Dodany: 19.12.2009 11:02|Autor: misiak297

Książka: Grypa szaleje w Naprawie
Kurek Jalu

4 osoby polecają ten tekst.

Polski „Germinal”?


Jalu Kurek tworzył w okresie międzywojnia, kiedy zwrócono się w stronę reportażu, odchodzono od „kłamstwa fikcji” na rzecz absolutnego autentyzmu, ograniczano fabułę powieściową do faktów. Być może to dlatego „Grypa szaleje w Naprawie” nie ma fabuły opartej na jakiejś zwartej akcji, zmierzającej do określonego rozstrzygnięcia. Przypomina raczej mozaikę, zestaw drobnych obrazków z życia wiejskiego bardzo luźno ze sobą powiązanych. Przy czym jest to mozaika ociekająca krwią i potem umęczonych ludzi.

Właściwie trudno tu znaleźć jednostkowego bohatera – chyba że uznać zań bohatera zbiorowego (tendencja również charakterystyczna dla okresu spomiędzy wojen) w postaci mieszkańców Naprawy i ościennego Jordanowa – autentycznych wiosek podhalańskich. Często bohaterowie pojawiają się i znikają (choć właściwie można by tu powiedzieć: umierają) w pojedynczych migawkach, krótkich, ale połączonych niezwykłym stopniem nasycenia okrucieństwem.

Na upartego można by wyznaczyć krąg bohaterów, wokół których kręcą się powieściowe zdarzenia. Jest zatem miejscowa rodzina Panków z służącą Maryną, są nauczyciele z miasta – Hanka Nagórska i Andrzej Głaz, jest muzyk Zygmunt Szczepaniak, Zeńka Molicka, doświadczona przez życie kasjerka lokalnego kina, wreszcie exadwokat Michał Korabiowski dożywający swoich dni na emeryturze.

Znajdziemy tutaj kult faktu, kult drobnych elementów codzienności. To rzeczywistość nakreślona wyraziście i dosadnie – z ciułaniem grosza do grosza, z niedzielną mszą świętą, parobkami spółkującymi z służącymi w krzakach, słabym utargiem, wyprawami do kina na projekcję filmów ze zdartych taśm, przechowywaniem osolonej wody z ziemniaków, kastrowanymi baranami, okrutnym samosądem wynikającym ze specyficznej wiejskiej moralności. Jak widać, obraz Naprawy daleki jest od tego z naszych wyobrażeń o wsi. Zauważa to Hanka Nagórska – młoda dziewczyna oddelegowana do pracy w charakterze nauczycielki. Zestawienie jej mniemań z odczuciami rdzennego mieszkańca Naprawy, Wojtka Panka, jest niezwykle znaczące:

„Słońce wschodzi. Cierpienie zaczyna się od nowa. Hanka ogląda sielankę wiejską. Zaczyna rozumieć. Poezja wakacyjna wykołysała zachwyt mieszczuchów nad wsią. Cóż dla nich znaczy wieś? Wiosną – kwiaty, latem – borówki i mleko kwaśne, jesienią – śliwki i grzyby, zimą – nic, najwyżej choinka na Boże Narodzenie. A tu tyle zmartwienia i błota przelewa się w jednym dniu na przestrzeni jednej chałupy! (…)
[Wojtek Panek:] - Co pani mówi, że słońce ładnie zachodzi? Ja tam nic nie widzę ładnego.
Nie ma żadnych zachwytów nad ziemią, nie żywi żadnych uczuć oprócz uczucia walki z przyrodą. Kraje, sieje, kruszy, nawozi, ujarzmia, łagodzi, kopie: oto jest zwierciadło życia nieporadnego, borykającego się z glebą. Że słońce wstaje? To znaczy, że znowu zaczyna się męka”[1].

Przy tym przyroda nie sprzyja człowiekowi, następuje tu odwrócenie klasycznych wiejskich motywów. Jeśli słoneczko - to praży, jeśli lśniąca rosa - to moczy wszystko aż do przeziębienia, jeśli jakieś zapachy - to ostra woń gnoju. Jednostka zostaje wrzucona w ten obraz jak na ring bokserski. To świat walki, ale świat dla rdzennych mieszkańców w gruncie rzeczy dobrze znany, a zatem swojski. Naprawa stanowi pewien mikrokosmos, w który nie wkroczyła jeszcze druga wojna światowa (choć już niedługo, bo akcja rozgrywa się w połowie lat trzydziestych), zatem jest jakby poza światem. Lokalna społeczność nie rozumie gazetowych rewelacji, przestają mieć znaczenie prasowe doniesienia o balonie sowieckim rozbitym w stratosferze czy strajkach we Francji, równie odległej co Księżyc. Jednak działa to w dwie strony – przyjezdni nie są w stanie przystosować się do wiejskich realiów. Andrzej Głaz gorzknieje, piękna Hanka Nagórska jest coraz bardziej sfrustrowana rzeczywistością, w której przyszło jej egzystować – dlatego odpływa z niej w radiowych słuchawkach na uszach. Zygmunt pielęgnuje wizję Paryża, którego nigdy nie zobaczy – niczym jakichś szklanych domów, Zenia oddaje się prawdziwej miłości. Oni po prostu uciekają w kulturę od zacofania i skrajnego biologizmu, w jakim żyją mieszkańcy Naprawy. To biologizm połączony z wciąż wzrastającą biedą i głodem, a jednak jakby nienaznaczony śmiercią. A jeśli ta sytuacja się zmieni? Na przykład na wioskę spadnie w 1934 roku epidemia grypy, pokonująca większość mieszkańców?

„Śmierć  o s t a t n i o  [podkr. moje - Misiak] przyzwyczaiła się przychodzić nagle do Naprawy i nie bawić długo”[2].

Nagle ludzie zaczynają masowo umierać – przy czym nic nie jest w stanie zatrzymać ponurej żniwiarki. Umierają różnie – w nędzy i upodleniu, z miłością na ustach, w oczekiwaniu na nadchodzącego kochanka, a wreszcie (jak nastoletni chłopiec) - wydając ostatnie dyspozycje do pracy w polu. I choć właściwie mówi się, że oficjalną przyczyną jest grypa, to bardziej chodzi tu o nędzę. Wobec nędzy tak samo jak wobec śmierci mieszkańcy Naprawy są bezsilni – nie ma pieniędzy na lekarzy, a urzędnicy w odległych miastach nie interesują się jakąś zapyziałą dziurą. Bohaterowie powieści Kurka odchodzą tak naprawdę po przegranej nie tylko z nędzą, ale i z naturą, bo „ludzie umierają, a zostaje śnieg. Giną cywilizacje, a śnieg pozostaje” [3].

Dosadność powieści „Grypa szaleje w Naprawie”, emocje, które muszą pojawić się przy lekturze wskazują na dalekie pokrewieństwo z „Germinalem” Emila Zoli. Jednak choć dominuje w książce warstwa naturalistyczna, Jalu Kurek nie stroni też od głęboko lirycznych, pięknych scen – choć tym wyraziściej pokazujących zdradliwe oblicze natury. Kiedy książka ukazała się w 1935, była atakowana ze wszech stron – za zniszczenie mitu o sielance z hasła „wsi spokojna, wsi wesoła”. Ale czy literatura jest po to, żeby kultywować zakrzepłe i zupełnie niezgodne z rzeczywistością mity? Nie sądzę.

Chyba już zapomniano o tej powieści – tak jak zapomniano o Naprawie, gdy potrzebowała pomocy. A przecież obok takich książek o wiejskich społecznościach, jak „Kamień na kamieniu” Myśliwskiego, „Róża” Iwaszkiewicza, „Dolina Hortensji” Żakiewicza, „A jak królem, a jak katem będziesz” Nowaka czy powieści Ostrowskiej („Śniła się sowa”, „Owoc żywota twego”) wypada postawić tę wstrząsającą historię Naprawy – ponieważ jest to kawał dobrej, do głębi przejmującej prozy.



---
[1] Jalu Kurek, „Grypa szaleje w Naprawie”, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1987, s. 15.
[2] Tamże, s. 154.
[3] Tamże, s. 169.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 12653
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 1
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 02.01.2010 11:07 napisał(a):
Odpowiedź na: Jalu Kurek tworzył w okre... | misiak297
Że też ja tę recenzję przeoczyłam! A dopiero co (jakiś miesiąc temu) sama zrobiłam sobie powtórkę z "Grypy...", doznając prawie identycznych wrażeń. Najbardziej do mnie przemówiły detale: opisy pomieszczeń i pejzaży, scenki z targowaniem się Wojtka o cenę krowy, uradzania „mądrych głów” nad podziałem rządowej zapomogi między obywateli gminy, dialogi przy łóżku konającego Franka... O ile generalnie za tym nie przepadam, o tyle tu zastosowanie dwóch różnych sposobów narracji - typowo powieściowego („Od maja Irka przerwała lekcje i przestała się spotykać z Andrzejem. Twierdziła, że rodzice otoczyli ją nadspodziewaną kontrolą, że musi poważniej zająć się nauką, że jest nerwowa i wyczerpana, że potrzebuje spokoju”) i typowo reportażowego („Na ulicy Łętowskiej leży paru chłopów brzuchami do góry, grzejąc się do słońca. Na rynku spacerują swobodnie i leniwie dwie krowy, a w dół ku Malejowej pomyka z pompą wycieczka familijna żydowskich letników. Rozmawiają o mowie Hitlera w parlamencie”) - wydało mi się wyjątkowo na miejscu. Oceniłabym książkę nawet wyżej, gdyby nie nadmiar melodramatycznych fraz w scenach opisujących życie wewnętrzne bohaterów i ich miłosne przygody („zrabowano kwiat dojrzałości”, „rozpływała się w poczuciu męskich ramion, w śpiewie ptaków, w świetle zachodu”, „zgubiona w jego koszuli opływała gorącem rozpalonych ud”).
"Księga Tatr" i "Księga Tatr wtóra" mają chyba mniej tego rodzaju ozdobników - chociaż głowy sobie nie dam uciąć, bo czytałam je dobrze ponad 30 lat temu i jeszcze nie znalazłam czasu na powtórkę - również łącząc w sobie elementy naturalistycznej powieści, reportażu i prozy wspomnieniowej. Gdybyś reflektował, mogę pożyczyć.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: