Dodany: 27.02.2022 12:51|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Książka: Morderstwa w Somerset
Horowitz Anthony

2 osoby polecają ten tekst.

Czasem lepiej nie wiedzieć, kto zabił...


Trafiłam na tę powieść w sposób nieco okrężny: drugą część cyklu, „Morderstwa w Suffolk”, zachwalał ostatnio jeden z krytyków w radiowym programie literackim; w księgarniach dostępne były obie, ale zwykle nie ryzykuję kupna kryminałów po cenach regularnych, jeśli nie jestem przynajmniej na dziewięćdziesiąt procent pewna, że mi będą odpowiadały, czyli, praktycznie rzecz biorąc, muszę wcześniej przynajmniej jeden tom przeczytać. Horowitz jest pisarzem niemal tak płodnym jak nasz Mróz, pisującym utwory sensacyjne wszelkich odmian, od kontynuacji przygód Sherlocka Holmesa poprzez szpiegowskie thrillery aż po kryminały SF, a także scenariusze seriali kryminalnych. W takim przypadku istnieje możliwość, że w którymś z tych gatunków autor radzi sobie słabiej, więc tym bardziej warto wypróbować tę konkretną serię, a nie cokolwiek jego pióra. W bibliotece pierwsza część cyklu z Susan Ryeland dostępna była od ręki.

Główna bohaterka nie zajmuje się zawodowo śledzeniem zbrodni; nie w tym sensie, przynajmniej, w jakim zwykle o tym mówimy, bo śledzenia zbrodni ma aż nadto… ale tylko na papierze, będąc redaktorką w wydawnictwie, które publikuje między innymi bardzo popularne kryminały niejakiego Alana Conwaya z detektywem Atticusem Pündem. I właśnie uradowana zasiada do czytania najnowszej powieści z tej serii. A razem z nią – czytelnik, bo „Morderstwa w Somerset” są książką w książce. I oto ze współczesności przenosimy się w lata 50., do małej miejscowości nieopodal słynnego kurortu Bath, gdzie niespodziewana śmierć dosięga gospodynię pewnego lorda podczas sprzątania rezydencji. Właściciele są nieobecni, drzwi zamknięte od wewnątrz, wszystko wskazuje na nieszczęśliwy wypadek: najwyraźniej Mary Blakiston potknęła się o kabel od odkurzacza i spadła ze schodów. A jednak po wsi zaczynają krążyć plotki, sugerujące, że ta na pozór poczciwa, lecz nietolerancyjna i wścibska niewiasta niejednemu była solą w oku – są choćby świadkowie, którzy słyszeli, jak rodzony syn nieboszczki krzyczał do niej: „Zdechnij wreszcie i daj mi święty spokój!”[1]… Narzeczona tegoż syna udaje się do Londynu, by poprosić Pünda o oczyszczenie Roberta z zarzutów. Słynny detektyw odmawia – i ma ku temu więcej niż jeden powód – ale gdy w Saxby-on-Avon ginie śmiercią tragiczną kolejna osoba, a okoliczności już zdecydowanie nie wskazują na wypadek, postanawia posłużyć pomocą miejscowej policji…

Kiedy śledztwo osiąga punkt kulminacyjny, maszynopis niespodziewanie się urywa. Biorąc pod uwagę strukturę treści, opartą na kolejnych wersach dziecięcej wyliczanki, wygląda na to, że brakuje jednego rozdziału. Susan podejrzewa, że szef zażartował sobie z niej i następnego dnia zapyta, czy odkryła, kto zabił. Jednak i on oznajmia, że otrzymał niekompletny egzemplarz. A od autora nie można już się dowiedzieć, w czym rzecz, bo – dziwnym trafem – właśnie tego dnia, gdy Susan odkryła brak ostatniego rozdziału, poniósł śmierć w tragicznym wypadku. A właściwie chyba nie wypadku, sądząc po liście, jaki otrzymał wydawca… Susan postanawia sama poszukać zaginionego fragmentu, odkrywając przy okazji, że przeczytany przez nią tekst prócz żartów autora (takich, jak nadanie większości postaci nazwisk pochodzących od nazw ptaków) i nawiązań do innych dzieł literackich zawiera też sporo aluzji do rzeczywistości. Czyżby w nich krył się klucz do zagadki? Jej upór, z jakim prowadzi dociekania, doprowadzi ją ostatecznie do odkrycia tajemnicy śmierci Alana, ale także do sytuacji, w której sama omal życia nie straci…

Nie przepadam za narracją pierwszoosobową w kryminałach, ale w tym przypadku nie przeszkadzała mi aż tak bardzo, bo stanowi tylko połowę objętości, a reszta to „wewnętrzna” powieść, pisana w starym stylu, z ukłonem w stronę mistrzyni gatunku (jedna z mniej znaczących postaci wspomina na przykład miasteczko Market Basing, występujące w kilku powieściach i opowiadaniach z udziałem panny Marple). Jedyny minus tej koncepcji „dwa w jednym” to fakt, że strony się dublują, co stwarza problem ze sporządzeniem przypisów; rozwiązałam go poniżej, oznaczając strony tekstu głównego literką „g”, a wewnętrznego
- „w”. Niektóre elementy intrygi (i w powieści głównej, i w wewnętrznej) mogą się wydawać nieco wydumane, a zakończenie tej pierwszej doprawione sporą porcją lukru, natomiast świetnie ukazany jest klimat obu środowisk: prowincjonalnej, niemal zamkniętej „społeczności, w której każdy był nieustannie oceniany” [2] i wielkomiejskiego światka literacko-wydawniczego, gdzie sfrustrowani pisarze, tacy jak Conway, zamiast tworzyć ambitne dzieła, taśmowo produkują literaturę popularną, bo taką społeczeństwo chce czytać i kupować, a wydawcy traktują ich jak kury znoszące złote jaja… co oznacza, że kiedy nieszczęsny ptak przestanie się nieść, nie pozostaje nic innego, jak tylko uciąć mu łeb (na szczęście, najczęściej w przenośni). Dobrą zabawą jest też tropienie nawiązań do tekstów kultury, a poza tym, czy którykolwiek pasjonat czytania może pozostać obojętny na urok sytuacji, ukazanej w pierwszym akapicie powieści głównej? „Butelka wina. Rodzinna paka nachos i słoik pikantnej salsy. Obok paczka papierosów (wiem, wiem). Deszcz bębniący o szyby. I książka. Czy może być coś piękniejszego?”[3] (rekwizyty mogą się zmieniać: u mnie byłaby to duża filiżanka kawy z garstką suszonych owoców albo wafelkiem w gorzkiej czekoladzie, no i oczywiście zamiast papierosów kadzidełko lub świeca zapachowa. Ale sama istota sprawy pozostanie nienaruszona). Tak więc próba wypadła pozytywnie i należy się spodziewać, że po „Morderstwa w Suffolk” powędruję do biblioteki, gdy tylko trafią na półkę.

[1] Anthony Horowitz, „Morderstwa w Somerset”, przeł. Maciej Szymański, Dom Wydawniczy Rebis, 2018, s. 41 (w.)
[2] Tamże, s. 116 (w.).
[3] Tamże, s. 5 (g.).

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 538
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 2
Użytkownik: jolekp 27.02.2022 13:43 napisał(a):
Odpowiedź na: Trafiłam na tę powieść w ... | dot59Opiekun BiblioNETki
Mam straszny problem z tą książką. O ile powieść "wewnętrzna" wydała mi się całkiem w porządku (i ma taki fajny retro klimat, wyraźnie inspirowany Agathą Christie), tak rozwiązania tej "głównej" nie jestem w stanie kupić. Nie wiem, może jestem jakaś głupia i coś źle rozumiem, ale moim zdaniem motywacja mordercy jest tam krańcowo irracjonalna, a powodzenie jego działań można wytłumaczyć wyłącznie niesamowicie szczęśliwym zbiegiem okoliczności albo jego ukrytymi mocami jasnowidzenia.
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 27.02.2022 14:49 napisał(a):
Odpowiedź na: Mam straszny problem z tą... | jolekp
To jest chyba najsłabszy punkt, ta motywacja. Tak samo zresztą, jak idiotyczny pomysł nieboszczyka Conwaya z zagadką stworzoną przez tytuły powieści i zamiarem jej ujawnienia. Ale dla samego przeczytania tej "wewnętrznej" warto było.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: