Pisząc sto jedenaście wierszy tomu "Zapiski z czterech lat" Eugenio Montale miał 80 lat i odebrał – w 1975 roku – literacką Nagrodę Nobla. Był nie tylko poetą. "Pisałem wiersze – mówił w przemówieniu podczas uroczystości noblowskiej – i za nie dostałem nagrodę, lecz byłem również bibliotekarzem, tłumaczem, krytykiem literackim i muzycznym, a nawet bezrobotnym przez rozpoznany niedostatek wierności reżimowi, którego nie mogłem kochać". Uprawiał też "niepotrzebność", a za jedno z głównych zagrożeń swojego czasu uważał komercjalizację. Co do wierszy, które (wciąż w wystąpieniu noblowskim) określał jako "wytwór absolutnie niepotrzebny, lecz prawie nigdy szkodliwy", "Zapiski z czterech lat" są jego szóstym tomem i okazały się również ostatnim opublikowanym za życia.
W "Zapiskach z czterech lat" żyje ten sam świat, który Montale nazywał i opisywał wcześniej, w wierszach układanych z wielką starannością od 1920 roku. Tyle tylko, że tym razem będzie to świat żyjący poza tym, co zwykliśmy nazywać życiem. Rozbity na skorupy i przemieszany, jak gdyby przeorało go potężne trzęsienie ziemi. Poeta zobaczył go w ostatecznej formie, w jego sensach i niedorzecznościach, w jego radościach i bólu, i uznał, że forma wierna tej ostatniej odsłonie życia jest najbardziej adekwatnym jego zapisem. Znajdziemy więc w "Zapiskach z czterech lat" imiona i kryptonimy kochanych ludzi i zwierząt. Niekiedy – ich nową obecność, ożywioną przez sen lub ruchy pamięci. Każde wspomnienie o innych stworzeniach jest u starego Montalego, osieroconego przez bliskich, jasne i gorące, nostalgiczne, wdzięczne i nierzadko miłosne. Bez złudzeń pozostawi nas natomiast jego stosunek do tego, co zwykliśmy nazywać ideą. Do tęsknot za sensem, za Bogiem i logiką historii.
[Wydawnictwo a5, 2017]