Dodany: 18.09.2015 12:17|Autor: UzytkownikUsuniety04​282023155215Opiekun BiblioNETki

Demon ambicji



Recenzent: Olaf Pajączkowski


Pozwolę sobie zacytować kultowe już słowa i stwierdzić, że „z pewną taką nieśmiałością” podchodzę do „Czerwonego i czarnego”. Oto bowiem recenzuję dzieło jednego z Wielkich. Dzieło, o którym pisano już wiele razy w przeszłości – głównie pochlebnie. Pierwsza powieść psychologiczna z prawdziwego zdarzenia (albo jedna z pierwszych). Arcydzieło literatury. Nawet tekst z okładki upewnia niezorientowanych, że jest to „najsłynniejsza powieść Stendhala”[1].

Ten utwór chyba każdy miłośnik literatury zna choćby ze słyszenia – a ci, którzy jeszcze nie sięgnęli po tę historię, prędzej czy później to uczynią, by móc przeczytać kolejną perełkę ze swojej listy czytelniczej. Jaka jest więc moja rola? Czy zdołam dojrzeć w tej powieści coś nowego, czego wcześniej nie dojrzeli wielcy? Czy w recenzji powinienem dokonać jej głębokiej analizy? Czy zachęcać do sięgnięcia po tę pozycję, skoro i bez mojego zachwalania większość z Was prędzej czy później to uczyni (a spora część już uczyniła)?

Przyznam, że do tej pory – mimo że Stendhal był mi oczywiście znany – nie miałem okazji przeczytać „Czerwonego i czarnego”. Teraz jednak, dzięki bardzo dobremu wydaniu w twardej okładce (oczywiście w jedynym słusznym tłumaczeniu Tadeusza Boya-Żeleńskiego) nadrobiłem tę zaległość i podzielę się z Wami wrażeniami z lektury.

Rzecz dzieje się w okolicach roku 1830; to okres po upadku Napoleona, restauracji Burbonów i wprowadzeniu monarchii konstytucyjnej we Francji, a niedługo przed rewolucją lipcową (autor nie podaje jednak dokładnych dat). Głównym bohaterem jest Julian Sorel, młody chłop – zakochany w książkach, otaczający kultem Bonapartego, a przez to niepasujący do twardo stąpającej po ziemi rodziny. Gdy nadarza się okazja, ojciec posyła go do proboszcza. Tam Julian, dzięki swej fotograficznej pamięci, uczy się recytować całe Pismo Święte po łacinie, lecz bez prawdziwej znajomości tego języka. Potem trafia do państwa de Renâl, których dzieci ma uczyć martwego języka starożytnych Rzymian. Niespodziewanie otwiera mu to drogę do awansu społecznego...

W trakcie tej wędrówki Julian może bliżej przyjrzeć się przedstawicielom niemalże każdego stanu ówczesnej Francji (przez chwilę w powieści pojawia się nawet król), a także dwóm wrogim sobie obozom – rewolucjonistów, którzy gardzą podziałami na klasy niższe i wyższe oraz z rozrzewnieniem wspominają czasy Napoleona, i monarchistów, złożony głównie z arystokracji pragnącej powrotu dawnych przywilejów.

Stendhal celnie, ostro i z humorem pokazuje zabobonnych, ale często perfidnych chłopów, próżnującą i znudzoną szlachtę, dwulicowe, pełne hipokryzji duchowieństwo oraz przejmujące się dobrami materialnymi i opinią innych mieszczaństwo. Konstatuje, że w gruncie rzeczy stany te niczym się od siebie nie różnią – gdyby usunąć różnicę majątkową między szlachtą i chłopstwem, chłopi, nie musząc już każdego dnia walczyć o chleb, oddaliby się takiemu samemu próżniactwu jak arystokraci. Wszyscy, bez względu na pochodzenie, stają się obłudni, ulegają ambicjom i chciwości. Julian z niesmakiem zauważa, że społeczeństwo zmusza człowieka do kłamstwa, jeśli ten chce w życiu coś osiągnąć i nie cierpieć głodu.

Sorela także można określić mianem obłudnika. Dla młodzieńca liczy się przede wszystkiim kariera; sercem jest po stronie rewolucjonistów, ubóstwia wręcz Napoleona i marzy o wojskowych medalach, lecz – jak sam przyznaje – czasy, gdy dzięki armii można było dostać się na szczyty piramidy społecznej, minęły. Z wyrachowania wybiera drogę księdza – ponieważ tylko duchowieństwo posiada odpowiednią władzę i bogactwa. Wspinając się po szczeblach kariery, nie cofnie się przed niemoralnymi działaniami. Co najciekawsze – i w czym widać zresztą geniusz Stendhala – czytelnik nie jest w stanie tego bohatera nie polubić (a przynajmniej, po pełnym emocji finale, nie może mu nie przebaczyć).

Julian Sorel to intrygująca postać i o jego perypetiach czyta się z zapartym tchem. Niektórzy mogą powiedzieć, że książka się zestarzała, że tak się już nie pisze (Stendhal bowiem bardzo dużo opisuje, a nie pokazuje, co jest sprzeczne z nowymi zasadami powieściopisarstwa). Inni dorzucą, że sama historia to w istocie typowe romansidło. Prawdą jest jednak, iż powieść niezwykle wciąga i zmusza do myślenia. „Czerwone i czarne” ma pewne wady; pierwsza część jest bardzo dobra, finał – wspaniały, ale początek drugiej części trochę nuży opisami balów, szlacheckich zbytków i miłostek. Przez te fragmenty brnąłem z większą trudnością niż przez pozostałe – warto jednak zdać sobie sprawę, że zamiarem autora było pokazanie nudy pustej egzystencji. Zalet jest zdecydowanie więcej niż niedoskonałości. Tutaj też padają słynne słowa, genialne porównanie powieści do zwierciadła:

„Bo, drogi panie, powieść to jest zwierciadło przechadzające się po gościńcu. To odbija lazur nieba, to błoto przydrożnej kałuży. Człowieka tedy, który nosi zwierciadło w swoim plecaku, będziecie obwiniali o niemoralność! Jego zwierciadło odbija kał, a wy oskarżacie zwierciadło! Oskarżajcie raczej gościniec, gdzie jest bagno, a bardziej jeszcze dróżnika, który pozwala, aby woda gniła i aby się tworzyły bajora”[2].

I choć rama może być już pokryta lekką warstwą kurzu, to jednak dalej jest piękna – a zwierciadło nie straciło nic ze swej przejrzystości.


---
[1] Stendhal, „Czerwone i czarne”, przeł. Tadeusz Żeleński, wyd. MG, 2015, tekst z okładki.
[2] Tamże, s. 371-372.




Autor: Stendhal (właśc. Marie-Henri Beyle)
Tytuł: Czerwone i czarne
Wydawca: Wydawnictwo MG, 2015
Liczba stron: 534

Ocena recenzenta: 5.5/6


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 695
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: