Dodany: 08.04.2019 17:31|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Z kotem życie jest milsze, nawet bez dachu nad głową


Michael dobiega pięćdziesiątki i od dobrych paru lat żyje na ulicy. Choć to współczesne Stany Zjednoczone, przyczyna jego bezdomności nie mieści się w typowym schemacie (bezrobocie lub ciężka choroba – niemożność spłaty należności – utrata domu i opuszczenie przez rodzinę); on miał i porządne, choć nie własne, lokum, i dobrze płatną pracę, i dobre zdrowie, o które nawet specjalnie nie dbał. Wystarczyła śmierć najbliższego człowieka, by doświadczył ciężkiej depresji i rzucił wszystko, wracając do włóczęgostwa, którego zakosztował już za lat nastoletnich, gdy chciał uciec z domu pozbawionego miłości i tolerancji. Więc sypia w bramach i krzakach, wybiera z koszy resztki jedzenia i żebrze, by mieć na tani alkohol, z którego sporządza drink o wdzięcznej nazwie „Chodnikowy Łomot”. Pewnej nocy na tyłach zamkniętego lokaliku spotyka wystraszoną, wygłodzoną i pokaleczoną kotkę; zawartość swojej kieszonkowej apteczki poświęca, by opatrzyć jej rany, a ostatnie grosze, zamiast na składniki kolejnego „Łomotu”, przeznacza na mleko i karmę w puszce. Zwierzak nie jest dziki, zatem zapewne komuś się zgubił; jednak próby odnalezienia prawowitego opiekuna nie dają rezultatu, a tego doraźnego kicia nie chce z własnej woli opuścić. Michael nadaje jej imię Tabor – od miejsca znalezienia, Tabor Hill Cafe – i od tej pory stają się nieodłącznymi towarzyszami. Gdy nastaje zima, wyprawiają się na południe. Tabor przebywa kilka tysięcy mil, drzemiąc w plecaku albo siedząc na ramieniu Michaela. Kilka razy staje oko w oko z niedźwiedziem, parę dni spędza w skwarze pustyni i cały czas przypomina swojemu nowemu przyjacielowi, że na świecie istnieje bezinteresowna miłość…

Ron, mniej więcej rówieśnik Michaela, prowadzi bardzo stabilne i dość dostatnie życie; mieszka ze swymi dwoma kotami w innej dzielnicy tego samego miasta. Kicia o uroczym imieniu Mata Hairi (ang. hairy – włochaty) już raz mu przepadła na kilka miesięcy, w czym, jak podejrzewał, maczał palce niesympatyczny sąsiad. Kiedy znów znika, a rozwieszone w sąsiedztwie plakaty ze zdjęciami zaginionej kotki nie pomagają w jej odnalezieniu, Ron popada z owym człowiekiem w ostry konflikt, tym razem spodziewając się najgorszego. Korzysta nawet z pomocy wróżek, z których jedna utwierdza go w przekonaniu o śmierci Maty, druga zaś –wręcz przeciwnie. Ponieważ nie ma innej możliwości, wizja jednej z nich powinna się sprawdzić. I rzeczywiście…

… jak już pewnie czytelnik się domyśla, Tabor i Mata są jedną i tą samą postacią, w tej chwili tak bardzo ważną już dla dwóch zupełnie różnych ludzi. Prędzej czy później dojdzie do sytuacji, w której Michael stanie w obliczu konieczności zwrotu kotki jej pierwszemu opiekunowi. Ale jak sobie z tym poradzi, czy będzie potrafił tak po prostu rozstać się z kimś, dzięki komu po raz pierwszy od wielu lat poczuł, że jest potrzebny, że znów może coś od siebie dać, że nie musi się upijać, by spokojnie zasnąć?

Zakończenia nie trzeba tu detalicznie opisywać, wystarczy powiedzieć, że ponieważ jest to historia autentyczna, nie musimy się nastawiać na stuprocentowy happy end rodem z amerykańskiego kina familijnego, w jakim Michael na bank znalazłby nową pracę, nową miłość i nowy dom, a do tego nowego kota, a może nawet całą ich gromadkę. W życiu aż tak dobrze rzadko bywa. Ale nie podlega dyskusji fakt, że epizod z Tabor wyzwolił w nim chęć do naprawy pewnych elementów swego życia i wiele go nauczył.

A brytyjska dziennikarka, która miała opisać jego historię, przyłożyła się do tego zadania tak solidnie, że zamiast artykułu stworzyła książkę; może jedynie za dużo uwagi poświęciła pierwszemu opiekunowi Maty/Tabor, bo przecież, jak głosi podtytuł, jest to „prawdziwa historia futrzaka, samotnego faceta i ich niezwykłej podróży”[1], tymczasem mniej więcej 1/5 objętości zajmują przeżycia Rona cierpiącego po stracie ulubienicy, które swobodnie można by podsumować w jednym rozdziale. Oczywiście, nie jest to wielka literatura – ale dopracowana technicznie, a przy tym wartościowa i wzruszająca, pozostawiająca w naszej świadomości przekonanie, że „ten, kto jednemu życie uratuje k o t u, uratuje tym czynem swoje człowieczeństwo"[2].

[1] Britt Collins, "Mój przyjaciel kot", przeł. Edyta Świerczyńska, Wydawnictwo Kobiece, 2018, z okładki.
[2] Franciszek J. Klimek, „Ja w sprawie kota...", Wyd. Janpol, 2003.


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 714
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: