Ekologia. Dlaczego to nie brzmi dumnie?
Czy istnieje w ogóle coś takiego jak zbiorowa świadomość ekologiczna w tym kraju? Jestem przygnębiony postawą internautów wobec konfliktu w dolinie Rospudy. Co powoduje agresję słowną skierowaną w stronę aktywnych ekologów, wyzwiska od nierobów po małpy chodzące po drzewa? Dlaczego o ekologii wstyd jest mówić, pisać? Może bardziej obawa jak wstyd? Obawa przed zmasowanym atakiem ze strony chamstwa, ignorancji, zakompleksienia, może jakiegoś "podświadomego syndromu psa ogrodnika"? Czy może to taka nieszczęśliwie prymitywna retoryka jakiejś słusznej idei?