Nawet ci, którzy nie czytali nigdy pozycji Doroty Terakowskiej, słyszeli zapewne o specyfice jej książek. Są one (przynajmniej te, które przeczytałam) utrzymane w podobnej atmosferze: pełnej tajemniczości, magii, niezwykłości i cudów...
Jednak ja do samego końca, do ostatniej kartki wierzyłam, że autorka wybrała inną ścieżkę, że zboczyła z utartego toru. Mogę powiedzieć, że miałam nadzieję, że "Tam, gdzie spadają anioły" skończy się w sposób może nie - prawdopodobny, ale bardziej "ziemski". Osobiście uważam, że jest to bajka, której atmosfera nie ma nic wspólnego z ziemskim padołem. Opowiadanie, które można czytać dziecku, którego i tak nie skłoni owa treść do wręcz egzystencjalnych refleksji. Książka wyidealizowana, opowiadająca o marzeniach, snach, życiu, jakie byśmy chcieli prowadzić, w którym cuda się zdarzają, lecz ja uważam, że książka cudem nie jest, a przynajmniej nie jest pozycją, którą poleciłabym zbłąkanym dojrzałym ludziom, którzy poszukują sensu w szarym, złym życiu.