Dodany: 03.11.2021 13:39|Autor: fugare

Kryminalny listopad


Zbyt rzadko czytam kryminały, a właściwie ostatnio prawie wcale. A gdybym czytała, to z pewnością łatwo bym zgadła, kto porwał, no dobrze... łagodniej i z eufemizmem, kto adoptował bez pozwolenia mój kwiatek z parapetu okna na klatce schodowej. A przecież parę lat temu postawiłam tam dwa dorodne sukulenty, w eleganckich popielatych donicach, po to, żeby wszystkim było przyjemnie i miło. A teraz? Winnych nie ma, tylko sami podejrzani! Kto miał motyw? Wszyscy! Były naprawdę zadbane i ładne. Ktoś z zewnątrz? Ta hipoteza odpada. Teren zamknięty i klatka schodowa też. Może to policjant, który wyprowadzał się z rodziną, tego dnia, z drugiego piętra? Niemożliwe? Ale dlaczego? A może to ci mili sąsiedzi z pierwszego, których dzieli rzucająca się w oczy różnica wieku? Znosili ze strychu szafę właśnie w tym dniu, kiedy z mojego ostatniego piętra, znikła roślinka. Widać, że lubią kwiaty - mają storczyki w oknie. A może to ci zza ściany, wielbiciele mocnego, nocnego grania? To możliwe. Kiedyś w desperacji o trzeciej w nocy, a raczej nad ranem, wykrzyczałam przecież, że mieszkali przedtem w jaskini. Mają najstarszy motyw świata - zemstę. Swoją drogą, skąd mi przyszła do głowy ta jaskinia? Listonosza wykluczyłam od razu: w jednej ręce papieros, w drugiej długopis, na ramieniu wielgachna torba - nie dałby rady. Wyperfumowaną sąsiadkę z piętra poniżej - też. Chodzi w butach na bardzo wysokich obcasach i pewnie ma też takie kapcie, bo wciąż stuka i stuka. Gdyby targała tę donicę w tych kapciach... nie, to nie ona. Trzeba spojrzeć prawdzie w oczy: między innymi z braku odpowiednich lektur jestem beznadziejna w prowadzeniu takich spraw, bo zwyczajnie nie wiem, jak się do nich zabrać. W tym miejscu mniej lub bardziej zdziwiony czytelnik chciałby zapytać, cóż to za paralela pomiędzy sprawą uprowadzonej rośliny a recenzją książki. Wszystko się wyjaśni, bo już do niej przechodzę.

"Złoty róg" jest czwartym z retro-kryminałów Maryli Szymiczkowej, powołanej do literackiego i autorskiego życia przez Jacka Dehnela i Piotra Tarczyńskiego. Wszystkie łączy postać Profesorowej Zofii Szczupaczyńskiej: żony lekarza - profesora Uniwersytetu Jagiellońskiego - wytwornej Pani Domu i członkini krakowskiej socjety, a jednocześnie samozwańczej detektywki. Można by pomyśleć, że sprawa kwiatka skradzionego z okna, zniknięcia roweru z piwnicy lub wybitej szyby to właśnie przestępstwa idealne dla śledztw prowadzonych przez damy jej pokroju. Nic podobnego! Zofię pasjonują wyłącznie sprawy "grubszego kalibru" - morderstwa. Książka miała swoją premierę w listopadzie ubiegłego roku, a że jest on z wielu powodów najlepszym miesiącem na tę lekturę, postanowiłam spróbować, mimo, że osobiście nic do listopada nie mam.

"Listopad w Polsce zawsze jest odrażający, ale listopad roku 1900 w Krakowie był odrażający w dwójnasób, a dla Zofii Szczupaczyńskiej, w trójnasób nawet"[1]. Paskudna pogoda, choroba służącej, przedziwne odgłosy - bulgoty i wyziewy z czyszczonej krakowskiej kanalizacji nie są jednak jedynymi powodami nieprzyjemnych doznań pani Zofii, trapi ją coś jeszcze: "Od prawie dwóch lat profesorowej nie trafiła się żadna zbrodnia"[2]. Wpadamy więc, w sam środek wydarzeń - prosto do Krakowa - w dniu, w którym Profesorowa postanawia udać się, a właściwie wprosić, na ślub, o którym już od dawna mówi całe miasto. Jeśli ktoś nie dowiedział się wcześniej, to zapewne już się domyśla, jaki to słynny ślub i wesele miały miejsce w listopadzie 1900 roku w Krakowie. Przeczuwając to, do lektury "Złotego rogu" przystąpiłam uzbrojona w egzemplarz "Wesela" Wyspiańskiego i "Plotki o weselu" Boya-Żeleńskiego. Warto było, bo Maryla Szymiczkowa w kończącym powieść słowie "Od Autorki" podkreśla, że "»Złoty róg« powstał, jak wszystkie moje książki, z żyznej próchnicy literatury już istniejącej"[3].
Profesorowa Szczupaczyńska udaje się zatem, nieproszona, do Kościoła Mariackiego na ślub, a dalej w towarzystwie Tadeusza Boya-Żeleńskiego (o którym wiemy, że był gościem na prawdziwym weselu Lucjana Rydla z Jadwigą Mikołajczykówną) do Bronowic na wiejskie wesele. Przedtem jednak zjawia się, jak to zazwyczaj bywa, zupełnie przypadkiem, na miejscu zbrodni, która rozpoczyna ciąg wydarzeń, czasem śmiesznych, a czasem nawet dla samej Profesorowej niebezpiecznych, choć ta bez lęku i kompleksów porusza się wśród szpiegowskiej siatki, patriotycznych spiskowców polskich, austriackiej policji i przestępców z półświatka, komenderując przy tym jeszcze całym domem, służącą i swoim troszkę "podpantoflowym" małżonkiem.

