Bezkres, chaos i morze moczu
Skusił mnie temat. Kolej Transsyberyjska, Wschód, bezkres, przygoda…Ech, dałam się nabrać!
Na okładce jest napisane: "W lekki i humorystyczny sposób [książka] opowiada o paradoksach życia w Moskwie, nostalgicznym bezkresie mongolskich stepów czy fascynującym chaosie charakterystycznym dla Pekinu (…)"[1].
Bezkres i chaos to powinien być podtytuł tej książki, bezkres nieznajomości ojczystego języka i chaos w opisie odwiedzanych miejsc.
Nie wiem w ogóle, od czego mam zacząć, tak zmęczyła i zniesmaczyła mnie ta książka.
PRL to według Autorki skrót od Polskaja Narodnaja Respublika.
Wspomina filmy z udziałem Patrica Swayzego.
"Zadowolenie wyraża, chrząkając przed siebie" [2].
"Pojawienie się herbaty w Rosji owiane jest rąbkiem tajemnicy" [3].
"Ruchliwe ulice wzbijają fałdy kurzu" [4].
I tak dalej, i tak dalej…Gdzie jest korekta, ja się pytam?
Temat, jak powiedziałam na wstępie, super. Podróż Koleją Transsyberyjską to jedno z moich marzeń podróżniczych, na razie odłożone na później. Ewie Nowak udało się swoje marzenie zrealizować, czego owocem jest ta książka. Wraz z grupą przyjaciół wyrusza w podróż z Moskwy przez Irkuck, Pekin, Hongkong i Szanghaj do Mongolii i z powrotem.
Mnóstwo fascynujących miejsc, spostrzeżeń, spotkań… wszystko to mogłoby być owocem tej wyprawy, jednak autorkę bardziej interesuje stan jej pęcherza (serio, czasami opis tego, że chce jej się siku, jest dość niesmaczny) i niechęć do lokalnych potraw, bo mogłyby być z tego…niepokoje gastryczne.
Czytając książkę, miałam wrażenie, jakbym obcowała z dziennikiem podróżnym okraszonym cytatami z Wikipedii. Zafascynowana kulturą rosyjską Ewa Nowak serwuje nam co i rusz próbki języka w polskiej transkrypcji fonetycznej, nie zawsze poprawnej (np. stacja metra Płoszad Revolutsi) – po co? Żeby pochwalić się znajomością mowy Puszkina? W ogóle autorka przedstawia się tutaj jako poliglotka, bo i chińskim też włada. Szanuję ogólnie takie podejście do podróży, znajomość języka bardzo pomaga, otwiera wiele drzwi. Tutaj jednak mam wrażenie, że Nowak pogardliwie wypowiada się o tych, którzy jej nie rozumieli, albo z którymi ona nie mogła się dogadać (Czeczeni, Chińczycy). O jednym z nich pisze: "Dziadek był po prostu creepy" [5].
Wnikliwy opis człowieka spotkanego po drodze… "Co innego Europejczycy, łatwo rozpoznać, że James to Niemiec – wyraziste rysy i specyficzny styl bycia podkreślały jego narodowość." [6]
Oczekiwałam również, sięgając po Daleko po torach, że dowiem się czegoś o odwiedzanych przez autorkę krajach, miejscach, zabytkach. I tak na przykład o Muzeum Historycznym w Moskwie pisze: "W muzeum znajdują się miliony przeróżnych eksponatów. (…) różne mapy, starożytne narzędzia, a nawet biżuteria" [7]. No, kto by pomyślał! Nowak jednak skupia się przede wszystkim na sobie i swoich przeżyciach.
"No, ostatnio taki zawód to chyba ostatni raz przeżyłam w podstawówce, kiedy rozeszłam się ze swoim wybrankiem, bo – o ile dobrze pamiętam – spoglądał zbyt długo w kierunku jakiejś dziuni i ten fakt zaiste mi się nie spodobał!"[8]. Co to jest w końcu – książka podróżnicza czy "Mój kochany pamiętniczku"?
Dla swoich towarzyszy podróży autorka musi być chodzącą encyklopedią, bo zna się na wszystkim – na gwarze śląskiej i warszawskiej (kuriozalny tekst na str. 127), historii Chin, ofercie firmy Apple i anatomii człowieka (kubki, w wersji książkowej są to zawsze „kubeczki”, smakowe produkują ślinę, a na dworcu, siadając na podłodze, można złapać „kantońskiego hemoroida”). W Mongolii jurty buduje się z "dość badziewnego filcu, tak zwanego wojłoku" [9]. Gdyby Nowak poczytała trochę, wiedziałaby, że wojłok jest idealnym pokryciem domu w surowych warunkach klimatycznych.
I na koniec - zdjęcia! Słabej jakości, niedoświetlone, ale za to na prawie każdym jest ONA, autorka, ewentualnie w towarzystwie współpasażerów. Zwykle w taki sposób sfotografowana, że przesłania główny obiekt zdjęcia.
Podsumowując – to książka bogatej nastolatki napisana dla innych nastolatek. Mnóstwo w niej słów, ale niewiele rzetelnych treści. Język jest prosty, ale silący się na bardziej literacki, pomimo wtrącania wielu słów potocznych, młodzieżowych, które nie dla każdego czytelnika będą zrozumiałe. Byłoby dobrze, gdyby autorka unikała porównywania obładowanych podróżnych do Cyganów, a tępej miny – do miny typowego Mongoła. Niepotrzebne jest także podawanie szczegółowych informacji, które za rok czy dwa będą już nieaktualne.
Jak widać, by napisać dobrą książkę podróżniczą, nie wystarczy tylko mieć pieniądze, by przemieszczać się z miejsca na miejsce. Omijajcie szerokim łukiem!
[1] Ewa Nowak, "Daleko po torach: Przez Rosję aż do Chin", wyd. Nowae Res, 2006.
[2] Tamże, s. 67.
[3] Tamże, s. 104.
[4] Tamże, s. 181.
[5] Tamże, s. 125.
[6] Tamże, s. 140.
[7] Tamże, s.32.
[8] Tamże, s. 109.
[3] Tamże, s. 403.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.