Co o tym myślicie?
Uważam, że w drugiej części "Dziewczyny Ameryki" Meg Cabot trochę przesadziła. Po pierwsze, czy dziewczyna, która uratowała życie prezydentowi, może być taaaka sławna, żeby uganiali się za nią reporterzy i fotografowie czy żeby jej zdjęcie znajdowało się na okładce gazet młodzieżowych i koło Mary-Kate i Ashley Olsen? Albo żeby pisano artykuł o tym, jak Samantha Madison układa krzesła i maluje transparent z napisem "Witamy kochanego prezydenta"? Po drugie, kto jest taki głupi, żeby myśleć, że gra w parchesi to... seks? Chyba nikt. A poza tym sądzę, że za dużo (praktycznie w co drugim zdaniu) znajduje się tekstów typu: wyglądasz jak ktoś z filmu jakiegoś, itp.
Jednym słowem, myślę, że to jest książka dla płyciuteńkich dziewczyn, które zachwycają się takimi rzeczami. I chyba, niestety, jest tych dziewczyn bardzo wiele, skoro Meg Cabot jest ulubioną pisarką nastolatek.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.