Dodany: 30.07.2016 13:44|Autor: A.Grimm

Polacy poza horyzontem


Wyobrażenia Polaków o ojczyźnie i jej przeszłości zostały w dużej mierze ukształtowane przez jej szczególną, nierzadko naznaczoną wielkimi trudnościami, historię, a poniekąd i przez położenie geograficzne. Dzisiaj, w XXI w., kiedy kolonie są tylko wspomnieniem, a Ziemia poznana wzdłuż i wszerz, nie licząc rzecz jasna morskich głębin, niektórzy z rodaków – może w ramach kompensacji – skłonni są odczuwać pewnego rodzaju wyższość nad tymi narodami, które zaciągnęły moralny dług u kolonizowanych, czasami podbijanych ludów. To odczucie jest oczywiście tylko jednym z wielu składników szczególnego obrazu Polski i jej przeszłości – obrazu, w którym mit Polaka podróżnika wydaje się równie wiarygodny i popularny, co mit Polaka przekładającego wspólnotowość nad rozbuchany indywidualizm. W istocie nie kojarzymy w ogóle naszych przodków jako podróżników – obecnie to co innego, w czasach globalizacji podróżnikiem, niech będzie, że ćwierćpodróżnikiem, jest prawie każdy po trochu. Ale dawniej? Postrzegamy polskość, przynajmniej w jej historycznym wydaniu, raczej przez pryzmat religii, czasami w kontekście słowiańskiej łagodności, w której nie jesteśmy skorzy dostrzegać źródła podróżniczych szaleństw, nasz narodowy charakter łączymy oczywiście również z walkami, najpierw obronnymi, później już o niepodległość, a więc o tę konkretną ziemię (i kulturę, ale ona kwitła właśnie tutaj, nad Wisłą), trochę na bok przy tym spychając tak wrośnięte w naszą historię doświadczenie emigracji. Horyzont dla polskości wydaje się więc ściśle określony, a poza nim... a poza nim to już nie my.

A jednak Polacy też podróżowali. Joanna Łenyk-Barszcz i Przemysław Barszcz postanowili pokazać naszych rodaków również w tej mniej popularnej dla nas roli. Ich książka „Poza horyzont. Polscy podróżnicy” to zbiór 12 opowiadań ułożonych w porządku czasowym – traktujących o najdawniejszych (bo średniowiecznych) polskich, czy też pochodzących z Polski, podróżnikach, takich jak Świętosława, książę Jaksa i Benedykt Polak, o tych, którzy brali udział w wielkich odkryciach geograficznych (Gaspar da Gama, rzemieślnicy w pierwszej amerykańskiej osadzie, Krzysztof Arciszewski), i wreszcie o tych, których – o ironio – za granicę wypchnęła poniekąd właśnie martyrologiczna strona naszej historii, ta, którą skłonni jesteśmy wiązać z bliskimi nam ziemiami (Maurycy Beniowski, Jan Kubary, Benedykt Dybowski). Oczywiście nie do wszystkich tych postaci pasuje słownikowa definicja podróżnika. Świętosława wyruszyła na północ z powodów politycznych, Jaksa nie tyle podróżował, ile pielgrzymował, a polscy rzemieślnicy znaleźli się w Jamestown jako osadnicy, w jakiejś mierze z przyczyn ekonomicznych – te delikatne odstępstwa nie zmieniają jednak ogólnej wymowy tej bogato ilustrowanej książki. Wszystkich dwanaścioro bohaterów tych opowiadań poznawało, czasami jako pionierzy, nowe ziemie, ludy i kultury, nawet jeśli nie zawsze było to ich intencją. W tym wymiarze byli więc jak najbardziej podróżnikami.

Samo wyciągnięcie zakurzonych portretów z szafy mogłoby jednak nie wystarczyć do zainteresowania nimi odbiorców. W końcu życie podróżników aż się prosi o taką literacką interpretację, która pokazywałaby ich nie tyle z encyklopedyczną dokładnością naznaczoną dystansem, ile w działaniu – jako naocznych świadków niewidzianych wcześniej krain, a je same jako coś świeżego i tajemniczego. Szczęśliwie autorzy starali się, aby obraz naszych podróżujących przodków był możliwie jak najmniej statyczny. We wszystkich opowiadaniach towarzyszymy im wraz z narratorem, który czasami jest zresztą mocniej związany z perspektywą postaci, i jedynie w utworze poświęconym Jaksie, chronologicznie pierwszym, pielgrzymującego do Ziemi Świętej rycerza poznamy pośrednio – dzięki studentowi, który po wiekach, współcześnie, odkrywa jego tajemnicę. Dla tak różnych postaci, w tak różnych czasach wypadało też poszukać – aby rzeczywiście żadna z nich nie przypominała żywej skamieliny – innych rozwiązań fabularnych i narracyjnych: znajdziemy tu nieco dłuższe, bardziej złożone teksty (jak te poświęcone da Gamie, rzemieślnikom z Jamestown czy wspomnianemu Jaksie), krótsze, przedstawiające postaci w drodze do jednego, konkretnego celu (jak w przypadku Benedykta Polaka jadącego z listem od papieża do chana Mongołów czy Warszewicza poszukującego rzadkiego storczyka), a także impresje („Smuga cienia na szmaragdowych wyspach” o Kubarym czy „Akwarela z Japonią” o Fałacie). We wszystkich starano się również pogodzić kontekst historyczny z bardziej indywidualnym portretem, tak aby podróżnicy nie wydali się nam tylko pionkami przesuwanymi po planszy przez niezależne od nich wydarzenia. Bo i owszem, Dybowski, Kubary czy Beniowski zostali przez historię wypchnięci z polskich ziem, i to o tysiące kilometrów stąd, Arciszewski zaś wcześniej z powodu popełnionej zbrodni, ale ich odkrycia i podróże miały już źródło w pasji, odwadze, żywiołowej naturze i chęci zapomnienia o bolesnej przeszłości. Tak pokazani są zwyczajnie bardziej autentyczni, a przez to i ciekawsi.

Naturalnie, to nie literackie walory powinny nas zajmować podczas lektury tej publikacji, w każdym razie nie one są decydujące. To stwierdzenie może brzmieć jak asekuracja, próba tłumaczenia twórców z tego, że swoimi opowiadaniami nie dorównują może finezji mistrzów krótkiej formy – co nie oznacza, że będziemy cierpieć przy czytaniu, nie powinniśmy – ale nie o to tutaj przecież chodzi, istotni są bohaterzy tych utworów, ich pasja i to, co odkrywają. Innymi słowy, liczy się również popularyzatorki charakter tej książki, i to popularyzatorski w najlepszym tego słowa znaczeniu. Trudno wypowiadać się za innych, ale można chyba zaryzykować tezę, że polscy podróżnicy przedstawieni przez Joannę Łenyk-Barszcz i Przemysława Barszcza są szerzej nieznani, być może paru z nich kojarzy się tylko ze słyszenia, a i to za sprawą innego kontekstu (Beniowski, Fałat). „Poza horyzont” to zaś autentyczny i silny bodziec, także dzięki bibliografii umieszczonej na końcu, do poznania ich historii również z innych źródeł, a szerzej – poznania również krain, które zwiedzali, i ludów, które spotykali. Bodziec zresztą nieodzowny, samo wymienienie nazwisk i próba przekonania drugiej osoby, że warto byłoby dowiedzieć się czegoś o ich posiadaczach, mogłyby być bowiem niewystarczające. Trzeba czego więcej – umiejscowienia opisywanych podróżników w fikcyjnej, mniej lub bardziej atrakcyjnej oprawie, dzięki której aż się proszą o odnalezienie ich za pomocą internetowej wyszukiwarki czy w bibliotece. I być może, wbrew możliwym intencjom, nie chodzi tylko o ich polskość – acz jej wątek dyskretnie przewija się przez wszystkie opowiadania – lecz także o tę czysto podróżniczą pasję, pasję odkrywców, jak najbardziej obecną w „Poza horyzont”.

[Tekst został opublikowany również na stronie lubimyczytać.pl i na blogu autora]

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 597
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: