Dodany: 01.07.2019 09:08|Autor: UzytkownikUsuniety04​282023155215Opiekun BiblioNETki

Każda zagrana (lub nie) nuta


recenzent: Dorota Tukaj

Lisa Genova, której pisarstwo jest wyjątkowe ze względu nie tyle na samą jakość – bo przecież dobrej literatury współczesnej nie brakuje – co na unikalną kompozycję wiedzy medycznej i wnikliwości psychologicznej, zapoznawała już czytelników z autyzmem („Kochając syna”), zespołem pomijania stronnego („Lewa strona życia”), pląsawicą Huntingtona („Sekret O’Brienów”) i chorobą Alzheimera (najbardziej znany, nie tylko dzięki doskonałej ekranizacji, „Motyl”). W najnowszej powieści wzięła na warsztat przypadłość równie przerażającą, jak dwie ostatnie, choć jakby nieco bardziej „oswojoną” dzięki genialnemu naukowcowi Stephenowi Hawkingowi, który, zapadłszy na ALS (ten skrót pochodzi od angielskiej nazwy stwardnienia zanikowego bocznego; w Polsce może nawet częściej używa się skrótu od nazwy łacińskiej, SLA) w wieku dwudziestu paru lat, pobił swoisty rekord świata, przeżywając z nią ponad pół wieku i cały czas prowadząc aktywne życie prywatne i naukowe z wydatną pomocą współczesnej techniki w postaci syntetyzatora mowy, aparatu wspomagającego oddychanie, sterowanego ruchami ust lub oczu wózka inwalidzkiego i komputera.

O Hawkingu wie, rzecz jasna, i Richard Evans, bohater „Życia za wszelką cenę”; nawiasem mówiąc, ten tytuł to jeden z wielu przykładów, jak nie powinno się postępować z tytułami przekładanych na polski powieści. Bo wcale nie jest takie oczywiste, że Richard chce „żyć za wszelką cenę” [1]. Wręcz przeciwnie. Wiedząc o Hawkingu to, co wiedzą wszyscy, zwłaszcza tacy, co „rzucają mu inspiracyjne teksty, które mają napędzić jego chęć do życia i wolę przetrwania”[2], Richard wcale nie ma ochoty na coś podobnego. Bo „gdyby był genialnym fizykiem z ALS, to może chciałby przeżyć kolejne trzydzieści lat”[3], ale nie jest. Ani fizykiem, ani geniuszem. Jest zdolnym, a przede wszystkim charyzmatycznym pianistą, który wszystko, co ma, zawdzięcza muzyce, a dokładnie rzecz biorąc, nie samej muzyce, lecz sprawności, z jaką ją ludziom prezentował. Wszystko, czego nie zdobył lub co stracił, zanim zachorował – zainteresowanie ojca, miłość i zaufanie żony i córki – to też zresztą (pośrednio) sprawka muzyki. Za wąskie horyzonty starego Walta nie mógł być odpowiedzialny, ale jeśli chodzi o Karinę i Grace, mógł przecież popatrzeć, pomyśleć, zastanowić się, co czuły, gdy on podejmował decyzję, niweczącą zawodowe plany tej pierwszej, gdy w życiu córki „co najwyżej był pobocznym bohaterem, występującym gościnnie”[4], a żona odkrywała coraz to nowe „rachunki za drogą kolację dla dwojga (…), sprośne esemesy (…), w jego walizce parę czarnych, koronkowych majtek, które nie były prezentem dla niej”[5]. Ale teraz już te wszystkie panie od majtek i esemesów należą do przeszłości; z ostatnią rozstał się, gdy dopiero zaczynała szwankować jego lewa ręka, a żadnej nowej wielbicielki już nie pozna, bo z koncertowaniem pożegnał się raz na zawsze. I szybko zdał sobie sprawę, że ta jedna ręka to nie koniec koszmaru, bo za chwilę „nie będzie miał dłoni. Nie będzie już dłużej w stanie sam się karmić, ubierać, myć”[6], potem przełykać i mówić, a jeszcze później nawet oddychać. A biorąc pod uwagę dotychczasowy przebieg choroby, najpewniej będzie to trwało znacznie krócej, niż u Hawkinga – może rok, może dwa? Tak, oczywiście, kiedy już zdaje sobie sprawę, że ten moment przybliża się w tempie wręcz zastraszającym, nie chce umierać, nie chce, bo boi się, że będzie się powoli dusił, będąc w pełni tego świadomym i nie mogąc zmusić najdrobniejszego ze swoich mięśni, by pozwolił mu wciągnąć choć łyk powietrza. I nie chce też dlatego, że chciałby nadrobić lata nieobecności w życiu Grace – „zobaczyć, jak będzie wychodzić za mąż (…), poznać swoje wnuki”[7]. Ale czy chce, żeby Karina – z którą przecież oficjalnie już go nic nie łączy, choć, gdy stał się niesamodzielny, znów otwarła przed nim drzwi ich dawnego domu – została „skazana na dożywocie jako jego opiekunka”[8]? To nie on pragnie żyć za wszelką cenę; to tylko ona się boi, że tak jest…

Opowiadając tę dramatyczną historię, Genova po raz kolejny udowadnia, że prócz potężnego zasobu wiadomości o chorobach układu nerwowego, o problemach dotkniętych nimi osób oraz ich rodzin posiada niezbędną pisarzowi wiedzę o prawidłowościach i zawiłościach relacji międzyludzkich, a także ponadprzeciętne umiejętności warsztatowe. Każdą jej powieść czyta się z przejęciem, nawet, jeśli pewne aspekty życia bohaterów są nam obce; nie mając ani odrobiny pojęcia o grze na fortepianie ani o muzyce klasycznej, i tak jesteśmy w stanie doskonale się wczytać w motywacje i odczucia Richarda i Kariny, zrozumieć, dlaczego dla nich „każda zagrana nuta to życie i śmierć”[9] (tak właśnie, „Każda zagrana nuta” – „Every Note Played” – brzmi oryginalny tytuł).

Karina może nam się wydać szczególnie bliska, bo jest z pochodzenia Polką, dokładnie – Ślązaczką urodzoną w Zabrzu (tu autorka musiała była dokonać całkiem solidnego researchu, bo do detali życia u schyłku PRL nikt się nie przyczepi; odrobinkę potknęła się jedynie na pewnej regionalnej osobliwości, podając w reminiscencjach Kariny, że „w Gliwicach każda mała dziewczynka uczęszczała na balet. (...) Dziewczynki mieszkające w pobliskim Bytomiu nie uczęszczały na balet. Dzieci z Bytomia miały kościół. Chłopców szykowano na księży, dziewczynki do zakonu" [10], podczas gdy w rzeczywistości w Bytomiu mieściła się znana w całej Polsce państwowa szkoła baletowa, a choć kościołów było sporo, powołań kapłańskich czy zakonnych wcale nie było w nadmiarze. Amerykański czytelnik z pewnością tego nie zauważy, ale taki, co się urodził w Zabrzu, a sporą część życia przemieszkał w Bytomiu, owszem…).

Wracając do pary głównych bohaterów, ich wzajemna relacja – dostatecznie trudna, by i bez choroby Richarda stanowić materiał na powieść – i jej kulisy zostają stopniowo odsłonięte w narracji prowadzonej na przemian z punktu widzenia jednego lub drugiego z byłych małżonków, to biegnącej synchronicznie z postępem Richardowej niepełnosprawności, to znów retrospektywnej. Ale dopiero w finale – z jednej strony przesyconym tragizmem sytuacji bohatera, z drugiej w jakiś sposób krzepiącym poprzez tezę, że nawet w ostatniej chwili można jeszcze choć w części naprawić coś, co się wcześniej zepsuło – zaczynamy rozumieć, jak wiele można zniszczyć pod wpływem zazdrości, tchórzostwa, nieszczerości, pielęgnowania uraz… I przed jak poważnym wyzwaniem stoi rodzina człowieka dotkniętego ALS; aby to czytelnikowi uzmysłowić, autorka nie szczędzi realistycznych szczegółów, momentami balansujących na skraju dobrego smaku (cóż, prawda jest taka, że mało która ciężka choroba przebiega tak widowiskowo i romantycznie, jak to opisywano w dziewiętnastowiecznych powieściach. Ileż by dali sami chorzy, by móc się po prostu położyć do łóżka i z wdziękiem słabnąć, nie roztaczając przykrych widoków i zapachów!...) – ale też po jej powieści raczej nie sięgną czytelnicy, stroniący od tematyki medycznej. A ci, którzy nie stronią, po raz kolejny docenią jej kunszt pisarski i pasję popularyzowania niełatwych obszarów medycyny.

[1] Lisa Genova, „Życie za wszelką cenę”, przeł. Joanna Dziubińska, wyd. Filia, 2019, s. 323.
[2] Tamże, s. 105.
[3] Tamże, s. 105.
[4] Tamże, s. 222.
[5] Tamże, s. 284.
[6] Tamże, s. 75.
[7] Tamże, s. 316.
[8] Tamże, s. 322.
[9] Tamże, s. 62.
[10] Tamże, s. 13.

Tytuł: Życie za wszelką cenę
Autor: Lisa Genova
Tłumaczenie: Joanna Dziubińska
Wydawnictwo: Filia 2019
Liczba stron: 360

Ocena: 5/6

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1441
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 4
Użytkownik: Marylek 02.07.2019 09:44 napisał(a):
Odpowiedź na: recenzent: Dorota Tukaj ... | UzytkownikUsuniety04​282023155215Opiekun BiblioNETki
Dot, czy Ty masz swój egzemplarz?
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 02.07.2019 14:11 napisał(a):
Odpowiedź na: Dot, czy Ty masz swój egz... | Marylek
Ależ oczywiście, i od razu się zastanawiałam, czy zapytasz :-D.
Odkładam dla Ciebie!
Użytkownik: Marylek 02.07.2019 15:45 napisał(a):
Odpowiedź na: Ależ oczywiście, i od raz... | dot59Opiekun BiblioNETki
Dziękuję bardzo! :-) Ale już mi w międzyczasie Stephanie zaoferowała i mam u niej zaklepaną :-))))
Użytkownik: UzytkownikUsuniety04​282023155215Opiekun BiblioNETki 02.07.2019 11:50 napisał(a):
Odpowiedź na: recenzent: Dorota Tukaj ... | UzytkownikUsuniety04​282023155215Opiekun BiblioNETki
Mogę służyć jeszcze jednym recenzenckim :)

I.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: