Akcja „Małych ognisk” Celeste Ng toczy się pod koniec dwudziestego wieku w miasteczku Shaker Heights w stanie Ohio. Na początku dowiadujemy się, że ktoś podpalił dom bogatych Richardsonów. Wszyscy obwiniają ich najmłodszą córkę Izzy, od dawna traktowaną przez rodziców tak, „jakby była psem, który w każdej chwili może się okazać chory na wściekliznę”[1] i uważaną za zwariowaną czarną owcę.
Historia zaczęła się w dniu, kiedy pani Richardson postanowiła wynająć jedno ze swoich mieszkań tajemniczej Mii, samotnie wychowującej piętnastoletnią Pearl. Z jednej strony pragnęła pomóc tej kobiecie, z drugiej – nie mogła zapanować nad niechęcią do niej i podejrzliwością. Mia prowadziła dziwny tryb życia: wciąż zmieniała adres, spała na materacu, nie posiadała prawie niczego, jadła byle co, nosiła ubrania z second handu. Zamiast znaleźć pracę przynoszącą stały dochód, zajmowała się fotografią artystyczną. Dzieci potrzebują stabilizacji, tymczasem Pearl nie miała szans na zapuszczenie korzeni w jednym miejscu i znalezienie przyjaciół, bo gdy tylko kogoś polubiła, musiała wyjeżdżać. Na domiar złego nie znała ojca ani krewnych. Mia skrzętnie ukrywała swoją przeszłość, tak jakby kiedyś wydarzyło się coś groźnego, coś, o czym lepiej nie mówić. Właścicielka mieszkania zapragnęła odkryć te tajemnice, a że nie miała oporów przed wchodzeniem z butami w cudze życie, z zapałem zabrała się do dzieła.
Pani Richardson w swoim przekonaniu postępowała dobrze, jednak czytelnicy sympatią obdarzą raczej nie ją, tylko osoby uważane przez nią za czarne owce, a więc Mię, Pearl, Izzy, Bebe. Bebe to Chinka. Do Stanów przybyła niedawno i urodziła tu córkę, którą porzuciła. Kiedy po kilku dniach zrozumiała, że zrobiła coś strasznego, naprawienie błędu było niemożliwe, bo May Ling trafiła już pod opiekę od Lindy – od lat starającej się o adopcję żony miejscowego notabla. W przeciwieństwie do Bebe Linda miała ustosunkowanych znajomych i pieniądze na adwokatów. Wątek walki o chińskie dziecko zajmuje sporo miejsca w powieści i wzbudza mnóstwo emocji. „Co czyni z kogoś matkę? Czy to tylko biologia czy może raczej miłość?”[2] – pyta autorka. Która z nich powinna otrzymać prawo do opieki nad niemowlęciem? Ja nie umiałabym tego rozsądzić. Szkoda mi było i biednej, zagubionej w obcym kraju Chinki, i Lindy, która przecież nie była żadną złodziejką dzieci, tylko osobą zdolną do tego, by maleństwu o innym kolorze skóry dać miłość, dom, zabawki i wszystko, co miała.
Kiedy słyszymy, że ktoś stracił dziecko, w pierwszej chwili przychodzi nam na myśl śmierć na skutek wypadku czy nieuleczalnej choroby. A przecież można je stracić w inny sposób. Autorka ukazuje właśnie te odmienne przypadki. Mamy więc przykład kobiety, która pod wpływem biedy i depresji poporodowej sama porzuciła córeczkę, a potem tego ogromnie żałowała. Jest tu też kobieta, która zapłaciła innej za urodzenie dla niej dziecka, pokochała je, kiedy tkwiło jeszcze w brzuchu tamtej – i wkrótce została z niczym, bo surogatka jednak zmieniła zdanie. Kolejna z bohaterek urodziła zdrowe dziecko, wychowywała przez kilkanaście lat, po czym tak mocno je zraniła, że poczuło się zrozpaczone i uciekło z domu z zamiarem, by nigdy już nie wrócić. Autorka nie potępia żadnej z tych kobiet, maluje je tak, że czytelnikowi każdej będzie żal, nawet tej okrutnej, bo przecież ona nie rozumiała swoich błędów i oddałaby wiele, by cofnąć czas. Na kartach powieści padają takie oto trafne słowa: „Z tym się nigdy nie można pogodzić, z tym, że trzeba pożegnać się na zawsze z własnym dzieckiem. Nieważne z jakiego powodu. To krew z twojej krwi, ciało z twojego ciała”[3].
Autorka opowiada o relacjach pomiędzy członkami dwóch skrajnie różnych rodzin, o pierwszej miłości, przyjaźni, inicjacji seksualnej, tęsknocie za stałym miejscem zamieszkania, o życiu w małym mieście, rozwijaniu pasji fotograficznej, trudnych wyborach, buncie nastolatki, różnicach kulturowych, wścibstwie i wielu innych sprawach, ale na pierwszy plan wysuwa się właśnie temat utraty dzieci. Celeste Ng umie głęboko wniknąć w psychikę bohaterek i ukazać je w tej „magicznej, cudownej, acz przerażającej roli”[4], jaką jest macierzyństwo. Pisze o ich losach i uczuciach tak sugestywnie, że podczas czytania trudno zachować spokój. Poruszająca powieść. Polecam.
---
[1] Celeste Ng, „Małe ogniska”, przeł. Anna Standowicz-Chojnacka, Papierowy Księżyc, 2018, s. 56.
[2] Tamże, s. 324.
[3] Tamże, s. 235.
[4] Tamże, s. 338.
Małe ogniska (
Ng Celeste)
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.