Dodany: 07.09.2021 14:46|Autor: lutek01

“Sprowadzaliśmy siłę roboczą, przyjechali ludzie” [1]


„Ja nie lubię Niemców, ale lubię niemieckie ojro.” Taką wcale nierzadką opinię na temat naszych zachodnich sąsiadów wypowiedział parę lat temu jeden mój znajomy, pracujący gdzieś na niemieckich budowach. Słowa te, dość krzywdzące i w sumie prostackie, jakoś nie dawały mi spokoju i kazały się zastanowić nad naszym stosunkiem do państwa i narodu niemieckiego, z którym wiąże nas geografia, polityka, historia, gospodarka i jeszcze parę innych rzeczy. To działa oczywiście również w drugą stronę: ponieważ miałem okazję poznać Niemców i ich stosunek do Polaków odrobinę lepiej niż statystyczny Polak, doszedłem do wniosku, że mur znajdujący się między nami, wzniesiony z niewiedzy, uprzedzeń, klisz czy zwykłych nieporozumień, jest budowany i trudny do obalenia z obu stron.

Te myśli wróciły do mnie po kilku latach podczas czytania reportażu „Deutsche nasz” Ewy Wanat - Polki, dziennikarki, która - mieszkając w Berlinie - funkcjonuje niejako w dwóch strefach kulturowych, stąd może dobrze rozumieć wszelkie spięcia na linii my-oni. Przedstawia nam współczesne Niemcy i Niemców, biorąc pod lupę mieszkanki i mieszkańców Berlina – miasta naznaczonego historią, ale otwartego, barwnego, pachnącego różnymi kuchniami i dźwięczącego wszystkimi możliwymi językami, które dla współczesnego Polaka może uchodzić wręcz za egzotyczne. Jednak to nie Berlin jest głównym bohaterem tego reportażu. Mimo, że jako stolica, swoisty tygiel kulturowy i ważny gracz na międzynarodowej arenie politycznej nieustannie dostarcza materiału do obserwacji, jest tylko punktem wyjścia do rozważań nad tym, kim są dziś Niemcy jako państwo i społeczeństwo, jak żyją z obciążeniem historycznym oraz jak sami widzą siebie i innych.

O ile Polacy w miarę dobrze orientują się w historii wojennej, o tyle historia NRD i RFN to już tylko hasła. Wirtschaftswunder, mur, zjednoczenie. Wiemy, że się udało odbudować, wiemy że jest bogato, że Turcy, że Berlin Zachodni i że „Polak co drugi chodnik”[2]. W sumie niewiele, ale właśnie tu po raz pierwszy przychodzi nam z pomocą Ewa Wanat ze swoim reportażem. Co sprawiło (oprócz amerykańskich pieniędzy), że Niemcy się „podniosły”, skąd wzięło się społeczeństwo multi-kulti i dlaczego integracja się nie udała? Jak Niemcy przepracowywali Holocaust i swój udział w II wojnie światowej, co miały z tym wspólnego ruchy studenckie w 1968 r. i jaki to ma wpływ na czasy dzisiejsze, zwłaszcza w kontekście kryzysu migracyjnego? To bardzo ciekawe pytania, które myśląca głowa, chcąca dowiedzieć się, skąd wziął się ten cały egzotyczny Berlin, dlaczego Niemcy są „tacy” i dlaczego tak trudno nam się czasem z nimi porozumieć, powinna sobie zadać i na nie poszukać odpowiedzi. Może wówczas nie będzie już tylko zahipnotyzowana wyglądać upragnionego "ojro", ale poczyni refleksję?

Zwłaszcza to ostatnie pytanie, kwestia migracji i uchodźców, wydaje się być dość istotne. Wydarzenia z lat 2015-16, z którymi codziennie konfrontowały nas media, nie pozwalały na niezajęcie stanowiska w sprawie uchodźców w Unii Europejskiej, a przecież nie da się rozmawiać na ten temat bez poruszania kwestii Niemiec i ich roli w tej sprawie. Polityka otwartych drzwi Angeli Merkel wywarła wielki wpływ na to jak dziś wyglądają Niemcy i przyczyniła się do zmian w krajobrazie politycznym Europy. „Deutsche nasz” nie byłoby dobrym reportażem, gdyby pozostało głuche i ślepe na te kwestię. Lwią część książki zajmuje przedstawienie sytuacji migrantów, uchodźców i azylantów przebywających w Niemczech. Odwiedzamy więc z Ewą Wanat ośrodki dla uchodźców i schroniska dla prześladowanych mniejszości, słuchamy rozmów z ekspertami i ludźmi z organizacji pomocowych oraz poznajemy historie konkretnych uchodźców, ich dramatyczne przeżycia, nadzieje na „normalne” życie w cywilizowanym kraju, obawy przed deportacją. Myliłby się jednak ten, kto by pomyślał, że Ewa Wanat wystawiła laurkę uchodźcom i chce nas na siłę przekonać do sprawy. Owszem, z jednej strony wyraźnie czuć nastawienie pro – wszak reportaż to nie nota encyklopedyczna, każdy autor jest człowiekiem o jakichś poglądach, nie ma reportażu całkowicie subiektywnego, wyabstrahowanego z emocji i postaw - z drugiej jednak strony Ewa Wanat to dziennikarka „z krwi i kości”, bardziej opisuje, niż sądzi, mimo jasnych poglądów stara się być obiektywna i przedstawiać fakty. Tak więc oprócz schronisk i ośrodków zwiedzamy na przykład Görlitzerpark, w którym młodzi mężczyźni – uchodźcy z Afryki zarabiają, sprzedając narkotyki jako mafijny plankton. Mistrzostwem jest jeden z ostatnich rozdziałów „Niemcy i ich niemieckie obowiązki”, który jest kompilacją wypowiedzi różnych ludzi zajmujących się kwestią uchodźstwa i migracji – między innymi przewodniczącego Niemieckiej Fundacji Integracja, burmistrzyni berlińskiej dzielnicy Kreuzberg, polityka partii Zielonych, kierownika domu dla uchodźców homoseksualnych, ale również prominentnego polityka skrajnie prawicowej partii AfD.

„Deutsche nasz” Ewy Wanat to reportaż opisujący, pokazujący nam wydarzenia z bliska, pod dziennikarską lupą. Odczytuję go jako zaproszenie do poznania mniej znanych, a istotnych faktów z najnowszej historii społeczeństwa niemieckiego i przeanalizowania ich w kontekście aktualnej sytuacji geopolitycznej i społecznej.

Recenzję kończę bardzo wymownym cytatem przytoczonym w „Deutsche nasz”, a pochodzącym z książki „Gehen, ging, gegangen” autorstwa Jenny Erpenbeck:

„Ci Afrykanie z pewnością nie wiedzą, kim był Hitler, a Hitler dopiero teraz przegrał wojnę właśnie dlatego, że udaje im się przeżyć w Niemczech”[3].

[1] Ewa Wanat, „Deutsche nasz: Reportaże berlińskie”, wyd. Świat Książki, 2018, str. 91.
[2] Krzysztof Skiba, autor tekstu piosenki „Berlin Zachodni” wykonywanej przez zespół Big Cyc, z pamięci.
[3] Ewa Wanat, op.cit., str. 249.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 5069
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: