Dodany: 22.01.2005 19:06|Autor: groch
Czytać Jane Eyre to poznać losy Charlotty?
Po "Dziwne losy Jane Eyre" sięgnęłam podczas świąt Bożego Narodzenia, które zapewniły całkowity spokój od trosk doczesnych i pozwoliły zająć się sprawami dalekimi od codziennej rutyny. A że byłam niedługo po lekturze biografii rodziny Bronte, pozycja ta przykuła mój wzrok. Ciekawił mnie sposób jej napisania, jak i świat widziany oczami Charlotty.
Jak wiele elementów ze swojej biografii mogła tam wpleść? Ile marzeń mogło zmieścić się w powieści tej niezbyt ładnej (jak mówiono) panny, córki niebogatego pastora, mieszkającej na odludziu gdzieś w zachodniej części północnej Anglii, na kamiennej plebani pośród wrzosowisk i hulających wichrów?
Okazuje się, że wiele i jednego, i drugiego. Ale zacznijmy od biografii. Nic dziwnego, że Charlotta w swojej pierwszej książce opisała dzieje guwernantki. Sama przecież nią była i stąd miała doskonały punkt odniesienia. Podstawowe wykształcenie zdobyła w Cowan Bridge, ale był to czas, który odbił się mocno na psychice Charlotty. Ówczesna szkoła w porównaniu z dzisiejszą to więzienie o zaostrzonym rygorze (lub gorzej), z tym, że mieszkać musiały tam wrażliwe dzieci, nie twardzi przestępcy. Przeżycia, nauczycieli i warunki opisała niemal dosłownie. W "Jane Eyre" jest to szkoła w Lowood, gdzie pastor Brocklehurst używa groźby piekła i wiecznego potępienia, by nakłonić najmłodszych do zbożnego życia. Poza tym spartańskie warunki: mycie w lodowatej wodzie, skąpe jedzenie, wędrówki do kościoła nawet w najgorszą pogodę, przesiadywanie w kościele, często w przemoczonych chodakach. Czym to mogło zaowocować? Śmiercią tylko. Tak jak w rzeczywistości, w "Jane Eyre" mamy epidemię tyfusu. Jednak Charrlotta pisze o tym zdawkowo, jakby chciała pominąć jakieś bolesne wspomnienia. Stwierdza nawet, że los na pensji poprawił się, gdyż było mniej jedzących. Dlaczego? Może to wspomnienie zmarłych na suchoty (gruźlicę) sióstr Marii i Elżbiety nie dawało jej spokoju?
Następnie było kilka swobodniejszych lat w domu, po czym wysłano ją do szkoły w Roe Head, po której Charlotta została guwernantką. Z tego okresu również możemy znaleźć opisy jakby przerysowane z rzeczywistości. Charlottę traktowano jak osobę podległą, niejako gorszego gatunku. Cierpiała z tego powodu jej urażona duma, może dlatego w książce to Jane jednak, zwykła szara guwernantka, ma szansę na prawdziwą miłość, a nie piękna panna Ingram, która pomimo pięknych sukien, cudnej urody nie zachwyca pana domu, Edwarda Rochestera. Wręcz odwrotnie, wykorzystuje on ją aby wzbudzić w Jane zazdrość i aby ta wyjawiła w końcu swoje uczucie.
Zapewne wątków biograficznych jest o wiele więcej, ale powiedzmy sobie jeszcze o marzeniach, jakie miały Charlotta i Jane. Obie pragnęły miłości i niezależności, i dostały je. Charlotta niezależność uzyskała dzięki pisarstwu, Jane dziedziczy spadek. Charlotta wychodzi w końcu za mąż za pastora Artura Bell Nichollsa, Jane odnajduje oślepionego i okaleczonego Rochestera i teraz nic nie stoi na przeszkodzie, aby żyć długo i szczęśliwie.
W sumie całość dość naiwna, ale czyta się lekko i swobodnie. W pewnym jednak momencie rzuciłam książkę i stwierdziłam, że dziś nikt tak by nie postąpił, jak Jane w wielu wypadkach postąpiła. Potem zaś uświadomiłam sobie, że "Jane Eyre" to powieść nie z tego wieku i zaletą jej jest to, że właśnie przyjrzeć się możemy wszelkim niuansom towarzyskim, że pokazuje życie, którego już nie ma. Poza tym Charrotta niewątpliwie zostawiła tam swojego ducha, wplatając doświadczenia, obserwacje i przemyślenia - i to jest zarówno cenne, jak i ciekawe.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.