Dodany: 06.01.2010 23:51|Autor: Pawel_G

Książka: Piąte dziecko
Lessing Doris

5 osób poleca ten tekst.

Lessing o macierzyństwie


Uprzedzam na początek, że zdradzam istotne dla treści szczegóły. I że tekst poniższy jest raczej luźną, przydługą refleksją na temat książki przeznaczoną dla osób, które już ją przeczytały, nie zaś recenzją. Tyle uprzedzania. Ad rem.


Moje pierwsze spotkanie z Lessing. Podchodziłem do tego bez większych oczekiwań. Przywykłem już, że twórczość większości spośród ostatnich noblistów to co najwyżej dobra literatura. Mając zatem niewysokie oczekiwania, nie zawiodłem się, bo to rzeczywiście nie jest złe. Może nie Faulkner, ale naprawdę nie jest źle. Jednak odkąd książkę przeczytałem, nie opuszcza mnie myśl, że gdyby Lessing była wybitną pisarką, byłaby to świetna powieść.

"Piąte dziecko" jest historią pewnej kobiety, jej relacji z mężem, rodziną i piątym synem, który, delikatnie mówiąc, się nie udał. Harriet zawsze marzyła o dużej rodzinie i wielkim domu. Z pomocą bogatego i hojnego teścia marzenie udaje się zrealizować. Harriet i jej mąż, Dawid, zostają szczęśliwymi rodzicami czwórki słodkich maluchów. Potem rodzi się piąte dziecko, Ben. Ben jest inny. Brzydki, agresywny, zamknięty, głupi. Z jego przyjściem na świat sielanka się kończy. Zaczyna się dramat matki, która nie potrafi Bena pokochać.

Przyznać należy, że to chyba niezbyt oryginalny pomysł na powieść. Jednak nie jest to ten rodzaj literatury, który ma czytelnika zabawiać fabularnymi zawijasami, a więc nie uważam tego za wadę. Problem natomiast w tym, że książka jest skandalicznie krótka i sprawia wrażenie po prostu niedopracowanej. Gdzieś w tle unoszą się ciągle poważne pytania, ale odnosi się wrażenie, że choć Lessing jest świadoma ich istnienia i wagi, nie ma na nie żadnej ciekawej odpowiedzi. Oto przykład. Blisko końca powieści Ben trafia w złe towarzystwo i zostaje przywódcą gangu. Dzieje się to wszystko na kilku zaledwie stronach, bez głębszej analizy zarówno przyczyn takiego stanu rzeczy, jak i wpływu, powiedzmy, społecznego upadku Bena na matkę i resztę rodziny. Czy Lessing naprawdę chce powiedzieć, że draństwo jest po prostu rezultatem braku miłości i akceptacji? Być może niekiedy jest to prawdą, ale tutaj dzieje się przecież coś innego. Ben nie jest niegrzecznym chłopcem, który dostaje pod choinkę brzydsze prezenty niż bardziej kochane rodzeństwo. Ben jest Inny, cała powieść jest oparta na pomyśle, że Ben jest jakoś fundamentalnie Inny i ta jego Inność jest źródłem cierpień rodziny, w szczególności matki. I nagle, na koniec, dowiadujemy się, że Ben wypadł na margines społeczeństwa i został złodziejaszkiem. I to jest, mam wrażenie, pointa. To nie pasuje i to nie wystarcza, to jest pomysł ze zwyczajnej powieści, a nie powieści godnej Nagrody Nobla.

Przyjmując jednak, że jest to wszystko celowym zabiegiem autorki, pytamy: a może Ben tam musi być, na tym społecznym marginesie, może ta zwyczajność jego losów ma nas zmusić do refleksji? Ale wówczas mamy coś, co widzieliśmy już tysiące razy, czyli krytykę konserwatywnego społeczeństwa, które odtrąca to, czego nie jest w stanie zaakceptować, nie akceptuje zaś tego, czego nie rozumie. Ale czy ktoś ma jakieś pomysły, żeby zrobić to lepiej? Kto jest w stanie przyznać, że pokochałaby Bena, że zrobiłby więcej dla niego niż Harriet, która dla tego dziecka zaniedbała, a w końcu zniszczyła szczęśliwą niegdyś rodzinę? Przyznaję, że nie wiem prawie nic o Lessing, a zatem nie wiem, jakie są jej cele: nie wiem mianowicie, czy Lessing obwinia konserwatywny świat, czy też portretuje los człowieka. Innymi słowy, nie potrafię ocenić, na ile Lessing chce być polityczna. Bo, jak wspomniałem, w trakcie lektury gdzieś tam w tle wciąż towarzyszy nam polityka, choć może to efekt mojego wyczulenia na takie wątki. Powieść jest osadzona pomiędzy rokiem 1960 a "brutalnymi", jak je określa narratorka, latami 80. Jest tu bogaty pan (choć przyjdzie mu nieco zbiednieć), jest niechętna rodzinnej sielance nowoczesna kobieta, jest kobieta z córeczką z zespołem Downa. Przez dom przewija się mnóstwo postaci (to liczna rodzinka), jest tu sporo dramatów i cierpienia, ale wszystko jakoś na boku, ledwie dotknięte, zarysowane. Zdecydowanie za krótka książka.

Tym niemniej jako powieść o relacji matka-dziecko wypada książka Lessing bardzo dobrze i poruszająco. Nie powiem, wzruszyłem się, co wcale często mi się nie zdarza. Na szczęście w kluczowych dla fabuły momentach Lessing nie poprzestaje na szczątkowych zdaniach (a czasem wystarczą jej trzy zdania na opisanie zdarzenia, dla którego można by napisać osobny rozdział), ale pozostaje przy bohaterce. Podążamy więc za Harriet do zakładu, w którym rodzina zamknęła Bena, razem z nią oglądamy salę z niechcianymi dziećmi, małymi potworkami, których rodzice postanowili się pozbyć. To bezapelacyjnie najlepsza scena w książce i niewątpliwie kluczowa dla jej zrozumienia. Gdyby nie ten epizod, bylibyśmy może w stanie przyznać rację Dawidowi i reszcie rodziny i potępić Harriet za sprowadzenie Bena z powrotem do domu. Przecież kiedy Ben zniknął, wszystko zaczęło się z powrotem układać. Ale kobieta go przywiozła. Od tamtej pory wina za nieszczęścia spadła wyłącznie na nią (choć Harriet już wcześniej czuła się winna). Śledzimy zatem rozpadającą się rodzinę i rozumiemy, że istniało przecież proste rozwiązanie: wystarczyło Bena w ośrodku zostawić. Ale potem wraca ten porażający obraz korytarza pełnego łóżek z wykrzywionymi dziećmi, Bena zawiniętego w kaftan bezpieczeństwa, obsmarowanego kałem, zamkniętego w izolatce. I nie mamy sumienia nie przyznać Harriet, że postąpiła słusznie.

Postać Bena została nakreślona świetnie. Ben niepokoi. Nie wiemy, dlaczego taki jest, nikt zresztą nie potrafi dokładnie określić, co z nim nie tak. Jest po prostu inny. A wobec inności naturalne są dwa uczucia: ciekawość i lęk. Tutaj ciekawość schodzi na drugi plan, bo Ben jest przede wszystkim niepokojący. Kiedy Harriet ciężko znosi ciążę, przypomina się nam "Dziecko Rosemary", kiedy Ben błądzi jak obłąkany po domu, do głowy wpada nam wspomnienie wykopanego z indiańskiego cmentarza dzieciaka ze "Smętarza dla zwierząt". Skąd właściwie ta groza? Czasami Lessing porównuje Bena do ludzi pierwotnych, jak gdyby chciała nam powiedzieć: odejmijcie cywilizację, odejmijcie społeczne konwencje i normy, a oto co z was zostanie.

Gdzieś tu przeczytałem, że książka Lessing jest właściwie o tym, że szczęście jest nieosiągalne, że żyjemy fikcją, etc. Otóż powodem tego, że rodzinne szczęście się rozpadło, jest Ben. Bo to szczęście było jak najbardziej realne, a w kazdym razie nie zauważyłem jakichś istotnych powodów, dla których ta rodzina nie miałaby być szczęśliwa. Na pewno był pewien dyskomfort z racji tego, że np. utrzymywał ich teść, były też niesnaski między protagonistką a siostrą (mama więcej uwagi poświęcała Harriet), ale wszystko to są rodzinne dramaciki nie do uniknięcia i nie sprawią one, że domowe ognisko się wypali. Gdyby Lessing chciała pokazać, że szczęście jest w ogóle nieosiągalne, to zapewne by te wątki rozwinęła. Jeśli jednak uderzać w takie struny i doszukiwać się przesłania, to moim zdaniem jest to książka o winie. Sartre (chyba) rzekł był, że nie jesteśmy winni, a mimo to jesteśmy odpowiedzialni. Harriet czuje się winna, czuje się obwiniana, choć logika podpowiada, że nie jest to niczyja wina. Więc kobieta szuka wyjaśnień, zaczyna swoje cierpienie racjonalizować i winę wymyślać; mówi, że to dlatego, że było im za dobrze, że to kara za ich beztroskie życie. Wszyscy się Bena wyrzekli, nikt go nie kocha, co pogarsza tylko sytuację; na kogo zatem musi spaść odpowiedzialność za tego potwora? Oczywiście na nią. Na matkę. Bo matka to doprawdy ostatni bastion przyjaźni i miłości na tym świecie. Jeśli matka zostawi, to nikt nie zostanie. A czy Dawid, mężczyzna, byłby w stanie zostać kozłem ofiarnym? Przypominamy sobie scenę, kiedy Dawid wynosi Bena do furgonetki, która odwiezie dziecko do zakładu. Pamiętamy, że chciał dobrze, że chciał wziąć odpowiedzialność za tę decyzję na siebie, pomóc żonie. Zapewne dzięki temu łatwiej było mu później żonę obwiniać i potępiać, lecz nie w tym rzecz. Dawid nie jest złym człowiekiem. Jest po prostu mężczyzną. Relacja matki z jej dzieckiem jest chyba najgłębszą i najbardziej intymną z relacji, jakie Bóg dał światu. Jako przedstawiciel rodu męskiego gotów jestem przed tym uczuciem skapitulować, przyznając, że wykracza ono poza moje zdolności emocjonalnej percepcji. Dlatego usprawiedliwiam Dawida, bo Dawid po prostu zrobił, co do niego należało: załatwił sprawę. Nie rozumiał, że tej sprawy nigdy się nie da załatwić, bo matka o swoim synu nie może po prostu zapomnieć. Można było udawać, zapewne żyłoby mu się z tym udawaniem lepiej, pozostałym dzieciom także żyłoby się lepiej, ale nie Harriet. Harriet musiała przynajmniej  w i e d z i e ć. Ponieważ była matką. Co więcej, była matką, która swojego syna nie kochała. I pewnie dlatego czuła się winna. A czy słusznie, nie mnie sądzić.

Tym oto sposobem doszliśmy do wątku feministycznego w "Piątym dziecku". To jeden z głównych tematów tej minipowieści: różnica między matką i ojcem, mężem i żoną. Niby oboje chcą tego samego, ale inaczej. Zresztą znamy to już dobrze. On bardziej wyrachowany, ona pełna empatii. On załatwia sprawę, ona źle się z tym czuje. On jest gotów się przystosować, ona nie potrafi zapomnieć. Jest coś szczerze wzruszającego w postawie Harriet, za co należą się słowa uznania pani Lessing. Dawid żyje w świecie uporządkowanym, w świecie przewidywalnym, określonym przez czytelne reguły, podejmuje decyzje kierując się ich „opłacalnością”; w tym świecie rzeczy i ludzie mają swoje miejsce, swoje przeznaczenie i swój los, a jego i jego żony losem miał być wielki dom i liczna, szczęśliwa rodzinka. Pojawia się Ben, wkrótce Ben wpada do szufladki z napisem „przeszkoda” i należy się Bena pozbyć, gdyż Ben przeszkadza. I ja to rozumiem, rozumiem Dawida i postąpiłbym pewnie tak samo. Ale świat Harriet, jak zdaje się mówić Lessing, świat kobiety jest inny: jest to świat wypełniony ludźmi, a nie prawami, regułami, celami. Harriet nie postrzega Bena jako przeszkodę, od samego początku próbuje go zrozumieć, a nie ominąć, i cierpi niezmiernie, gdyż jej się to nie udaje. Później zresztą Dawid się poddaje: poświęca się pracy, oddala od Harriet; kiedy żona prosi go o kolejne dziecko, odmawia. Ben przestaje go interesować. A Harriet, kiedy zobaczy dorosłego niemal Bena w telewizji w jakimś tłumie, nie przestanie się zastanawiać: kim on jest i dlaczego jest taki.

I tą refleksją może zakończę, gdyż wyszło już dużo tekstu, za dużo, zdaje się. Jeśli przynudzałem, to przepraszam; w każdym razie zapraszam do dyskusji i komentowania. A tym, którzy „Piątego dziecka” nie czytali – jeśli przebrnęli przez ten tekst, oczywiście polecam lekturę.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 10987
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 23
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 10.01.2010 10:19 napisał(a):
Odpowiedź na: Uprzedzam na początek, że... | Pawel_G
Nie szkodzi, że dużo, bo bardzo ciekawie! Mam tę książkę w planach czytelniczych, i właśnie utwierdziłeś mnie w przekonaniu, że warto po nią sięgnąć.
Użytkownik: niebieski ptak 10.01.2010 11:05 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie szkodzi, że dużo, bo ... | dot59Opiekun BiblioNETki
Książka jest bardzo słaba. Z tego wszystkiego najlepiej byłoby gdyby Lessing zrobiła opowiadanie. Nie zauważyłam żadnych wątków feministycznych etc. Generalnie tragiczna pozycja! Główna bohaterka i jej plany na życie - narobić dzieci - żadnych refleksji co do tego, żadnych innych opcji na życie, brak jakiegokolwiek zgłębienia psychiki głównych bohaterów jakie inne plany mieli i czy w ogóle.
Użytkownik: misiak297 10.01.2010 11:34 napisał(a):
Odpowiedź na: Książka jest bardzo słaba... | niebieski ptak
Moje wrażenia są dokładnie takie same! Świetnie to ujęłaś!
Użytkownik: verdiana 10.01.2010 13:30 napisał(a):
Odpowiedź na: Książka jest bardzo słaba... | niebieski ptak
Moje też, identyczne, niestety. :)
Użytkownik: Monika.W 10.01.2010 18:44 napisał(a):
Odpowiedź na: Książka jest bardzo słaba... | niebieski ptak
Lessing moim zdaniem zastosowała świadomie pewną manierę, pewien styl pisania - nie zagłębiała się w psychikę nie dlatego, że tego nie umie lub nie lubi (oj, lubi, lubi - w innych książkach Lessing dla mnie aż za nadto tego), ale dlatego - że to ma być tylko opis. Odebrałam to jako reportaż z życia pewnej rodziny. Mamy opis sytuacji, mamy opis Bena - a wnioski, przemyślenia, motywacje - dojdźmy do nich sami. Wszystko to, czego nie ma wprost w tej książce, jest - tylko nie powiedziane (napisane) wprost.
Użytkownik: misiak297 10.01.2010 19:20 napisał(a):
Odpowiedź na: Lessing moim zdaniem zast... | Monika.W
A jednak będę się upierał, że widzę tu pewien niewykorzystany potencjał i czyste lenistwo autorki. Słabe pogłębienie psychologiczne postaci, cała ta historia grubymi nićmi szyta - dziecko za dzieckiem, sielanka, miód się leje aż miło... I wszystko byłoby do strawienia (nawet ten miód i lukier od którego aż duszno), gdyby szło w parze z pogłębioną psychiką bohaterów... A tak niestety nie jest. "Piąte dziecko" to dla mnie marna kreatura literacka - bo nawet tego nazwać czytadłem nie mógłbym.
Użytkownik: niebieski ptak 10.01.2010 19:47 napisał(a):
Odpowiedź na: A jednak będę się upierał... | misiak297
Doszukiwanie się tu rzekomego reportażu może spowodować, że dotrzemy do drukarza tego "dzieła" jeśli się postaramy miast odnalezienia rzekomych znamion {ba żeby chociaż to tam wyszukać} sztuki reporterskiej. Książka jest pusta jak wydmuszka w kwietniu. Pani zaplanowała pewne wydarzenie, które zdublowała parokrotnie {dzieci, familia rozrośnięta}nic z tym totalnie nie robiąc - w tzw. międzyczasie. Jej "wizja", jeśli takie słowo w ogóle pasuje do tego co zrobiła od początku była wątpliwej jakości i o słabym wykonawstwie bez myślenia co dalej z tymi dziećmi, jej życiem i generalnie jak to wszystko wpłynie na sytuację życiową rodziny. Ben był tu dopełnieniem do tragedii choć główna bohaterka sądziła, że miał moc sprawczą w zniszczeniu tej świetnej familii. Poza tym zabawne jet to, że bohaterka sądziła, że dzieci zapewnią jej niejako poczucie wartości, wykonanie misji pod tytułem wychowałam, dałam radę, jestem dobra matka. I będzie mogła dumna niczym paw paradować i mieć poczucie spełnienia. Tymczasem, te niedobre dzieci miały własne potrzeby, niekoniecznie takie, które mogą zrealizować wpatrzone w mamusię. No niestety sens życia to nie jest coś co ktoś nam może nadać. Pęknięcia w tych relacjach były na długo zanim BEN się "uaktywnił", on tylko wyostrzył rysy a nie każdy "monument" gdy mu nadać rysy zyska na znaczeniu jak Waza z epoki Ming.
Użytkownik: Marylek 10.01.2010 20:49 napisał(a):
Odpowiedź na: Doszukiwanie się tu rzeko... | niebieski ptak
Dla mnie "Piąte dziecko" jest jedną z najlepszych książek jakie czytałam. A wielką zaletą tej książki jest właśnie to, z czego usiłuje się zrobić tutaj wadę: że nie jest przegadana. Jest świetna właśnie w tej formie, w jakiej została napisana. Robi wielkie wrażenie również swoją lakonicznością, dopracowaną lakonicznością, dodam. I pokazuje coś bardzo ważnego: że nie da się zaplanować sobie bycia szczęśliwym, a już na pewno nie wtedy, gdy szuka się tego szczęścia poza samym sobą, chociażby we własnych dzieciach.

Postacie nie są rozbudowane psychologicznie? Ależ, są w wystarczającym stopniu odbiciem nas samych, naszych krewnych, sąsiadów, znajomych. Każdy może się dopasować. Bez planu? Bez myślenia? Och, wystarczy rozejrzec się wokół, żeby znaleźć podobnie "myślące" osoby, jest ich co najmniej tyle, co naśladowniczek Brigitte Jones. Nie ma najmniejszej potrzeby pogłębiać postaci, bo nie o nie tu chodzi. Takie, jakimi są teraz, przekazują dokładnie myśl autorki, niepotrzebne są barokowe ornamenty, dzwoneczki i fontanny.

A swoją drogą, "pusta" wewnętrznie książka wzbudzałaby takie emocje? ;)

Dzięki "Piątemu dziecku" przekonałam się do Doris Lessing. Nie sztuka uprawiać wodolejstwo, sztuką jest mierzyć słowa na zamiary.
Użytkownik: koczowniczka 10.01.2010 21:59 napisał(a):
Odpowiedź na: Dla mnie "Piąte dziecko" ... | Marylek
Zgadzam się w stu procentach z Marylkiem. "Piąte dziecko" jest doskonałe w swojej zwięzłości, to jedna z najlepszych książek, jakie czytałam.

Użytkownik: verdiana 10.01.2010 22:01 napisał(a):
Odpowiedź na: Dla mnie "Piąte dziecko" ... | Marylek
Marylku, ale przecież nikt tu nie wspomniał ani wodolejstwa, ani przegadania! Zupełnie nie o tym toczy się dyskusja, tylko o czymś dokładnie przeciwnym. Wodolejstwo można zarzucić tak krótkiej, jak i długiej książce. W "Piątym dziecku" poza wodolejstwem nic nie ma. Co ciekawe, to samo można zarzucić rozrośniętemu makabrycznie "Złotemu notesowi" - jak wydmuszka, niebieski ptak ma rację. To właśnie ta pustota (szczególnie w zestawieniu z Noblem) wzbudza emocje! Emocje może wzbudzać także to, czego nie ma - i to właśnie ma miejsce w tym przypadku. Dla mnie to kolejna nagroda polityczna. Na pewno nie ma związku z wartością "dzieła".
Użytkownik: Marylek 10.01.2010 22:51 napisał(a):
Odpowiedź na: Marylku, ale przecież nik... | verdiana
No właśnie, wodolejstwo przeciwstawiam pięknej zwięzłości i skondensowaniu, jakie prezentuje "Piąte dziecko". Dla uwypuklenia tegoż.

Rozumiem, że pustota, szczegolnie w zestawieniu z ważną nagrodą, może wzbudzać emocje. Tyle, że ja w "Piątym dziecku" nie widzę śladu pustoty, wręcz przeciwnie, widzę mnóstwo treści. :)

Dla mnie Noblem politycznym była nagroda dla Pamuka - przeczytałam "Śnieg" i więcej katować się tym panem nie zamierzam. A panią Lessing i owszem.
Użytkownik: piotrowy 12.07.2010 10:52 napisał(a):
Odpowiedź na: Dla mnie "Piąte dziecko" ... | Marylek
Zgadzam się z opinią, że zaletą tej książki jest to, że nie jest przegadana. Portrety psychologiczne zarówno bohaterów, jak i drugoplanowych postaci są nakreślone wystarczająco na tyle, żeby zrozumieć ich postępowanie. Autorka pozostawia nam też pewną przestrzeń do interpretacji.
Nie wiem czy można uznać to za zaletę (dla mnie jest), ale dzięki nienadmiernemu "grzebaniu się" autorki w zawiłości psychologiczne i emocjonalne jest to powieść przystępna dla mężczyzn.

Natomiast nie odnotowałem w książce wątku feministycznego. Jeśliby za takowy uważać różnice w podejściu do problemów z Benem, to za feministyczne można by uznać co druga książkę. Różnica między kobietami i mężczyznami nie jest równoznaczna z feminizmem.
Nie zgadzam się też z autorem recenzji, że David jest wyrachowany ("On bardziej wyrachowany, ona pełna empatii"), gdyż oddaje Bena do zakładu chcąc ratować rodzinę. Nazwałbym to raczej wybraniem mniejszego zła. Choć przyznam, że po niesamowitej scenie w zakładzie - moje serce już nie było po stronie Davida, lecz umiejscowiło się gdzieś po środku.

I jeszcze tylko wątek Nobla. Myślę, że przeważnie jest to rzecz dyskusyjna, ale powieść "Piąte dziecko" jest bardzo dobrą książką, o dużym ładunku emocjonalnym, z przesłaniem, z możliwością przeróżnych interpretacji (chociażby kto to jest Ben) i zasługuje na nagrody. Czy na Nobla - nie wiem - przyznaję się go za wybitne dokonania literackie, a "Piąte dziecko" jest na razie moim pierwszym spotkaniem z Doris Lessing. Przy czym chciałbym podkreślić słowa "na razie".
Użytkownik: koczowniczka 03.02.2012 09:42 napisał(a):
Odpowiedź na: Zgadzam się z opinią, że ... | piotrowy
Wątek feministyczny? Myślę, że jednak jest :-)
Kiedy urodził się Ben, krewni współczuli Davidowi, nikt go nie potępiał, natomiast o Harriet mówili, że jest "nieodpowiedzialna, samolubna, szalona". Z Harriet zrobiono jakby kozła ofiarnego, obarczono ją winą za urodzenie "wadliwego" dziecka, za zniszczenie rodziny. Społeczeństwo inaczej traktuje ojca takiego dziecka, inaczej matkę - winna jest zawsze matka, nigdy ojciec. A to niesprawiedliwe.
Użytkownik: janmamut 10.01.2010 21:39 napisał(a):
Odpowiedź na: A jednak będę się upierał... | misiak297
Kreatura literacka! Cudne! Włączę sobie do słownika. Tylko, żeby się upewnić: czy to jest nazwa zarezerwowana dla dzieła, czy też o dziełotwórcy również tak można?
Użytkownik: misiak297 10.01.2010 21:48 napisał(a):
Odpowiedź na: Kreatura literacka! Cudne... | janmamut
A czemużby nie?:D
PS. Widać Misiak potrafi być czasem kreatywny:)
Użytkownik: koczowniczka 10.01.2010 22:04 napisał(a):
Odpowiedź na: A jednak będę się upierał... | misiak297
Czy na pewno chciałeś napisać: kreatura? A może: karykatura?
Użytkownik: misiak297 11.01.2010 06:44 napisał(a):
Odpowiedź na: Czy na pewno chciałeś nap... | koczowniczka
Na pewno kreatura:)
Użytkownik: moremore 10.01.2010 20:00 napisał(a):
Odpowiedź na: Uprzedzam na początek, że... | Pawel_G
Przeczytałam trzy książki Lessing, żadna nie ma u mnie więcej niż 3 w ocenie. Nie rozumiem fenomenu tego nobla. To jedno z największych moich czytelniczych rozczarowań w ostatnich latach.
Użytkownik: jolietjakeblues 10.01.2010 20:14 napisał(a):
Odpowiedź na: Przeczytałam trzy książki... | moremore
Ja też trzy. "Trawa śpiewa", "Lato przed zmierzchem", "Szczelinę". Każda inna, każda fascynująca inaczej. Nad każdą trzeba się zastanawiać. Dają do myślenia nad czasami, nad kondycją człowieka, nad zmianami, nad poczuciem samotności. Najtrudniejsza z nich to "Szczelina". Teraz powolutku czytam "Marthę Quest". Ciężka.
Oceniałem chyba dość pozytywnie.
Użytkownik: Fiona54 10.01.2010 23:11 napisał(a):
Odpowiedź na: Ja też trzy. "Trawa śpiew... | jolietjakeblues
Jeśli przebrniesz przez "Marthę Quest" polecam Ci "Odpowiednie małżeństwo" To ciąg dalszy losów tej bohaterki. Mnie proza Doris Lessing podoba się. Nie uważam, jakoby była "ciężka". Może to wynika z faktu, że przeczytałam dopiero trzy książki Lessing. Uważam jednakże, że jest świetnym obserwatorem i znawcą psychiki kobiet.
Użytkownik: jolietjakeblues 11.01.2010 06:23 napisał(a):
Odpowiedź na: Jeśli przebrniesz przez "... | Fiona54
Rzeczywiście. To co proponujesz to druga część pięcioksiągu "Dzieci przemocy". A ja nieświadomie zacząłem ten cykl...
Użytkownik: jolietjakeblues 11.01.2010 06:24 napisał(a):
Odpowiedź na: Jeśli przebrniesz przez "... | Fiona54
Rzeczywiście. To co proponujesz to druga część pięcioksiągu "Dzieci przemocy". A ja nieświadomie zacząłem ten cykl...
Użytkownik: miu_miuuu 26.03.2012 18:26 napisał(a):
Odpowiedź na: Uprzedzam na początek, że... | Pawel_G
Świetna recenzja. Zwłaszcza znaczenie sceny z zakładu i różnic między więzią z Benem - Harriet i Davida.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: