Dodany: 04.05.2010 17:19|Autor: Luiza_Stachura

Książka: Japoński wachlarz
Bator Joanna

4 osoby polecają ten tekst.

Gaijin(ka) w gąszczu „krzaczków”


„Japoński wachlarz” to zapis odczuć i refleksji powstałych podczas dwuletniego pobytu na tokijskiej uczelni polskiej pani antropolog i znawczyni „gender studies”, Joanny Bator. Książka opublikowana po raz pierwszy w 2004 roku doczekała się wydania drugiego w 2008.

„271 słów od autorki” zamiast standardowego tytułu „Przedmowa” czy „Wstęp” jest ciekawym zabiegiem, ale, niestety, szybko zdezawuowanym przez samą autorkę, bowiem Joanna Bator w początkowych słowach… broni się przed zarzutem o wybiórczość, selektywność „materiału”. Zapewnia także, że nie posiada jed(y)nej, obiektywnej prawdy. „Asekurowanie się” Bator powraca także na końcu książki, w posłowiu. Czy autorka obawia się ataku ze strony czytelników? A może to… prowokacja?

Po przeczytaniu książki uderza dysonans pomiędzy tytułem a zawartością. „Japoński wachlarz” tyleż jest japoński, ile… tokijski. Joanna Bator przemierza kręte uliczki Tokio, rzadko opisując swoje wyjazdy poza stolicę Kraju Wschodzącego Słońca, w efekcie czego ponad 95% elementów składających się na „japoński wachlarz” pochodzi z Tokio.

Tokio, mało reprezentatywne miasto Japonii, cechują eklektyzm, nadmiar, naddatek. Trudno nie zauważyć wzajemnego przenikania się i inspirowania kultury tzw. „wysokiej” z popkulturą czy, jak ją chce nazywać Bator, „fajną kulturką kawaii”. Jak każda stolica, tak i Tokio przyciąga ludzi (głównie młodych) z odległych prowincji w poszukiwaniu dobrego wykształcenia, które umożliwi znalezienie świetnie płatnej pracy. Bator w swej podróży w głąb Japonii (jej zadaniem była „praca w terenie”, a w mniejszym stopniu odczyty na uniwersytecie, co sama zaznacza) nie dociera do mieszkańców wsi czy przedmieść. Zatrzymuje się w mieście, a raczej błądzi po nim, podkreślając przy każdej możliwej sposobności bezradność gaijinki „skazanej” na ręcznie rysowane mapki, bezradność gaijinki otoczonej nieprzychylną architekturą i zamkniętymi w sobie „tubylcami”.

Napotkani (choć właściwszym słowem byłoby obserwowani) ludzie albo zaskakujące elementy przestrzeni miejskiej stają się pretekstem do głębszych rozważań, do erudycyjnych wywodów na temat japońskiej sztuki oraz kultury przedwojennej, a następnie skonfrontowania ich, czy raczej zderzenia, ze współczesną (pop)kulturą, architekturą, stylem życia. Odnaleziona na jednej z tokijskich uliczek gejsza zostaje symbolem zamierającej japońskiej kultury, kultury pełnej wyrafinowanego malarstwa, drzeworytów, wachlarzy, efemerycznych gejsz – subtelnych i delikatnych towarzyszek męskich rozrywek. Zanika także japońska architektura przedwojenna – zalewana betonem, zasłaniana wieżowcami, zdegradowana i okaleczona…

Z jednej strony Joanna Bator wydaje się żałować, iż Japonia nieubłaganie traci każdego dnia kolejne elementy dziedzictwa kulturowego. Z drugiej zaś dostrzega konieczną w Japonii zmienność. Zmienność spowodowaną tyleż nieprzyjaznymi warunkami naturalnymi, ile zniszczoną w Japończykach po drugiej wojnie światowej świadomością wartości własnej tradycji. Japonia po wojnie to kraj rzeźbiony, a raczej przycinany i modelowany na wzór wyobrażeń Japończyków o Europie i Ameryce.

Pani antropolog wykazuje się sporą wiedzą, merytorycznym przygotowaniem, pisząc o zwyczajach i tradycjach Japończyków, choćby o mniej znanym na Zachodzie Święcie Wodnych Dzieci czy Hanami (mimo iż zamiłowanie Japończyków do wiśni nie jest niczym zaskakującym, opisy święta Hanami nieczęsto spotyka się w literaturze dotyczącej Japonii). Ponadto „prowadzi” czytelnika po miejscach świętych dla Japończyków – na przykład po okolicach Pałacu Cesarskiego – wyjaśniając wzajemne przenikanie się sfery sacrum ze sferą profanum.

Równie szczegółowo i wyczerpująco Joanna Bator informuje o… japońskiej kuchni, podczas „oprowadzania” czytelnika po „imperium smaku”: targu ryb, restauracjach i kawiarniach, a także opisując potrawy przyrządzane przez rodowite Japonki. Całość uzupełniają obfite opisy dań oraz zdjęcia.

W „Japońskim wachlarzu” nie mogło też zabraknąć obszernej notatki o gorących źródłach czy kąpieli w tradycyjnej japońskiej łaźni. Stają się one jednak pretekstami do rozważań na temat „świata mężczyzn” oraz „świata kobiet” – egzystujących obok siebie i tylko przelotnie łączących się. Tym samym Bator staje się swoistym przewodnikiem, który sam się „uczy” nowej przestrzeni, a przy okazji przekazuje zdobytą już wiedzę czytelnikom.

Jednakże mniej zadowalające wydają się analizy dotyczące popkultury, drugiego żywiołu współtworzącego dzisiejszą Japonię. Bez opisu popkultury obraz współczesnego Kraju Kwitnącej Wiśni nie byłby całkowity, pełny i wyczerpujący.

Momentami zdaje się, że Joannie Bator wystarcza powierzchowna ocena zjawisk społecznych czy (pop)kulturowych. Ot, pisząc chociażby o stosunku Japończyków do przyrody, opiera się na obserwacjach poczynionych w Tokio (czy raczej na strukturze miasta, vide: opisy zabetonowanych rzeczek, przystrzyżonych drzewek). Rozszerzając na całą Japonię twierdzenia powstałe w oparciu o obserwację jednego miasta, popełnia tym samym (nieświadomie?) błąd indukcyjny. Japończycy mają ambiwalentny stosunek do natury, to prawda, ale twierdzenie, iż tylko ujarzmiona przyroda jest dla nich jedyną możliwą do „podziwiania” to, w pewnym sensie, nadużycie.

Innym razem autorka rozpisuje się niezmiernie szeroko o hotelach miłości, Krainach Mydła czy o erotycznych mangach. Znamienne, że Bator wybiera spośród mnóstwa gatunków mang właśnie erotyczne, na Zachodzie zwane hentajami (japońskie słowo „hentai” znaczy tyle, co „zboczeniec”). Zawężenie ogromu tematycznego mang wyłącznie do erotycznych jest skądinąd krzywdzące i podtrzymuje stereotyp, który od lat pokutuje na Zachodzie, a mianowicie, że mangi to nic innego jak jedna z japońskich wersji pornografii (co, paradoksalnie, nie przeszkadza w twierdzeniach, że jeśli komiks, to jest tylko dla dzieci).

Pojawiające się w dzielnicy Harajuku Japonki przebrane za postacie z gier, mang czy za swoich idoli muzycznych nazwane zostają przez autorkę „Japońskiego wachlarza” cosplayerkami. Poza Japonią dominuje jednak nazwa inna: „Harajuku Girls”, ponieważ cosplayerów można bez problemu spotkać ot, choćby w Polsce, na konwentach poświęconych japońskiej (pop)kulturze.

Bator przygląda się przebranym młodym dziewczętom z, jak się wydaje, pobłażliwością. Podobnie traktuje zresztą większość Japończyków, którzy według niej są „przebrani”, a nie ubrani. Nie tłumaczy jednak szerzej tego zjawiska „przebierania się” nad stwierdzenie, że dla Japończyków liczy się bardziej „opakowanie” niż „wnętrze”. Skąd taki wniosek? Próżno szukać odpowiedzi w „Japońskim wachlarzu”.

Co ciekawe, Joanna Bator pisze o teatrze Takarazuka, w którym wszystkie role odgrywają kobiety (oczywiście, „przebrane”, inaczej być nie może), a całkowicie pomija znaczący, widoczny i wpływowy odłam współczesnej japońskiej kultury, którym jest Visual kei (złożenie angielsko-japońskie: visual – ang. „wizualny”, kei – jap. „kształt”). Termin visual kei dotyczy przede wszystkim zespołów muzycznych (rzadziej pojedynczych wokalistów), których członkowie (zazwyczaj mężczyźni) przebierają się na scenie tyleż za kobiety, ile androgyniczne istoty o wymyślnych strojach, wymalowanych twarzach, niekiedy przypominających „maski” rodem z teatru Nō czy Kabuki. Bator, patrząc z perspektywy studiów nad społeczno-kulturową tożsamością płciową („gender studies”), nazwałaby zapewne przedstawicieli visual kei… transwestytami. Można zaryzykować twierdzenie, że termin ten do japońskiej (pop)kultury nie przystaje, a wszystko to za sprawą głównej kategorii estetycznej Kraju Kwitnącej Wiśni, czyli… nietrwałości, efemeryczności.

Joanna Bator zwraca uwagę czytelnika na nietrwałość jako wręcz immanentną część japońskiej kultury, ale… kultury wysokiej. Na kartach „Japońskiego wachlarza” nie pokusiła się o przeniesienie owej kruchości i ulotności także na popkulturę i inne zjawiska społeczne, dzięki czemu łatwiej byłoby zrozumieć „przebieranie się” Japończyków, robienie zdjęć wszystkiemu i wszystkim, a w szczególności sobie. Dla Japończyków ważne jest rejestrowanie chwili, momentu. Stąd dla nas, Europejczyków, nieprzystające do siebie „elementy” japońskiego kolorytu w rodzaju haiku, gejsz, cosplayów, eklektycznego wyglądu miasta i wymyślnego stroju oraz makijażu, które będąc swoistymi „wydarzeniami”, mają swoje niemalże równorzędne miejsce w dzisiejszej Japonii.

Pisząc o „fajnej kulturce kawaii”, Bator podkreśla głównie zdziecinnienie sporej grupy kobiet (które wiecznie chcą być dziewczynkami), kompletnie pomijając analogiczne, ale drastyczniejsze i bardziej niepokojące zjawisko zauważalne u mężczyzn. O hikikomori zatem nie ma ani słowa, chociaż wydaje się, że dla antropologa zamykanie się w domu młodych mężczyzn, unikanie znajomych, odcinanie się od rodziny w kraju tak patriarchalnym, jakim jest Japonia, powinno być zastanawiające…

Można by zaryzykować twierdzenie, że największą bodaj barierą dla sporej grupy turystów w Kraju Kwitnącej Wiśni jest język japoński. Wzmianki o języku w książce Bator są dość oszczędne (sporadycznie pisze o znanej skądinąd „grzeczności” języka japońskiego) i dopiero na koniec autorka pokusi się o nieco więcej informacji, również na temat własnej nauki kany oraz kanji (zwanego poza Japonią żartobliwie „krzaczkami”). Joanna Bator słusznie zauważa ekspansję angielskich wyrazów w mowie codziennej Japończyków. Przy czym słowa angielskie siłą rzeczy muszą zostać poddane przekształceniom (wszak Japończycy poza pięcioma samogłoskami oraz „n” posługują się sylabami), w efekcie czego powstaje zabawna mozaika japońsko-angielska zwana Japurishu (Japlish) bądź Engrishu.

Należałoby także poruszyć kwestię terminologii i spolszczeń romanizacji japońskich słów często pojawiających się na kartach „Japońskiego wachlarza”.

Joanna Bator określa siebie, swoją tożsamość w Japonii, wykorzystując najprostszą i najoczywistszą opozycję: obcy (obcokrajowiec) – Japończyk. Istotne wydaje się to, iż Bator używa słowa „gaijin” w znaczeniu „obcokrajowiec”. „Gaijin” zaś można tłumaczyć (i zasadniczo tak się czyni) jako „cudzoziemiec”, „człowiek z zewnątrz”. To przesunięcie wskazuje na celowe tyleż zarysowanie, ile uwypuklenie sytuacji Bator w Japonii: jest w tym kraju obcą osobą, ba! jest kimś, kto nie powinien się tam znaleźć. Joanna Bator stosuje wyraz „gaijin”, odmieniając go, poddając przekształceniom i modyfikacjom, ale niespecjalnie szuka polskich odpowiedników (znaczeń). Wybór japońskiego słowa jest, jak się zdaje, świadomym zabiegiem, ponieważ podkreśla dystans: swój – inny. Mimo to Bator uzyskuje efekt przeciwny do zamierzonego, ponieważ „gaijinka” po kilku(nastu) stronach zaczyna wyraźnie irytować i męczyć.

Podobnie rzecz się ma z „dekapitacją” w odniesieniu do określonego sposobu zabijania (uśmiercania) ryb czy innymi wyrazami namiętnie, z lubością i bez opamiętania powtarzanymi co kilka stron. Jeżeli jednak odmiana wyrazu „gaijin” nie dziwi, wszak w Polsce jest słowem popularnym i (nad)używanym przez zafascynowanych Japonią, to zastanawia spolszczenie „pachinko” na „paczinko” (analogicznie zatem powinno być „gajdzinka”). Czy w Polsce rzeczywiście nazwa gry „paczinko” jest aż tak popularna?

Najzabawniejsza kontaminacja to bez wątpienia „komiks japoński manga”. Książka została wydana pierwszy raz w 2004 roku, czyli około 8 lat po powstaniu w Polsce pierwszego wydawnictwa promującego… mangi, a mimo to autorka z uporem maniaka nie odmienia wyrazu „manga”, pozostawiając go w formie mianownikowej, a w dodatku łącząc z (do)określeniem „japoński komiks”. Manga w wolnym tłumaczeniu znaczy tyle, co „niepohamowane obrazy” (niepohamowane – od dynamicznych rysunków, wykraczających poza kadr). W Japonii zwykło się stosować wyraz „manga” do wszelkich (sic!) komiksów, poza Japonią nazywa się w ten sposób wyłącznie japoński komiks. Stąd „komiks japoński manga” brzmi jak tautologia: „komiks japoński komiks (japoński)”. Ponadto jest to słowo jak najbardziej odmienne.

Joanna Bator zastosowała podział na części. W zamierzeniu kolejne elementy wachlarza mają odsłaniać się na moment przed naszymi oczami. Poszczególne obrazy (z) Tokio (albo, jak by chciała Bator, Japonii) mają współtworzyć eklektyczną, ale urzekającą przestrzeń jednego z krajów Dalekiego Wschodu. Jednakże w każdej części swej opowieści o Tokio usilnie powraca do wyraźnie określonych motywów, tworząc tym samym mało przejrzystą strukturę. Motywy zaś, do których (na)wraca, oscylują wokół androgyniczności, hoteli miłości i pożycia seksualnego Japończyków, ich fascynacji erotyką i odmiennym niż Europejczyków czy Amerykanów stosunkiem do cielesności. Jest to więc Japonia widziana poprzez „gender studies”, chociaż momentami trudno nie oprzeć się wrażeniu, że inspiracją mógł być także „Światowidz” Manueli Gretkowskiej.

To, czego nie można odmówić Joannie Bator, to poczucie humoru, szczególnie rzucające się w oczy na początku książki, niestety z czasem zamierające.

Autorka wykazuje niebywałą erudycję, pisząc o tradycjach, obyczajach i kulturze Japonii, szczegółowo tłumacząc zmiany, które zaszły w mentalności mieszkańców Kraju Wschodzącego Słońca po wojnie. Czasami jednak zadowala się zbyt powierzchownymi sądami, co zaskakuje, zważywszy na fakt, że jest antropologiem.

Joanna Bator w „Japońskim wachlarzu” stara się uchwycić jak najwięcej różnorodnych elementów przestrzeni tokijskiej. Szkoda, że więcej obserwuje, a mniej rozmawia z Japończykami, ponieważ jej analizy bywają uproszczone i niedokładne, bo przefiltrowane jedynie przez perspektywę europejsko-amerykańską.

„Japoński wachlarz” jest swoistym zapisem „przedzierania” się Europejki przez obcą strukturę miasta, przez stereotypy i wyobrażenia na temat Tokijczyków. Czasami Joanna Bator pozwala wciągnąć się w japońską rzeczywistość i, na przykład, staje się na chwilę hostessą. Częściej jednak opiera się, zachowuje dystans albo wręcz podejrzliwość i z bezpiecznej odległości podchodzi do mieszkańców Kraju Wschodzącego Słońca.

Niewątpliwie na wybór elementów składających się na „japoński wachlarz” znaczny wpływ miały studia nad społeczno-kulturową tożsamością płci, czyli „gender studies”. W takiej właśnie perspektywie Joanna Bator chce widzieć Japonię. Dostrzega wyraźny podział w japońskim społeczeństwie na świat męski (pozornie dominujący) i świat żeński (pozornie podległy). Dwa ścierające się „pierwiastki”, podporządkowane swoim rolom społecznym, łączą się dopiero w androgynicznej popkulturze…

Japonia to kraina z papieru i stali, ze snu i betonu. Kraina w wiecznym ruchu. Można patrzeć na nią z perspektywy „gender studies”, z perspektywy europejskiej, amerykańskiej, z kobiecego punktu widzenia albo z męskiego, ale za każdym razem będzie odsłaniać się przed nami tylko skrawek fascynującej kultury, nowy element „wachlarza”. Całość jest nieosiągalna. Wymyka się percepcji jednego człowieka.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 12641
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 12
Użytkownik: carmaniola 05.05.2010 18:06 napisał(a):
Odpowiedź na: „Japoński wachlarz” to za... | Luiza_Stachura
Bardzo interesujące spostrzeżenia, i na dodatek chyba bardzo fachowe ("chyba" wynika z mojej niewiedzy, a nie wątpliwości co do Twojej).

Zastanawiam się jednak czy wszystkie przytoczone przez Ciebie zastrzeżenia są naprawdę minusami tej książki. Trudno mi się co prawda odnieść do zamierzeń autorki, bo ich nie znam, ale jako czytelnik odbieram tę pozycję jako czystą rozrywkę, która jest w stanie zaspokoić ciekawość, ale nie zamęczyć zawiłościami, przeciętnego czytelnika. Dostałam to, czego oczekiwałam - garść ciekawostek o życiu we współczesnej Japonii podanych interesująco i z humorem. I przeczytałam z przyjemnością i bez stresu, który towarzyszyłby mi zapewne przy czytaniu dzieła naukowego, z którego zrozumiałabym zaledwie ćwierć.

"Filtrowania przez perspektywę europejsko-amerykańską" też niestety wychwycić nie potrafię - miej litość nad białym człowiekiem! ;-)

Użytkownik: Luiza_Stachura 06.05.2010 12:05 napisał(a):
Odpowiedź na: Bardzo interesujące spost... | carmaniola
Dziękuję.
Nie, nie - ja bym nie chciała, żeby "Japoński wachlarz" przypomniał "dzieło naukowe". Chodzi mi raczej o pewną, choćby minimalną, wierność faktom, a nie całkowicie jednostronne i subiektywne rejestrowanie zjawisk. Zważywszy, że pisze o Japonii, czyli o kraju znanym w Polsce głównie wśród osób, które wyjechały do Japonii, czy w środowiskach: m&a (manga i anime), j-music (japońska muzyka), k-music (koreańska muzyka), c-music (chińska muzyka). Nieco mniej jest fanów kinematografii azjatyckiej czy czytelników literatury japońskiej, chińskiej albo koreańskiej. Nie wspomnę już o teatrze albo tradycyjnej muzyce japońskiej (enka), o kulturze i tradycji, o religiach i zwyczajach... Reszta Polaków (czyli większość) operuje stereotypami, czasami słusznymi, często błędnymi ; )

Oczywiście, Joanna Bator musiała wybrać to, co ją (naj)bardziej zafascynowało (każdy na pewno wybrałby "coś" innego). Mnie zabrakło tam kilku choćby odnośników, notek na marginesie, że obok takiego a takiego zjawiska, istnieje jeszcze inne, bo Joanna Bator skupia się raczej na sztucznie wyodrębnionym "świecie kobiet", nie dopełniając go "światem mężczyzn" (a pracowała na uczelni - sporo na pewno zauważyła). Szkoda, że o tym nie uprzedziła we wstępie, wówczas czytelnik (nieznający Japonii) miałby świadomość takiej selekcji.

Innymi słowy, spodziewałam się dużo więcej po tej książce, a... zawiodłam się.
Użytkownik: carmaniola 06.05.2010 17:39 napisał(a):
Odpowiedź na: Dziękuję. Nie, nie - ja... | Luiza_Stachura
No, ale taki urok tej książki, że oddaje ona Japonię odbieraną oczyma autorki - oczyma "obcej", którą mogłaby być którakolwiek z czytelniczek. Obraz celowo przerysowany i nieco kpiarski - chyba większość Europejczyków byłaby tam postrzegana, i sama by się czuła, jak słonie w składzie porcelany. ;-)

Masz rację, szkoda że, skoro opisywane przez nią zjawiska wiążą się nierozerwalnie z podobnymi, a pominiętymi, nie ma o nich żadnej wzmianki. Z drugiej jednak strony (zawsze jest jakaś druga strona) może zaciemniłoby to obraz, i tak wielce skomplikowanego społeczeństwa, a ten w końcu kierowany jest do przeciętnego odbiorcy, który działając "z doskoku" nie objąłby całości? Nie spieram się, tak sobie tylko dywaguję.

I mam pytanie odnośnie treści, gdybyś mogła mnie wesprzeć w pamięciowych brakach - dawno czytałam i nie jestem pewna, czy to właśnie w Bator "Wachlarzu" wspomina o czymś, o czym rzadko się słyszy i czyta tj. o trwającej w dalszym ciągu dyskryminacji burakumin(ów) i życiu potomków Ajnów, na Hokkaido?
Użytkownik: Luiza_Stachura 07.05.2010 09:42 napisał(a):
Odpowiedź na: No, ale taki urok tej ksi... | carmaniola
Cóż, według mnie wystarczyłoby napisać we wstępie 2-3 zdania na temat tego, że jednak jest to pewien wycinek ^.~

"I mam pytanie odnośnie treści, gdybyś mogła mnie wesprzeć w pamięciowych brakach - dawno czytałam i nie jestem pewna, czy to właśnie w Bator "Wachlarzu" wspomina o czymś, o czym rzadko się słyszy i czyta tj. o trwającej w dalszym ciągu dyskryminacji burakumin(ów) i życiu potomków Ajnów, na Hokkaido?" --> nie ma nic o tym^^
Użytkownik: carmaniola 07.05.2010 10:37 napisał(a):
Odpowiedź na: Cóż, według mnie wystarcz... | Luiza_Stachura
Masz rację, ale to chyba wiadome samo przez się, bo jak sama piszesz, a ja się z tym całkowicie zgadzam - przekornie rzekła carmaniola:

>>[...] za każdym razem będzie odsłaniać się przed nami tylko skrawek fascynującej kultury, nowy element „wachlarza”. Całość jest nieosiągalna. Wymyka się percepcji jednego człowieka<<.

:-D

Dziękuję za wsparcie, będę nadal gmerać w swoich szarych komórkach i starać się sobie przypomnieć, gdzie o tym czytałam. Jakoś tak, przy czytaniu Twojego tekstu, pamięć podsunęła mi mgliste wspomnienia i sądziłam, że to dlatego, że mają związek z książką Bator. Teraz mnie męczy. Będę musiała zajrzeć do Kerra, chociaż zdaje mi się, że rzecz referowała kobieta. Skleroza nie boli. :/
Użytkownik: Aithne 02.08.2010 12:47 napisał(a):
Odpowiedź na: Masz rację, ale to chyba ... | carmaniola
Carmaniolo, nie jestem pewna, ale czy to nie było w "Życiu po japońsku" Rubach - Kuczewskiej? Pamiętam fragment o dyskryminacji Koreańczyków... Burakumini też na pewno byli, więc bardzo prawdopodobne, że Ajnowie również.
Użytkownik: carmaniola 02.08.2010 15:04 napisał(a):
Odpowiedź na: Carmaniolo, nie jestem pe... | Aithne
Pięknie dziękuję, Dobra Duszo! Jeśli pamiętasz, że było o Koreańczykach to pewnie to to! Jutro lecę do biblio, książka stoi na półce - będę się upewniać. :-)
Użytkownik: carmaniola 04.08.2010 08:39 napisał(a):
Odpowiedź na: Carmaniolo, nie jestem pe... | Aithne
Wszystko się zgadza! To pani Rubach pisała o Ajnach, Koreańczykach i potomkach eta w "Życiu po japońsku". Jeszcze raz dziękuję.
Użytkownik: Marylek 08.05.2010 12:19 napisał(a):
Odpowiedź na: Cóż, według mnie wystarcz... | Luiza_Stachura
Ależ, autorka napisała o tym!

Ze wstępu: "Pisałam wyłącznie o tym, co apelowało do moich oczu, uszu, kubków smakowych; o tym, co mnie osobiście olśniło, zadziwiło, rozbawiło, skłoniło do czytania nowych książek. W tym sensie poglądy na temat Japonii zawarte w tej pracy są poglądami autorki" (str. 9, Wydawnictwo Twój Styl, 2004).

Z posłowia: "Daję zatem do rąk Czytelnika subiektywną opowieść, w której nie aspiruję do roli znawcy i nie stwarzam naukowej syntezy; ta praca to dzieło autorki spacerującej po rzeczywistych i symbolicznych przestrzeniach obcej kultury. Status "flaneura", spacerowicza, pozwala na luksus podążania za własnym wzrokiem, kierowania się węchem i reakcją kubków smakowych, na swobodne kolekcjonowaie wrażeń." (str. 270, tamże).

Myślę, że Twoje rozczarowanie książką w dużym stopniu wynika z tego, że, jak wspomniałaś, spodziewałaś się czegoś innego. Mnie się to często zdarza: jeśli nastawię sie przed przeczytaniem książki na jakieś niesamowite wzloty, na wyjątkowe wrażenia, to z pewnością się rozczaruję. Olśniewa mnie zwykle to, po czym nie spodziewałam się niczego wyjątkowego.

A wracając do "Japońskiego wachlarza": na końcu książki autorka zamieszcza dość obszerny (3 strony) spis "książek, które warto przeczytać"; każdy, kto odczuwa niedosyt informacji na temat poruszany w książce może spróbować znaleźć "inne spojrzenie".

:)
Użytkownik: Luiza_Stachura 08.05.2010 18:56 napisał(a):
Odpowiedź na: Ależ, autorka napisała o ... | Marylek
Joanna Bator robi sztuczny podział na świat męski i świat żeński. Skupia się na świecie żeńskim - szkoda, że o tym nie uprzedziła od razu we wstępie, wtedy czytelnik byłby świadomy ; )

Wybiera teatr Takarazuka, nie wspominając o analogicznych zjawiskach w "męskim świecie".
Pisze o kobietach, a pomija visual kei, którego docelowym odbiorcą są kobiety.

Irytowało mnie w tej książce jednostronne podejście do różnych zagadnień (najłatwiejszy do przedstawienia jest problem mang - Joanna Bator zaprezentowała hentaje, pomijając 80-90% innych gatunków - dlaczego wybrała właśnie hentaje? co chciała przez to powiedzieć? przecież na Zachodzie to nic nowego...).

Krytyka "zdziecinnienia" wielu kobiet ("fajna kulturka kawaii"), a brak jakichkolwiek informacji o bardzo znanym zjawisku w "męskim świecie", czyli hikikomori.

Deprecjonowanie japońskiego stylu życia, np. zarzucanie Japończykom, że są bardziej przebrani, niż ubrani (bez przykładów potwierdzających tezę).

Joanna Bator zainteresowana jest przede wszystkim życiem seksualnym, erotycznym współczesnych Japończyków - nie napisała o tym ani słowa we wstępie, a to mogłoby czytelnikom uzmysłowić, co jest w centrum zainteresowań autorki.

Przede wszystkim o to mi chodziło - za skróty myślowe przepraszam^^''''
Użytkownik: Aithne 02.08.2010 12:52 napisał(a):
Odpowiedź na: „Japoński wachlarz” to za... | Luiza_Stachura
Przeczytałam "Japoński wachlarz" z założeniem, że książka jest zła i mnie zdenerwuje. I, ku mojemu wielkiemu zdziwieniu, całkiem mi się podobała. Oczywiście, zgadzam się z tym wszystkim, o czym piszesz, ale nie był to jednak TAKI gniot. Może wynika to po prostu z mojego niedouczenia - wprawdzie studiuję japonistykę, ale w trakcie lektury byłam zaledwie w trakcie pierwszego roku...

Jedna rzecz nie ulega wątpliwości - w środowisku japonistycznym jest to najbardziej znienawidzona książka dotycząca Japonii. A to musi mieć jakieś podstawy.
Jak to ujął jeden z moich wykładowców: "Tak, Bator pisze bardzo dobrze literacko, to się bardzo dobrze czyta, tylko że to jest nieprawda"...
Użytkownik: Luiza_Stachura 02.08.2010 15:34 napisał(a):
Odpowiedź na: Przeczytałam "Japoński wa... | Aithne
Gniot to na pewno nie jest. Po prostu Joanna Bator popatrzyła na Japonię z perspektywy gender studies, a to mocno zmienia obraz każdej kultury, społeczności - to jest główny zarzut.

Zresztą każdy ocenia książkę nieco inaczej. Sporo osób przyjęło ją entuzjastycznie. Mnie zawiodła, bo nie spodziewałam się, że autorka będzie trzymać się kurczowo jednego tematu - życia seksualnego Japończyków, temat dodatkowo przefiltrowany został przez europejski światopogląd piętnujący wszystko to, co jest Inne xD'''' (powiedzmy sobie szczerze - reszta w "Japońskim wachlarzu" to tylko pretekst xD''')

To też nie tak, że to dobra literacko książka, bo "Japoński wachlarz" jest jednak utrzymany w formie quasi-reportażu, zapisków z podróży itp. Natomiast nie oceniam tu innych książek Bator.

Hm, Bator przede wszystkim rozmawiała z Japonkami, a one mówiły jej najprawdopodobniej po prostu to, co ich rozmówczyni chciała usłyszeć ; )

Japonistyka? Gratuluję wyboru i życzę powodzenia^^
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: