Dodany: 14.09.2020 20:18|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Książka: Las, pole, dwa sobole
Stoga Joanna

4 osoby polecają ten tekst.

Życie i nie-życie jak żywe


Powieść może napisać prawie każdy – wystarczy zerknąć na półki księgarskie, gdzie pojawia się każdego tygodnia kilkadziesiąt nowych tytułów, a przynajmniej połowa z nich to dzieła ludzi, którzy po raz pierwszy sięgnęli po pióro, by stworzyć kryminał, romans, lekką opowiastkę obyczajową z nutką humoru czy dramatyczną relację z toksycznego związku. Popatrzmy jednak, ile w tej masie woluminów opowiadań: jeden procent, dwa? Dlaczego? Zdawałoby się przecież, że znacznie łatwiej napisać coś, co się zmieści na jednej lub paru stronach, nakreślić jakąś krótką i skończoną historyjkę bez potrzeby obudowywania bogatszym tłem i dodatkowymi wątkami. Ale skoro tak, to czemu na okładkach zbiorów opowiadań napotykamy nazwiska takie, jak Czechow, Maupassant, Prus, Iwaszkiewicz, Bułhakow, Cortazar, Nałkowska, Hemingway, Filipowicz, Munro, Strout, a nie… no, powiedzmy, że te, które są podawane w rozmaitych źródłach wiedzy jako przykłady ekstremalnej płodności literackiej (sześć powieści rocznie!)? Otóż dlatego, że ani sam talent, ani samo doświadczenie nie wystarczy; zamknięcie treści w małej formie wymaga także specyficznej intuicji i znacznie większego mozołu. Toteż wielu całkiem dobrych skądinąd prozaików nawet nie próbuje w tym gatunku swoich sił. Tym większy winien być podziw dla kogoś, kto – będąc dopiero na początku swej literackiej drogi – potrafi się z tym trudnym zadaniem zmierzyć.

Joanna Stoga, dotychczas odnosząca sukcesy w fotografii artystycznej, od kilku lat publikuje pojedyncze opowiadania na łamach miesięcznika Śląsk. Natrafiwszy tam na jedno z nich, byłam pod wrażeniem dojrzałości jej spojrzenia na rzeczywistość, umiejętności dobierania słów, budowania nastroju. Teraz miałam okazję zobaczyć ten tekst ponownie, skomponowany z innymi – równie dojrzałymi i równie dopracowanymi – w wysmakowaną artystycznie, niesamowicie poruszającą całość. Otwierające ją opowiadanie "Późny sierpień" daje niejako przedsmak tego, z czym czytelnik będzie musiał się zmierzyć podczas lektury: historii o tym, jak nie-życie (nieważne, czy to dopiero co zaistniała śmierć, czy długa nieobecność) interferuje z życiem. Idylliczny dzień na łonie natury, miłe chwile z dawno niewidzianą przyjaciółką – i jakiś podskórny niepokój bohaterki, „że coś jest poza tym, coś ważnego, tylko jeszcze tego nie rozumie”[1]; a potem telefon, który raz na zawsze wszystko zmieni. Jeszcze nie wiemy, co konkretnie – chyba, że już wcześniej czytaliśmy w prasie tytułowe opowiadanie, którego fabuła zawiera kulminacyjny moment całej historii: śmierć matki. Przed nią będzie jeszcze, opowiedziana w "Placu budowy", żmudna i monotonna w gruncie rzeczy droga przez powszednią mękę opieki nad człowiekiem nieuleczalnie chorym. Po niej – to, co Edna St.Vincent Millay w swoim cyklu poetyckim "Sonnets From an Ungrafted Tree" nazwała „wstrętnym przemysłem pogrzebowym” (oryg.„hideous industry”, przekład własny): pertraktacje w kancelarii parafialnej, gdzie duszpasterz, doskonale znający zmarłą, zbywa jej córkę sztampowymi formułkami, byle tylko mieć już tę formalność z głowy ("Kancelaria") i rozmowa z przedsiębiorcą pogrzebowym, dla którego „ciało to ciało.(…) Dla mnie, pani kochana, to biznes”[2] ("Ciało"), i sama ceremonia, ukazująca rozdźwięk między powagą śmierci, którą córka pragnie uczcić paroma wyrazistymi słowami (jedyny w zbiorze wiersz "Przemowa") a trywialną codziennością, przybywającą na cmentarz w osobach mniej zaangażowanych żałobników ("Obłok"). I – co może być pewnym zaskoczeniem dla czytelnika, spodziewającego się samej realności – spojrzenie na tę sytuację z perspektywy osoby przebywającej w zaświatach ("Organista", "Niedzielny obiad"). A potem już tylko porządkowanie rzeczy zmarłej ("Dwa sobole") i spraw spadkowych ("Z głowy"), żałoba i samotność ("Kolekcjonerka", "Upał", "Epizod"). Tylko? Nie, nie tylko, bo przecież życie musi wykwitać ze śmierci, jak nowa roślina z pozornie obumarłego nasienia: więc i kolejna kobieta wyda na świat córkę, która pewnie kiedyś ją pożegna, ale póki co przez jakiś, krótszy czy dłuższy będzie jej nadzieją i przedłużeniem jej egzystencji ("Dziewczyna").

Czy te wszystkie opowieści zechcemy połączyć w jedną, spójną fabularnie, całość, czy też czytać je osobno, jak kolejne wariacje na temat życia i nie-życia, jedno nie ulega wątpliwości: jest to świetna, żywa proza, wnikliwie zaglądająca we wnętrze człowieka doświadczającego straty i podsumowująca tę eksplorację doskonale dobranymi słowami, które układają się w przejmujące obrazy. I mimo, że mamy w literaturze sporo dzieł poruszających tematykę odchodzenia rodziców – by wspomnieć choćby "Matka odchodzi" Różewicza, "Umarł mi" Iwasiów, "Rzeczy, których nie wyrzuciłem" Wichy – nie ma tu mowy o wtórności. To zresztą zrozumiałe, bo tyle jest dramatów, tyle smutków, ilu ludzi i nawet dwie pozornie identyczne sytuacje można opisać tak, by jedna z nich nie robiła wrażenia prawie wcale, a inna ogromne. To jest ta inna właśnie.

[1] Joanna Stoga, "Las, pole, dwa sobole", wyd. Seqoja, 2020, s.9.
[2] Tamże, s. 36.

Fragmentu niniejszej recenzji użyczyłam wydawcy do wykorzystania na okładce książki.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 385
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: