Niby poprawne toto, ale.. po co?
Chyba za dużo czytam, albo niechcący trafiam ostatnio na książki, które tak naprawdę zostały napisane... po nic. Tak jak "Karpie, łabędzie i...".
Poprawne, zabawne (miejscami), mówiące o naszym świecie (tu akurat o Polakach za granicą), ale wszystko jakieś... płaskie i bezpłciowe. Po co komu książka, w której główna bohaterka ze średnią ikrą snuje się po Londynie, uciekając (nieudolnie) przed (podobno) seksownym Anglikiem? I tak wiadomo, że wszystko skończy się dobrze (przynajmniej dla Anglika). Takich romansowych książek to u nas dostatek, tylko - na nieszczęście dla Martynowskiej - o wiele żwawszych, zabawniejszych i mniej przewidywalnych.
No cóż, najwyraźniej Autorka odczuła potrzebę popisania sobie troszeczkę i wyszły jej "Karpie". Szkoda, że niewiele one sobą reprezentują. Aż strach pomyśleć, co będzie w ciągu dalszym, którym na ostatniej stronie książki grozi Autorka... Chyba lepiej nie wiedzieć. ;)
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.