„MUZYKA w LITERATURZE„ - to KONKURS nr 16, który przygotowała
Anitra:
…………………………………………………………………………………………………………………………………………………
„I szła muzyka coraz szersza, coraz dalsza,
Coraz cichsza i coraz czystsza, doskonalsza,
Aż znikła gdzieś daleko, gdzieś na niebios progu!”
Adam Mickiewicz – „Pan Tadeusz”
Serdecznie zapraszam do udziału w konkursie
„MUZYKA w LITERATURZE”.
Przygotowałam 21 fragmentów dotyczących muzyki. Punktacja jest następująca:
- imię i nazwisko autora (1 pkt),
- tytuł utworu (1 pkt),
- odpowiedź na pytanie dodatkowe (2 pkt).
We fragmentach niektóre osoby oznaczyłam jako X i Y lub skróciłam do inicjału w formie [A.] (najczęściej jest to imię lub nazwisko). Jeśli we fragmencie wystąpiły dwie osoby o tym samym inicjale jedną z nich dla rozróżnienia oznaczyłam jako [A.*] (taki przypadek zachodzi we fragmencie nr 2). Niektóre określenia, które za bardzo ułatwiłyby rozpoznanie fragmentu również skróciłam do jednej litery.
Odpowiedzi proszę przesyłać na adres [...] do 11 lutego (sobota) do północy.
Przyznaję, że kilka fragmentów jest trudniejszych, ale jest też parę bardzo łatwych – mam nadzieję, że każdy znajdzie coś dla siebie. :)
Mam nadzieję, że pójdzie wam jak z nut. :P
Zapraszam do zabawy!
…………………………………………………………………………………………………………………
UWAGA!
Odpowiedzi nie zamieszczamy na Forum! Wysyłamy mailem!
FRAGMENTY KONKURSOWE
1.
Y nie wydawał się stworzony do muzyki. Mawiano, z francuska, że miał dłonie artysty i słuch artylerzysty. Już z chwilą rozpakowania instrumentów jego uwagę zwrócił teorban włoski - i swą podwójną skrzynką kołkową, i rozmiarami korpusu rezonansowego, liczbą strun i delikatnym dźwiękiem. X obstawała, by nauczył się na nim grać równie dobrze jak ona. Całe ranki spędzali na żmudnych ćwiczeniach w cieniu drzew, ona z cierpliwością i miłością, on zaś z uporem kamieniarza, dopóki skruszony madrygał, już bez oporu, nie stał się powolny ich palcom.
(...)
9 listopada grali w duecie pod drzewkami pomarańczowymi, bo powietrze było czyste, niebo wysokie i bezchmurne, gdy oślepiła ich błyskawica, ogłuszył huk jak przy trzęsieniu ziemi i X padła rażona piorunem.
Poruszone do głębi miasto uznało tragedię za grom boskiego gniewu za nieodpuszczalne grzechy. Y polecił zorganizować uroczystości pogrzebowe godne królowej, na których pokazał się po raz pierwszy w czarnych taftach, cały zbolały i wymizerowany, strój ten i wygląd zachowując już na zawsze. Gdy wrócił z cmentarza, zaskoczyła go w sadzie szalejąca pośród drzewek pomarańczowych śnieżyca papierowych gołębi. Na chybił trafił złapał jednego z nich, rozłożył i przeczytał: „Ten piorun był ode mnie”.
Kto uczył X muzyki?
2.
- A teraz muzyka! - rzekł [T.]. - Przynieście instrumenty.
[K.] i [F.] skoczyli po swoje worki i wrócili każdy ze skrzypcami; [D.], [N.] i [O.] wydobyli spod płaszczy flety, [B.] przyniósł z hallu bęben; [B.*] i [B.**] także wyszli na chwilkę i zjawili się z klarnetami, które pozostawili przedtem wśród lasek w sieni; [D.*] i [B.***] powiedzieli: - Przepraszam, zostawiłem swój instrument na ganku - na co [T.] zawołał: - Przynieście i mój przy sposobności! - Przytaszczyli więc dwie ogromne wiolonczele, większe niemal od nich samych, oraz harfę [T.] w zielonym pokrowcu. Była to piękna złota harfa, a gdy [T.] dotknął strun, natychmiast zabrzmiała muzyka tak niespodziana i słodka, że X zapomniał o wszystkim i wyobraźnia przeniosła go daleko, w tajemnicze krainy, nad którymi świecą dziwne księżyce, (...).
Gdzie odbywa się to muzykowanie?
3.
To było niezwykłe! X wstrzymała oddech i przystanęła, by popatrzeć. Pod drzewem, wsparty o pień plecami, siedział chłopiec i grał na fujarce. Chłopiec miał zabawną, miłą powierzchowność, wyglądał na dwanaście lat. (...) Na drzewie, o którego pień był oparty, siedziała wiewiórka patrząc na chłopca, zza krzaków zaś wyciągał szyję i nasłuchiwał bażant, a tuż przy nim siedziały dwa króliki, ruszając różowymi pyszczkami - wszystkie te zwierzaki jakby się coraz bardziej przysuwały, by słuchać łagodnych tonów fujarki.
Ujrzawszy X, chłopiec wyciągnął rękę i odezwał się głosem tak cichym jak jego granie.
- Nie trzeba się ruszać, bo pouciekają.
X stała nieruchoma. Chłopiec przestał grać i zaczął dźwigać się z ziemi. (...)
- Jestem Y - rzekł chłopiec. - Wiem, że to panna X.
X uprzytomniła sobie teraz, iż od razu wiedziała, że to musi być Y, nie kto inny. Któż inny bowiem potrafiłby tak czarować króliki i bażanty, jak Hindusi czarują węże?
Od kogo Y wiedział o X?
4.
X
(...) Widzę tu pianino. To pani córka grywa?
Y
Nie, zięć tam czasami.
X
Pani pozwoli, że spróbuję... (otwiera) O, pianino Erarda... Wie pani, to ciekawe... W Polsce bardzo rzadko można znaleźć instrument Erarda. I to w lesie...
Y
Ja się na tym nie znam. Czy to Erarda czy Edwarda... Przywiózł to z sobą, postawił i stoi.
X
(w zamyśleniu)
Tylko raz w jednym domu... grałam na takim pianinie... (po chwili zaczyna grać. Przerywa) Ach, mój papieros... Szukam, czy nie ma tu jakiejś popielniczki. - O, widzę tam na biurku, pod fotografią...
(Matka chce wstać.)
Niech się pani nie trudzi, podejdę...
(Chwila ciszy. Potem ze zdziwieniem, niemal z przerażeniem)
Kto to jest na tej fotografii?
Y
Mój zięć.
X
Pani zięć?
Y
A tam jego żona.
X
Jak się nazywa zięć pani?
Jak się nazywa zięć?
5.
Panna X, która tymczasem z dumną gracją zasiadła przy fortepianie, szeroko rozkładając śnieżne fałdy sukni, zaczęła teraz jakieś świetne preludium, rozmawiając jednocześnie. Zdawało się, że tego wieczora dosiadła wysokiego konia - tak słowa, jak i ton obliczone były na wzbudzenie nie tylko podziwu, ale zdumienia słuchaczy: widocznie chciała ich olśnić świetnością i śmiałością.
- (...) Panie [R.], niech pan teraz śpiewa, będę panu akompaniowała.
- Do usług pani - odpowiedział.
- Tu oto jest pieśń korsarza. Niech pan pamięta, że ja przepadam za korsarzami; i dlatego niech pan śpiewa z ogniem.
- Rozkaz z ust panny X zaprawiłby ogniem dzbanek mleka z wodą.
- Więc niechże się pan stara; jeżeli mi się śpiew pana nie spodoba, zawstydzę pana pokazując, jak się takie rzeczy powinno śpiewać.
- Jest to obiecywanie nagrody za nieudolność; będę się teraz starał, żeby mi się nie udało.
- Gardez-vous en bien! Jeśli pan będzie się rozmyślnie mylił, obmyślę za to odpowiednią karę.
- Pani powinna być miłosierna, gdyż ma pani w swej mocy karę, której śmiertelny człowiek nie zniesie.
- Proszę wytłumaczyć! - rozkazała.
- Niech pani daruje, to zbyteczne tłumaczyć, własne pani poczucie musi jej mówić, że jeden mars na jej czole równa się karze śmierci.
- Niech pan śpiewa! - powiedziała i dotknąwszy klawiszy zaczęła akompaniować w tempie brawurowym.
Kim jest X (proszę podać imię i nazwisko)?
6.
[F.]:
Skąd ta muzyka? Z powietrza czy z ziemi?
Już jej nie słychać, a grała na pewno
Na cześć jakiegoś boga na tej wyspie.
Kiedym na brzegu siedząc opłakiwał
Śmierć mego króla i ojca, spłynęła
Znad wód aż do mnie i lubą melodią
Ułagodziła ich gniew i mą rozpacz.
Poszedłem za nią, a raczej to ona
Mnie tu przywiodła - lecz teraz umilkła.
Nie, znów zaczyna.
(...)
Ta pieśń wspomina o mym zmarłym ojcu -
Nie jest to sprawa śmiertelnych, ta pieśń jest
Nieziemska. Słyszę ją teraz nad sobą.
Kto śpiewa pieśń?
7.
Wtem X podniósł nos i zaczął nasłuchiwać. Gdzieś daleko Y grał na organkach swoją najweselszą piosenkę (...). X pobiegł prosto w kierunku muzyki.
Na dole nad rzeką zobaczył Y, który siedząc na poręczy mostu dyndał nogami nad wodą. Na uszy wcisnął swój stary kapelusz.
- Cześć! - powiedział X siadając obok niego.
- Cześć! - odpowiedział Y i grał dalej.
(...)
Gdy Y odegrał ostatnią zwrotkę swej wiosennej piosenki, wsadził organki do kieszeni i zapytał:
- Czy [R.] już się obudził?
- Nie sądzę - odparł X - on zawsze śpi o tydzień dłużej od innych.
- W takim razie obudzimy go - powiedział stanowczo Y, zeskakując z poręczy mostu. - Musimy dziś zrobić coś niezwykłego, gdyż zapowiada się piękny dzień.
W jaki sposób X i Y wydostali się z domu?
8.
Czas po podwieczorku przeznaczyli na muzykę. A byli to wszystko ludzie muzykalni i zapewniam was, że umieli wziąć się do rzeczy, gdy rozpoczynali pieśń na jeden lub na kilka głosów. Zwłaszcza [T.] wprost przepięknie ryczał basem, przy czym ani nie nabrzmiewały mu żyły na czole, ani twarz nie robiła się czerwona. Żona siostrzeńca [S.] dobrze grała na harfie, między zaś innymi utworami odegrała prostą, naiwną melodię - istny drobiazg, w dwie minuty można by się go nauczyć gwizdać. Była to piosenka dobrze znana dziewczynce, która ongiś przyjechała po [S.] do szkoły, o czym przypomniał mu X. A gdy rozbrzmiały tony tej melodii, stanęły znów [S.] przed oczyma wszystkie obrazy, które mu ów [d.] pokazywał. Uczucia coraz tkliwsze wypełniały mu serce; pomyślał, że gdyby przed laty danym mu było częściej słuchać tej piosenki, umocniłby się może w cnotach serca ku własnej szczęśliwości.
Kim był X?
9.
Dyrektor powiedział, żeby od razu zacząć próbę, i byliśmy okropnie z tego zadowoleni, bo upiekła się nam lekcja. Panna [V.] – która uczy śpiewu – kazała nam śpiewać „[M.]”. Zdaje się, że to nie poszło zbyt dobrze, chociaż robiliśmy okropny hałas. Trochę co prawda wyprzedziliśmy starszaków. (...) Panna [V.] wymachiwała rękami jak wiatrak, żeby nas uciszyć, a potem zamiast skrzyczeć starszaków, że się spóźniają, skrzyczała nas, a przecież myśmy byli pierwsi na mecie, więc to było niesprawiedliwe. Możliwe, że to [R.] zdenerwował pannę [V.], bo kiedy on śpiewa, to zamyka oczy, więc nie widział, że trzeba już przestać, i dalej śpiewał „tralala”. Nasza pani powiedziała coś dyrektorowi i pannie [V.], a potem dyrektor nam powiedział, że tylko starsi koledzy będą śpiewać, a mali mają udawać, że śpiewają.
