Dodany: 04.10.2008
|
Autor: illerup
W ryżowiskach Azji odbija się potłuczone lustro świata. Okruchy tego lustra to reportaże zebrane w tej książce. Właśnie okruchy, gdyż to zaledwie cząstkowe spojrzenie na Azję, która w sensie politycznym, gospodarczym, kulturowym, geograficznym i każdym innym jest zresztą pojęciem równie umownym i niedokładnym jak Trzeci Świat.
Pozostałe kontynenty są pod wieloma względami znacznie sobie bliższe i łatwiej z nich układać klocki syntez. Natomiast gdy przyglądać się Azji, przychodzą na myśl słowa Aleksego Tołstoja o demonie, który pokruszył świat na mnóstwo różnorakich kawałków i pomieszał je. Tak więc proponowanie stanowczych uogólnień byłoby z mojej strony zbytkiem odwagi. Przytaczam tylko jak gdyby luźne "przykłady na Azję", których doborem rządził po trosze własny subiektywizm, a po trosze kierunki moich podróży. Ten drugi wzgląd sprawił, że sporo miejsca zajął w książce Wietnam, a także Kampucza, oglądana tuż po czerwonokhmerskim kataklizmie.
Przyznam jednak, że zależało mi na zwróceniu uwagi Czytelnika na pewien szczególny rys azjatycki. Mam na myśli przykry kontrast, jaki musi ukłuć w oczy każdego, kto zetknął się z Azją. Jest to wielki rozziew (może nawet lepiej powiedzieć - przepaść) między świadectwami świetnej przeszłości a rzeczywistością. Między głębokim oddechem przedwczoraj, a astmatyczną zadyszką dzisiejszości. Co krok natrafiamy w Azji na imponujące ślady tego, co było i potykamy się o smutek tego, co jest. Podziwiamy zabytki, z których promieniuje talent dawnych mistrzów i potęga władców, a jednocześnie otaczają nas widoki upokarzającej biedoty, niegodnej epoki lotów międzygwiezdnych*.
---
* Jerzy Chociłowski, "Okruchy Azji", wyd. Młodzieżowa Agencja Wydawnicza, 1986, s. 7.