Dodany: 02.02.2010 15:06|Autor: yelele
W cieniu czarno-białych masek
Główny bohater powieści przybywa do Hiszpanii, by zabić człowieka, którego nigdy wcześniej nie spotkał. Pościg za ofiarą zamienia się jednak stopniowo w pogoń za sobą samym, za prawdą o swoim życiu. Gdy ta prawda zaczyna się wyłaniać, okazuje się, że nie można jej dostrzec w jasnym świetle dnia, które nadaje ludziom i zdarzeniom wyraźne kontury dobra i zła, piękna i brzydoty. Prawda wymyka się tym kategoriom, przybiera odcienie szarości i daje się uchwycić dopiero w półmroku. Dopiero w półmroku Darman – główny bohater powieści pojmuje, że choć nie mógł jej dostrzec, przez cały czas miał ją przed oczami. Tak samo jak na lotnisku - po przyjeździe do Madrytu - miał przed oczami odbicie swojej twarzy w kawiarnianej szybie. Jednak nie mógł jej dostrzec pośród innych: „.. kiedy w końcu ją spostrzegłem, drobną i odległą, zagubioną, banalną, wydała mi się twarzą kogoś innego, może tego kim jestem, nic o tym nie wiedząc”[1].
Beltenebros to książę cienia. Cień jest władcą sensów, które nadajemy rzeczywistości, a Molina mistrzowsko włada jego językiem - językiem półmroku. Można odnieść wrażenie, że fabuła „Beltenebros” – choć tak przyciągająca uwagę do samego końca – stanowi tylko pretekst, by oddać subtelną naturę ludzkiej tożsamości, by zdemaskować pozory jednoznaczności i kruchość podstawy, na której człowiek buduje sens swojego życia, na której buduje sens, jaki przypisuje życiu innych ludzi.
„Beltenebros” to opowieść Darmana - to z jego perspektywy czytelnik śledzi rozwój wydarzeń. Ta perspektywa nadaje sens oraz bieg fabule i jest wyrazem przenikliwości i zrozumienia autora dla ludzkiej natury, dla natury subiektywności, której doświadczenie znacznie odbiega od pozorów, jakie ludzie uwieczniają w słowach hymnów pochwalnych i w pomnikach bohaterów. Darman – bohater na miarę swojej sprawy – odnosi się sceptycznie do roli przypisanej mu przez „towarzyszy broni”, jednak ostatecznie maska bohatera okazuje się nader często stanowić bezpieczne schronienie, niczym nawyk, który staje się drugą naturą człowieka: „(…) kiedy się goliłem, zdzierając z twarzy oznaki zmęczenia i szary cień zarostu, zacząłem powoli odzyskiwać odporność, którą przez tyle lat wypracowałem albo nauczyłem się udawać, bo przypisywały mi ją spojrzenia innych”[2].
Jednak Darman nie jest jednym z tych – o ile tacy w ogóle istnieją – którym dane jest ulec iluzji swoich przyzwyczajeń i pomylić ją z prawdą o sobie i swoim miejscu w świecie. Choć może na początku tylko coś przeczuwa. Przeczuwa, że niezłomność jego wieloletniej rutyny nie jest w stanie dać mu poczucia sensu. Ale – paradoksalnie – to właśnie ta rutyna doprowadza go do miejsca, z którego może zobaczyć swoją twarz wyraźnie, jak gdyby znalazł się nagle po drugiej stronie lustra.
---
[1] Antonio Muñoz Molina, „Beltenebros”, przeł. Wojciech Charchalis, wyd. Rebis, Poznań 2000, s. 52.
[2] Ibidem, s. 128.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.