Połączenie historii Krakowa, literatury i świetnie w nie wplecionej intrygi kryminalnej udało się Maryli Szymiczkowej znakomicie. Chociaż początkowe rozdziały sugerują, że wydarzenia będą rozgrywały się powoli, i ukazują Profesorową bardzo dokładnie w realiach scenografii "Wesela" Wyspiańskiego, to mniej więcej w połowie powieści następuje duże przyspieszenie akcji i zagęszczenie wydarzeń. Doskonałej postaci Zofii z Glodtów Szczupaczyńskiej towarzyszy mąż Ignacy oraz niezrównany sędzia śledczy - Rajmund Klossowitz, który "może nie ekscytował się zbrodniami, aż tak jak ona, ale i on znał ten zastrzyk emocji, który na dźwięk słowa »zabójstwo« ożywia cały organizm ludzi trudniących się rozwiązywaniem zagadek kryminalnych"[4]. I chyba nie zdradzę zbyt wiele, jeśli dodam, że sędziemu śledczemu udaje się skraść Profesorowej pocałunek i zająć na pewien czas jej cenną uwagę miłymi wspomnieniami tego faktu, co zupełnie nie przeszkodzi jej jednak w rozwikłaniu kryminalnej zagadki.

Mimo ponurej, listopadowej aury oraz (niestety, nie mogę napisać ilu) ofiar, była to bardzo przyjemna wyprawa do Krakowa z początków XX wieku i choć odbyłam ją tylko w wyobraźni, to doskonale wpisała się w ciąg moich ostatnich lektur, które jakimś dziwnym trafem dotyczyły tego okresu. "Złoty róg" to nie tylko zabawny kryminał, pojawiają się w nim, obok bohaterów literackich z "Wesela", autentyczne postacie, tłem jest Kraków ze swoim zabytkami, ulicami, Plantami, a Ignacy z Zofią czytają "Czas" - krakowską prasę. Czerpała z niej inspiracje, jak sama zresztą przyznaje, autorka - Maryla Szymiczkowa, której postać wydaje się równie sympatyczna, jak Zofii Szczupaczyńskiej, a jej naprawdę trudno nie polubić. Nie jest bez wad, ale ma wiele wdzięku, inteligencję, odrobinę tupetu, pomysłowość i odwagę. Delikatnie zbliża się do wieku "matronalnego", oczywiście, przykładając miarę sprzed 120 lat, bo czymże dziś jest jej lat 45. Nic więc dziwnego, że kiedy wyruszała spod swojej Kamienicy pod Pawiem, "nie było chyba głowy, która by się nie obróciła za tą olśniewającą figurą sunącą ulicą Świętego Jana, przez Rynek i dalej ulicą Grodzką"[5]. A wracając do mojego śledztwa, które na razie nie zakończyło się spektakularnym ujęciem sprawcy, to pozostaje mi tylko dodać, że wszelkie podobieństwo do osób i zdarzeń jest jak najbardziej zamierzone i nieprzypadkowe.

[1] Maryla Szymiczkowa, „Złoty róg", wyd. Znak Literanova, 2020, s. 19.
[2] Tamże, s. 20.
[3] Tamże, s. 317.
[4] Tamże, s. 27.
[5] Tamże, s. 293.



(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1674
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 2
Użytkownik: idiom1983 04.11.2021 11:33 napisał(a):
Odpowiedź na: Zbyt rzadko czytam krymin... | fugare
"Samozwańcza detektywka" CK miasta Krakowa,
Wytropić zbrodnię przestępcy gotowa!
Wszelką przestępczość spotka wnet atrofia,
Gdy weźmie się za nie Szczupaczyńska Zofia!

Pozdrawiam serdecznie 😃
Użytkownik: fugare 04.11.2021 12:13 napisał(a):
Odpowiedź na: "Samozwańcza detektywka" ... | idiom1983
O, tak Zofia jest kobietą z krwi i kości,
zatem nawet „awangarda” przestępczości,
Jej niestraszna.
Gdy znajduje rozwiązanie każdej zbrodni,
przy okazji łamie także stereotyp :)
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: