, on upiera się jak właśnie taki mały Józio i krzyczy chłopięcym dyszkancikiem: "nie! nie wydorośleję! nieeeeee!". Nie, bo nie. Te wszystkie pułapki, gry z czytelnikiem, ucieczki z gębą w rękach - to wszystko jest pic na wodę. To wszystko jest nic nie warte, bo nie ma najmniejszego znaczenia.

Tak naprawdę Gombrowicz nie ma zielonego pojęcia z czym walczy. Ani co - idąc za sugestią Błońskiego- uważa, że przyswaja na swój sposób. Najwyraźniej Gombrowicz za nic nigdy nie był odpowiedzialny. Całe życie przeżył jako nadęty smarkacz uciekający przed wszystkimi i przed wszystkim. kiedy tylko pojawiał się jakiś problem, Gombrowicz zwijał się i już go nie ma. Jak taki mąż, który w pół roku po ślubie zwija manatki, wygłaszając "mądrości ludowe" w rodzaju: "przecież nawet kot zdechnie przy jednej dziurze" i - fiuu do innej baby, bo tamta już się znudziła, a teściowa to "stara ropucha". Nigdy nie czuwał nad śpiącym dzieckiem, nigdy nie martwił się o kogoś bliskiego, nigdy nie zabiegał o to, by komuś - nie jemu! - było po prostu dobrze. Wymyślił sobie horror i zobaczywszy go, uwierzył w jego realność i zaczął wrzeszczeć ze strachu. Takiego go zobaczyłem. I oto pomyślałem o matce, o kobiecie, która rodzi, wychowuje i opiekuje się dzieckiem. Ile razy musi ona wyrywać sobie tzw "flaki", żeby jej dziecku zapewnić - może nie tyle luksusy, bo niewielu na to stać, ale na pewno bytowanie na przywoitym poziomie? I teraz przychodzi taki Gombrowicz, siada obok takiego dziecka w ławce szkolnej (bo "Ferdydurke" to lektura szkolna) i mówi: twoja stara, twoja matka to tylko gęba. Uciekaj ze mną, uwierz w mój świat, który sobie wymyśliłem i uciekaj ze mną. Twoja matka to Forma i chce cię zniszczyć. Lepiej ty zniszcz ją, przyswój na swój sposób, bo to TY jesteś dla siebie najważniejszy. Pamiętasz co mówiłem?: "Poniedziałek - ja, wtorek - ja, środa - ja...". Młodość, nieodpowiedzialność - to jest najważniejsze! Oto, co mi powiedział Gombrowicz ustami profesora Błońskiego.

Jednak nie chciałbym tu deprecjonować Gombrowicza. Bo tak naprawdę sam wiem ile razy staję po jego stronie barykady, ile razy krzyczymy sobie razem unisono: "nie chcę wydorośleć! nieee!". Ile razy staję się takim samym nadętym smarkaczem jak on w swoim życiu i książkach. To nie chodzi o to. Nie, nie! Nie chcę jego kosztem pysznić się i wynosić i mówić - "patrzcie jaki z Gombrowicza łajdak!". Chodzi mi tutaj raczej o przekraczanie samego siebie, o łamanie, wbijanie się w tę Formę, która po przekroczeniu progu zwanego "wzięciem na siebie odpowiedzialności" okazuje się nieprawdopodobnie bogatym światem pełnym nieznanych dotąd cudów (dziwnie to brzmi, prawda? ale to prawda!). Lektura tej książki, jak kontrast w chemii, pokazała mi ten cień piękna odpowiedzialności. Tylko cień piękna, bo samo piękno czynnego udziału w życiu (bo tak to rozumiem), można poznać jedynie biorąc na siebie odpowiedzialność. W żaden inny sposób.

Ot i wyszły mi takie luźne i chyba przydługie rozważania wokół Gombrowicza. Wrzucam to do czytatki, bo chyba nie spełnia warunków recenzji. A samego Gombrowicza zrecenzuję, gdy znów sięgnę po niego. Czyli niedługo ;)

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 7989
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 16
Użytkownik: Vilya 05.05.2006 11:49 napisał(a):
Odpowiedź na: Właśnie przeczytałem ksią... | antecorda
A mi się wydaje, że powinno to funkcjonować jako recenzja - miałoby szansę wzbudzić większą polemikę. ;-) Jest taki fragment z "Pornografii": "Rozdarty pomiędzy dzieckiem i mężczyzną (co czyniło go zarazem niewinnie naiwnym i nieubłaganie doświadczonym), wszelako nie był ani tym, ani tamtym, był czymś trzecim, był mianowicie młodością, gwałtowną w nim, ostrą, oddającą go okrucieństwu, przemocy i posłuszeństwu, skazującą na niewolnictwo i poniżenie". To zdanie przypomniało mi się automatycznie, gdy czytałam Twój tekst. Tylko nigdy nie odważyłabym się zastosować go do Gombrowicza. Mam cały czas wrażenie - trywialne - że bardziej tego szukał, niż miał. A może nawet tym bardziej szukał, że sam w sobie (i dla siebie) tę młodość utracił. Nie czuję się na siłach, żeby stworzyć tu teraz jakiś swój obraz, który mogłabym skontrastować z Twoim. Za mało znam na to Gombrowicza i zbyt jestem nim zachwycona, aby móc znaleźć racjonalne argumenty. (Dla mnie jego "Dzienniki" to szczyt osiągnięć polskiej prozy w XX wieku, może obok opowiadań Herlinga-Grudzińskiego).
Pozdrawiam
Użytkownik: garfunkel 05.05.2006 17:44 napisał(a):
Odpowiedź na: Właśnie przeczytałem ksią... | antecorda
Nie do końca się z Tobą zgadzam.

Po pierwsze: wydaje mi się, że Twoje pojęcie gombrowiczowskiej Formy jest trochę mylne. Forma to dla Gombrowicza całkoształt ludzkiej egzystencji, zachowań człowieka. Forma to jakiś konwenans, rytuał, rola społeczna, bądź gotowy kod werbalny czy też gestyczny - wszystko to utrudnia porozumienie się z drugim człowiekiem, powoduje zakłamanie i grę pozorów. Pod Formę można także podciągnąć kulturę. Gombrowicz, twierdził, iż człowiek tworząc kulturę jednocześnie sam staje się jej tworem. W pełni się z tym zgadzam. Bowiem już niejednokrotnie przyłapałem się na tym, jak terminologia stosowana w książkach Gombrowicza przeniknęła do mojego języka codziennego. Formy nie da się zwalczyć, ale można ją sobie uświadomić i ograniczać jej wpływ na życie do niezbędnego minimum. A zawarta w młodości lekkomyślność umożliwa najpełniej ograniczenie Formy. Tam nic nie jest do końca "na serio", wszystko jest z przymrużeniem oka. W ten sposób mówiąc, np. o ojczyźnie (która jest kolejnym przykładem ograniczającej nas Formy) młodość nie popada w zbytni patos, jak robi to osoba dorosła - będąca w pełni "na serio". Istotę twórczości Gombrowicza w doskonały sposób ukazał Błoński: "Gombrowicz pozostał pisarzem - i człowiekiem - który za żadną cenę nie chciał poddać samego siebie... poddać własnej wyobraźni i oryginalności... obojętnie jakim ludziom, bóstwom, społeczeństwom czy doktrynom. Można i należy dodać: nie chciał także poddać własnej kultury, zgodzić się na drugorzędność gruntu, z którego wyrósł".

Po drugie: Gombrowicz jako pierwszy obnażył poslkie kompleksy, jak trafnie stwierdził Jarocki: "Nikt już po '89 roku nie szuka w nim oparcia przeciw sowieckim przekłamaniom i nie w nim młodzi szukają inspiracji do buntu; ale jako wzorzec samotnego niezależnego intelektualisty, bezkompromisowego i szczerego do bólu, pozostaje niezastąpiony. Atakując, demaskując nasze polskie kompleksy, w jakimś sensie nas od nich odczarował, zeuropeizował."

Po trzecie: jeśli nawet nie zgadzamy się z gombrowiczowską filozofią Formy, nie zapominajmy, iż jest on także artystą. Na uwagę zasługuje tutaj wszechobecne w jego twórczości zmaganie się ze sztuką. Próba wprowadzenia nowych form wyrazu, może nawet próba stworzenia nowej sztuki, skierowanej z założenia przeciwko sztuce, wszelkiej kulturze zinstytucjonizowanej. Poza tym, jak stwierdził Miłosz "Dzieło Gombrowicza nie może być mierzone upływem kilku dziesięcioleci. Jest pomnikiem prozy polskiej, częścią tej całości, do której należą też Pasek i Sienkiewicz". Zwróćmy tu uwagę chociażby na zdynamizowanie języka, jakie niosła ze sobą twórczość Gombrowicza.

Po czwarte: nie sądze, aby twórczość Gombrowicza została tak szybko zapomniana. Chociażby dlatego, że stworzył on swoją własną, specyficzną filozofię, a także odmienny od wszystkich język - i to już wystarczy jako powód do zapoznania się z jego twórczością. W jego utworach doskonale odnajdą się egzystencjaliści (ból Formy, zmaganie się z nią), dadaiści (bunt przeciw zinstytucjonizowanej kulturze), może komuniści (pojmowali ludzi, jako masę, zaś Gombrowicz uważał, że "człowiek kształtuje człowieka", więc pewna zbieżność, choć nieduża, zachodzi) i poniekąd konstruktywiści. Wystarczy spojrzeć na wpływ jaki wywiera na najwybitniejszych twórców polskich, znanych na całym świecie: Mrożek, Różewicz, Grotowski, Jarzyna. Pewne zbieżności z Gombrowiczem widać w filmach Ingmara Bergmana, można się także pokusić o twierdzenie, iż wywarł on pewien wpływ na Cortazara. Poza tym Gombrowicz jest jednym z najczęsćiej wystawianych dramatopisarzy polskich na świecie - chyba o czymś to świadczy.

Po piąte: uważam, iż jego poglądy na kulturę zasługują na dużą uwagę. Wystarczy tu spojrzeć na polemikę Gombrowicza i Miłosza "Przeciw poetom", w której Gombrowicz w doskonały sposób wytknął ułomności poezji, czy debatę z Dubuffetem dotyczącą sztuki. Prawdziwe perełki. I nawet jeśli nie zgadzamy się z jego osądami, daje on dużo do myślenia.

Po moim komentarzu widać chyba, iż jestem zagorzałym wielbicielem Gombrowicza. Mam jednak nadzieję na ciekawą polemikę. Pozdrawiam ;-).
Użytkownik: antecorda 05.05.2006 21:36 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie do końca się z Tobą z... | garfunkel
Witaj!


W rzeczy samej - widzę, że jesteś uważnym czytelnikiem naszego awangardzisty. Dziękuję za podjęcie polemiki :-))) Zatem - do dzieła!

Ad 1. Myślę, że dobrze zrozumiałem pojęcie "formy" u Gombrowicza. Wszak cała książka Błońskiego o tym traktuje i Twoje słowa - choćby o jej jednoznaczności z ludzka kulturą, nie są mi obce. Dlatego napisałem o świecie bilateralnym, dwuwartościowym u Gombrowicza. Gombrowicz najwyraźniej dostrzegał przeciwstawność pojęć kultura-natura, która to przeciwstawność jest dziś tak chętnie eksponowana w różnego rodzaju manifestach, polemikach i krytykach. Problem jednak, moim zdaniem, leży gdzie indziej.

Bilateralizm pojęciowy to chyba jeden z największych grzechów w jakie może popaść intelektualista. Bilateralizmem pojęciowym była przecież koncepcja "nad-" i "podczłowieka", "imperialisty" i "aktywisty" partyjnego" (albo jak kto chce - "burżuja" i "proletariusza"), a ostatnio - "ciemnogrodzianina" i "człowieka oświeconego". Słowo, a raczej jego zakres pojęciowy staje się naddany względem rzeczywistości. Przecież znane są powiedzenia, że rzeczywistość ma charakter werbalny, że jest określana przez słowo itp., itd. Tym samym tworzymy jakiś upiorny obóz koncentracyjny zbudowany ze słów w którym się zamykamy. Budujemy baraki z pojęć, które mają dla nas wartość aprioryczną i arbitralną i w tym obozie rodzimy się i umieramy, przeczuwając tylko istnienie świata bez drutów kolczastych zbudowanych ze słów (przy czym Sokratejsko-Platoński pomysł z jaskinią również wpisywałbym w przestrzeń tego obozu, bo czymże, mówiąc skrótowo, jest platońska idea, jeśli nie właśnie jednym z baraków?). Taki był w moich oczach Gombrowicz, a może - wyrażając się ściślej - jego pisarswtwo.

Pisząc o Gombrowiczu, który już nie jest dzieckiem, ale nie jest też dorosłym, miałem na myśli właśnie taki "pozaobozowy" (pociągnę tę metaforę dalej) wymiar. Dla Gombrowicza dorosłość to skostnienie, ale właściwie na jakiej podstawie tak twierdzi? Podałem przykład matki dbającej o swoje dziecko - gdzie tu skostnienie? Gdzie tu jakaś petryfikacja norm? Przecież ona musi ciągle improwizować, kombinować, bo czuje się odpowiedzialna za dziecko. Mógłbyś w tym miejscu powiedzieć, że zgoda - Gombrowicz właśnie w takiej matce widział "młodość", "niedokształcenie", "niedojrzałość". Jeśli tak, to chyba Gombrowicz powinien naprawdę wrócić do szkoły, żeby jednak poznać znaczenia słów, które używa. Prawda, że absurdalne? Z jednej strony matka podejmująca odpowiedzialność, a z drugiej Gombrowicz twierdzący, że jednak ona jest "nieodpowiedzialna".

Jednak myślę, że właśnie w jego przypadku mamy do czynienia z tym prostym przełożeniem: "dorosłość=skostnienie", "młodość=żywioł" - takie infantylne, "dzieciuchowate" podejście do życia, choć rozszerzone (co również jest dowodem infantylności - moim zdaniem), aż do całej dostępnej nam rzeczywistości.

Aha! Żeby nie było niedomówień - nie jestem przecinikiem słów jako takich, co raczej zwolennikiem takiego ich uzywania, by "tak=tak", a "nie=nie". To taka mała dygresja ;)

Cytujesz Błońskiego, który twierdził, że Gombrowicz "nie chciał się poddać" ani swojej wyobraźni, ani kulturze, ani żadnej formie, gębie czy czemukolwiek, co mogłoby go ograniczać. Zgadzam się z tym w całej rozciągłości! Tak wygląda Gombrowicz z kart swoich dzieł. Problem w tym i tym właśnie jest dorosłość, dojrzałość sensu stricto, że ograniczenie się jako takie nie jest czymś złym. Że wciśnięcie się w ciasny i uwierający kierat (choćby wspomnianego przeze mnie macierzyństwa) jest tak naprawdę sensem życia i istnienia, natomiast "sztuka", "indywidualizm", "ja", "postęp" czy jakikolwiek inny współczesny bożek to tylko manowce, jakieś bagna w których można się tylko utopić, choć - trzeba przyznać! - emanują te bagna uwodzicielskim światłem (nieprzypadkowo Berent zatytułował swoją najsłynniejszą powieść: "Próchno", wszak próchno świeci!).

Ad 2. Piszesz poza tym, że "Gombrowicz pierwszy obnażył polskie kompleksy" - te kompleksy już wcześniej obnażano i Gombrowicz wcale nie był pierwszym, ani szczególnie oryginalnym (dość wspomnieć Boya). Dzisiaj jednak takie "obnażanie" irytuje tym bardziej, że takich obnażaczy" jest multum, a "stroicieli" - na lekarstwo, ale to już insza inszość.

Ad 3. Gombrowicz - artysta. Nie, Gombrowicz w żadnym wypadku nie jest artystą! Nigdy nie był i (z tej racji, iż już nie żyje) nie będzie. To jest właśnie absurd, który pokutuje w mentalności europejskiej od dawna. Oczywiście - nie zamierzam tutaj arbitralnie rozgraniczać tego pojęcia, określać - co jest, a co nie jest "sztuką". Proponuję tylko spojrzeć na "sztukę", którą "tworzył" Gombrowicz i sztukę, którą tworzył - choćby Homer.

Czymże jest sztuka dla Homera, Wergiliusza, Dantego, Szekspira, czy nawet Miltona? Można to wyraźnie odczytać. Sztuka to pewien pęd do tworzenia (greckie słowo "poiein", z którego wywodzi etymologię "poezja" znaczy - 'tworzyć, czynić'), irracjonalny popęd wywołany odbiorem rzeczywistości. Można to zobaczyć u Homera, który niewątpliwie zafascynowany legendą wojny trojańskiej tworzy swoje poematy (pomijam tu sporne kwestie autorstwa). Można to zobaczyć u Szekspira, zanurzonego w samym centrum nieprawdopodobnych przemian, które zmieniły byle jakie księstewko na pograniczu Europy w Imperium Brytyjskie (i równoczesnych przemian zachodzących w samej Europie). Można to zobaczyć u każdego z wymienionych przeze mnie autorów i u wielu innych. Jednak w twórczości Gombrowicza, tego nie ma. Z tej prostej przyczyny, że wszelkie próby uaktywnienia tego pędu w procesie twórczym zostają brutalnie zmiażdżone przez wszędobylskie i przemożne JA autora (dość wspomnieć początek "Dziennika"). Ono jest wyznacznikiem wszystkiego i osią wszystkiego w twórczości Gombrowicza, co zresztą on sam przyznaje, żądając od czytelnika udziału w uwielbieniu tego JA. Tu właśnie widzę zwyrodnienie "sztuki" uprawianej przez Gombrowicza (i nie tylko przez niego, bo ten trend nie jest wcale nowy, ani specjalnie "niszowy", ale to temat na odrębne rozważania). Dlatego zaprzeczam jakoby dzieło stworzone przez Gombrowicza miało nosić zaszczytne miano sztuki. Dla mnie to tylko jakiś udziwniony blog i nic więcej. Nie dlatego, że nie chcę dojrzeć w nim większych wartości - one tam są i wymieniłem je w czytatce (w dodatku nie wszystkie, bo to tylko czytatka, a nie recenzja), ale nie mogę tego już nazwać sztuką (zresztą, żeby to dokładnie uzasadnić musiałbym o wiele więcej napisać). Aha! I jeszcze a propos "dynamizacji języka". Na kopy można by wymieniać "dynaminatorów" polskiego języka sztuki. Wymienię mojego ulubionego - Antoniego Gołubiewa i też będę miał rację ;)

Ad 4. Filozofii Gombrowicz nie wymyślił żadnej (co przyznaje Błoński, twierdząc, iż jednak lepszym był Gombrowicz artystą), co najwyżej zmutował niektóre wątki egotycznych systemów filozoficznych XVIII i XIX wieku. Nazwisko Nietzschego padałoby tu najczęściej.

Nie wiem jak potoczą się losy recepcji twórczości Gombrowicza. Nikt z nas chyba tego nie wie. Mogę snuć jedynie przypuszczenia i w takim tonie też napisałem ten fragment czytatki. Przypuszczam (a mam już niejakie podstawy), że najbliższa przyszłość literaturybędzie stała pod znakiem wielkich objętościowo dzieł, takich jak Harry Potter, sięgających do przeżutych i przeplutych konwencji literackich (głównie tych, które powstały w XIX wieku), w których indywidualizm i JA znajdzie się na marginesie opowiadanej historii. Być może właśnie teraz powstaje jakaś nowe, nieznane wynaturzenie sztuki, ale trudno dziś o tym wyrokować. W każdym razie nie sugerowałbym się niewielką przecież popularniością Gombrowicza na świecie. Za sto lat może ludzie uznają jego twórczość za kompletne dno? Nikt tego nie wie...

Ad 5. Nie czytałem, więc się nie wypowiadam. Podaj źródło, to spróbuję odnaleźć i wtedy będziemy mogli podyskutować :-)))

Pozostaję z szacunkiem~:)
Użytkownik: garfunkel 05.05.2006 23:40 napisał(a):
Odpowiedź na: Witaj! W rzeczy same... | antecorda
Więc kontynuujmy:

Ad 1. Myślę, że twórczość Gombrowicza można podzielić na dwa etapy: pierwszy to "Bakakaj", "Ferdydurke" i "Iwona..." - Gombrowicz poszukiwał w nich Formy, był bardziej parodystyczny mniej serio; i drugi: "Ślub", "Pornografia" i "Kosmos" - Gombrowicz znalazł swoją Formę (paradoksalnie w obalaniu Formy) i stał się bardziej serio, a mniej parodystyczny (choć parodia wciąż w jego utworach istniała). Myślę, że może stać to się pewną analogią to gombrowiczowskiego młodość-starość. Według Gombrowicza w człowieku młodym nad pierwiastkiem śmierci góruje pierwiastek życia, a w człowieku starym dzieje się odwrotnie. I właśnie w tym Gombrowicz widział skostnienie. Człowiek dopóki jest młody nie myśli "na serio" o śmierci. Jednak z wiekiem owy lęk rozwija się, co powoduje, iż każda czynność przez nas wykonywana jest naznaczona cieniem śmierci, która automatycznie nadaje powagi - tak znienawidzonej przez Gombrowicza, według mnie głównie z tego względu, że jest ona jakby przypomnieniem o zbliżającej się śmierci. Czyż matka dbająca o wychowanie swojego dziecka, w gruncie rzeczy nie wpycha w niego swego światopoglądu, swojej hierarchii wartości? Chce, aby mimo śmierci jakaś cząstka jej osobowości przetrwała w osobowości syna bądź córki.
Wydaje mi się, że Gombrowicz walcząc z Formą jednocześnie wlaczył z wymienionym przez Ciebie bilateralizmem pojęciowym. Uważam także, iż (kontynuując twoją metaforę) nie da się w pełni osiągnąć "pozaobozowego" wymiaru. Gombrowicz dążył, jednak do tego jak mógł i swoje apogeum osiągnął w "Kosmosie".

Ad 2. Jeśli chodzi o "obnażanie polskich kompleksów", to zgodzę się, iż Gombrowicz nie obnażył ich jako pierwszy (moja wina, bo zostawiłem pewne niedomówienie). Jednak myślę, że jako pierwszy wpasował je w całkoształt światopoglądu (ojczyzna była dla Gombrowicza kolejnym rodzajem Formy).

Ad 3. Tutaj zaczyna się poważny problem, z którym zmagało się wielu filozofów. Mianowicie relacja subiektywizm-obiektywizm. Ja odwołam się do końcówki trzeciego tomu "Dzienników" Gombrowicza, gdzie postawione zostaje pytanie jakie pierwotnie sformułował Sartre w "Bycie i Nicości": Czy istnieją inni ludzie oprócz mnie samego? Ktoś mówił (bodajże Karpiński) o tym, że świat prezentowany przez Gombrowicza został przepuszczony przez jego "ja" i jest to jedyny świat jaki można przedstawić. Bowiem wszystko zostaje zniekształcone właśnie przez owo wszędobylskie "ja". Nie uważasz, że Homer pisząc poemat o wojnie trojańskiej nie "skaził" go własną osobowością? Wystarczy jakaś nieopatrzna metafora, aby wydarzeniu obiektywnemu - wojnie trojańskiej nadać wydźwięk subiektywny. Gombrowicz w swoich "Dzennikach" rozpisał także pokrótce dzieje obiektywizmu i subiektywizmu. Obiektywizm zaczął się u Arystotelesa i poprzez Tomasza z Akwinu dotarł do katolicyzmu i marksizmu. Jednak marksizm, jak sam Marks twierdził filozofią nie jest, a katolicyzm (cytując Gombrowicza) jest "subiektywnym przeświadczeniem, że świat obiektywny istnieje". Z kolei subiektywizm od Platona, poprzez Descartes'a, kantowską krytykę, idealizm niemiecki, Husserlowską fenomenologię dotarł aż do dziś w potężnym wybuchu egzystencjalizmu. Myślę, że szala zwycięstwa przechyla się w stronę subiektywizmu.

Ad 4. Zgadzam się, iż poglądy Gombrowicza są w znacznej części mutacją Nietzschego, dodałbym jeszcze Montaigne'a, może odrobinę egzystencjalizmu i marksizmu. Jednak "człowiek Gombrowicza" jest jak dla mnie rzeczą zupełnie nową. Aby go skrótowo scharakteryzować przytoczę ponownie "Dziennik":
"Oto pokrótce cechy mojego człowieka:

1) Człowiek stwarzany przez formę, w najgłębszym, najogólniejszym znaczeniu
2) Człowiek jako wytwórca formy, jej niezmordowany producent
3) Człowiek zdegradowany formą (będący zawsze "niedo" - niedokształcony, niedojrzały)
4) Człowiek zakochany w niedojrzałości
5) Człowiek stwarzany przez Niższość i Młodszość
6) Człowiek poddany "międzyludzkiemu", jako sile nadrzędnej, twórczej, jedynej dostępnej nam boskości
7) Człowiek "dla" człowieka, nie znający żadnej wyższej instancji
8) Człowiek dynamizowany ludźmi, nimi wywyższony, spotęgowany"

Myślę, że punkt trzeci z "Dzienników" również powraca do tematu bilateralizmu pojęciowego. Człowiek tworząc pojęcia, tworzy jednocześnie niedosiężne mu Absoluty. Czy da się być w pełni dojrzałym? Czyż dojrzałość nie będzie zawsze zaprawiona nutką niedojrzałości?

Jeśli chodzi o losy jego twórczości, to zgadzam się z Tobą, pozostają nam spekulacje. Jednak jak na razie wywiera dosyć spory wpływ i nie do końca zgodzę się z tym, że jest raczej mało popularna na świecie. Ktoś z Biblionetkowiczów (nie jestem pewien, ale chyba Jakozak) podawał anegdotę, iż będąc za granicą spotkał człowieka, który znał tylko dwóch Polaków: Jana Pawła II i właśnie Gombrowicza ;-).

Ad 5. "Przeciw poetom" i "Korespondencja" Witolda Gombrowicza dostępne są w Empiku (przynajmniej tym w Gdańsku). Nasza polemika zachęca mnie coraz bardziej do wyposażenia się w "Formę, śmiech i rzeczy ostateczne" Błońskiego, a także szkic "Mickiewicz" Miłosza z "Ogrodu nauk". Według Karpińskiego Miłosz określa tam w bardzo trafny sposób rolę Gombrowicza we współczesnej literaturze. Doskonale, jednak we "Wspomnieniach polskich" określił ją Gombrowicz pisząc o tym co sprokowało go do stworzenia "Dziennika": "Idzie o to, żeby dziennik, pisany z największą szczerością na jaką mnie stać i na jaką pozwalają mi okoliczności, stał się szkołą stylu i dopomógł w wypracowaniu nowej polskiej postawy wobec świata. To nie jest tak dumne jakby się zdawało na pierwszy rzut oka. Ja nie jestem z tych, co chcą pouczać - to zostawiam urzędowym nauczycielom narodu, tam, w Kraju. Ja poprostu rozkładam się przed wami taki, jaki jestem i mówię: nie chcę was uczyć, ale uczcie się na mnie. Oto macie: moje przygody duchowe, moje myśli, reakcje, doświadczenia, cała ta moja egzystencja... niech każdy osądza to i przerabia na swój sposób, aby dojść do własnych, oby najszczęśliwszych, rozwiązań".

Przepraszam za ewentualne błędy ortograficzne, interpunkcyjne i wszelkie inne. Jest już dosyć późno i jestem przemęczony, a zależało mi żeby odpisać Ci jeszcze dzisiaj.
Użytkownik: antecorda 07.05.2006 22:44 napisał(a):
Odpowiedź na: Więc kontynuujmy: Ad 1... | garfunkel
Ad 1. Wydaje mi się, ze prezentujemy dwa odmienne spojrzenia na twórczość Gombrowicza. Ty, jak mi się wydaje, prezentujesz spojrzenie immanentne, poruszasz się w zawiłym systemie pojęć określających poglądy Gombrowicza, głównie na temat Formy. Dla mnie ten świat, jak to napisałem wcześniej, jest tylko urojeniem stworzonym przez samego Gombrowicza, przed którym, później już, upadł przerażony. Stąd mają sens Twoje słowa: "Człowiek dopóki jest młody nie myśli "na serio" o śmierci. Jednak z wiekiem owy lęk rozwija się, co powoduje, iż każda czynność przez nas wykonywana jest naznaczona cieniem śmierci, która automatycznie nadaje powagi - tak znienawidzonej przez Gombrowicza, według mnie głównie z tego względu, że jest ona jakby przypomnieniem o zbliżającej się śmierci." To jest podejście charakterystyczne dla tego świata - urojonego, "wewnątrzobozowego". Gdyby jednak wyjść poza ten schemat okazuje się, że to tylko ogólniki dotyczące wyłacznie Gombrowicza i być może ludzi wyznających podobny jemu światopogląd (dość spojrzeć na stosunek ludzi średniowiecza do zjawiska śmierci, by się przekonać, że strach przed nią nie jest zjawiskiem powszechnym). Tak wygląda moja cena sytuacji: Gombrowicz stworzył sobie własny horror i przeraził się swego wyobrażenia, ja zaś staram się spojrzeć na to jakby spoza problemu. Czy mam rację czy nie - nie wiem sam, bo kto to moze wiedzieć? ;)

Ad 2. Tutaj wtrącę tylko jedno - według Błońskiego Gombrowicz wcale nie uważał polskiej "zaściankowości" za przejaw zacofania. Wręcz przeciwnie, polski sarmatyzm, zwłaszcza w "Trans-Atlantyku" podniósł do rangi wartości, jednej z wielu zaistniałych na gruncie kultury europejskiej. Kontrowersyjny to pogląd, ale warto przeczytać ten rozdział: "Gombrowicz a ethos szlachecki". W każdym razie z pewnością Gombrowicz nie traktował problemu "polskich kompleksów" płytko i głupio, co często można zaobserwować w dzisiejszym świecie. Moim zdaniem to kolejny mocny punkt dla Gombrowicza.

Ad 3. Problem, który poruszyliśmy jest istotnie bardzo głęboki. Postaram się na to odpowiedzieć w odrębnym poście, bo w przeciwnym wypadku rozmiary tego przekroczyłyby możliwości BiblioNETki ;)

Ad 4. To wszystko jest prawda - taki jest Gombowicz wyglądający z kart swojego "Dziennika". Jednak mój stosunek jest inny, transcendentny względem świata stworzonego przez Gombrowicza. Żeby wykazać wewnętrzne sprzeczności i absurdy w tej siatce pojęć musiałbym sięgnąć po konkretną książkę Gombrowicza. Planuję niedługo wziąć na warsztat "Ferdydurke" i napisać o niej potem.

Człowiek Gombrowicza to jednak jest tylko i wyłącznie postać literacka występująca w jego utworach. Pojęcia Formy w jego rozumieniu nie można moim zdaniem stosować ani do postaci znanych z utworów innych autorów, ani tym bardziej w stosunku do osób istniejących w realnym świecie. Zatem cała jego filozofia jest jedynie immanentnym tworem określajacym stosunki panujące w świecie przez niego stworzonym. Nigdzie indziej. Tak samo zresztą jest z każdym systemem filozoficznym, a zwłaszcza z systemami tworzonymi przez tzw. "filozofów" niemieckich i niemieckojęzycznych.

Spójrz choćby na to: "Człowiek tworząc pojęcia, tworzy jednocześnie niedosiężne mu Absoluty. Czy da się być w pełni dojrzałym? Czyż dojrzałość nie będzie zawsze zaprawiona nutką niedojrzałości?" To jest właśnie to! Operacja ogólnikami, które najzwyklejsza rzeczywistość dostępna większości ludzi rozbija na kawałeczki. Tu właśnie dowodzisz, że Gombrowicz nigdy nie przekroczył progu dorosłości i wypowiadając się o niej mówił mniej więcej równie sensownie jak ów ślepiec o kolorach. Człowiek może tworzyć "niedosiężne Absoluty" i patrząc na przykład Gombrowicza widzę, że tak sie dzieje (może nawet częściej niż mi się wydaje?). Jednak poza "obozem koncentracyjnym" naszych urojeń znajduje się świat rzeczywisty, który weryfikuje każde nasze urojenie, o ile tylko na to pozwolimy. Gombrowicz nigdy na to nie pozwolił. Tak to widzę.

Ad 5. Chyba jednak zgadzamy się ze sobą w kwestii "kompleksów polskich". Gombrowicz krytykując je i ośmieszając jednocześnie stawiał na półce z napisem "wartości". Twój cytat z "Dziennika" dowodziłby tego. Nie widział w nich demona niszczącego "postępową i jedynie słuszną tkankę narodu", lecz coś z czym musi się zmierzyć i coś zrobić. Tak to odczytuję i jeśli się nie mylę w interpretacji, to właśnie w tym się z nim zgadzam. Pod tunel w Gdańsku pojadę w najbliższym czasie, więc kupię tę książkę ;)

Dziękuję za podjęcie dyskusji i pozdrawiam :)
Użytkownik: garfunkel 12.05.2006 17:58 napisał(a):
Odpowiedź na: Ad 1. Wydaje mi się, ze p... | antecorda
chciałbym chwilowo zawiesić naszą dyskusję, bowiem także zabieram się za "Ferdydurke" i na jej przykładzie chciałbym omówić Gombrowicza.
Użytkownik: antecorda 12.05.2006 18:36 napisał(a):
Odpowiedź na: chciałbym chwilowo zawies... | garfunkel
Ojej! To i ja bym musiał przeczytać, bo już nic nie pamiętam. Sam Błoński to za mało... ;)
Użytkownik: garfunkel 21.05.2006 01:03 napisał(a):
Odpowiedź na: Ojej! To i ja bym musiał ... | antecorda
Mam wrażenie, że źle rozumiesz pojęcie dojrzałości i niedojrzałości u Gombrowicza. Dojrzałość następuje wtedy, gdy wkraczamy w ów obozowy świat ustalonych pojęć. Niedojrzałość z kolei jawi się poza obozem, jest przepełniona chaosem. Gombrowicz w „Dzienniku” stwierdził, że „my kulturze naszej nie możemy wewnętrznie sprostać”. Rozwijające tę tezę można dojść do wniosku, że cokolwiek byśmy stworzyli nie będziemy w stanie sprostać temu wewnętrznie, gdyż jesteśmy skazani na bycie niedo- (niedojrzałym, niedouczonym) w stosunku do naszych tworów – i to jest podstawowy problem filozofii Gombrowicza. Tak więc słowa pozostaną Absolutami, niezależnie od tego czy używał ich Gombrowicz czy Dostojewski.

Proponowałeś wcześniej używać słów by „tak=tak”, a „nie=nie”. W ten właśnie sposób zamykasz się w obozie ustalonych pojęć. Np. ktoś włamał się do Twojego domu, a ty zabiłeś go w obronie własnej. Nie można powiedzieć, że jesteś niewinny, bo jednak go zabiłeś. Jednocześnie, jednak nie można powiedzieć, że jesteś winny, ponieważ to włamywacz swoim czynem sprowokował zabójstwo.

Gombrowicz uważał, że sztuka jest emanacją osobowości artysty. Tak więc sztuka służyła mu, aby zrzucić jak największą ilość czynników ograniczających jego dostęp do rzeczywistości, by zetknąć się z nią w najbardziej pierwotnej z dostępnych człowiekowi form. W „Ferdydurke” zapoczątkował ów proces krytykując zarówno szkołę, środowiska postępowe jak i konserwatywne. W dalszej twórczości stara się zastąpić „kościół boski” „kościołem międzyludzkim”. Odrzuca po kolei cały dorobek człowieka, aby w „Kosmosie” ostatecznie skonfrontować możliwie oczyszczoną świadomość ze światem.

Na koniec proponuje jeszcze cytat z recenzji „Ferdydurke” autorstwa Brunona Schulza: „Mamy tu do czynienia z niezwykłą manifestacją talentu pisarskiego, z nową i rewolucyjną formą i metodą powieści i w końcu z fundamentalnym odkryciem, z aneksją nowej dziedziny zjawisk duchowych, dziedziny bezpańskiej i niczyjej, na której dotychczas hulał tylko nieodpowiedzialny żart, kalambur i nonsens.” Owa bezpańska dziedzina jest właśnie chaosem, niedojrzałością.
Użytkownik: antecorda 22.05.2006 18:34 napisał(a):
Odpowiedź na: Mam wrażenie, że źle rozu... | garfunkel
Niedługo odpowiem na Twój post. Muszę go dobrze przemyśleć :-)

Pozdrawiam :)
Użytkownik: garfunkel 23.05.2006 23:22 napisał(a):
Odpowiedź na: Niedługo odpowiem na Twój... | antecorda
naszła mnie jeszcze następująca refleksja przy ponownym czytaniu "Pornografii": młodość stanowiła dla Gombrowicza, posługując się jungowską terminologią, swoistą psyche.
Użytkownik: garfunkel 29.05.2006 11:29 napisał(a):
Odpowiedź na: Niedługo odpowiem na Twój... | antecorda
Bolku, proponuje żebyśmy ponownie zawiesili naszą polemikę. Jestem w trakcie czytania "Czarnego nurtu" Markowskiego. Absolutnie rewelacyjna książka. Proponuje ci się z nią zapoznać, ponieważ Markowski interpretuje tutaj Gombrowicza poza wyświechtanymi pojęciami Formy i intertekstualności. W zamian za to ukazuje Gombrowicza zagubionego i zmagającego się z przytłaczającym go światem. Pozdrawiam.
Użytkownik: antecorda 30.05.2006 05:39 napisał(a):
Odpowiedź na: Bolku, proponuje żebyśmy ... | garfunkel
Ostatnio mam trochę zajęć i nie mam czasu na czytanie. Męczę się zresztą okropnie z "Mistrzem i Małgorzatą" :-) Znajdę jednak polecaną przez Ciebie książkę i przeczytam ją.

Pozdrawiam :)
Użytkownik: verdiana 05.05.2006 18:39 napisał(a):
Odpowiedź na: Właśnie przeczytałem ksią... | antecorda
Nie czytałam książki Błońskiego, ale po Twojej czytatce mam wielką ochotę. O Gombrowiczu świetnie pisał Głowiński - "Gombrowicz i nadliteratura". Tę książkę polecił mi KR, więc i ja Tobie polecam. Polecanki przechodnie? :-)

PS. Vilyo, zobacz, interesująca polemika się właśnie zaczyna powyżej!
Użytkownik: Vilya 05.05.2006 21:25 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie czytałam książki Błoń... | verdiana
Widzę i z ciekawością będę ją śledzić! :-)
... a przez te Wasze czytatki i polemiki pewnie znowu zamiast lektur sięgnę i po Gombrowicza, i po "Czarny nurt..." Markowskiego - może w końcu uda mi się skończyć tę książkę, a zarazem jakoś ustosunkować do jej autora.
Użytkownik: verdiana 05.05.2006 21:47 napisał(a):
Odpowiedź na: Widzę i z ciekawością będ... | Vilya
Prawda? Mnie się zachciało odświeżyć "Dzienniki". A kysz! Mam teraz inne lektury, sio z tym Gombrowiczem. :P
Użytkownik: Vilya 05.05.2006 22:49 napisał(a):
Odpowiedź na: Prawda? Mnie się zachciał... | verdiana
Za "Dzienniki" nawet się nie zabieram - otwieram byle gdzie i budzę się sto stron dalej. ;-)
Nie, nie, nie, Gombrowicz musi poczekać do wakacji (razem z Iwaszkiewiczem i Herlingiem), a na razie na zmianę książki historyczne oraz lektury z Pozytywizmu i Młodej Polski... Ale i przyjemniejsze rzeczy...
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: