Dodany: 13.06.2021 06:49|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Były, gdzie były, a co je tam doprowadziło?


Umysł ludzki jest jakoś tak skonstruowany, że ma skłonność do budowania skojarzeń z fragmentów zgromadzonych w pamięci informacji, wzmacnianą jeszcze przez powtarzanie się w strumieniu informacji pewnych klisz, nieważne, czy prawdziwych, czy fałszywych. I potem, gdy dotrze doń to czy owo pojęcie, na podobieństwo dawniejszych żołnierzy, którzy na rzucone hasło odpowiadali automatycznym odzewem, podsuwa nam, co zapamiętał: „Czarny kot na drodze? – Pech!”, „Pij mleko? – Będziesz zdrowy!”, „15.10? – Do Yumy!” albo, czemużby nie, „Kuba Rozpruwacz? – Morderca prostytutek!”.

Przyznam, że to ostatnie skojarzenie i ja sobie utrwaliłam mimo woli, a ponieważ nie przepadam za opisami nazbyt krwawych zbrodni, jakoś nie czułam potrzeby pogłębienia wiedzy na ten temat. I oto zostałam namówiona na lekturę, której sam tytuł nigdy by mnie nie skusił. No, bo niby co o ofiarach osławionego (i nigdy niezłapanego) seryjnego mordercy można opowiadać? Wiadomo, jak się nazywały, gdzie, kiedy i jak zginęły, a skoro się trudniły tym, czym się trudniły, to jakież szczegóły mogłyby nas jeszcze interesować? Jednakże sama autorka, brytyjska historyczka Hallie Rubenhold, przewidując podobną reakcję czytelnika, już na wstępie wyjaśnia: „Gdy w ciemnym zaułku lub na nieoświetlonej ulicy znajdowano ich zwłoki, policja bezrefleksyjnie zakładała, że to prostytutki zamordowane przez maniaka, który zwabił je tam, by uprawiać z nimi seks”[1], tymczasem w dziewiętnastowiecznym Londynie były i inne powody, dla których ubogo odziane i zaniedbane kobiety mogły spędzać noc gdzie indziej, niż pod ciepłym dachem; zabite przez Rozpruwacza Polly, Annie, Elizabeth, Catherine i Mary Jane „były dziewczynkami rozpaczającymi po śmierci matki, kobietami, które się zakochiwały, rodziły dzieci i grzebały rodziców, śmiały się i świętowały Gwiazdkę, kłóciły się z rodzeństwem, szlochały, marzyły, cierpiały i napawały drobnymi zwycięstwami. Ich koniec był szczególny, lecz ich losy odzwierciedlały życie wielu kobiet epoki wiktoriańskiej” – i dodaje: „Tę książkę napisałam dla nich – w nadziei, że ich historia wreszcie zostanie usłyszana, a jej bohaterkom oddamy to, co brutalnie im odebrano: godność”[2].

Nie spodziewałam się, że ze źródeł zachowanych po tych stu kilkudziesięciu latach – a dotyczących wszak osób z klasy społecznej, w której nie prowadzono rodzinnych ksiąg pamiątkowych, nie pisywano dzienników i w ogóle nie przechowywano zbyt wielu dokumentów, jako że niejednokrotnie cała rodzina lub większa jej część była analfabetami, jeśli nie całkowitymi, to funkcjonalnymi – da się wyciągnąć aż tyle, by zrekonstruować koleje losu czterech dojrzałych kobiet od urodzenia (a właściwie nawet jeszcze przed, bo wcześniej idą historie ich rodziców) do śmierci, a i o piątej, która, jak się zdaje, większość swego życia poświęciła stwarzaniu wokół siebie kolejnych warstw fikcji, opowiedzieć całkiem niemało.
Teraz już wiadomo, że jedyną spośród nich, która na pewno uprawiała niesławną profesję, zresztą specjalnie się z tym nie kryjąc, była właśnie ta piąta, Mary Jane Kelly (o ile było to jej prawdziwe nazwisko), od pozostałych różniąc się jeszcze i tym, że była od nich niemal o połowę młodsza oraz, że zginęła we własnym łóżku. Trzecią z kolei, Elizabeth Stride (wówczas jeszcze pisaną przez „s” i noszącą panieńskie nazwisko Gustafsdottir), uznano za „kobietę publiczną” w rodzinnej Szwecji, gdy będąc na służbie, zaszła w ciążę z mężczyzną, którego tożsamości nie ujawniła, i przy okazji nabawiła się choroby wenerycznej. Jednakże w Londynie, gdzie trafiła krótko po tej tragedii, wiodła przykładne życie, poślubiła statecznego rzemieślnika i może nigdy by nie zawędrowała do najuboższej i najbardziej zagrożonej występkiem dzielnicy, gdyby nie plajta prowadzonej wspólnie kawiarni i przykre relacje w rodzinie męża, które ostatecznie doprowadziły do niesnasek między małżonkami i rozstania. Żyła potem bez ślubu z innym partnerem, ale uprawiania sprzedajnej miłości jej nie udowodniono.

Rozpad związku – do którego w różnych proporcjach przyczyniały się: alkohol, rodzinne dramaty i trudności finansowe – doprowadził także pośrednio do tragedii Polly Nichols, Annie Chapman i Kate Eddowes. Nawet rodziny dobrych rzemieślników, takich, jak cieśla John Stride, mąż Elizabeth, robotników wykwalifikowanych, jak drukarz William Nichols, mąż Polly, czy wyspecjalizowanych przedstawicieli służby domowej, jak ceniony stangret, John Chapman, mąż Annie, mogły w każdej chwili popaść w nędzę – wystarczyła poważniejsza choroba albo powinięcie się nogi na chybionym przedsięwzięciu gospodarczym. Rodzice dwojga dzieci, z których przynajmniej jedno – w praktyce zawsze ojciec – pracowało zawodowo, mogli sobie nieźle radzić, ale gdy do dwojga w ciągu paru lat przybyło czworo lub sześcioro, i to chorowitych, bieda zaglądała w okna. Zaczynały zbierać żniwo gruźlica, tyfus, brak witamin i nadmiar alkoholu, który wówczas „był podstawowym składnikiem większości gotowych medykamentów”[3], a i jako napitek był popularny i stosunkowo tani. Jeszcze dziś, gdy w każdym cywilizowanym kraju działa wiele organizacji pomocowych i profesjonalnie zorganizowany system leczenia uzależnień, zdarza się ludziom zmagającym się z nałogiem tułać po noclegowniach, wegetować w jakichś altankach z papy czy w zakamarkach dworca. A cóż dopiero w XIX wieku, kiedy alkoholizm uważano nie za chorobę, lecz za dowód złego charakteru; kiedy kobieta, która odeszła od męża (choćby takiego, który bił czy zdradzał), nie miała większych szans utrzymać się sama, a tym bardziej z dziećmi, zaś jeśli zamieszkała z innym bez ślubu, w oczach sporej części społeczeństwa było to już niemal równoznaczne z nierządem.

Te indywidualne historie pięciu kobiet, od setek innych różniące się głównie tym, że ich bohaterki miały nieszczęście zostać wybranymi przez maniakalnego mordercę, a poza tym – niestety! – dość typowe dla tego okresu historycznego i tych kręgów społecznych, dają nam przejmujący obraz życia londyńskiej klasy pracującej, obudowany mnóstwem konkretów. Dowiadujemy się z detalami, jak wyglądały robotnicze mieszkania na tak zwanym osiedlu Peabody’ego, jak działały szkoły pułkowe dla żołnierskich dzieci i „szkoły przemysłowe”, uczące różnych fachów potomstwo pensjonariuszy przytułku dla bezdomnych, na czym polegała praca czyścicielki w fabryce wyrobów cynowych, handlarza groszową literaturą i oficerskiego ordynansa, ile wynosił zarobek służącej, stangreta i pani dostarczającej uciech cielesnych, jakie posiłki podawano w przytułku – wszystko udowodnione odpowiednią i niezmiernie obszerną bibliografią (kilkanaście stron drobnym drukiem!) i opisane wyrazistym, ładnym językiem. Jedyny drobny mankament to przepuszczenie przez korektę paskudnego błędu ortograficznego („własnych rządz”[4]), lecz cóż znaczy ta kropla w morzu wiedzy o życiu w ubogich dzielnicach Londynu, na jakie wpływa czytelnik dosłownie od pierwszej strony opowieści? Jest ta podróż i przygnębiająca, i fascynująca zarazem – i długo się nie da zapomnieć.

[1] Hallie Rubenhold, „Pięć: Nieopowiedziane historie kobiet zamordowanych przez Kubę Rozpruwacza”, przeł. Dorota Konowrocka-Sawa, wyd. Poradnia K, 2021, s. 26.
[2] Tamże, s. 27.
[3] Tamże, s. 140.
[4] Tamże, s. 153.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 365
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: