Dodany: 07.06.2018 20:42|Autor: misiak297

Gorzkie okruchy codziennego życia


„By napisać dobre opowiadanie, trzeba mieć nie tylko umiejętności, ale też szczęście. To jak strzelać z łuku do jabłka na czyjejś głowie. Wystarczy byle powiew wiatru, by strzała chybiła”[1].


Ta książeczka jest prawie niepozorna. Niewielka, elegancko wydana, z twardą okładką, czytelną czcionką. Na okładce widnieje ptak. Znajduje się trochę w klatce, a trochę już poza nią. Rozpościera skrzydła, szczęśliwy, gotów do wolności – ale przecież te pręty mogą się jeszcze zacisnąć, zmiażdżyć delikatne pióra.

W takich sytuacjach stawia Tomasz Jastrun większość bohaterów czterdziestu dziewięciu opowiadań składających się na zbiór „Splot słoneczny”. To przeważnie ludzie niewyróżniający się z szarego tłumu, tacy, których interesującymi może uczynić tylko sprawne pióro. Rozmyślają. Obserwują. Podróżują. Spotykają się – z dziećmi, z małżonkami, z kochankami, ze współpracownikami, z przyjaciółmi, z wrogami. Pielęgnują własne sekrety, odkrywają te, które dotyczą ich najbliższych. Wypełniają sobie czas. Mają swoje dni świąteczne, wakacyjne, i dni aż zbyt zwykłe, ponure. Często pozostają bezimienni. Pojawiają się i zaraz znikają,

Bardzo różnorodny to zbiór. Niektóre historie urywają się, inne zostają doprowadzone do wyrazistego zakończenia. Jedne opowiadania można podejrzewać o autobiograficzny charakter, inne mają znamiona realizmu magicznego. Tu króluje groteska, absurd, tam niekłamany dramat. A wszystkie zaczynają się od szczegółu – od czyjejś niefortunnej wypowiedzi, od reklamy wetkniętej za samochodową wycieraczkę, od esemesa, od brudnego sedesu, od bólu zęba, od postanowienia, że czas zakończyć związek. Zaledwie kilka stron – a na tak niewielkiej przestrzeni tekstu można ująć tyle ludzkich tragedii, tych ważnych i tych mniej istotnych, tych śmiesznych i tych, które wcale nie pobudzają do śmiechu. Tomasz Jastrun jest świetnym obserwatorem rzeczywistości – łatwo mu uwierzyć. Łatwo przyjąć, że mamy takich ludzi dookoła siebie, że sami moglibyśmy trafić do jednej z tych miniatur prozatorskich na kilka akapitów.

Przy takiej różnorodności trudno znaleźć wspólny mianownik. Jedno pozostaje bezsprzeczne – tu nie ma optymizmu. Jest gorycz, jest taka beznadzieja, aż się można zadławić tymi historiami. Jeśli nawet pojawia się szansa, to zostaje stracona albo okazuje się moralnie niejednoznaczna. Jastrun pokazuje świat jako miejsce, w którym ludzie są skazani na samotność. Jeśli funkcjonują w związkach, to towarzyszy temu zdrada lub choć marzenie o zdradzie. Jeśli istnieje miłość, to wygasa. Jeśli nie wygasa – to z latami zaczyna męczyć. Seks – zwłaszcza pozamałżeński - jest jak waluta, obietnica wyczekiwanej zmiany, odrobina emocji wśród duszącej rutyny, a i tak zwykle prowadzi do rozczarowania. Jeśli sięga się po coś z założenia czystego, to „coś” – niczym u Hłaski – pokaże swoją odrażającą stronę. Jeśli się żyje, to życie zaczyna się zacieśniać niczym pętla na szyi skazańca (jak mówi jeden z bohaterów: „Dzieci już odchowane, młodość pochowana, przyszłość skurczyła się jak bawełniana koszulka po pierwszym praniu”[2]). Jeśli się żyje długo, doczekuje się starości, w której człowiek nie potrafi się odnaleźć. Oto początek opowiadania „Próba”:

„Nie wiedzieć kiedy to się stało. Ale stało się. Był już stary. Dostrzegał to nawet w oczach ludzi, którzy na niego patrzyli. Czasami miał ochotę powiedzieć: to nieprawda, jestem tylko przebierańcem, przebrałem się za starego, a pod spodem jestem całkiem młody. Do niedawna nie pozwalał, by ustępowano mu miejsca w tramwaju czy autobusie, ale odkrył, że w ten sposób tylko podkreśla swoją starość. Wszyscy widzą, że jest niepogodzony ze swoim wiekiem, gra chojraka, a cóż bardziej śmiesznego niż starzec, który udaje młodzika”[3].

I wreszcie – truizm, ale wiecznie aktualny – jeśli się żyje, to w końcu się umrze. Może ze świadomością, że przegrało się swoje życie? Niektóre z tych historii się powtarzają, pewne motywy wracają, wydaje się, że w trochę zmienionych dekoracjach – co jeszcze bardziej podkreśla wtórność zdarzeń, schematów, wszechobecną beznadzieję.

Zwykle niewiele wiadomo o bohaterach, ale psychologicznie są oni bez zarzutu. Dlatego wszystkiego można się domyślić, uzupełnić brakujące puzzle, dopowiedzieć to, co wynika z kontekstu. Jastrun mnoży scenki, niewymyślne, zwyczajne, ale obrazujące brzydotę otaczającej nas rzeczywistości. Maluje te pokraczne obrazy w niewielu słowach – lecz jakże celnych Oto fragment opowiadania „Zamiana miejsc”. Bohater planuje zakończenie związku, jednak zanim rozstanie się z Elizą, chce sobie znaleźć kolejną partnerkę. Umawia się z dawną koleżanką. Od nadziei szybko przechodzi do rozczarowania:

„Zadzwonił, dawna znajoma miała czas, więc zaprosił ją na kolację. Zmierzała niepewnie do stolika, jakby wstydziła się zmiany, jaka w niej zaszła. Jej uroda zgasła. A to, że znali się od tylu lat, zabierało walor niespodzianki i nowości. Kiedy jedli przystawki, zastanawiał się, czy mu się podoba. Nie był tego wcale pewien.
– Co u ciebie? Jak sprawy damsko-męskie? – zapytał.
– Od miesiąca mam nowego faceta.
Zrobiło mu się jakoś gorzko na duszy.
– I jak ci z nim?
– Zaskakująco dobrze.
Był nieprzyjemnie zaskoczony. Głupiec jestem, pomyślał, jak mogłem oczekiwać, że jest wolna i tylko czeka na mnie. Uznał, że w gruncie rzeczy nie podoba mu się, nigdy nie miała za wiele seksapilu, a teraz… szkoda gadać”[4].

Ta proza zachwyca – ujęciem codzienności, prawdziwością psychologiczną, eleganckim językiem, pomysłowością w pokazaniu rzeczy zwyczajnych. Oto jak pewien mężczyzna postrzega swój świat po śmierci żony:

„W saloniku jest wiele rzeczy żony, zmarła dwa lata temu, ale nie potrafi się ich pozbyć, na szafce choćby jest jej szczotka z kępką włosów na kolcach. Jak ją wyrzucić… Najtrudniej z jej ubraniami w szafach. Te szafy zdają się pulsować, ubrania chcą wyjść na spacer na miasto, ale nie wiedzą, jak to zrobić. Rzadko tam zagląda. Nienaturalnie zgięte rękawy, jak połamane ręce. I ten zapach, dawny jej zapach. Tęskni do żony, chociaż żyli jak pies z kotem, w domu było gęsto, czasami zimno, czasami gorąca, ale to było życie, a teraz dom jest pusty, martwy”[5].

Czasem wszystko jest kwestią jednej celnej frazy („Jej mąż jest poczciwcem, nawet jak chodzi w butach, to zdaje się, że chodzi w kapciach. Biedak”[6]) czy zdań składających się na przejmujący opis: „Powiedziała, że jest w liceum. Jej głos drżał i ja zadrżałem, liceum to młodość, naiwność, świeżość, inna planeta, dla mnie już niedostępna. W tym roku po raz pierwszy poczułem się stary. Obrastałem sobą i z coraz większym trudem dźwigałem siebie samego”[7]. Narrator „Pocałunku” powie, spotykając pod koniec życia dawną ukochaną: „oboje byliśmy już jak zimne puste naczynia. Co było, nie miało większego znaczenia, a co będzie, znaczyło równie mało”[8].

„Świat jest (...) pełen wszystkiego, wystarczy tylko na to zwracać uwagę”[9], pisze Jastrun w opowiadaniu „Spinacze”. I ma się wrażenie, że potrafi owo „wszystko” bardzo boleśnie uchwycić w maksymalnie skondensowanej formie (a wcale nie jest to tak łatwe, jak mogłoby się wydawać). Większość opowiadań ze „Splotu słonecznego” to istne perły. Małe prozy, które czyta się pięć minut, a pamięta pięć godzin – co najmniej!


---
[1] Tomasz Jastrun, „Splot słoneczny”, wyd. Czarna Owca, 2018, s. 203.
[2] Tamże, s. 31.
[3] Tamże, s. 43.
[4] Tamże, s. 175-176.
[5] Tamże, s. 44.
[6] Tamże, s. 163.
[7] Tamże, s. 95.
[8] Tamże, s. 182.
[9] Tamże, s. 93.


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 5306
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: