Układanie antologii jest omal nieuniknienie aktem arogancji. Oto ktoś proponuje nam, co czytać należy i warto, decyduje, co godne jest wyróżnienia. Bo on wie. I na tym może właśnie polega oryginalność tej tu antologii, że ja nie wiem. Znalazły się więc w niej i dzieła lotu najwyższego, i średniego, i nawet niskiego zgoła. Nie chodzi bowiem o spacer po wierchach. Mamy w kraju podniosłe Tatry, wyżyny, niziny, a także depresję żuławską. Podobnie w życiu i podobnie w poezji. Na tym zresztą zasadza się poezji w życiu obecność.
Znajdziecie tu celne (nie zawsze) strofy wieszczów, obok wierszy, które filolodzy zakwalifikowaliby pogardliwie jako "teksty piosenek" (jakby nie śpiewali piosenkarze tekstów wieszczów), obok kiczu, wykwitów dawnej i znacznie mniej dawnej politycznej propagandy, ludowej naiwności, małomieszczańskiej czułostkowości czy libertyńskiego wyuzdania... Jakże te rymy sobie przeczą, jakże się czasem wręcz nienawidzą, jakże różne głoszą prawdy i różnym schlebiają bogom. Są oczywiście w krainie poezji i mądrość, i bezinteresowne piękno. Jak wszystkie ziemskie krainy nie jest ona jednak wolna od głupoty i draństwa. Stąd tytuł tej antologii.
Pracując nad indeksem zorientowałem się nagle, że brak w nim nazwisk nieraz dla poezji polskiej znaczących [...]. A jednak nie przejąłem się tym specjalnie i nie naniosłem gorączkowych poprawek. Bo i po cóż? - To nie jest żadna obiektywna książka telefoniczna. To tylko swoisty raport o Polaków miłościach, nienawiściach, przerażeniach, tęsknotach, uciechach, chuciach i nienasyceniach, słowem wiązanym przez nich samych wyrażonych*.
---
* Ludwik Stomma, w: "Antologia poezji głupich i mądrych Polaków w Ludwika Stommy wyborze", Polska Oficyna Wydawnicza "BGW", 1985, str. 5-7.