Dodany: 13.06.2023 07:24|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Książka: Ta prawdziwa
Márai Sándor

3 osoby polecają ten tekst.

A prawda leży... pośrodku czy gdzie indziej?


Jest ich dwoje: Ilonka i Péter. Kiedyś byli małżeństwem. Porządnym małżeństwem, takim, jak wszystkie inne w ich otoczeniu: żyjącym „ładnie, uprzejmie”[1] „w wielkim mieście, na wysokiej stopie”[2]. Niewiele wiadomo na temat, jak do tego związku doszło. On mówi po prostu: „I się ożeniłem”[3]. Ona mówi: „ja wyszłam za mąż (…), bo go kochałam. Sądziłam, że on kocha mnie”[4]. Ale jak się poznali – on z bogatej fabrykanckiej rodziny, ona z tych uboższych mieszczan, „z trzema pokojami z kuchnią i wejściem od podwórka”[5], on po czterdziestce, ona o kilkanaście lat młodsza – co ją w nim, a jego w niej ujęło, jakich słów użył, proponując jej wspólne życie? Nie wiemy. Wiemy, że po ślubie on, jak zwykle, w każdy dzień powszedni wychodził do biura, że ona spełniała rolę pani domu, niewiele w rzeczy samej mając do roboty. Wiemy, że już po dwóch latach Ilonka wyczuła między sobą a Péterem jakąś niewidzialną barierę, coś, co „jest ukrytym napięciem, niemożliwym do rozwiązania powikłaniem w relacji między dwojgiem ludzi”[6] i przewidziała, że nie jest im dane długie i szczęśliwe wspólne życie. Ale właśnie wtedy przyszło na świat dziecko. Dla tego małego chłopczyka Péter, „jak treser z dzikim zwierzem, tak właśnie zmagał się sam ze sobą”[7], stawał na wysokości zadania, póki po raz pierwszy od narodzin Matthiasa nie wyjechali we dwoje na wakacje. Wtedy Ilonka usłyszała: „ja tak naprawdę nie mam potrzeby, żeby mnie kochano”[8], „ja tego nie wytrzymuję”[9]; Peter jednak nie żądał rozwodu, chciał tylko, by po prostu żyli obok siebie, stwarzając pozory dla dobra dziecka. Ale kiedy wrócili z zagranicy, synek leżał na łożu śmierci; wtedy, przed erą antybiotyków, nawet „najlepsi lekarze w mieście”[10] nie mogli sprawić, by zwykła szkarlatyna nie okazała się zabójcza… Ona pogrążyła się w depresji, on stał się jeszcze bardziej obcy i nieobecny. A jakiś czas potem Ilonka znalazła w portfelu męża tajemniczą fioletową wstążkę…

Co się właściwie działo w tym związku? Kto i od kiedy stał między nimi? Czy miano „tej prawdziwej” [11] należy się właścicielce wstążki, czy Ilonce, czy jeszcze komu innemu? A może nie chodzi o osobę, tylko o to, która historia jest prawdziwa: ta opowiadana przez żonę, czy ta przedstawiona przez męża, czy obie?

Bo tylko Ilonka i Péter mają tu głos. Nie ma wszystkowiedzącego narratora, który by zaglądał im do głów i komentował: „ona powiedziała to, ale w gruncie rzeczy myślała tamto”, „on nie przyznawał się nawet przed sobą, że…”. Mamy tylko ich słowa, nieco chaotyczne monologi, wygłaszane – każdy w ciągu kilku godzin – przed zaufanymi (a nam nieznanymi nawet z imienia) osobami. I on, i ona analizują swoje przeżycia, zachowania strony przeciwnej, udział osób trzecich – Ilonka od pierwszych lat małżeństwa do okresu mniej więcej dwóch lat po rozwodzie, Péter z dłuższej perspektywy czasowej, bo ma sposobność dokonania podsumowania swojego życia uczuciowego, gdy już wiadomo, że i drugi jego związek skończył się fiaskiem – wypowiadając przy okazji sporo przemyśleń, z których niejedno (a właściwie prawie każde. Gdyby książka nie była moja własna, nie oparłabym się potrzebie wypisania z niej cytatów, a te zajęłyby pewnie kilkanaście stron…) okazuje się naładowane potężną porcją życiowej prawdy. Prawdy, dodajmy, nie zawsze optymistycznej, bo w wielu momentach narzuca ona poważną wątpliwość co do trwałości ludzkich uczuć i istnienia szczęśliwej miłości, a równocześnie – jak wiele innych dzieł autora – przypomina o nieuniknionym schyłku mieszczańskiego świata, z którego wywodził się sam Márai.

Jego kunsztowny, ale nie przestylizowany język – równie perfekcyjnie oddany przez przekładającą tę powieść Irenę Makarewicz, jak przez najbardziej znaną jego tłumaczkę, Teresę Worowską – to dodatkowy walor tej lektury. Można by ją połknąć w kilka godzin, ale przez tę wycyzelowaną formę lepiej smakować ją po kawałku przez wiele dni. I potem żałować, że takich pisarzy już nie ma (ale jeszcze są ich utwory, których nie znamy – na przykład napisany po latach suplement do „Tej prawdziwej”, przedstawiający punkt widzenia trzeciej osoby dramatu. Mam nadzieję, że ktoś go przetłumaczy!).

[1] Sándor Márai, „Ta prawdziwa”, przeł. Irena Makarewicz, wyd. Czytelnik, 2021, s. 241.
[2] Tamże, s. 28.
[3] Tamże, s. 241.
[4] Tamże, s. 85.
[5] Tamże, s. 11.
[6] Tamże, s. 25.
[7] Tamże, s. 29.
[8] Tamże, s. 41.
[9] Tamże, s. 43.
[10] Tamże, s. 46.
[11] Tamże, s. 52.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 272
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: