Drobiazgi niepotrzebne ratuj,
Kiedyś je dziecku swemu dasz.
(J. Kaczmarski)
Szanowni Państwo,
Na wstępie muszę zastrzec, że zdaję sobie sprawę, że refleksje zawarte w niniejszym tekście nie są zapewne miarodajne dla statystycznego czytelnika. Nawet spośród tych osób, które jeszcze czytają książki – a jest ich, jak wiemy, niewiele – znikomy procent czytuje poezję. Z kolei spośród tej garstki czytającej poezję mało kto zapewne sięga po twórczość zmarłego przeszło 20 lat temu rosyjskiego noblisty. No chyba, że trafi na jego nazwisko na jednej z płyt Mirosława Czyżykiewicza, tak jak zdarzyło się to kilkanaście lat temu niżej podpisanemu. Od tamtej pory twórczość Brodskiego towarzyszy mi niemal codziennie. Zgromadziłem większość publikacji, jakie ukazały się w Polsce, począwszy od legendarnego numeru „Literatury na świecie” z 1988 roku, przez fundamentalne 82 wiersze i poematy, aż po niezwykły tom Urania (Zeszyty Literackie 2015). Z kolei wydany przez Znak dyptyk na 10. rocznicę śmierci Poety, złożony z wyboru wierszy Tym tylko byłem i tomu esejów Mniej niż ktoś pełni w mojej biblioteczce rolę, jaką w innych domach pełni Biblia. Na biurku w salonie trzymam fotografię Josifa, a na służbowym – sfatygowany już widoczny obok wydruk z Jego autografem. Słowem – mam pewne skrzywienie.
Zdaję sobie sprawę, że nie każdy tak ma. Albo – niewielu ma. Ale jednak – zapewne nie tylko ja kupiłem wspomniany dyptyk z 2006 roku, podobnie jak skromniejsze Wiersze bożonarodzeniowe z tego samego roku. W późniejszych latach także chyba znalazł nabywców cudnej urody tomik „wenecki” (Znak 2010), zawierający obok eseju Znak wodny także wiersze poświęcone „Perle Adriatyku”; ilustrowały go piękne fotografie autorstwa Joanny Gromek-Illg. Podobnie jak nie trafiła przecież w całkowitą próżnię wspaniała czterotomowa edycja (2013–2016) dzieł zebranych Brodskiego z łamów „Zeszytów Literackich”, obejmująca wznowienia (82 wierszy i poematów, tomu esejów Śpiew wahadła, oraz eseju Znak wodny) i wspomniany tom Urania. Z kolei już w zeszłym roku, na 20-lecie śmierci Noblisty, Znak wznowił Pochwałę nudy – od jej poprzedniej edycji także upłynęło już 20 lat.
I właśnie ze wznowioną Pochwałą nudy mam problem, który, jak mi się wydaje, mógłby być punktem wyjścia do przedefiniowania kierunku pracy polskich wydawców nad spuścizną Brodskiego. Rzecz w tym, że reedycja tego zbioru esejów jest w wersji „1 do 1” powtórzeniem wydania z 1996 roku (celowo pomijam tu nowe posłowie Ireny Grudzińskiej-Gross, bo nie w tym rzecz). Autorem wyboru i tłumaczem był wówczas Stanisław Barańczak, którego rola w przyswajaniu polskim czytelnikom twórczości Brodskiego jest godna pomnika. Z jakichś względów pominął on jednak w polskiej edycji sześć esejów znajdujących się oryginalnie w tomie On Grief and Reason. Nie sposób już dziś wnikać w przyczyny decyzji sprzed 20 lat. Jednakże obecnie powtórzenie tych pominięć wydaje się być dużym błędem, nad którego znaczeniem warto się pochylić.
Jest on bowiem, a piszę to z żalem, pójściem na łatwiznę i zmarnowaniem okazji, by uzupełnić polskiemu czytelnikowi znaczne braki. W latach 60., 70. i 80. każdy nowy tekst Brodskiego wydany po polsku to było zwycięstwo. Dla mnie, choć urodzonego w 1977 roku i niezbyt pamiętającego „tamte czasy”, jest to zupełnie jasne kiedy czytam euforyczne i nieledwie bałwochwalcze wobec Brodskiego, ale jakże wzruszające, wyznania polskich literatów i tłumaczy na łamach ówczesnych czasopism pierwszego i drugiego obiegu; kiedy wertuję wymiętolone podziemne wydania esejów rosyjskiego Noblisty, albo czytam wstrząsający zapis jego słynnego procesu w postaci ledwie czytelnego egzemplarza z solidarnościowego powielacza. Każdy kolejny przetłumaczony i opublikowany wiersz czy esej był skarbem i zwycięstwem.
Dziś sytuacja jest zupełnie inna. Większość podstawowych zbiorów poezji i eseistyki Brodskiego mamy już w stosunkowo nowych edycjach, z których najstarsza powszechnie dostępna ma raptem 11 lat (wspomniany dyptyk wydany w 10. rocznicę śmierci Brodskiego). Problematyczna Pochwała nudy A.D. 2016 dopełnia tego zbioru publikacji będących na wyciągnięcie ręki czytelnika. Ale jednocześnie inna, obszerna część dorobku wielkiego Josifa pozostaje rozproszona po prasie – oficjalnej i podziemnej – z dawnych lat i nigdy nie doczekała się uwzględnienia w publikowanych w postaci książkowej wyborach poezji Noblisty. Ponadto znaczna ilość wierszy i pewna część eseistyki nie doczekały się polskich przekładów w ogóle.
I o to właśnie chodzi, bo Wydawnictwo Znak, zamiast wydawać dziś Pochwałę nudy ponownie w wyborze Stanisława Barańczaka miało moim zdaniem moralny obowiązek przywrócić dzieło Brodskiego do jego pełnego, autorskiego kształtu. Oczywiście wiem, że pominięte teksty Uncommon Visage i Nobel Acceptance Speech ukazały się w zbiorach rozmów z Brodskim. Ale było to ponad ćwierć wieku temu! A ponadto nie da się zaprzeczyć, że stanowiły integralną część oryginalnego wydania On Grief and Reason. Podobnie jak inne eseje, usunięte decyzją Barańczaka z polskiej edycji, których przekładów w efekcie nie doczekaliśmy się do dziś. A są to: In Memory of Stephen Spender, Wooing the Inanimate o wierszach Thomasa Hardy'ego, Ninety Years Later o jednym z wierszy Rilkego, oraz poświęcony Robertowi Frostowi esej On Grief and Reason. Wszystkie one wpisują się w długą listę rozważań o bliskich Brodskiemu twórcach – i ich brak to niestety bardzo znacząca wyrwa w przekładach Noblisty. Okazję na jej uzupełnienie właśnie zmarnowano.
Dziś wznawianie w kółko istniejących wyborów wierszy czy esejów Brodskiego już moim zdaniem nie wystarczy. One już są dostępne. A pozostaje cała tytułowa „reszta” – rozproszona po gazetach i wydaniach podziemnych (starczy pobieżnie zajrzeć do Polskiej Bibliografii Literackiej), czy zgoła nie przetłumaczona nigdy. Dlatego w najbliższych latach rolę polskich wydawców Brodskiego widziałbym jako bliższą kustoszom jego dorobku. Doskonałym drogowskazem jest wydana przez Zeszyty Literackie Urania – tom przekładów podanych w oryginalnym układzie autora. Tłumaczenia zebrano z edycji prasowych i istniejących wyborów wierszy, a brakujące – przełożono specjalnie dla celów tej edycji. Powstałe dzieło jest, być może, najlepszą książką Brodskiego wydaną po polsku (jakkolwiek infantylne jest takie wartościowanie).
Właśnie tak trzeba robić: celem przyszłych wydań winna być ostateczna inwentaryzacja twórczości Brodskiego, być może z przywróceniem autorskich układów, albo poszukiwaniem nowych, niewystarczająco wybrzmiałych ciągów tematycznych. W tym pierwszym przypadku na zgłębienie czekają zwłaszcza takie tomy jak Postój na pustyni czy legendarna Część mowy. W tym drugim – na odkrycie i osobną edycję czeka choćby bezprecedensowy, pisany niemal całe życie cykl wierszy dedykowanych Marinie Basmanowej – w tym przypadku polska edycja powinna wychodzić poza oryginalny tom Novye stansy k avguste: stihi k M. B., 1962 –1982 i zebrać także późniejsze wiersze dla ukochanej poety.
Wielkim głosem wołają o wznowienie Wiersze ostatnie (skądinąd do 2015 roku był to jedyny tom wierszy Brodskiego w autorskim układzie), o której to potrzebie wspominałem Jerzemu Illgowi na spotkaniu w Lublinie w 2009 roku. Zdarza się, że cena pierwszej edycji osiąga na rynku wtórnym okrągłą setkę złotych. Może przy tej okazji warto powrócić do autorskiego tytułu I tak dalej (So Forth)?
Pięć lat temu, w 25. rocznicę przyznania Nagrody Nobla, ukazał się najpełniejszy życiorys Poety – „Euterpe i Klio Iosifa Brodskiego” autorstwa znakomitej rosyjsko-brytyjskiej filolog Walentyny Połuchiny. Jest podobno lekturą porywającą. Polski czytelnik jednak nie ma szansy przekonać się o tym, gdyż o rodzimym wydaniu tej książki choćby w ograniczonym, „naukowym” nakładzie, ani widu, ani słychu.
Wybitna tłumaczka Katarzyna Krzyżewska, której na przestrzeni ostatnich 20 lat zawdzięczamy kolosalnie długi szereg przekładów wierszy i poematów Brodskiego, ukazujących się w subtelnie profilowanych tomikach (i jednym obszernym zbiorze, o ciężarze intelektualnym porównywalnym z 82 wierszami...), podobno trzyma w szufladzie tom przekładów najpóźniejszych wierszy Noblisty roboczo zatytułowany Wyspa przeznaczenia, a także połowę tomu Pejzaż z powodzią, nie wspominając już o minipoemacie Architektura. Wszystkie one czekają na wydanie. Póki co, daremnie.
Także szereg esejów Brodskiego domaga się edycji książkowej. Sześć opisanych wyżej braków z Pochwały nudy można uzupełnić o eseje Footnote to a Poem (o Marinie Cwietajewej) i The Sound of the Tide (o Dereku Walcotcie), które pominięto w polskich wydaniach tomu Mniej niż ktoś. Solidna kwerenda wykazałaby również niejeden esej opublikowany przez Brodskiego w prasie i nieuwzględniony w żadnym z dwóch istniejących zbiorów. I nie jest to doraźna publicystyka. Wystarczy zapoznać się z esejem Książki i kraty, drukowanym w „Gazecie Wyborczej” z 1 lutego 1997 roku. A w prasie anglojęzycznej jest ich znacznie więcej. Trzeba tylko chcieć poszukać.
W zeszłym roku minęło 20 lat od śmierci Brodskiego. 22 października bieżącego roku przypada 30. rocznica przyznania Mu Nagrody Nobla. I choć zapewne jest już za późno na przygotowanie na czas podobnej edycji, jest dość kategoryczną koniecznością, by polscy wydawcy twórczości Brodskiego, ci którzy Go znali i duchowi spadkobiercy jego przyjaciół, pochylili się nad Jego spuścizną i ocalili dla kolejnych pokoleń to, co nie jest współczesnym polskim czytelnikom znane. Jest jeszcze czas, ale kolejne lata zwłoki nieuchronnie grożą zerwaniem ciągłości z tym dziedzictwem. Jeśli wy, pamiętający Josifa za życia, nie zadbacie o szeroko zakrojoną inwentaryzację i utrwalenie w świadomości jego dorobku, nie zrobi tego za was nikt. A – choćby za to wspaniałe zdanie pod adresem polskiej poezji, jakie umieścił w eseju Jak czytać książki („najbardziej niezwykła poezja naszego stulecia powstała w tym języku”) – jesteście Mu to winni.
Z poważaniem,
Michał Stanek
(czytelnik, bloger, bibliotekarz)
*
Źródło: zaokladkiplotem.pl