Dodany: 01.01.2020 20:37|Autor: jolekp

Stary niedźwiedź mocno zaspał – czyli z pewnym opóźnieniem podsumowuję co to się stanęło w 2019 roku


To był jakiś wyjątkowo dołujący rok. Przede wszystkim, to ostatni rok, w którym w moim wieku pojawia się dwójka z przodu, a to oznacza, że nieodwołalnie wkroczyłam na ścieżkę starości, nigdy już nie będę młoda i oficjalnie zrobiło się na wszystko za późno. Czuję się jakbym właśnie utknęła po środku niczego, bo właśnie uciekł mi ostatni pociąg. Czy to już jest ten słynny kryzys wieku średniego? Jednocześnie to był rok, w którym dostałam najwięcej sygnałów od obcych ludzi, że nie wyglądam na swój wiek, łącznie z moim ulubionym „czy to dziecko przyszło z panem?” rzuconym do mojego kolegi z pracy. Tak że czuję tu pewien dysonans.

No ale nie jesteśmy na mojej psychoterapii, tylko w Biblionetce, więc wypadałoby napisać cuś o książkach. No to siup.

W zeszłym roku nie wiadomo jak, kiedy ani po co przeczytały mi się 123 książki rozmaitych kształtów, rozmiarów i ciężaru gatunkowego. Jeśli odliczyć powtórki (3) i pojedyncze opowiadania (8), to daje to niebagatelną liczbę 112. Jak do tego doszło – nie wiem, ale z której strony by nie patrzeć, wychodzi mi rekord życiowy jak w mordę strzelił.

Standardowo najwięcej było kryminałów (bo Christie i Gardner zawyżają statystyki). W porównaniu z poprzednim rokiem, znacznie spadła liczba czytanych przeze mnie ebooków (z 37 do 9), za to wzrosła liczba książek pożyczonych od tzw. ludzi (z 12 do 46). Za to zjawisko odpowiadają Biblionetkowicze ze spotkań śląskich, a zdecydowanie przoduje w tym jeden szczególny okaz (nie będę pokazywać palcami, ale Misiaku, wstań jak o Tobie mowa). Spotkania biblionetkowe stały się moim na tyle systematycznym zwyczajem, że przestano mi już w domu zadawać podchwytliwe pytania w stylu: „czy trza cię tam było?” albo „czy jest tam ktoś normalny?”. Zdarza mi się też już tam czasem odezwać i te zdania miewają podmiot, orzeczenie, a niekiedy nawet sens logiczny i czasem mi się nawet uda nie zachlapać kawą wszystkich dookoła (trzeba się cieszyć z małych rzeczy, nieprawdaż). Poza tym, dzięki temu mogę od czasu do czasu poudawać, że mam jakichś znajomych, a to jest zawsze miłe. Ponadto udało mi się też nadrobić sporo zaległości z własnej półki, co mnie bardzo cieszy – teraz tylko muszę się ograniczyć z zakupami i może w przyszłym roku już wyjdę na zero (pomarzyć zawsze można).

Postawiłam cztery nowe szóstki (i utrzymałam w mocy jedną starą). Najniższą oceną było 1+, które powędrowało do wiekopomnego dzieła Remigiusza Mroza. Dziesięć książek porzuciłam przed końcem (a czasem na samym początku). Ogólnie z ocenami było bardzo stabilnie – większość oscylowała pomiędzy czwórką a piątką. Co niby jest miłe, ale bardzo utrudnia stworzenie sensownego podsumowania. Tak czy siak, będziemy się starać, a czy to na pewno będzie sensowne jest rzeczą zupełnie drugorzędną.

A teraz "ranking" bardziej szczegółowy.

1. Szczególnie dobre książki z szeroko pojętej beletrystyki

* Nasz ostatni dzień (Silvera Adam)

Adam Silvera, jak ja tego pana nienawidzę... Niech was nie zwiedzie jego sympatyczny wyraz twarzy - on prawdopodobnie był w poprzednim wcieleniu psychopatycznym mordercą i wyrywał muszkom skrzydełka dla zabawy. Serio, ten człowiek jest sadystą, który nie znosi swoich bohaterów i sprawia im tylko cierpienie (jego najbardziej optymistyczna książka traktuje o żałobie). Ale poza tym ma fantastyczne pomysły i nie umiem sobie odpuścić żadnej jego książki, chociaż wiem, że to będzie bolało. Czymś trzeba karmić weltschmerz, żeby nie padł z głodu.

* Pod śniegiem (Soukupová Petra)

Ta książka pokazuje, że spędzanie czasu w kręgu rodzinnym, czasem bardziej niż z przyjemnością, wiąże się ze stresem, kłótniami, wyrzutami, nieudanymi pierogami, a czasem nawet z rękoczynami i to wcale nie musi koniecznie oznaczać, że rodzina jest patologiczna, dysfunkcyjna i kwalifikuje się do niebieskiej karty tudzież nadzoru kuratorskiego. Jako koneser dobrych literackich scen awantur miałam tutaj sporo materiału do żerowania.

* Bene nati (Orzeszkowa Eliza)

Z Orzeszkową to mam trochę dziwne stosunki, bo niby lubię, a z drugiej strony każdą kolejną książkę przed czytaniem miesiącami obwąchuję i trącam długim kijem, czy mnie czasem nie pogryzie. Ta mnie troszkę pokąsała na początku, ale potem była już tylko świetna i naprawdę trudno nawet się zorientować, że to Orzeszkowa, tak bardzo nie ma tu niczego charakterystycznego dla jej twórczości.

* Drugie życie pana Roosa (Nesser Håkan)

Być może mój entuzjazm wynika po części z tego, że Nesser mnie od dłuższego czasu głównie rozczarowywał i trochę straciłam nadzieję, że powróci do tego, co w jego książkach podobało mi się najbardziej - czyli traktowania zbrodni jako pretekstu do opowiedzenia o ludziach i ich relacjach, jako czegoś co się czasem może wydarzyć w życiu zupełnie przeciętnego człowieka, zupełnym przypadkiem. Nesser udowadnia, że kryminał niekoniecznie musi być ociekającą wyprutymi wnętrznościami historią skrajnego zwyrodnienia, a może być czymś bardzo bliskim życia.

* Dziwne losy Jane Eyre (Brontë Charlotte (Brontë Karolina; pseud. Bell Currer))

Szczerze mówiąc, spodziewałam się, że się od tego odbiję spektakularnie i z hukiem, bo gdzież mnie tam do klasyków literatury światowej z moim plebejskim gustem. Najwyraźniej Jane Eyre jest wystarczająco plebejska, bo nic na to nie poradzę, że ją uwielbiam, uwielbiam pana Rochestera, uwielbiam ich w duecie i uwielbiam ich wszystkie dialogi. Ogólnie całą tę książkę uwielbiam.

2. Szczególnie dobre książki, które beletrystyką nie są

* Czy Bóg wybaczy siostrze Bernadetcie? (Kopińska Justyna)

Oprócz tego, że reportaż pokazuje przejmującą historię o spirali przemocy, z której w zasadzie nie ma ucieczki, to też w bolesny sposób uświadamia, że istnieje na świecie grupa społeczna, która jest w zupełnie niezrozumiały sposób uprzywilejowana - której więcej wolno, więcej się wybacza i która zawsze znajdzie swoją wierną rzeszę obrońców, i dobrze jest mieć tego świadomość, choć nie jest to zbyt przyjemne.

* Dzisiaj narysujemy śmierć (Tochman Wojciech)

A to z kolei historia o tym, do czego może doprowadzić segregowanie ludzi na lepszych i gorszych. Bardziej niż o samym ludobójstwie wydaje się opowiadać o tym, jak trudno jest odbudować społeczeństwo po wewnętrznym konflikcie, gdy ofiary muszą mieszkać obok swoich oprawców. Jednak najbardziej dla mnie przerażające jest takie poczucie, że ten konflikt nie wygasł, że wciąż gdzieś tam podskórnie buzuje, a podziały, które do niego doprowadziły wciąż istnieją, choć nikt tego oficjalnie nie przyzna.

* #WstydźSię!: O jednej z najbardziej niedocenianych sił rządzących światem (Ronson Jon)

W porównaniu z poprzedniczkami ta książka wydaje się poruszać raczej błahy temat, a jednak dała mi do myślenia, jak chyba żadna inna w tym roku i kompletnie zmieniła moje postrzeganie internetowych dyskusji. To historia o tym jak łatwo można sobie zniszczyć życie (sic!) czymś tak niepozornym, jak niefortunny żart i o tym, że czasem święte oburzenie (jak najbardziej w danej sytuacji słuszne) może się wymknąć spod kontroli, a wtedy jakoś trudno jest się odłączyć od tłumu szykującego widły i pochodnie.

* Tańczące niedźwiedzie (Szabłowski Witold)

To jest okazja prawie jak w czarny piątek – bo to właściwie są dwie książki, dosyć umownie połączone w jedną. Jedna część opowiada o organizacji prozwierzęcej wykupującej od treserów niedźwiedzie (często będące ich jedynym źródłem utrzymania), a druga o tym w jaki sposób zmiana ustroju pozbawiła bardzo wiele osób możliwości samodzielnego utrzymania się. I też trochę o tym, jak trudno się wczuć w cudzy punkt widzenia i zdobyć na wyrozumiałość, gdy ma się przekonanie o własnej niezachwianej racji.

3. Książki-przyjaciele
czyli książki, które nie są może wybitne literacko, ale miło się je czytało, bardzo ciepło je wspominam i chętnie bym do nich wróciła

* cykl Perry Mason

Jestem prostym misiem - jak widzę, że w książce jest rozprawa sądowa w amerykańskim stylu, to bierę i nie zadaję zbędnych pytań. Bohater ma przy tym wszystko to, czym powinien się odznaczać bohater tego typu cyklu - niebywały spryt i inteligencję, urok osobisty, poczucie humoru, tysiąc pomysłów na to, jak wykiwać organy ścigania bez naruszania przepisów prawa oraz talent do pakowania się w kłopoty. No nijak się nie da typa nie lubić, więc się nawet szczególnie nie wzbraniam.

* Kot Bob i ja: Jak kocur i człowiek znaleźli szczęście na ulicy (Bowen James)

Ta książka wytworzyła we mnie silną potrzebę głaskania kotka po kotku i sprawiła, że nie mogę teraz wejść w internet, żeby z jakiegoś kąta nie wyskoczył mi kot, którego bym chciała pogłaskać natychmiast. Co może wydawać się miłe, ale jednak nie do końca, bo ja nie mogę mieć kota, a koty moich znajomych częstokroć na mój widok ewakuują się na różne desperackie sposoby, jak choćby skokiem z balkonu, żeby wymienić tylko te bardziej spektakularne.

* Inne zasady lata (Alire Saenz Benjamin)

Takiej książki szukałam przez ostatnie pięć lat (prawdopodobnie błędem było przypuszczenie, że znajdę ją wśród pozycji z tagiem dyskryminacja i/lub AIDS, ale człowiek uczy się na błędach, nieprawdaż). Nie jest to książka wybitna i wstrząsająca światopoglądami, ale ma całkiem dobrze zbalansowane wątki dramatyczne z tymi sielankowymi, i jest ogólnie fajna. Dobrze jest czasem przeczytać fajną książkę, w której wszystko dobrze się kończy, choćby nawet po drodze ktoś musiał mieć przefasonowany ryj.

* Album rodzinny (Steel Danielle)

Proszę drogich państwa, nie ma co się oszukiwać, to jest ewidentnie telenowela, tyle, że w formie książki i ma wszystko to, co telenowela powinna mieć - czyli sympatycznych (i w gruncie rzeczy dość prosto skonstruowanych) bohaterów, których losy nas obchodzą i angażują, a także sporo dramatów i malowniczych awantur. No i męża-kretyna do kompletu, ale nie można mieć wszystkiego. Poza tym ta książka mi się wyjątkowo miło kojarzy, gdyż była moim urodzinowym prezentem-niespodzianką:)

4. Gniotki i zakalce

* Niezwykła podróż Pomponiusza Flatusa (Mendoza Eduardo)

Mendoza strasznie mendzi. Znaczy ja go nie mogę czytać, bo mi się brokatem odbija od tych słownych ozdobników w każdym zdaniu. Poza tym ta książka udowadnia, że jeśli jakiś żart na początku był żenujący, to to się nie zmieni, bez względu na to, ile razy się go powtórzy, a to cenna lekcja dla świata.

* Behawiorysta (Mróz Remigiusz (pseud. Løgmansbø Ove))

To było moje pierwsze (i ostatnie!) podejście do Mroza. Zdecydowanie postawiono tutaj na kontrowersyjny temat, dużo krwi i krzywdzenie dzieci, a to robi wrażenie przecież, więc nie trzeba się już tak bardzo przejmować tym, że nic się za bardzo kupy nie trzyma, a genialne pomysły bohaterowie biorą z miejsca biegunowo odległego od głowy. Prawda?

5. Rozczarowania
czyli potknięcia u lubianych autorów oraz książki, które nie spełniły pokładanych w nich nadziei

* cykl Trylogia pieniawska

To jest zdecydowany lider, jeśli chodzi o liczbę irytująco biernych postaci przypadających na jedną stronę tekstu. Mniej więcej połowa z tych problemów nie miałaby miejsca, gdyby bohaterowie potrafili prawidłowo używać swoich aparatów mowy. Poza tym autorka prawdopodobnie należy do tych ludzi, którzy lubią narzekać, że kiedyś to były czasy, a teraz już nie ma czasów, i daje temu często wyraz w tych książkach, tyle że robi to wyjątkowo niedorzecznie, a ja mam szczególne uczulenie na postaci zgorzkniałych starców dla niepoznaki ukrytych w nastoletnich ciałach. Quiz - kiedy ostatnio widzieliście w ogólnodostępnej telewizji, w paśmie śniadaniowym, autentyczne nagranie z chwili wybuchu samochodu, w którym widać twarz osoby, która ginie, na tyle wyraźnie, że da się ją bez problemu rozpoznać, a także moment, w którym jej ciało zamienia się w eksplozję krwawych szczątków? Najwyraźniej takie rzeczy były na porządku dziennym w 2003 roku, ja tam nie pamiętam, ale może byłam wtedy chora.

* Czarna kawa (Christie Agatha (właśc. Osborne Charles))

To jest jak dotąd najgorsza książka Agathy Christie, jaką miałam okazję czytać i nawet nie można za to winić autorki. To nie jej wina - ona napisała sztukę teatralną (a sama zagadka kryminalna jest bardzo w porządku), którą potem ktoś przerobił na powieść. Tylko, że to przerobienie prawdopodobnie ograniczyło się do wymazania didaskaliów i poprawienia zapisu dialogowego na taki bardziej powieściowy. Jak człowiek i tak wyraźnie widzi, gdzie był podział na sceny i akty, to pojawia się pytanie, po co właściwie było to robić.

* cykl Cukiernia Pod Amorem

To było chyba najbardziej bolesne doświadczenie roku. Tak mniej więcej w połowie pierwszego tomu naszła mnie myśl, że to chyba nie jest książka dla mnie i lepiej sobie odpuścić, ale z drugiej strony nęciły mnie te wszystkie pozytywne opinie i cały czas miałam nadzieję, że może jednak coś w tym będzie. Nie było. Przeczytałam 1300 stron i nie dowiedziałam się tego, czego chciałam, bo po co zamykać główne wątki w książce, jak można nie. No chyba, że uznać za wartość dodaną fakt, że każda jedna postać w książce ma przynajmniej jeden romans, bo najwyraźniej nic ciekawszego w tej fabule nie było do roboty (prawdopodobnie faktycznie nie było).

* Australczyk (Orzeszkowa Eliza)

Ta książka Orzeszkowej podobała mi się zdecydowanie najmniej - może za mało ją wcześniej obwąchiwałam i szturchałam kijem. W każdym razie, o ile "Bene nati" bardzo odbiega od innych dzieł Orzeszkowej pod każdym względem, tak "Australczyk" jest niestety tak bardzo typowo nachalnie pozytywistyczny, że po lekturze aż by się chciało wyprowadzić swoje życie na właściwe tory, wyjść w pole wypielić buraki, potem nauczać niepiśmiennych chłopów w jakiejś salce w czworakach, w międzyczasie czytać patriotyczne broszury i broń boże nigdy się nie dorobić żadnych zbytków, bo pasztet w domu to dobitny obraz ciężkiego grzechu pychy. Porządny człowiek zadowala się tylko okruchem suchego chleba.

6. Zaskoczenia i odkrycia
odwrotność poprzedniej kategorii, czyli książki po których nie spodziewałam się wiele, a okazały się bardzo dobre

* Chłopcy z ulic miasta (Górska Halina)

To była książka z kategorii "ale co to w ogóle jest i po co ja to wzięłam". A są to krótkie opowieści o przedwojennych lwowskich gazeciarzach i o ludziach, którzy chcieli polepszyć ich byt. I nieco między wierszami, to też historia o tym, że czasem wzniosłe ideały i dobre chęci to o wiele za mało, żeby komuś realnie pomóc i że czasem tak realnie pomóc się do końca nie da (co nie znaczy, że nie można próbować), i nie ma w tym niczyjej winy.

* Teatr złoczyńców (Rio M. L.)

A tę książkę z kolei polecała mi znajoma z innego zakamarka internetu i też podchodziłam do niej jak pies do jeża. Wychodzi na to, że ze współczesnych kryminałów najbardziej lubię te, w których najmniej chodzi o zbrodnię, a najbardziej o ludzi i ich emocje - tutaj konkretnie jest to historia o tym, co się dzieje, kiedy tak bardzo żyje się fikcją, że miesza się ona z rzeczywistością w sposób trudny do rozdzielenia, i jest to pokazane w całkiem fascynujący sposób. Książka jest szczególnie warta polecenia miłośnikom Szekspira, lecz nie jest to warunek konieczny.

No i to już w zasadzie wszystko.

Wszystkim wszystkiego dobrego w nowym roku!:)

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 681
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 6
Użytkownik: OlimpiaOpiekun BiblioNETki 01.01.2020 20:59 napisał(a):
Odpowiedź na: To był jakiś wyjątkowo do... | jolekp
Dziewczyno! Powinnaś pisać sprawozdania z naszych spotkań - bardzo dobrze się Ciebie czyta.

Co do samego podsumowania: też uwielbiam Jane Eyre, chociaż chyba wolę Wichrowe Wzgórza. Soukupova jest jedną z nielicznych autorek, których czytam wszystkie książki - bez względu na poruszaną tematykę.
Mroza prozy nie lubię i chyba tu się nic nie zmieni. Wolę thrillery z wątkiem magicznym Krzysztofa Kotowskiego - jak czytam coś jego autorstwa to zawsze zarywam noc.

Użytkownik: misiak297 01.01.2020 21:09 napisał(a):
Odpowiedź na: To był jakiś wyjątkowo do... | jolekp
No nareszcie!:)

Nie, żeby szczególnie mnie coś w Twoim zestawieniu zaskoczyło, bo Twoją czytatka zestawieniowa jest dla mnie niemal codzienną lekturą... Na "Australczyka" narobiłaś mi smaka swoim wpisem. Do "Czarnej kawy" raczej nie wrócę, a jak sięgniesz po "Tajemnicę Wawrzynów" zrozumiesz, że jest jeszcze jedna książka Christie, która nie powinna ukazać się drukiem - i też trudno winić autorkę, raczej należałoby wydawcę.

No i jestem strasznie ciekaw, czy w przyszłym roku dodasz sagę rodu Whiteoaków do książek-przyjaciół:) Ale to się przekonamy... już za rok:D

Użytkownik: obserwatorka 01.01.2020 21:51 napisał(a):
Odpowiedź na: To był jakiś wyjątkowo do... | jolekp
Niedźwiedziu czytanie Twoich czytatek to czysta przyjemność! A liczba przeczytanych książek imponująca.
Życzę Ci samych rewelacji, nie tylko książkowych, w tym roku ☺
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 01.01.2020 21:56 napisał(a):
Odpowiedź na: To był jakiś wyjątkowo do... | jolekp
Uwielbiam czytatki
pisane przez niedźwiadki
o książkach z toboła
i wszystkim dookoła!
Użytkownik: lutek01 02.01.2020 23:19 napisał(a):
Odpowiedź na: To był jakiś wyjątkowo do... | jolekp
Ja się zgadzam z przedmówczyniami (?)
Niedźwiedziu, pisz nam częściej :-)
Bardzo ciekawe zestawienie.
Użytkownik: margines 02.01.2020 23:37 napisał(a):
Odpowiedź na: To był jakiś wyjątkowo do... | jolekp
jolekp, nie stawiaj (się) okoniem!
Posłuchaj głosu tłumu i... tak, pisz częściej podsumowania spotkań!:)
Legenda
  • - książka oceniona przez Ciebie - najedź na ikonę przy książce aby zobaczyć ocenę
  • - do książki dodano opisy lub recenzje
  • - książka dostępna w naszej księgarni
  • - książka dostępna u innych użytkowników (wymiana, kupno)
  • - książka znajduje się w Twoim schowku
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: