Dodany: 31.08.2016 10:48|Autor: misiak297

Niebezpieczny, nieuchwytny


Inspiracją dla powstania "Nieuchwytnego" – kryminału milicyjnego Barbary Gordon (za którym to pseudonimem skrywa się Larysa Zajączkowska-Mitzner) wydanego po raz pierwszy w 1977 roku – stała się autentyczna sprawa "wampira z Zagłębia", seryjnego mordercy kobiet. Jeśli wierzyć wydawcy, niniejsza powieść przyczyniła się do aresztowania Zdzisława Marchwickiego, budząc czujność społeczeństwa. Trudno rozstrzygnąć, ile w tym prawdy, a ile marketingu.

W pewien mglisty październikowy wieczór pielęgniarka Anna Jaroń, narratorka powieści, odbywa domowe wizyty w związku z panoszącą się w Świerniku epidemią grypy. To właśnie wtedy nieoczekiwanie natyka się na zwłoki jednej ze znajomych kobiet. Michalina Brydowa została brutalnie zamordowana. Milicja wszczyna dochodzenie, nieformalne śledztwo podejmuje także siostra Anna, która cieszy się dużym społecznym zaufaniem. Ludzie lubią się jej zwierzać. Jak sama wyjaśnia:

"Nie jestem wścibska, nie lubię się nikomu narzucać. Wprawdzie różni ludzie, z którymi się stykam, opowiadają mi mnóstwo rzeczy o sobie i o innych, ale czynią to wyłącznie z własnej woli i potrzeby zwierzania się. Wysłuchuję zawsze tych jeremiad i plotek cierpliwie, komentuję skąpo, przeważnie kiwam głową, co może oznaczać i »tak«, i »nie«, albo »no, no, kto by pomyślał«. Ludziom to wystarcza. Nie po to do mnie mówią, kiedy z odwiniętym rękawem czekają na zastrzyk, pocą się z bańkami na plecach albo w zwolnionym tempie zapinają płaszczyki swoich dzieci, przyprowadzonych na zabieg – żeby oczekiwali ode mnie ingerencji w ich sprawy. Po prostu: kiedy człowiek ma kłopoty, zwłaszcza z rodziną, albo odwrotnie, rozpiera go radość, musi się przed kimś wygadać. I to właśnie przed kimś takim jak ja – dość dobrze znanym, a jednak dość obcym na to, aby nie mógł być posądzony o stronniczość"[1].

Niebawem morderca uderza raz jeszcze. Tym razem jego ofiarą pada ładna młodziutka dziewczyna przeżywająca dramat miłosny. Niedługo przed śmiercią zwierzała się siostrze Annie ze swoich kłopotów. Czy za jej śmierć odpowiada chłopak, który ją zwodził? Szybko okazuje się, że Mariola nie jest ostatnią ofiarą. Zabitych kobiet przybywa, mieszkańcy Świernika są przerażeni, a milicja bezradna.

"Barykadowałyśmy się w domach. Poszczególne mieszkania, a zwłaszcza domki na przedmieściach zaczęły przypominać twierdze. Nie wpuszczano za próg nikogo bez skrupulatnego uprzedniego stwierdzenia: kto, do kogo i po co. Rzadko zobaczyć można było nawet w dzień idącą samotnie kobietę. Ażeby przejść kilkanaście kroków do sklepu, zwoływałyśmy się po dwie, po trzy. Z pracy wracało się gromadami. Jeżeli któraś z nas wysiadała z tramwaju albo autobusu na przystanku i widziała, że nikt nie idzie w kierunku jej domu, najczęściej czekała na następny autobus czy tramwaj, spodziewając się, że wysiądzie wreszcie ktoś, pod czyją opieką będzie mogła bezpiecznie przebyć czekającą ją drogę. Mężczyźni wychodzili na spotkanie swoich żon, matek, córek i sióstr. Wszyscy (…) zrobiliśmy się płochliwi i podejrzliwi. Straszył nas najmniejszy szelest przy drodze, oglądaliśmy się, czy ktoś nie skrada się za naszymi plecami, z wrogością zerkaliśmy na każdego nieznajomego, spieszącego w tym samym co my kierunku"[2].

Autorka bardzo sugestywnie opisuje narastającą psychozę:

"Wszyscy mówili nieustannie o sprawie »wampira«. Kładła się ona cieniem ponurej trwogi nad naszym miastem. Wiało na nas od niej i grozą, i mrożącym chłodem. Rozprawialiśmy gorączkowo, ale wewnętrznie kuliliśmy się ze strachu i wstrętu, właśnie tak, jak kuli się człowiek, smagany lodowatym wiatrem. Było to jak jakaś zaraza, jak morowe powietrze w dawnych wiekach, wyzwalające w zwykłych, przeciętnych, ani bardzo dobrych, ani bardzo złych, ludziach reakcje niespodziewane. I negatywne. Stawaliśmy się nie tylko podrażnieni, łatwi do uniesień, skorzy do oskarżeń i podejrzeń, ale i wrodzy sobie wzajemnie, okrutni, bezduszni. Tak pożądana czujność zaczęła przekształcać się w zupełną nieufność do ludzi, w niewiarę w ludzi. No, bo jeżeli to możliwe, żeby w człowieku, który żyje wśród nas, siedziała taka bestia... Właśnie: wśród nas. On był wśród nas. I każdy go szukał, a wzrok nasz stawał się coraz bardziej ostry i wojowniczy. Nie każdy może umiał sobie z tego zdać sprawę, co i jak czuje, ale ja w tamtym czasie myślałam, że podobni staliśmy się do ludzi, którzy stanęli nad przepaścią i zajrzeli w jej koszmarną głąb. Wszystkim nam zakręciło się, zamąciło w głowach. Jak wiadomo, wypukłe szkło, czyli soczewka, skupia w sobie rozproszone słoneczne promienie. Jeżeli jest odpowiednio gruba i należycie ustawiona, można wiązką tych przepuszczonych przez nią promieni zapalić kawałek papieru, a nawet drzewo. Wydawało nam się może, iż rozsiane wśród nas wszystkich odrobinki zła, które wszyscy w sobie nosimy, nagle zestrzeliły się w jedno ognisko, w spalający, niszczący płomień – czyny, dokonywane przez »wampira«"[3].

Kryminały milicyjne kojarzyły mi się zawsze z literaturą niższego sortu, miałką, banalną, tendencyjną. W tym aspekcie "Nieuchwytny" bardzo mile mnie zaskoczył. Narastające napięcie, wymyślna intryga, barwne postaci (Gordon rysuje ciekawe portrety psychologiczne swoich bohaterów), doskonale nakreślone tło społeczne, żywa narracja, rozmaite smaczki obyczajowe, zaskakujące rozwiązanie (no, dobrze, akurat ja się domyśliłem, kto kryje się za tymi morderstwami, ale dla wielu czytelników może to nie być takie łatwe do odgadnięcia) sprawiają, że ta książka jest rasowym kryminałem. I można autorce wybaczyć pewne usterki – spowiedź mordercy poprowadzoną przez kilkanaście końcowych stron, niestrawne moralizatorstwo w finale, pewne uproszczenia na poziomie fabuły.

I dziś "Nieuchwytny" może się okazać pasjonującą lekturą dla miłośników kryminałów, nie tylko milicyjnych.


---
[1] Barbara Gordon, "Nieuchwytny", wyd. LEGAT, 1990, s. 18-19.
[2] Tamże, s. 112-113.


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 944
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: