Cóż, mój tegoroczny marzec szczególnie nie obfitował w lektury, więc i tych, których recenzji nie miałam czasu napisać, proporcjonalnie mniej:
Błyskawiczna wypłata (
Ćwirlej Ryszard)
(4)
„Błyskawiczna wypłata”, choć ukazała się jako szósta, chronologicznie stanowi drugą część cyklu o poznańskich milicjantach. Jej akcja rozgrywa się pół roku po wprowadzeniu stanu wojennego. W Poznaniu ma miejsce bandycki napad na samochód przewożący pieniądze na wypłatę dla pracowników ZNTK; giną ludzie, a kilkadziesiąt milionów znika jak kamfora. W Pile, dzień po dniu, mają miejsce dwa tragiczne zgony; jak się okazuje, denatów coś łączyło – coś takiego, od czego porządni milicjanci najchętniej trzymaliby się z daleka. I znów Poznań; jeszcze jeden człowiek umiera śmiercią nienaturalną, a nie dość tego, na rynku pojawiają się fałszywe dolary. Gdyby nie szczęście, które Teosiowi Olkiewiczowi wyjątkowo sprzyja (i to raczej nie dlatego, że jest wyjątkowo odważny…), gdyby nie przypadek, który stawia na drodze Mirka Brodziaka dawną koleżankę szkolną, i gdyby nie spostrzegawczość i sumienność pewnego licealisty (gdzie go te przymioty zaprowadzą, już wiemy, jeśli czytaliśmy późniejsze chronologicznie, a wcześniej wydane części cyklu) – długo by jeszcze trwało, zanim by się ekipa kryminalna poznańskiej Komendy Wojewódzkiej zorientowała, co i gdzie się święci. A kiedy już Fred Marcinkowski i jego koledzy trzymają w rękach wszystkie nitki, które powinny ich doprowadzić do zbrodniczego kłębka, dopiero robi się niebezpiecznie!
Jak zwykle, akcja toczy się wartko, obfitując zarówno w sceny dramatyczne, jak i komiczne (pobyt Teosia w Pile – bezcenny!) i pozwalając czytelnikowi doskonale odczuć klimat tamtych lat poprzez plastyczną scenerię i tchnące autentyzmem dialogi. Co prawda autorowi zdarza się zdublować tę czy inną informację, ale nie jest to aż tak częste i tak nachalne, żeby mogło popsuć przyjemność z lektury.
Dziennik: Tom 2 (
Hartwig Julia)
(4)
Niespecjalnie lubię dzienniki pisane na zamówienie. A ten do takich należy. I cóż z tego, że jest pełen wyrafinowanych przemyśleń, pisany nienagannym stylem, że jego autorka imponuje formą intelektualną, liczbą i rodzajem czytanych książek i odbywanych podróży (ten tom zaczyna się w roku, w którym skończyła 90 lat!!!), kiedy na każdym kroku widać brak spontaniczności. Refleksje z lektur to istne eseje krytycznoliterackie, pełne obszernych cytatów. Wspomnienia z podróży czy spotkań autorskich - podobniejsze do notatek prasowych, niż do zapisu własnych emocji. Wzmianki o przyjaciołach, coraz częściej odchodzących na zawsze, także przypominają prasowe noty biograficzne. Nie można powiedzieć, że tego rodzaju dziennik jest nic nie wart, niepotrzebny, kiepski - to nie to. Ale jest „obcy”, niepełny: za mało w nim autora, jest tylko to, co autor uznał za dobrze przystające do takiego wizerunku, jaki pragnie ogółowi zaprezentować.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.