Dodany: 06.03.2023 16:38|Autor: koczowniczka

O lekarzu, który zrobił mnóstwo złego dla zwierząt i mnóstwo dobrego dla ludzi


Gdyby sto lat temu ktoś zaczął mówić o transplantacjach, uznano by go za szaleńca, tymczasem ta dziedzina medycyny rozwinęła się bardzo mocno. Przeszczepiane są między innymi płuca, twarze, dłonie. A jak jest z... głową? Czy można odciąć ją od korpusu żywego człowieka i przyszyć do ciała osoby, u której stwierdzono śmierć mózgu? Pytanie brzmi szokująco, ale okazuje się, że istniał lekarz, który przeszczepiał głowy małpom i chciał w ten sposób operować ludzi. Taki patchworkowy człowiek byłby wprawdzie sparaliżowany, bo raz przeciętego rdzenia kręgowego nie można znowu połączyć, ale gdyby już wcześniej miał porażenie czterokończynowe, to przecież nic by nie stracił. Lekarz ów nazywał się Robert White, mieszkał w Cleveland i starał się nawet o Nagrodę Nobla. Książka Brandy Schillace zatytułowana „Doktor White i jego głowy”, opublikowana po raz pierwszy w roku 2021, to coś w rodzaju jego biografii obudowanej licznymi historiami o innych chirurgach, pionierskich operacjach i faktami z dziedziny transplantologii oraz neurochirurgii, a także bionicznymi nowinkami.

Jaki był White? Szczycił się tym, że dziennie czyta więcej niż jedną książkę. Swoją lekarską torbę ozdobił napisem dr Frankenstein. Był bardzo wierzący, nieraz modlił się o zdrowie pacjentów. Eksperymentował na zwierzętach, ale nigdy nie odczuwał z tego powodu wyrzutów sumienia. Nie lubił Oriany Fallaci i uważał, że to z jej winy nadano mu przezwisko Doktor Rzeźnik. Na przemian chudł i przybierał na wadze, bo kiedy wpadał w wir pracy, prawie nic nie jadł, a w okresach spokoju nie opuszczał żadnego posiłku. Jego żona wiecznie była w ciąży i ostatecznie urodziła aż dziesięcioro dzieci. White co sobotę brał je do samochodu i razem robili wielkie zakupy. Prawdopodobnie miał pamięć ejdetyczną, czyli taką jak Tesla i da Vinci. Często był zapraszany do Rosji, liczył na to, że operacje, których nie pozwolono mu wykonać w Stanach, przeprowadzi w Moskwie albo w Kijowie, o ile tylko zdobędzie wystarczającą ilość pieniędzy. Uważał, że tkanka mózgowa to najbardziej skomplikowana i wyrafinowana materia na tym świecie. Dziwnym trafem pod koniec życia sam doznał urazu tej tkanki – miał krwawienie podtwardówkowe, mógł więc przekonać się osobiście, jak to jest, kiedy mięśnie przestają słuchać poleceń wydawanych przez mózg.

Autorka podaje mnóstwo ciekawostek dotyczących tego lekarza, z tym że raczej ostrożnie wnika w jego życie prywatne, bardziej skupia się na zawodowym. Rzadko pokazuje go w pieleszach domowych, o wiele częściej na sali operacyjnej i w laboratorium. Opisuje jego dokonania, ale też rozterki. White chciał na przykład wiedzieć, gdzie się ukrywa ludzka dusza, kiedy właściwie człowiek jest naprawdę martwy – wtedy, gdy przestaje bić serce, czy kiedy ustaje praca mózgu? – oraz czy można wyciąć mózg i sprawić, by żył on poza ciałem. I czy taki wyizolowany mózg nie zachowywałby się jak superkomputer? Nic by go przecież nie rozpraszało, mógłby skupić się wyłącznie na pracy umysłowej.

Chirurg rozmyślał, działał, zdobywał granty, zdobywał sławę, upatrzył sobie nawet idealnego kandydata do przeszczepu głowy – najpierw chciał, by został nim Stephen Hawking, ale ponieważ ten nie okazywał zainteresowania, White znalazł innego sparaliżowanego mężczyznę. Ten nowy obiekt miał schorowane nerki, nie zostało mu więc wiele życia i nic by nie stracił, a mógłby wiele zyskać, gdyby jego głowę przyszyto do innego ciała.

Książka jest ciekawa, trzeba przyznać, że autorka umie zainteresować poruszaną tematyką i stara się nakreślić głównego bohatera wszechstronnie, pokazać, ile zrobił dobrego dla ludzkości, a ile złego dla zwierząt. Bo ów doktor, który codziennie znajdował czas na wstąpienie do kościoła i odmówienie kilku modlitw, bezlitośnie uśmiercił bądź „tylko” okaleczył tysiące psów, małp i gryzoni. Uważał, że skoro nie mają duszy, to można bezkarnie odcinać im albo przeszczepiać części ciała, i ani myślał przejmować się ich strachem czy bólem.

Doktor White i jego głowy czyli Śmiałe eksperymenty w transplantologii (Schillace Brandy)

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 363
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 2
Użytkownik: fugare 07.03.2023 11:15 napisał(a):
Odpowiedź na: Gdyby sto lat temu ktoś z... | koczowniczka
Odkrycie insuliny przez późniejszego Noblistę Fredericka Bantinga było również poprzedzone, jak to się enigmatycznie określa „badaniami na zwierzętach”. Ładnymi, okrągłymi zdaniami pisze się też, że „psy odegrały wielką rolę” w odkryciu tego zbawiennego dla ludzi leku, bo to głównie one przyczyniły się do sukcesu badacza. W Słodziutki: Biografia cukru (Kortko Dariusz, Watoła Judyta) możemy dowiedzieć się więcej o tym, jak przeprowadzano te badania, oczywiście jeśli ktoś czuje się na siłach, bo to nie jest przyjemna wiedza i stawia człowieka przed dylematami nie do rozstrzygnięcia, ale o ile jeszcze chęć wynalezienia leku na śmiertelną, bądź co bądź, chorobę może (choć nie wiem, czy na pewno) usprawiedliwiać sposoby poszukiwania go, to postać Roberta White’a, którego opisuje ta książka, wzbudza we mnie jednoznaczne odczucia, bynajmniej nie ambiwalentne, jak w przypadku Bantinga. Nawiasem mówiąc uważam, że zwierzęta niezwykle rzadko atakują ludzi, biorąc pod uwagę ogrom cierpień, jakie im człowiek zafundował w przekonaniu, że jest panem i władcą tej planety. Nie wiem dokładnie ile dobrego zrobił White dla ludzi, ale wiem jedno, że cierpień na które skazywał zwierzęta (czytałam o tym w innych miejscach) to rzekome dobro nie równoważy.
Użytkownik: koczowniczka 07.03.2023 13:40 napisał(a):
Odpowiedź na: Odkrycie insuliny przez p... | fugare
Zgadzam się z Tobą, że rzekome dobre rzeczy, które White zrobił dla ludzi, nie równoważą cierpień wyrządzonych zwierzętom. Podam jeden przykład tych dobrych rzeczy: wśród jego pacjentek znajdowała się nastolatka z wadą naczyń krwionośnych (naczynia, które powinny być w środku czaszki, wydostały się na zewnątrz). Życie tej dziewczynki było zagrożone, najmniejszy uraz głowy mógł ją zabić. Nie istniała żadna metoda leczenia takiej wady, próba operacji mogła skończyć się wykrwawieniem albo udarem. White zawziął się, że pomoże dziewczynce, i aż przez dwa lata przeprowadzał próbne operacje na naczelnych, po czym zoperował nastolatkę – i udało się. Z punktu widzenia tej pacjentki i jej rodziny White był wielkim dobroczyńcą. A on potem twierdził, że gdyby nie eksperymenty na małpach, owa dziewczynka by umarła.

Dla nauki umarło też wielu ludzi – na przykład pierwsi biorcy przeszczepów – ale oni przynajmniej wyrazili zgodę. Inna sprawa, że chyba nie do końca zdawali sobie sprawę, na co się decydują. Godzili się na nowatorską operację, bo chcieli żyć, a żyli po niej kilka albo co najwyżej kilkanaście dni...
Legenda
  • - książka oceniona przez Ciebie - najedź na ikonę przy książce aby zobaczyć ocenę
  • - do książki dodano opisy lub recenzje
  • - książka dostępna w naszej księgarni
  • - książka dostępna u innych użytkowników (wymiana, kupno)
  • - książka znajduje się w Twoim schowku
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: