Dodany: 27.12.2009 03:47|Autor: A.Grimm

Książka: Wspólny pokój
Uniłowski Zbigniew

2 osoby polecają ten tekst.

"Niewiośnianość wiośnianych"


"Wspólny pokój" należy do tego typu utworów, które z perspektywy czasu odbierane są nieco inaczej aniżeli w momencie ich wydania. Dla współczesnych Uniłowskiemu był to przede wszystkim pamflet, powieść demaskująca życie artystów w powojennej Polsce, dla nas może mieć ona ogólniejszy wymiar. Dzisiejszego czytelnika nie obchodzi już w takim stopniu, w której postaci da się zauważyć pierwowzór Dobrowolskiego, Gałczyńskiego, Sebyły czy innego znanego twórcy lat międzywojennych. Z biegiem lat utwór traci walor aktualności, dlatego też punkt ciężkości z konkretnych osób i sytuacji przenosi się na zjawiska i problemy dające się umieścić w szerszym kontekście.

Powieść rozpoczyna się od powortu Lucjana Salisa z Zakopanego do Warszawy. W tatrzańskiej stolicy nasz bohater leczył chorobę płuc. Kuracja odnosiła pozytywne skutki, poznajemy go bowiem jako opalonego, dobrze zbudowanego mężczyznę bez jakichkolwiek zdrowotnych defektów. Losy Salisa są ważne dla wymowy dzieła, o czym najlepiej świadczy klamrowa konstrukcja utworu (silny akcent z życia Lucjana - a więc jego powrót - rozpoczyna "Wspólny pokój" i równie silny go kończy). Tytułowy wspólny pokój to część mieszkania należącego do Stukonisowej, które znajduje się na Nowiniarskiej. Syn właścicielki, poeta Zygmunt, proponuje Lucjanowi, aby się u nich zatrzymał, na co ten przystaje. Jak się okazuje, Lucjan nie będzie jedynym oprócz Zygmunta lokatorem. Na miejscu poznaje młodszego brata swojego kolegi, Mietka (komunistę) i Józka (studenta). Potem dojdzie jeszcze Stanisław Krabczyński vel "Dziadzia" (literat), Edward (student medycyny), Władysław Bednarczyk (student prawa, pochodzenia chłopskiego). W drugim pokoju żyje jeszcze Felicja (służąca) i Teodozja kształcąca się na akuszerkę. Jak widać, mamy tu niespotykaną obfitość różnych typów, co będzie skutkować zresztą licznymi konfliktami i ogólnym chaosem (bynajmniej nie twórczym). Lucjan i jego przyjaciele literaci nie znajdą wartościowej alternatywy dla dusznego pokoju na Nowiniarskiej. Swój czas będą dzielić między domową wegetację a nie mniej jałowe życie kawiarniane.

Uniłowski położył nacisk przede wszystkim na charakterystykę środowiska literackiego. Pewne fragmenty każą nam utożsamiać je z poetami krążącymi w orbicie skamandrytów. W jednej z rozmów Lucjan mówi do Zygmunta: "Czy nie uważasz, że mimo naszej młodości jesteśmy ponurzy, zgorzkniali i stale brak nam humoru. Kiedy się was nie widzi czas dłuższy, można to łatwiej zaobserwować - gdzież jest ta nasza »wiośnianość«?"[1]. Już tutaj widzi znane nam antynomie: radość - smutek, młodość - starość, optymizm - pesymizm itd. Z kim powiążemy takie wartości jak młodość, radość, witalność, optymizm (nie wspominając już o wymownej "wiośnianości"), gdy przyjdzie nam ograniczyć się do międzywojnia? Przede wszystkim ze skamandrytami. W tym miejscu pasja demaskatorska autora daje o sobie znać. Jego zdaniem życie młodych artystów w powojennej Polsce wcale nie wyglądało tak, jak mogłaby nam to sugerować twórczość czołowych skamandrytów. Nie musimy, ale możemy zaufać autorowi, który przecież wywodził się z tego otoczenia, a powieści nadał charakter autobiograficzny.

Gdzie należy szukać przyczyn problemów trapiących młode środowisko literackie? Już powyższy cytat daje częściową odpowiedź. Nie w warunkach zewnętrznych, ale przede wszystkim w samych artystach. Uniłowski przedstawia nam ich jako ludzi łatwo wpadających w artystowską manierę, próżność, poczucie wyjątkowści i szczególnie niebezpieczną chorobę woli. Ani Zygmunt, ani Lucjan, ani Dziadzia nie kwapią się do pisania. Niektórzy spoczęli na laurach po opublikowaniu kilku utworów i początkowych zachwytach krytyków, inni czekają na natchnienie (tak sobie tłumaczą własną impotencję twórczą), wszyscy zaś sięgają po alkohol. Ten zajmuje w powieści bardzo dużo miejsca. Nie będzie przesadą powiedzieć, że większość literatów przedstawionych w powieści trapi alkoholowa choroba. Lucjan tak mówi o swoim upodobaniu do picia: "I czyż mi to smakuje? Nie znoszę przecież smaku trunków, z trudnością i odrazą połykam koniak czy też wódkę. Ale jest tam w środku jakaś potrzeba, coś, czego nie można sobie wytłumaczyć, co nakłoniło do picia"[2]. Alkohol staje się formą ucieczki od rzeczywistości, ale pełni też inną funkcję, znaną nam i dzisiaj: jest pośrednikiem w tworzeniu relacji międzyludzkich. Lucjan mówi w jednym z fragmentów, że nauczył się pić już w wieku 14 lat dla towarzystwa i teraz z powodzeniem kontynuuje tę tradycję. To właśnie przy alkoholu i w kawiarniach toczą się dialogi między przedstawicielami artystycznego światka. Poza tą przestrzenią jest już o nie trudniej. Nie ma łącznika - alkoholu. Ale alkoholizm to tylko wierzchołek góry lodowej (bądź fundament, zależy, z której strony patrzeć). Obmowa, wzajemna niechęć, wątpliwej jakości koleżeństwo, zawiść stanowią chleb powszedni tego środowiska. W rozmowy wdziera się często prymitywizm, negatywne emocje, trudno jest o porozumienie (to osiąga się propozycją wspólnego picia). Jeśli chodzi o sprawy sercowe, literaci nawet nie oszukują się, że chodzi o coś więcej aniżeli o cielesność. W swoim obrębie zachowują jeszcze jakiś szkielet salonowych, perfidnych gierek bądź też karykaturalny kostium miłości platonicznej (tutaj szczególną rolę pełni chutliwa muza artystów - panna Leopard), natomiast używają sobie przede wszystkim z prostytutkami i z prostymi dziewczynami, czego konsekwencją jest obfite płodzenie dzieci, które najczęściej kończy się "zepsuciem" (dzisiaj mamy na określenie tego inne eufemizmy) tak powstałego dziecka przy pomocy akuszerki.

Uniłowski nie tworzy podziału na artystów i filistrów, bo ten byłby zwyczajnie nieuzasadniony. Można powiedzieć, że te dwa światy w jakimś stopniu nakładają się na siebie, przykładem czego jest wspólny pokój. Żeby pokazać, jaka atmosfera intelektualna panuje w mieszkaniu Stukonisowej, warto przytoczyć jej dialog z synem Mietkiem:

"- Mieciek, mówię ci, umyj nogi, bo jak pamiętam, to już dwa tygodnie nie myłeś.
- Co matka tam pamięta, dwa tygodnie, a już! Matka sobie zapisuje?
- Zapisuje, czy nie, ale umyj kulasy chociaż raz przy niedzieli.
- Nie umyję, w d...e mam, będę się chlapał, nie wiadomo po jaką cholerę!
- Skarpetki się przez to niszczą. Mówię ci po dobroci, umyj te brudne giry.
- G...o, niech się matka odczepi. Ani mi się śni!
- Żebyś wiedział, łajdaku jeden, że śniadania nie dostaniesz.
- Gwiżdżę na matki śniadanie! Szykany zasrane"[3].

To tylko jeden z wielu przykładów, co więcej, nasi artyści nie są dużo lepsi, jeśli chodzi o nienaganność manier, a już na pewno biją na głowę pozostałych hipokryzją, cechą przypisywaną tradycyjnie filistrom. Zresztą literaci nie stawiają siebie w opozycji do kogokolwiek, chociaż, tak jak pisałem wcześniej, w ich postawie nadal odbija się echo poczucia wyjątkowści. Jednocześnie ci sami artyści mają świadomość własnego zastoju, zgnuśnienia, apatii, wielokrotnie dają temu wyraz w swoich wypowiedziach. Lucjan zdaje sobie sprawę, że praca wyciągnęłaby go ze stagnacji, czego potwierdzeniem jest przykład Zygmunta pracującego przez pewien czas na stanowisku urzędniczym. W powieści czytamy: "Zygmunt, o, temu powodziło się wprost świetnie. Przede wszystkim nie pisał wierszy. Był wysokim urzędnikiem, miał bezpłatny bilet kolejowy, co tydzień w niedzielę odwiedzał rodzinę i przyjaciół. [...] Mówił, że żyje jak normalny człowiek, nie zatruwa sobie umysłu jadem poezji i czytuje dzieła filozoficzne"[4]. Ale ten sam Zygmunt tak mówi do Lucjana: "Do żadnej uczciwej pracy nie jesteś zdolny, pozostało tylko pisanie, które ci grosza nie daje"[5] i dalej następuje wywód tłumaczący proceder pożyczania pieniędzy od innych. Wzajemne osłabianie woli nie było zjawiskiem rzadkim, zresztą taki już jest urok toksycznego towarzystwa. Gdy zaś jednostka borykała się z istotnymi problemami, towarzystwo nie śpieszyło się z zaoferowaniem jej pomocy, a nawet uwagi. W ostatnim z przywołanych przeze mnie cytatów daje się też odczuć przykra konstatacja, którą możemy odnieść i do dzisiejszych czasów. Wielu poetów wybierało taką drogę z wygody i lenistwa, a także dlatego, że nie nadawali się (w ich mniemaniu) do niczego innego. Nie ambicja, nie pasja, nie pragnienie stają się powodem zajęcia się literaturą, jest ono wynikiem eliminacji tych dróg, które wymagałyby pracy i nakładu sił. Czy nie brzmi to znajomo? (zmora naszych uczelni).

Powieść Uniłowskiego, chociaż krytyczna w treści, nie przygniata nas jednak pesymizmem. Może wydawać się to dziwne. Autor dobrze oddał przecież apatię panującą w środowisku literackim, bezcelowość życia młodych ludzi "powołanych" przez muzę, wszechobecny prymitywizm, brak jakiejkolwiek idei i uczuć. Zawężając akcję do tytułowego pokoju i zamkniętych przestrzeni kawiarń udało mu się osiągnąć wrażenie wszechobecnej stagnacji. Także i studenci, pomimo tego, że mają jakiś cel w życiu, są ludźmi o słabej psychice, nie potrafią się komunikować między sobą. Niektórzy z nich ulegają modzie na neurastenię (Edward), inni dają się omotać kompleksom związanym z własnym pochodzeniem, co wpędza ich w chorobliwą ambicję, a ta przynosi opłakane skutki (Władysław Bednarczyk). Zarazem jednak postaci studentów, Mietka, Teodozji, matki Władysława Bednarczyka, Stukonisowej wprowadzają szerszą perspektywę, a wraz z nią problemy społeczne wykraczające poza środowisko literackie. To dzięki nim Uniłowskiemu udało się też zatrzymać ciężar krytyki, a jednocześnie odsunąć groźbę nachalnego dekadenckiego pesymizmu. W przeciwieństwie do literatów, pozostali nie stanowią bowiem jednolitej grupy. Ich żartobliwe, często ordynarne dialogi ożywiają atmosferę bylejakości, dynamizują akcję. Co prawda wśród literatów też jest miejsce dla komizmu, ale staje się on sztucznym produktem napuszonej, w dużej mierze snobistycznej grupy ludzi, podczas gdy takie postaci, jak Edward (wyjątkowy oryginał), pomimo prób autokreacji, zachowują autentyzm.

Napisałem, że Uniłowskiemu można zaufać przez wzgląd na jego związek z opisywanym środowiskiem, z drugiej jednak strony, równie dobrze mógłby on być powodem niesprawiedliwego wyjaskrawienia pewnych wad charakteryzowanej grupy. Nie mnie to oceniać. Atmosfera lat międzywojennych i stosunki panujące wtedy w środowiskach literackich nie są mi znane. Wydaje się jednak, że dla współczesnego czytelnika nie jest to najważniejsze. Sam podczas lektury nie zajmowałem się rozszyfrowywaniem kolejnych postaci, najważniejsza była krytyka tych zjawisk, które wciąż są aktualne. Rzecz jasna, nie wyklucza to poszerzania wiedzy z zakresu historii literatury. Dobrze jest mieć świadomość, że między życiem a poezją jest bariera, a "wiośnianość" niekoniecznie musiała wykraczać poza papier. A chyba wiele osób czytając utwory skamandrytów przenosiło ich wymowę poza poezję. Sam tak robiłem, tymczasem rzeczywistość najprawdopodobniej wyglądała zupełnie inaczej.



---
[1] Zbigniew Uniłowski, "Wspólny pokój", wyd. "Książka i Wiedza", Warszawa 1988, s. 22.
[2] Ibid., s. 197.
[3] Ibid., s. 115.
[4] Ibid., s. 148 - 149.
[5] Ibid., s. 68.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 3868
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 2
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 29.12.2009 16:27 napisał(a):
Odpowiedź na: "Wspólny pokój" należy do... | A.Grimm
Bardzo ładna, wnikliwa recenzja - aż nabrałam ochoty na powtórkę, bo tak strasznie dawno to czytałam...
Użytkownik: Monika.W 25.03.2016 08:25 napisał(a):
Odpowiedź na: Bardzo ładna, wnikliwa re... | dot59Opiekun BiblioNETki
A ja właśnie przeczytałam. Dałam 4. Za obraz społeczeństwa - czyli to wszystko obok artystów. Za studentów, matki, komunistów i policję. Bo sam obraz bohemy raczej nudny - piją i nie piszą.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: