Ciemna strona gwiazdy
Z Irlandii emigrowało tak wielu, że to zjawisko jest dla nas, współczesnych, czymś zupełnie naturalnym. Zazwyczaj nie zdajemy sobie sprawy, w jakich warunkach ta emigracja przebiegała i co się działo na Zielonej Wyspie, kiedy tysiące zdesperowanych ludzi wyruszało w podróż pokoleń. To pierwsza warstwa tej mocno rozreklamowanej powieści. Sceny wręcz naturalistyczne, drastyczne – wywołują niekiedy dreszcz przerażenia.
Drugą warstwę stanowi relacja o tragedii. Autor sięgnął po dziewiętnastowieczny styl dziennikarski, co mu się zapewne udało, ale dla wielu dzisiejszych czytelników może być nużące. W sposób mistrzowski zwolnił tempo akcji z korzyścią dla moralnych rozważań bohaterów opartych na Piśmie Świętym i ówcześnie panujących poglądach i doktrynach. Relacje amerykańskiego dziennikarza, syna nowoczesnego plantatora, który wykupuje niewolników, by zapewnić im godziwe życie, przeplatane są zapisami z dziennika kapitana "Gwiazdy Mórz" – statku, który przewozi emigrantów.
Warstwa trzecia – wątek miłosny, dramatyczny, ba, niemalże kazirodczy, splątany i mroczny, połączony z jakże współczesnymi nałogami. Znowu bardzo wolne tempo akcji.
I wreszcie czwarta – jeden z bohaterów staje się, a może gdzieś w duszy już jest, mordercą-pragmatykiem. Radzi sobie w nowej roli całkiem nieźle. Przy okazji możemy poczytać nieco o systemie więziennictwa w Anglii połowy dziewiętnastego wieku. Poznawczo bardzo ciekawe, w strukturze powieści chyba trochę tych dramatów za dużo.
Oczywiście jestem niesprawiedliwy, ale nie lubię dickensowskiego stylu narracji. Nacierpiałem się nad "Daviden Copperfieldem" i "Klubem Pickwicka" wystarczająco wiele, żeby teraz wracać do tego rodzaju lektury. Cóż, stało się i tyle.
A morał z tego taki – nie goń, durniu, za nowinkami, a jeżeli już gonisz, to nie narzekaj.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.