Z jakiej okazji odbyła się ta próba?
10.
[R.] prędko przeszła do salonu i zapaliwszy świecę wydobyła skrzypce z pudła. Na pulpicie rozłożyła partyturę. Gorączkowo podkręciła kołki, nastroiła instrument. Głowa pałała, ręce były zimne.
- Zagram czy nie zagram? Allegra nie ma co próbować. Adagio. Pamiętam każdą nutę. Tylko czy pasaże wyjdą?
Zupełnie tak samo wyraźnie jak szelest liści za szybą, plusk sadzawki i szkliste dzwonienie księżyca słyszała wiolonczele, flety, altówki Brahmsowskiego koncertu. Wyczekała, aż rozwieje się akord trąbek...
(...)
Poprzez kantylenę płynącą na fali klarnetów dotarła łatwo do sola, które wypadło bezbłędnie. Upojona uległością mięśni i współbrzmieniem fikcyjnej orkiestry, zwycięsko snuła pasaże. Ton nabierał z wolna mocy, forte espressivo miało już pełny wyraz, staccata, szóstki arpeggia ulatywały ze strun pasmami niezakłóconej błogości. Ostatnia fermata była jak szczęśliwe westchnienie.
[R.] płonęła. Ukończywszy adagio, stała prostsza, wyższa, lżejsza niż zwykle; czuła, że odjęto jej część ciężaru, serce uderzało równo, uwolnione z nadmiaru tęsknoty. Niebawem zakrzątnęła się żywo koło instrumentu, przetarła struny, podstroiła znowu...
- Dziś albo nigdy - szeptała. - Nie wiem co to... Ten księżyc... Czy może [K.] mi pomaga! Spróbuję teraz allegro non troppo.
Kim jest [K.] dla [R.]?
11.
- [G.], proszę mi zagrać „Zaproszenie do walca”.
- Dlaczego?
- Aby mi zrobić przyjemność, no i dlatego, że sama nie potrafię tego zagrać.
- Co pani sprawia trudność?
- Trzecia część, pasaż z krzyżykami.
Gaston wstał, siadł przy fortepianie i zagrał cudowną melodię Webera, której nuty leżały otwarte na pulpicie.
[M.], z ręką opartą o fortepian, wpatrywała się w zeszyt, śledząc każdą nutę i wtórując półgłosem. Kiedy [G.] doszedł do pasażu o którym wspomniała, zaczęła nucić i wystukiwać melodię palcami na wieku fortepianu.
- Re, mi, re, do, re, fa, mi, re, tego właśnie nie potrafię. Niech pan zacznie od początku.
[G.] usłuchał, po czym [M.] rzekła:
- A teraz ja spróbuję.
Zajęła jego miejsce i zaczęła grać, ale jej oporne palce myliły się ciągle przy tej samej nucie.
- Nie do uwierzenia - zawołała dziecinnym tonem - abym nie potrafiła zagrać tego pasażu! Czy uwierzycie, że czasem ślęczę nad nim aż do drugiej w nocy? Kiedy pomyślę, że ten głupi hrabia gra go bez nut, i to wspaniale, zaczynam się wściekać i dlatego, sądzę, nie znoszę go.
Ile osób było w pokoju?
12.
Czy zadumana w samotnej komorze
Do arfy zbliżysz nieumyślną rękę,
Przypomnisz sobie: właśnie o tej porze
Śpiewałam jemu tę samą piosenkę.
(...)
Czy to na balu w chwilach odpoczynku
Siędziesz, nim muzyk tańce zapowiedział,
Obaczysz próżne miejsce przy kominku,
Pomyślisz sobie: on tam ze mną siedział.
Jaki zawód wykonywał ojciec autora tego utworu?
13.
Wybrali się do Opery Miejskiej, gdzie grano „Orfeusza i Eurydykę”. [C.] zaprosił [T.]. (...)
Przez cały pierwszy akt Orfeusz skarżył się z łatwością, kilka kobiet w tunikach komentowało z wdziękiem jego nieszczęście i opiewało miłość w ariach. Sala reagowała z dyskretnym ciepłem. Zaledwie zauważono, że do arii z drugiego aktu Orfeusz dodał kilka tremolów, których tam nie było, i z nadmiernym nieco patosem prosił władcę piekieł, by dał się wzruszyć jego łzom. Jego gesty, chwilami gwałtowne, najbardziej świadomym rzeczy wydały się efektem stylizacyjnym, który wzbogacał tylko interpretację śpiewaka.
Dopiero w wielkim duecie Orfeusza i Eurydyki w trzecim akcie (moment, kiedy Eurydyka wymyka się swemu kochankowi) niejakie zdumienie ogarnęło salę. I jak gdyby śpiewak czekał tylko na to poruszenie się publiczności albo, co pewniejsze jeszcze, jak gdyby hałas idący z parteru upewnił go w tym, co czuł, wybrał tę chwilę, i w swym antycznym stroju, z rękami odsuniętymi od ciała i nogami rozkraczonymi w sposób groteskowy, podszedł do rampy i runął pośrodku sielankowej dekoracji, zawsze anachronicznej, która w tej postaci ukazała się jednak oczom widzów po raz pierwszy, i to w straszny sposób. W tej samej chwili bowiem orkiestra zamilkła, ludzie z parteru wstali i zaczęli powoli opuszczać salę (...).
Jakie inne przedstawienie można było zobaczyć w Operze Miejskiej?
14.
X nie lubiła kolegów ojca, tych wszystkich mężczyzn, których ubrania cuchnęły papierosami i kurzem. (...)
Ci właśnie znajomi ojca zasmakowali w polowaniach i przyjeżdżali z wielkiego lasu obwieszeni zającami albo bażantami. Kładli to wszystko w przedpokoju na stole, i zanim jeszcze siedli do stołu, wychylali po pół szklanki wódki. Dom pachniał bigosem.
X wiedziała, że takiego wieczoru będzie musiała grać. Pilnowała też, żeby był pod ręką Y ze swoim akordeonem. Niczego tak się nie bała jak ojca, kiedy się złościł.
Gdy nadszedł czas, matka kazała im wziąć instrumenty i iść do pokoju. Mężczyźni zapalali papierosy i zapadała cisza. X podawała ton i zaczynali z Y grać. Przy „Sopkach Mandżurii” [P.] brał swoje skrzypce i dołączał do duetu. [M.] stała w drzwiach i patrzyła na nich z dumą.
- Temu najmłodszemu kupię kontrabas - mówił [P.]. [W.] chował się za matkę, kiedy na niego patrzono.
Przez cały czas gry X myślała o martwych zwierzętach na stole w przedpokoju.
Jak mają na imię X i Y?
15.
X
Mój synu, wierz mi, że jesteśmy lepsi,
Niż głosi o nas powszechna opinia.
My nie chowamy niczego pod korcem...
Ale już dość tych poważnych dyskusji,
Czas rozweselić oczy twe i uszy!
Niech zabrzmi dźwięcznie harfa twa, dziewczyno,
A ty, tancerko, rozpocznij swe pląsy!
(muzyka i taniec)
[N. T.]
Podoba ci się?
Y
Hm...
X
No, śmiało, śmiało!
Co widzisz? Powiedz?
Y
Przecież to okropne:
W rozklekotane struny krowa wali,
A prosię wstrętne przy niej podryguje!
[N. T.]
Ha! Musisz zginąć! Pożryjcie go zaraz!
X
On patrzy jeszcze ludzkimi oczami!
[K. T.]
Obciąć mu uszy i wyłupić oczy!
[K. w Z.]
(płacząc)
Pozwala sobie na takie obelgi,
Kiedy my z siostrą gramy i tańczymy!
Y
Więc to ty byłaś? - Czasem człek się myli.
Trzeba się przecież trochę znać na żartach!
[K. w Z.]
Odwołaj zaraz!
Y
Niech mnie diabli wezmą,
Jeśli zełgałem, że taniec i granie
Były przecudne!
Gdzie znajduje się Y?
16.
Napomknąłem o jego grze na skrzypcach. Ta gra była godna uwagi, ale równie dziwaczna jak wszystko, co X robił. Mogę powiedzieć, że dobrze radził sobie z trudnymi rzeczami i miał dość duży repertuar, bo nieraz na moją prośbę grał mi pieśni Mendelssohna i inne ogólnie lubiane utwory. Ale pozostawiony samemu sobie rzadko kiedy grał znane melodie czy uciekał się w ogóle do muzyki. Wieczorem, odchylony w fotelu, siedział z zamkniętymi oczami i niedbale wodził smyczkiem po strunach skrzypiec opartych na kolanach. Czasem wydobywał z nich tony dźwięczne i melancholijne, czasem - fantastyczne i wesołe. Odzwierciedlały one jego myśli, ale absolutnie nie mogłem określić, czy dopomagały mu w rozmyślaniach, czy też były odbiciem chwilowego nastroju. Na pewno bym zaprotestował przeciw tym drażniącym popisom, gdyby nie to, że zawsze kończyły się one całą serią szybko następujących po sobie moich ulubionych utworów, odegranych tytułem rekompensaty za próbę nerwów.
Przy jakiej ulicy (i pod jakim numerem) mieszkał X?
17.
[H.]: X pochłonęła nas całkowicie, prawda, [P.]?
[P.]: Bez przerwy o niej mówimy.
[H.]: Uczymy.
[P.]: Ubieramy.
Pani [H.]: Co?!
[H.]: Odkrywamy coraz to nowe X-y.
(Mówią jeden przez drugiego.)
[H.]: Wiesz, ona ma fantastyczny słuch.
[P.]: Zapewniam drogą panią, że ta dziewczyna...
[H.]: Zupełnie jak papuga. Wypróbowałem na niej...
[P.]: ...to geniusz. Bardzo dobrze gra na fortepianie.
[H.]: ...wszelkie możliwe dźwięki, jakie może wydać istota ludzka...
[P.]: Braliśmy ją na koncerty muzyki klasycznej i na...
[H.]: Dialekty europejskie, dialekty afrykańskie, hotentockie...
[P.]: ...rewie, za każdym razem to samo. Gra wszystko...
[H.]: ...mlaskanie, dźwięki, których opanowanie zajęło mi długie lata, ona...
[P.]: ...ledwie wróci do domu, ze słuchu, czy to...
[H.]: ...chwyta w lot, jakby przez...
[P.]: ...jest Beethoven, Brahms, Lehar, czy Lionel Monckton.
[H.]: ...całe życie nic innego nie robiła.
[P.]: A przecież pół roku temu po raz pierwszy w życiu dotknęła palcem klawiatury fortepianu.
Pani [H.] (zatkała sobie uszy, bo obaj panowie, starając się przekrzyczeć jeden drugiego, wrzeszczą jak opętani): Sz-sz-sz-sz!
(Ucichli.)
[P.]: Bardzo panią przepraszam.
(Skruszony, odsuwa się z krzesłem.)
[H.]: Przepraszam. Jak [P.] zacznie krzyczeć, nikt nie może dojść do słowa.
Kim z zawodu jest X?
18.
Występ jej, choć niewybitny, sprawił miłe wrażenie. Po paru piosenkach, nim zdążyła spełnić prośby kilku osób i zaśpiewać coś jeszcze, została ochoczo zastąpiona przy klawikordzie przez swoją siostrę X, która będąc jedyną brzydką córką w rodzinie, pracowała usilnie, by zdobyć wiedzę i wykształcenie, i zawsze chętnie się popisywała.
Nie miała ani talentu, ani gustu, mimo to wrodzona próżność kazała jej być nie tylko pilną, ale i pedantyczną, a ponadto mieć o sobie wysokie mniemanie, nie do zniesienia nawet przy o wiele większej artystycznej doskonałości. Bezpośredniej i naturalnej Y słuchano z o wiele większą przyjemnością niż X, choć przecież Y grała znacznie gorzej. X wykonała długi, poważny utwór, lecz uznanie zdobyły jej dopiero szkockie i irlandzkie melodie, odegrane na prośbę młodszych sióstr, które z kilkoma osobami z rodziny [L.] oraz z paroma oficerami zajęły się ochoczo tańcem w kącie pokoju.
Kim jest X (proszę podać imię i nazwisko)?
19.
Biesiada upłynęła w wesołym nastroju. Krążyły żarty i anegdoty, gromki śmiech dzwonił po lesie. Y śmiał się wraz z innymi, policzki zapłonęły mu nadzieją, w której utwierdził go X.
Wreszcie uczta dobiegła końca i X zwrócił się do Y, który siedział przy nim.
- Tyle się mówi o twoim śpiewie, Y - powiedział - że radzi byśmy też podelektować się twym kunsztem. Nie zechciałbyś nas czymś uraczyć?
- Naturalnie - odpowiedział ochoczo Y. Nie był bowiem żadnym trzeciorzędnym śpiewakiem, którego trzeba prosić do znudzenia, odpowiadał od razu „tak”lub „nie”. Biorąc więc do ręki swoją harfę, leciutko przebiegł palcami po dźwięczących słodko strunach i cisza zapadła wśród biesiadników. Na tle cudnej muzyki zaczął śpiewać (...).
Kiedy Y skończył, zapanowała cisza jak makiem zasiał, wszyscy wlepiali tylko oczy w urodziwego śpiewaka, bo tak cudny był jego głos i muzyka, że każdy siedział z zapartym tchem, bojąc się nie utracić tego, jeśli coś jeszcze nastąpi.
W jakiej nadziei utwierdził Y-a X?
20.
Jak wynika z moich notatek, przez resztę popołudnia panował prawdziwy obłęd: zebranie za zebraniem, jakieś kłopoty z kserokopiarkami pod nieobecność pani Trexler, która wyszła do dentysty, seminarium prowadzone przez jednego z kandydatów na stanowisko dyrektora. Zdążyłem jednak wysłać gwiezdną mapkę X faksem do Steve'a, zanim udałem się na uroczystą kolację z kandydującym.
(...)
Zabrałem naszego kandydata do restauracji „Asti” w Dolnym Manhattanie, gdzie właściciel i kelnerzy mają zwyczaj wyśpiewywania arii do akompaniamentu pobrzękujących sztućców i zachęcają klientów, by robili to samo. Ale doktor Choate nie przejawiał zainteresowania muzyką i zjadł obiad w posępnym milczeniu. Ja za to bawiłem się świetnie, udało mi się schwycić zębami knedel w locie, odśpiewać partię Nadira z „Poławiaczy pereł” w pięknym duecie i jeszcze zdążyłem na pociąg do Connecticut o dziewiątej dziesięć.
Kim jest Steve dla narratora?
21.
Był to chłopak nierozgarnięty bardzo i jak wiejskie dzieciaki przy rozmowie z ludźmi palec do gęby wkładający. Nie obiecywali sobie nawet ludzie, że się wychowa, a jeszcze mniej, żeby matka mogła doczekać się z niego pociechy, bo i do roboty był ladaco. Nie wiadomo, skąd się to takie ulęgło, ale na jedną rzecz był tylko łapczywy, to jest na granie. Wszędzie też je słyszał, a jak tylko trochę podrósł, tak już o niczym innym nie myślał. (...)
Wiosną uciekał z domu kręcić fujarki wedle strugi. Nocami, gdy żaby zaczynały rzechotać, derkacze na łąkach derkotać, bąki po rosie burczyć; gdy koguty piały po zapłociach, to on spać nie mógł, tylko słuchał i Bóg go jeden wie, jakie on i w tym nawet słyszał granie... Do kościoła matka nie mogła go brać, bo jak, bywało, zahuczą organy lub zaśpiewają słodkim głosem, to dziecku oczy tak mgłą zachodzą, jakby już nie z tego świata patrzyły...
Ile lat miał X?
==================================
Dodane 20 kwietnia 2011:
Tytuły utworów, z których pochodzą konkursowe fragmenty, znajdziesz tutaj:
Rozwiązanie konkursu