Dodany: 22.07.2019 18:34|Autor: Marioosh
Instrukcja wyrywania chwastów narracyjnych
Powiem wprost – fakt, że autor pięć i pół roku po swoim debiucie wydaje podręcznik pisania, świadczy moim zdaniem o tym, że albo zatracił instynkt samozachowawczy, albo osiągnął wysoki poziom megalomanii, albo jego wydawcy nie chcą zarzynać złotej kury; czekam więc teraz z niecierpliwością na książkę kucharską „Gotuj z Mrozem” lub przewodnik „Idź w góry śladem Forsta”. Wiem, że jestem złośliwy, ale mimo wysiłków, nie jestem w stanie wyobrazić sobie instrukcji Stanisława Lema, jak się pisze powieści albo Wisławy Szymborskiej, jak się układa rymy. A żeby było jeszcze ciekawiej, Stephen King - na którym Mróz się wzoruje - do swojej książki „Jak pisać. Pamiętnik rzemieślnika” dojrzewał pięć razy dłużej; wiedzy, do jakiej King doszedł po dwudziestu sześciu latach pisania, Mróz nabrał już po niecałych sześciu.
Krzysztof Varga w swoim felietonie w „Dużym Formacie” nie zostawił na tej książce suchej nitki, więc wiedziałem, czego oczekiwać, ale mimo wszystko rzeczywistość przerosła moje oczekiwania. Książka dzieli się na dwie części. Pierwsza jest w pewnym sensie autobiografią pisarza; dowiadujemy się, że Mróz w młodości przeczytał mnóstwo powieści, a „imperatyw snucia opowieści”[1] tkwił w nim już w wieku przedszkolnym. Z czasem ten imperatyw pchnął go do samodzielnego napisania książki i wtedy stwierdził: „Pokochałem pisanie. […] Zrozumiałem, że nie chcę robić w życiu nic innego”[2]. Później czytamy o próbach wydania jego debiutu, a kiedy to się udało, to dalej już poooooooszło, na dziś doszło do 36 pozycji, a do emerytury – bo Mróz sam przyznał, że zrobi „wszystko, by robić to zawodowo”[3] – trzymając aktualne tempo pewnie dojdzie do dwustu.
W drugiej części Remigiusz Mróz niczym Wujek Dobra Rada instruuje nas, jak napisać pierwsze zdanie, w jakim rodzaju narracji dobrze jest prowadzić akcję, jak zwięźle pisać dialogi (szkoda tylko, że sam w takim na przykład „Behawioryście” się do tej rady nie dostosował), na sprawach technicznych - typu: używanie wielkiej litery, stawianie kropek, dobór odpowiedniej czcionki czy wybór między dywizem a minusem - skończywszy. Cała ta instrukcja sprowadza się jednak do tego, że „wszystkim nam ostatecznie chodzi przecież o to, by forma była jak najbardziej przystępna”[4] – czyżby tu leżał pies pogrzebany? Czyżby czytelnik Mroza miałby być nie osobą samodzielnie czegoś dociekającą, tylko w księgarni kupującą i w pociągu lub na plaży kartkującą? Piszę „w pociągu” nie bez podstawy, bo według mojej pobieżnej obserwacji czytających pasażerów w trójmiejskiej SKM-ce ten pisarz jest bardzo poczytny. A żeby było jeszcze weselej, autor sugeruje potencjalnym pisarzom: „pisz tak, jak uznasz to za stosowne”[5], „ryzykuj i kombinuj do woli”[6] i „złotego środka nie ma"[7] – więc jak, żelazna dyscyplina czy improwizacja?
Cały czas jednak towarzyszyła mi przy czytaniu tej książki myśl, że tak właściwie Remigiuszowi Mrozowi chodziło o podsycenie swojego narcyzmu – mamy tu tak wiele odniesień do innych pisarzy, że czytelnik po prostu musi się czuć zażenowany, gdy sam nie ma tak rozległej wiedzy, o czasie na pochłanianie tej wiedzy nie wspominając. Ten narcyzm dodatkowo widać w technicznych analizach różnych książek – rozczuliło mnie poprawianie „Syna” Jo Nesbø: drugi akapit można by scalić z trzecim, a czwarty z piątym; obrywa się też „Pięćdziesięciu twarzom Greya” za chwasty narracyjne. No i Wujek nie byłby sobą, gdyby nie przestrzegł swoich uczniów przed popełnianiem błędów językowych typu „w cudzysłowiu”, „wziąć coś na tapetę” albo „w dniu dzisiejszym” – i chwała mu za to, tylko dlaczego sam używa zwrotu „dra House'a”?
Cóż, przebrnąłem przez tę skarbnicę mądrości i teraz nie pozostaje mi nic innego, jak tylko samemu zacząć pisać. Mam tylko do Ciebie, Wujku Dobra Rado, jedno pytanie: jakiej porady udzieliłbyś komuś, kto poczuł w sobie imperatyw pisania, zrobił research, opracował plan i wie, jakiej użyć czcionki, ale nie chce być wyrobnikiem siedzącym od-do w kombinacie, tylko chce pisać, bo po prostu poczuł do tego pasję, poszedł do wydawnictwa, a tam powiedzieli mu: „Cóż, to jest literatura niszowa, nakład więc będzie malutki, z każdej sprzedanej książki autor dostaje 2 złote, więc majątku z tego nie będzie” i cała para z niego uszła?
[1] Remigiusz Mróz, „O pisaniu na chłodno”, wyd. Czwarta Strona 2018, str. 18.
[2] Tamże, str. 78.
[3] Tamże, str. 78.
[4] Tamże, str. 179.
[5] Tamże, str. 179.
[6] Tamże, str. 158.
[7] Tamże, str. 185.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.