Dodany: 29.06.2010 19:38|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Redakcja BiblioNETki poleca!

Książka: Życie instrukcja obsługi
Perec Georges

2 osoby polecają ten tekst.

Życie, czyli niedokończone puzzle


Najwyraźniej mam słabość do niektórych rodzajów literackich zabaw/eksperymentów, bo „Grę w klasy” Cortázara niezmiennie od lat uważam za jedno z moich najważniejszych przeżyć czytelniczych, „Blady ogień” Nabokova zachwyca mnie znacznie bardziej niż w pełni fabularna „Lolita”, a „Życie, instrukcja obsługi”, od kiedy po raz pierwszy zerknęłam w księgarni w jego kartki, przyciągało mnie tak stale i tak usilnie, że w końcu wyasygnowałam potrzebną sumę i zdecydowałam się wzbogacić nim domową – i tak już pękającą w szwach – biblioteczkę. I dobrze zrobiłam, bo nie jest to książka, którą najlepiej czytać na raty – jednego dnia dwa rozdziały, za tydzień pięć, a za miesiąc cztery kolejne. W nią trzeba wsiąknąć, zagłębić się po koniuszki włosów, wynurzając się w otaczającą rzeczywistość bez presji czasu, bez konieczności przemeblowania swojej świadomości na użytek innych absorbujących intelektualnie zajęć. A w tym celu musi stale być pod ręką, żeby ją można było wrzucić do walizki, gdy się wybłaga kilka dni urlopu...

Sprzyjająca chwila nadeszła po prawie roku od zakupu, i teraz pora opowiedzieć, co ja właściwie przeczytałam. Powieść? Niezupełnie, bo chociaż pewne wątki przewijają się przez większość rozdziałów, trudno powiedzieć, że składają się one na jedną spójną fabułę. Zbiór opowiadań? Jeszcze bardziej nie, choć rozmaitych historii jest tu pod dostatkiem; jednak żadna z nich nie stanowi samodzielnej całości, jest mniej lub bardziej wpleciona w tło. Reportaż? Ba... Gdybyśmy nie wiedzieli, że to fikcja, właśnie reportaż byłby tym gatunkiem, który pierwszy przychodzi na myśl. Reportaż z życia pewnej paryskiej kamienicy (CAŁEJ kamienicy, nie tylko jej lokatorów). Bo czyż to nie reporter zaczyna poszczególne akapity swego dzieła od słów w rodzaju: „Znajdujemy się obecnie w miejscu, które Gaspard Winckler nazywał salonem”[1]? Czy nie do reporterskiego pióra pasuje „próba zidentyfikowania niektórych przedmiotów, znajdowanych na schodach w miarę upływu lat”[2] i niewiarygodnie drobiazgowe opisy każdego znajdującego się w budynku pomieszczenia, od facjatek po piwnice i maszynownię windy? Ale, z drugiej strony, jakiż to reportaż, skoro nawet jeśli istnieje taka kamienica, „mniej więcej w połowie ulicy Simon-Crubellier, przecinającej ukośnie czworobok, jaki w XVII dzielnicy Paryża, na Plaine Monceau, tworzą ulice Médéric, Jadin, de Chazelles i Léon Jost”[3], to nie istnieje i nie istniała żadna z kilkudziesięciu postaci, z których życia przedstawia nam autor wycinki z niemal fotograficzną dokładnością? Więc co to takiego, u licha?...

A zresztą, czy to ważne, co? Niech się nad tym biedzą literaturoznawcy, czytelnik zaś niech zada sobie pytanie, co mu da taka niestandardowa lektura? Bo że znajdzie w niej prawdziwą „instrukcję obsługi życia”, niech się raczej nie spodziewa... Prawdę powiedziawszy, ukazane wyrywkowo, ale dostatecznie sugestywnie, losy mieszkańców kamienicy stanowią dobitne świadectwo przeciwnej wręcz tezy, że życie to coś, czego instrukcji obsługi nie sporządzi nikt i nigdy. Że nawet gdyby je próbować szczegółowo opisać, usystematyzować, skatalogować, i tak wyjdzie coś innego niż się spodziewamy, i będzie tak, jak z ostatnimi puzzlami Bartlebootha: „Na kryjącym stół płótnie, w mrocznym niebie zachodu czterysta trzydziestej dziewiątej akwareli, czernieje miejsce na ostatni brakujący fragment: niemal doskonałe X. Ale cząstka, na której zmarły zacisnął swe palce, ma – co dawno już dało się przewidzieć - kształt litery W”[4]. Lecz może warto je utrwalić - tak jak chciał to uczynić malarz Valene, przewidując, że „nadejdzie taki dzień, w którym zniknie sam dom, skona cała ulica i cała dzielnica”[5] – spróbować skonstruować „groteskowe mauzoleum, poświęcone pamięci stężałych w ostatecznych pozach statystów, równie mało znaczących w swojej świetności, jak i w swojej banalności (...), wyprzedzić i zarazem opóźnić powolną czy też nagłą śmierć, która, jak się zdawało, zamierzała przejąć, piętro po piętrze, cały dom w swoje posiadanie (...)”[6]? Albo, tak jak Cinoc, redagując „wielki słownik pojęć zapomnianych”[7]? Albo w jakiś jeszcze inny sposób?...

Ale nawet nie zastanawiając się nad tymi filozoficznymi podtekstami, można podejść do tej książki jak do albumu z fotografiami czy, jak kto woli, kadrami z filmu. Zwłaszcza jeśli należymy do tych czytelników, dla których opis nie jest zbędnym balastem, lecz integralną częścią scenerii, natychmiast przetwarzaną przez naszą wyobraźnię na obraz „stereo i w kolorze”. Możliwość plastycznego ZOBACZENIA każdej postaci, każdego detalu, na którym zatrzymuje się wzrok autora, daje pojęcie o możliwościach jego języka i o jego spostrzegawczości - z równą starannością rejestruje detale ubioru przygodnych gości kamienicy i wystroju każdego pomieszczenia, jak teksty podpisów pod rycinami przedstawiającymi „drobne paryskie profesje”[8] czy opisów katalogowych artykułów produkowanych przez firmę pani Moreau. Płynnością i bogactwem tego języka jestem wręcz oczarowana, podobnie jak drobiazgowością wyobraźni, rekonstruującej dzieje fikcyjnego przedsiębiorstwa tak dokładnie, jakby spisane zostały z artykułu prasowego i z łatwością wplatającej życiorysy nieistniejących osób w precyzyjny kalendarz realnych wydarzeń.

Zastrzegam przy tym, iż zdaję sobie sprawę, że dla wielu osób coś podobnego jest śmiertelnie nudne – więc nie upieram się przy twierdzeniu, jakoby to była lektura dla każdego. Ale będzie mi przyjemnie, jeśli ktoś się nią zachwyci tak jak ja.

PS. I niech nie zwraca uwagi na dziwną pisownię niektórych wyrazów, bo na szczęście nie jest tego wiele. „Szezląg”[9] gryzie w oczy, ale ku mojemu zdziwieniu, wpisawszy tę formę – według słowników niepoprawną – do wyszukiwarki, uzyskałam prawie tyleż wyników, co w przypadku poprawnej. Znak czasu? Może... Ale za stojak z „machoniu”[10] korektorów Ha!artu należałoby wysłać na karne dyktando!



