Podtytuł: "Czy warto się męczyć?"
O czym jest ta czytatka? Wiadomo.
Czytam? Brnę. Czołgam się. Przebijam. Przedzieram. Myślę, że przesadził, przeintelektualizował. Czy sztuką jest użycie w jednym zdaniu maksymalnej ilości trudnych słów? Jeśli tak, to wystarczy sięgnąć po słownik wyrazów obcych, żeby stać się artystą.
A może ja się mylę? Tylu ludzi uważa, że to jest dzieło. Co ważniejsze, tyle istotnych dla mnie osób (istotnych intelektualnie, bo przecież się nie znamy) uważa, że to ich ulubiona książka, książka ich życia. Może więc to ja się mylę? Może jestem prostaczką, niezdolną docenić prawdziwe dzieło? Może. Ale kiedy przedzieram się przez piętrowe zdania, zbudowane z tak wieloznacznych słów, zauważam, że te zdania tracą sens. Można je zinterpretować na tyle sposobów, że nie są interpretowalne wcale. W żadnym stopniu nie potrafię zrozumieć, co znaczą. Nie: po co są napisane. Tylko: co znaczą. Dla mnie są puste.
Zmuszam się do przeczytania strony do końca, a mój organizm fizycznie się przed tym broni. Zaczyna mi drgać jakiś mięsień i pojawia się natrętna myśl: kup sobie, dziewczyno, magnez. I następna: z witaminą B6. Kolejna: albo aspargin. Dobry potas nie jest zły. Ale pamiętam, czemu siedzę nad tą książką, więc wracam na siłę do czytanego właśnie zdania. Ambicja mi każe. Ale to nie jest ambicja umysłu, bo on się wyłącza. Docieram do upragnionego końca strony i orientuję się, że nie mam pojęcia, co czytałam. Oczy przesuwają się po wyrazach, ale mózg ich nie zauważa. Chcę być uczciwa, nie skrytykuję tej książki bez czytania, nie udam, że przecież ta strona już się skończyła. Wracam do początku akapitu. Czuję narastający ból głowy. Nawet mdłości. Co za wstrętna, wstrętna książka, nie lubię jej. Nigdy nie czułam takiego zniechęcenia. Niektóre książki bolą, inne nudzą, ale ta mnie po prostu pokonuje. Jestem na nią za głupia? Pewnie tak. Marzę tylko o tym, żeby zrobić przerwę, żeby sięgnąć po Marqueza, Bananę, Amisa, którzy leżą na półce i kuszą swoją normalnością. Nie chodzi o to, że książka ma być prosta, ona musi dać się przeczytać. A ta broni się przed tym jak może. Obrona przez atak.
Potrzebny mi oddech w postaci zdania, które zrozumiem. Nie musi sprawić mi przyjemności, niech tylko da się zrozumieć. Ta książka mnie upokarza. Upokarza moją inteligencję, w którą naiwnie wierzyłam. Dlatego muszę ją skończyć, po prostu muszę.
Gra w klasy (
Cortázar Julio)
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.