---
[1] Georges Perec, „Życie, instrukcja obsługi”, przeł. Wawrzyniec Brzozowski, wyd. Korporacja Ha!art, Kraków 2009, s. 41.
[2] Tamże, s. 406.
[3] Tamże, s. 20.
[4] Tamże, s. 600.
[5] Tamże, s. 169.
[6] Tamże, s. 168.
[7] Tamże, s. 363.
[8] Tamże, s. 320.
[9] Tamże, s. 411.
[10] Tamże, s. 570.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 12553
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 16
Użytkownik: sowa 29.06.2010 20:13 napisał(a):
Odpowiedź na: Najwyraźniej mam słabość ... | dot59Opiekun BiblioNETki
O, karne dyktando, taktak. I za "machoń", i za "szezląg" (no nie wiem, Dot, czemu jesteś skłonna odpuścić ten, bożeratuj, szezląg; lągplej też byś darowała? ;-D).
Użytkownik: hburdon 29.06.2010 21:08 napisał(a):
Odpowiedź na: O, karne dyktando, taktak... | sowa
Dukaj pisze "szezląg" w "Lodzie", a dla niego błędy są raczej nietypowe. Kiedyś gdzieś o tym dyskutowaliśmy - czy to możliwe, że kiedyś obowiązywała taka pisownia (w czasach "Lodu", czyli początek XX w). Ale chyba wniosków ostatecznych nie było.
Użytkownik: Sherlock 29.06.2010 22:38 napisał(a):
Odpowiedź na: Dukaj pisze "szezląg" w "... | hburdon
Szezląg, szezlong "sofa z bocznym oparciem; też - z oparciem tylnym"
Nie dajmy zginąć słowom: Rzecz o odchodzącym słownictwie (Handke Kwiryna, Popowska-Taborska Hanna, Galsterowa Irena)
Użytkownik: Sherlock 29.06.2010 22:52 napisał(a):
Odpowiedź na: O, karne dyktando, taktak... | sowa
Całe jego urządzenie z machoniu i bronzu, naśladowane z gabinetu Fryderyka Wielkiego w "Sans-Souci", dopełniały różne dodatki (...)
Sprawa Dołęgi (Weyssenhoff Józef)
Użytkownik: sowa 30.06.2010 00:26 napisał(a):
Odpowiedź na: Całe jego urządzenie z ma... | Sherlock
Dawniej faktycznie pisało się "bronz", sama pamiętam z jakichś przedwojennych powieści. Ale machoń i szezląg? Ratunku! :-(
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 30.06.2010 15:57 napisał(a):
Odpowiedź na: Całe jego urządzenie z ma... | Sherlock
No a może przed wojną też błędy korektorskie się zdarzały? Zważywszy pochodzenie tego wyrazu, na zdrowy rozsądek nie było żadnych racji, by pisać go przez "ch". Ale nawet gdyby faktycznie wcześniej używano pisowni błędnej z etymologicznego punktu widzenia, to akcja "Życia..." toczy się w II połowie XX wieku, więc nie ma najmniejszych powodów, by posługiwać się w tekście XIX-wieczną ortografią...
Użytkownik: Czajka 30.06.2010 21:21 napisał(a):
Odpowiedź na: No a może przed wojną też... | dot59Opiekun BiblioNETki
Przed wojną, a czytałaś może o błędach w Biblii? Jak pewien król w Anglii kazał zniszczyć cały nakład i karami finansowymi wpędził drukarzy w ruinę. Piękne błędy.
http://pl.wikipedia.org/wiki/Fa%C5%82szywa_Biblia
A ktoś z polskich autorów (nie wiem czy nie Wańkowicz) pisał o pewnym wydaniu książki, które miało być bezbłędne - zatrudniono kilku korektorów i faktycznie, w tekście nie było błędu ani jednego. Błąd był w tytule. :)
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 30.06.2010 15:52 napisał(a):
Odpowiedź na: O, karne dyktando, taktak... | sowa
A bo skoro taka alternatywna pisownia jest obecna w oficjalnych źródłach, to czy ja wiem, może ona kiedyś była poprawna? Albo dopiero ma zamiar być poprawna?
Ale mahoń (z ang. mahagony) jest chyba na tyle oczywisty, że nie powinien ulegać przekształceniom:).
Użytkownik: sowa 01.07.2010 00:40 napisał(a):
Odpowiedź na: A bo skoro taka alternaty... | dot59Opiekun BiblioNETki
Zaryzykowałabym przypuszczenie, że raczej "ma zamiar być poprawna". Szezlong jest równie oczywisty etymologicznie jak mahoń: wyjściowo to francuskie "chaise longue [szez long]", czyli "długie krzesło". A że dawny nasz "bronz", też zagranicznego pochodzenia (ang., fr. bronze), stał się z czasem brązem - szezląg (:-///) wydaje mi się groźbą całkiem realną...
Użytkownik: janmamut 01.07.2010 03:37 napisał(a):
Odpowiedź na: A bo skoro taka alternaty... | dot59Opiekun BiblioNETki
I wtedy mamut, zgadzając się z oczywistością mahoniu i ogólną wymową, zaczął pod nosem mruczeć najpierw po angielsku: hooligan, Jacob, a później po polsku: pasożyt, puchacz, buty i botki, dwu i dwóch... :-)
Użytkownik: adas 30.06.2010 20:49 napisał(a):
Odpowiedź na: Najwyraźniej mam słabość ... | dot59Opiekun BiblioNETki
Nie chcę przerywać intrygującej dyskusji o bronzach szezlągów (czy jakoś tak), ale uprzejmie donoszę, iż przedostatnia ma czytatka (według stanu na dzień dzisiejszy) dziwnym i absolutnie przypadkowym trafem, poświęcona została Perecowi, choć traktuje o czymś innym. Przynajmniej miała.

Gdyby to był tylko eksperyment (słyszałem, że po mieszkaniach autor porusza się ruchem szachowego konia, ale głowy uciąć sobie nie dam), to byłaby to książka absolutnieniedoprzeczyatania. Perec ma jednak talent do postaci i snucia opowieści. Ba, nawet listy potrafią zafascynować. Bo Francuz był jednak pisarzem, a nie tylko konstruktorem.
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 01.07.2010 18:34 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie chcę przerywać intryg... | adas
Zauważyłam, tylko z braku czasu mało do którego przeczytanego tekstu się dopisuję :(. Ja się nie mogłam od tej ksiązki oderwać, tak zresztą jak i od dwóch wspomnianych na wstępie eksperymentów - masz rację, do eksperymentowania trzeba mieć talent, i to nielichy!
Użytkownik: Lenia 13.07.2010 07:20 napisał(a):
Odpowiedź na: Najwyraźniej mam słabość ... | dot59Opiekun BiblioNETki
Tytuł tej kiążki trochę odpycha. Ale recenzja wręcz przeciwnie. :)
Użytkownik: gandalf 14.01.2015 23:14 napisał(a):
Odpowiedź na: Najwyraźniej mam słabość ... | dot59Opiekun BiblioNETki
A ja z przykrością muszę stwierdzić, iż Perec po arcyszczegółowym przedstawieniu scenerii, w której są zawieszeni jego bohaterowie, zapomniał wypełnić ją życiem, zamiast tego zaludniając ją anegdotami i ciekawostkami ze wszystkich stron świata. I właśnie tym jest ta książka - ciekawostką literacką, ale niestety absolutnie niczym więcej, a już na pewno nie instrukcją obsługi życia...
Użytkownik: krasnal 15.01.2015 01:21 napisał(a):
Odpowiedź na: A ja z przykrością muszę ... | gandalf
Też odniosłam takie wrażenie i "Instrukcja" wróciła do Dot niedoczytana. ;)

Ale poza tym - jak miło znów Cię "widzieć", Gandalfie! :D
Użytkownik: gandalf 15.01.2015 01:30 napisał(a):
Odpowiedź na: Też odniosłam takie wraże... | krasnal
Dziękuję :) Gdybym czytał dwa razy więcej książek niż czytam i miał dwa razy mniej obowiązków niż mam, to na pewno udzielałbym się tutaj częściej i obszerniej.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: